W tym roku poświęconym Bogu Ojcu, nasi czytelnicy zapewne z przyjemnością zechcą zapoznać się z historią Matki Eugenii Elisabetty Ravasio, skromnego instrumentu jakim Bóg Sam osobiście zechciał się posłużyć aby Go poznano, pokochano i uwielbiano. Czyż nie są to przecież, jak podaje ewangelia i katechizm, powody dla których Bóg Ojciec nas stworzył?
Podajemy niżej adres dla tych wszystkich którzy chcieliby otrzymać jakiekolwiek dokumenty, książki i zdjęcia o Orędziach Boga Ojca do Matki Eugenii:
Missionare „Unitas in Christo ad Patrem", Via del Cenema 16 - 00040 Anzio, Rome, Italy; Tel.: 06-98-73-405; Fax: 06-98-62-483. Account no. 23 966 005, Postal Giro Office of Rome, Italy.
Publikujemy za uprzejmą zgodą Sióstr z zakonu Matki Eugenii z Rzymu.
Oto wołanie, które dzisiaj staje się coraz częstsze na świecie: czy ludzie rozpoznają w Ojcu Boga? Poczuwamy się do obowiązku opublikować to Orędzie uznane przez Kościół, które Bóg Ojciec dał światu za pośrednictwem stworzenia, które tak bardzo umiłował, za pośrednictwem siostry Eugenii Elisabetty Ravasio. Uważamy również za stosowne opublikowanie świadectwa przekazanego przez Aleksandra Caillot, biskupa Grenoble, jako rezultat prac Komisji ekspertów powołanych z różnych stron Francji do przeprowadzenia procesu diecezjalnego zapoczątkowanego przez niego w 1935 roku. Trwał on 10 lat.
Kim była Matka Eugenia? Uważamy, że Matka Eugenia była i nadal jest jednym z największych świateł tych czasów, małym prorokiem nowego Kościoła, w którym Bóg Ojciec jest w centrum i na szczycie wszelkiej wiary i jedności, jest najdoskonalszym ideałem wszelkiej duchowości. Jest światłem, które Bóg Ojciec ofiarował światu w tych czasach chaosu i ciemności, aby poznał on drogę, którą należy postępować.
Elisabetta Ravasio (Matka Eugenia w zgromadzeniu) urodziła się w wiejskiej rodzinie w 1907 roku w San Gervasio d'Adda we Włoszech. Z racji iż urodziła się przedwcześnie, cierpiała na wiele dolegliwości i praktycznie miała być skazana na kalectwo. Do 4 roku życia nie zaczęła jeszcze chodzić ani mówić. Aby prosić o łaskę uzdrowienia, jej dziadek udał się z nią na pieszą pielgrzymkę do Sanktuarium Matki Boskiej Vareskiej, a kiedy na rękach wniósł ją do świątyni, mała Elisabetta stanęła na własnych nogach podtrzymywana przez „piękną panią". Zaraz potem wróciła do rodziców aby się im pokazać, a ci głęboko uwierzyli że są świadkami cudu. Po jakimś czasie, kiedy rodzice zabrali ją znowu do Sanktuarium, tym razem – aby podziękować za odzyskane zdrowie Elisabetty – dziewczynka widząc posąg Błogosławionej Dziewicy Maryi wykrzyknęła: „To jest ta pani, która pomogła mi stanąć!"
Jej niezwykle pobożny dziadek zazwyczaj przewodził całej rodzinie w modlitwach i nie szczędził cennych rad, które pomagały dziecku rozwijać się duchowo. Pewnego dnia, wskazując na miejscową rzekę, powiedział on do Elisabetty: „Widzisz jak woda wpływa i wypływa? Gdyby nie odpływała, szybko utworzyłoby się rozlewisko. Tak samo jest z twoimi cierpieniami, twoimi łzami, i konfliktami. Przychodzą i odchodzą. Uważaj aby się ich nie trzymać, w przeciwnym razie będziesz nieszczęśliwa. Wszystko przemija. Poświęć wszystko Bogu i zaakceptuj Jego wolę, dzień po dniu. Nie przejmuj się tymi, którzy sprowadzają na ciebie cierpienie, ale przyjmuj wszystko tak jakby to pochodziło z rąk Pana. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Bóg prowadzi Swoich ludzi krok po kroku. On ma zawsze na celu dobro, nawet jeśli my nie potrafimy tego dostrzec i nie znajdujemy odpowiedzi na pytanie „dlaczego?" Miej odwagę, idź zawsze do przodu i przeczekaj aż minie cierpienie!"
