Papież Jan Paweł II 23 maja 1982 roku beatyfikował brata Andrzeja Bessette, wielkiego apostoła św. Józefa. Oto, co powiedział w homilii:
Czcimy w Bł. Bracie Andrzeju Bessette człowieka modlitwy i przyjaciela ubogich... prawdziwie zdumiewającego człowieka.
Całe jego życie - jego długie 91-letnie życie - było wypełnione pracą „ubogiego i pokornego sługi": Pauper servus et humilis, jak napisano na jego grobowcu. Do dwudziestego piątego roku życia pracował fizycznie na roli, w warsztatach i fabrykach. Potem wstąpił do Bractwa Świętego Krzyża, które powierzyło mu, przez prawie czterdzieści lat, pracę portiera w kolegium Bractwa w Montrealu; a wreszcie przez prawie trzydzieści następnych lat pozostawał opiekunem Oratorium św. Józefa koło uczelni.
Skąd więc pochodzi jego niebywałe promieniowanie, jego sława wśród milionów ludzi? Codzienny tłum chorych, dotkniętych, wszelkiego rodzaju biednych oraz osób upośledzonych lub zranionych przez życie znalazł w jego obecności, w rozmównicy kolegium, w oratorium, przychylne ucho, wsparcie i wiarę w Boga, zaufanie we wstawiennictwo św. Józefa, krótko mówiąc, drogę modlitwy i sakramentów z nadzieją, i często manifestowaną ulgę ciała i duszy. Czyż ubodzy nie potrzebują dziś tak bardzo takiej miłości, takiej nadziei i takiego wykształcenia w modlitwie?
Ale skąd Brat Andrzej miał takie zdolności? Bóg życzył Sobie dać siłę przyciągania i cudowną moc temu prostemu człowiekowi o przeciętnym zdrowiu, który sam poznał niedolę sieroctwa ze swoimi dwunastoma braćmi i siostrami, pozostawionymi bez pieniędzy i wykształcenia, krótko mówiąc, człowiekowi pozbawionemu wszystkiego z wyjątkiem wielkiej wiary w Boga. Nic dziwnego, że czuł się bliski świętemu Józefowi, ubogiemu i wygnanemu robotnikowi, tak bliskiemu Zbawicielowi, którego Kanada, a zwłaszcza Wspólnota Świętego Krzyża zawsze bardzo czciły. Brat Andrzej musiał pogodzić się z niezrozumieniem i szyderstwem, jakie powodował sukces jego apostolatu. Pozostał jednak prosty i wesoły. Wracając do Świętego Józefa, w obecności Najświętszego Sakramentu, sam odmawiał, długo i gorliwie, w imię chorych, modlitwę, której ich uczył. Czy jego wiara w moc modlitwy nie jest jednym z najcenniejszych znaków dla mężczyzn i kobiet naszych czasów, którzy są skłonni rozwiązywać swoje problemy bez uciekania się do Boga?
Jan Paweł II