Słowo “bezrobocie” znaczyło kiedyś odpoczynek. Był to czas odprężenia po ciężkiej fizycznej pracy, czas przeznaczony nie na przymusowe i wyczerpujące siły zajęcia, ale raczej na działania uaktywniające intelekt i rozwijające ducha. W czasie świąt kościelnych albo państwowych lub w niedziele – byliśmy „bezrobotni”.
Dzisiaj słowo „bezrobotny” wywołuje zupełnie inne skojarzenia. Dziś dla większości oznacza to ciężką próbę życiową, biedę będącą konsekwencją utraty zarobków, jedynego źródła utrzymania. W dzisiejszych czasach bezrobocie, zamiast dawać człowiekowi okazję do rozwoju kulturalnego i duchowego, wystawia go tylko na pastwę zmartwień, trwogi i cierpienia.
Dzieje się tak dlatego, że obecnie już nie korzystamy bezpośrednio z owoców pracy naszych rąk, ale z dóbr, które kupujemy od innych za pieniądze. Lecz pieniądze te możemy zdobyć tylko będąc zatrudnionym. Ponieważ większość pracowników nie ma innych środków produkcji jak własne ręce i jakieś umiejętności, które kiedyś zdobyli, mogą oni szukać zatrudnienia tylko w służbie dla innych, głównie w zakładach przemysłowych i handlowych. Jeśli takiego zatrudnienia nie mają albo je tracą, zostają bezrobotnymi, a ich płace, niezbędne przecież do życia, przestają być wypłacane.
Nawet mając ubezpieczenie na wypadek utraty pracy nie jesteśmy w stanie uniknąć tych miażdżących nas i nasze rodziny kleszczy w sytuacji utraty pracy. W przypadku wypłaty zasiłku z tytułu ubezpieczenia dochód drastycznie się zmniejsza, a przecież potrzeby bezrobotnego i jego rodziny wcale nie uległy zmniejszeniu. Dlatego też bezrobotny żywiciel rodziny przeżywa często okresy strachu i tortur psychicznych. A gdy wypłata zasiłku się kończy, oznacza to katastrofę dla całej rodziny.
Najbardziej nieludzkim przepisem w tym systemie ubezpieczenia jest to, że pomoc ta definitywnie się kończy wtedy, gdy bezrobotny, wyczerpawszy wszystkie swe szczupłe zasoby, potrzebuje pomocy właśnie najbardziej. To tak jakby żądać ścisłego postu nie od kogoś zdrowego i dobrze odżywionego, ale od człowieka osłabionego długim okresem niedożywienia.
Jest także nieludzkie odmawiać zasiłku bezrobotnemu z powodu niewystarczającej ilości „pieczątek” tzn. gdy bezrobotny nie miał szczęścia przepracować odpowiedniej liczby tygodni, zanim został zwolniony z pracy. Im mniej mógł zarobić, tym bardziej zamyka się przed nim drzwi. Ci bardziej pechowi są gorzej traktowani.
Nie jest chyba dziwne, że w systemie, w którym aspekt finansowy jest ważniejszy niż aspekt ludzki, będziemy szukać winnego w sytuacji, gdy bezrobocie podnosi swą szpetną głowę. Ale powinniśmy być tu ostrożni, bo łatwo skierować zarzut w niewłaściwym kierunku, a kompletnie nie dostrzec właściwego celu.
Na przykład wiele osób odpowiedzialnością za bezrobocie obciąża przemysł i prywatne przedsiębiorstwa, ponieważ nie zapewniają one pracy każdemu. Jest to ulubiona praktyka propagujących nacjonalizację (upaństwowienie) produkcji tzn. ustanowienie państwa właścicielem i zarządcą wszystkich środków produkcji (państwowy socjalizm).
Wysuwanie takich oskarżeń wobec przedsiębiorstw ujawnia lekceważenie i zupełny brak wiedzy na temat rzeczywistej roli i znaczenia przemysłu.