Elisabetta zrobiła dobry użytek ze wskazówek swojego drogiego dziadka. Często później powtarzała: „Poczekam aż minie, śpiewając w międzyczasie." Tak więc, „kiedykolwiek Matka Eugenia śpiewała," mówiły towarzyszące jej Siostry ze zgromadzenia „to dlatego, że coś było nie tak."
W wieku 12 lat, czując się w obowiązku pomagać rodzinie w utrzymaniu, podjęła pracę w fabryce tkackiej, gdzie przepracowała osiem lat. W 1927 roku, mając lat 20, Elisabetta wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Apostołów i przyjęła imię Matki Eugenii, a w osiem lat później, mimo swojego młodego wieku (miała dopiero 28 lat), została wybrana Matką Generalną tegoż Zgromadzenia. Była to dla niej odpowiedzialność niemalże ponad jej możliwości, ale jej bezgraniczne zaufanie w Bogu pomagało jej podołać zadaniom. Tak więc, mimo iż ukończyła zaledwie trzy klasy szkoły podstawowej, dzięki pomocy Samego Boga w szybkim czasie opanowała łacinę, jak również napisała kilka książek zawierających religijne wskazówki.
W 1939 roku, Matka Eugenia udała się do Afryki, gdzie spotkała wyniszczonych już przez chorobę trędowatych. Byli oni odseparowani na wyspie Desiree, bez możliwości ucieczki, porzuceni w ich chorobie, skazani na samotność, zrozpaczeni. Matka Eugenia przybyła na wyspę samolotem, więc ci którzy to widzieli uwierzyli, że ta Misjonarka Miłości przybyła do nich prosto z Nieba i uczyni dla nich to, co wydawało się niemożliwym.
Raoul Follereau, apostoł przebywający wśród trędowatych tak oto opisuje to miejsce w swojej autobiografii „La seule verite c'est de s'aimer" („Jedyną prawdą jest kochać jeden drugiego"): „Wyspa Desiree, w swojej obficie rosnącej roślinności, została stworzona dla szczęścia, odpoczynku i pokoju. Ten ziemski raj jest jednak piekłem, gdzie ludzkie istnienia, naznaczone najokrutniejszym cierpieniem, skazane są na życie..."
Aby polepszyć warunki bytowe ludzi zamieszkujących wyspę, a zwłaszcza warunki sanitarne, Matka Eugenia wpadła na pomysł wybudowania miasta dla trędowatych. Miasto to miało być ulokowane w dżungli, tak żeby każdy miał wolną drogę w przypadku gdyby zechciał miasto opuścić. Trędowaci mogliby w końcu poczuć prawdziwą wolność, respekt i szacunek jaki należy się każdemu człowiekowi.
Jeden z francuskich ministrów, do którego Matka Eugenia zwróciła się ze swoim projektem, taką oto dał jej odpowiedź: „To jest tylko sen, utopia, wymysł. Nikt nie buduje miasta w dżungli. Z pewnością jesteś bardzo hojną kobietą, ale twoja charytatywność mija się z możliwościami..."
Drżącym i załamanym głosem Matka Eugenia zwierza się ze swoich smutków Raoulowi Follereau, który w owym czasie ukrywał się w jej zakonie przed karą śmierci. Oto co mu powiedziała: „W Europie bawimy się w wojnę, a tam najbiedniejsi na świecie umierają z głodu w trądzie i nędzy. Chcę wybudować miasto w afrykańskim lesie, gdzie trędowaci będą traktowani jak ludzie z całym należytym im respektem i szacunkiem". W odpowiedzi Matka Eugenia usłyszała: „Matko, ty kontynuuj swoją pracę, a ja się zajmę szukaniem na ten cel pieniędzy".
Dziesięć lat później, w 1950 roku, miasto było ukończone, dzięki dobrej woli wielu ludzi i zaparciu Matki Eugenii. „Niemożliwy sen" urzeczywistnił się. Projekt rozrósł się do takich rozmiarów, że rząd zdecydował nadać miastu nazwę „Narodowego Instytutu dla Trędowatych na Wybrzeżu Kości Słoniowej".
Dzięki swojemu zaufaniu do Boga i niezmiernej chęci niesienia pomocy chorym, Matka Eugenia odkryła nowe lekarstwo, wyciąg z pewnej rośliny, który położony na rany trędowatych zapobiegał ich rozprzestrzenianiu się. Odkryciem tym zainteresował się Instytut Pasteura w Paryżu otwierając tym samym nowe perspektywy na całkowite zwalczenie trądu.
Podczas wywiadu, Raoul Follereau, wysoko ceniący charyzmatyczną osobowość Matki Eugenii, tak o niej powiedział: „Matka Eugenia Elisabetta Ravasio jest wyjątkową kobietą. Słowo'niemożli-we'dla niej nie istnieje".
W 1948 roku, zachęcona przez Kardynała, Matka Eugenia opuściła kongregację, aby poświęcić się nowej pracy misyjnej, mając nadzieję na zachęcenie ludzkości do pogłębienia wiedzy o niezmiernej miłości Boga Ojca i wypełnienie płomiennego pragnienia Jezusa: „Ojcze nasz... aby mogli być jedno jak My jesteśmy jedno".
To przedsięwzięcie okazało się jednak możliwe do zrealizowania dopiero 40 lat później, kiedy to w roku 1988 – przy końcu jej drogi na Kalwarię – jej praca zatytułowana: „Unitas in Christo ad Patrem" („Zjednoczeni w Chrystusie i Ojcu") została uznana przez Kościół.
Matka Eugenia zasnęła w Panu 10 Sierpnia 1990 roku, otoczona czcią i miłością wszystkich tych, którzy byli jej bliscy. Aby przygotować ją do misji jaką miała spełnić za życia, Bóg obdarzył ją wieloma wspaniałymi łaskami i darami. I mimo wielu prób i cierpień przez, które musiała przejść, Pan pomógł wykształcić w niej tą cenną zaletę, że kochała Go coraz bardziej. A kiedy przyszedł czas, że Bóg objawił się Matce Eugenii, Jezus powiedział do niej: „Przez całe wieki Bóg obdarzał swoje stworzenia wieloma darami, ale ty teraz otrzymujesz dar największy" i za wyciągnięciem Jego dłoni mogła zobaczyć zbliżającego się Boga Ojca, który ofiarowuje się całej ludzkości. Bóg obarczył ją odpowiedzialnością przekazania wszystkim Jego dzieciom posłannictwa o Jego miłości. Jej misją było uświadomienie nas o cudownej rzeczywistości, że Bóg jest naszym Ojcem. On nas kocha. On zawsze jest z nami. I chce nas przyjąć w chwale do swojego domu.
Bóg Ojciec powiedział Matce Eugenii, że za każdym razem kiedy ktoś czyta to Orędzie, On osobiście będzie tam ze swoją miłością i da odczuć Swoją obecność komunikując się z daną duszą.
Za wstawiennictwem Matki Eugenii, Bóg Ojciec obdarza wieloma łaskami tych, którzy powtarzają słowa modlitwy „Bóg jest moim Ojcem", które Sam osobiście jej przekazał.
***
na podstawie raportu sporządzonego w czasie badania kanonicznego dotyczącego Matki Eugenii Elisabetty Ravasio.
Wedle mej duszy i sumienia, w najżywszym poczuciu odpowiedzialności wobec Kościoła oświadczam: jedynie przyjmując interwencję nadprzyrodzoną i Boską, można dać logiczne i zadowalające wyjaśnienie ogółu wydarzeń. To wyjątkowe wydarzenie, pozbawione wszystkiego, co je otacza, wydaje mi się pełne szlachetności, podniosłości i nadprzyrodzonej owocności.
Prosta zakonnica wezwała dusze do prawdziwego kultu Ojca, takiego jakiego uczył Jezus i jaki Kościół ustalił w liturgii. Nie ma w tym nic niepokojącego, nic innego tylko wielka prostota i zgodność z prawdziwą doktryną. Nawet gdyby pominąć cudowne zdarzenia towarzyszące temu orędziu, zachowałoby ono i tak całą swoją wartość. Kościół – niezależnie od osobliwego zdarzenia związanego z Siostrą – wypowie się, czy idea specjalnego święta może być przyjęta ze względów doktrynalnych.
Wierzę, iż Siostra dostarcza nam wielkiego dowodu autentyczności misji przez sposób, w jaki stosuje w realnym życiu piękną, przypominaną nam przez siebie doktrynę. Uważam za właściwe pozwolić jej kontynuować to dzieło. Wierzę, że jest w nim palec Boży i – po 10 latach badania, rozważania i modlitwy – błogosławię Ojca, że zaszczycił wyborem moją diecezję, jako miejsce tak wzruszających objawień Jego miłości.
†Aleksander Caillot
(Biskup Grenoble w okresie, w którym zostało dane Orędzie)