Otwarcie nowego zakładu przemysłowego w regionie jest witane zawsze z ogromną radością. „Zapewni to ludziom dużo nowych miejsc pacy,” usłyszysz. W rzeczywistości, to nie miejsca pracy interesują ludzi, ale raczej koperty z wypłatą, których te miejsca dostarczają. Nie jest trudno znaleźć pracę bez płacy; każdy z odrobiną inteligencji może zawsze znaleźć mnóstwo prac i mieć zapewnione zajęcie, jeśli tylko pieniądze nie mają dla niego znaczenia.
Jeśli traktujemy przemysł jako dostarczyciela pracy i płacy i nic ponadto, to w dalszym ciągu mylimy się. Celem przemysłu nie jest dostarczanie zatrudnienia, ale produkowanie dóbr. Ogólniej, istotnym celem całego systemu ekonomicznego jest produkowanie i dostarczanie dóbr i usług dla zaspokajania potrzeb ludzi i dokonywanie tego szybko i sprawnie, przy minimalnym wydatku energii.
Doskonały system ekonomiczny powinien zaspokajać wszystkie materialne potrzeby ludzkie, zaopatrywać ludzi we wszystkie materialne dobra, bez wymagania jakiejkolwiek fizycznej pracy ze strony człowieka. Zatem człowiek mógłby poświęcić się całkowicie działalności i zajęciom innym niż czysto ekonomiczne, które przecież z pewnością nie wypełniają całego zakresu jego działalności.
Zastanówmy się teraz jak ta zasada powinna funkcjonować w przemyśle. Jeżeli przemysł potrzebuje ludzkich rąk, to dlatego tylko, by wytwarzać produkty. Ale w nieustannym procesie udoskonalania metod produkcji, przemysł powinien coraz sprawniej służyć społeczeństwu, a więc wymagać coraz mniej czasu i energii ze strony osób uczestniczących w procesie wytwarzania dóbr materialnych i usług. Każde rozumowanie zaprzeczające takiemu wnioskowi jest po prostu nielogiczne. Nie ma takiego rzemieślnika ani gospodyni domowej, którzy wykonując wprawdzie swe zadania rzetelnie, nie dokładaliby przy tym wszelkich starań, aby wykonać je w możliwie najkrótszym czasie i przy możliwie najmniejszym wydatku energii. Dlaczego przemysł miałby funkcjonować inaczej?
Przypisywanie tak wielkiego znaczenia zatrudnieniu nie jest spowodowane względami logicznymi. Powodem jest raczej to, że zatrudnienie stało się jedynym sposobem zdobywania środków do życia. Dzieje się tak dlatego, że środki dystrybucji produktów nie zostały właściwie dostosowane do rytmu postępu technologicznego.
Co by się stało, gdyby zautomatyzowanie w przemyśle osiągnęło swą pełnię, a więc wyeliminowało zupełnie, lub prawie zupełnie, potrzebę pracy ludzkich rąk? Czy zaniechalibyśmy wtedy dystrybucji dóbr, ponieważ są one produkowane automatycznie? Nie ma żadnej wątpliwości, że musimy wynaleźć środki, różniące się od istniejących obecnie i pozwalające na rozdzielanie owoców produkcji w taki sposób, aby zaspokajać potrzeby społeczeństwa.
Ale dlaczego mielibyśmy czekać z wprowadzeniem nowego systemu aż do czasu, gdy zautomatyzowanie osiągnie swój maksymalny poziom. Dlaczego nie rozpocząć tego teraz, wprowadzając początki naszego nowego systemu jako uzupełnienie istniejącego, a następnie wprowadzać go coraz pełniej, w miarę jak postęp techniczny stale zmniejsza potrzebę ludzkiej fizycznej pracy? Nowa metoda – Kredytowcy Społeczni nazywają ją dywidendą – jest wynagrodzeniem z tytułu postępu, a nie z tytułu pracy. Jest to wynagrodzenie, które przysługuje każdemu, bo postęp jest wspólnym dobrem, czymś należącym do każdego; jest to dziedzictwo przekazywane z pokolenia na pokolenie jako spadek przysługujący wszystkim. W nowym systemie bezrobocie odzyskałoby swoje pierwotne znaczenie jako czas wytchnienia, który można poświęcić zajęciom ulubionym, wybranym spontanicznie, zajęciom na pewno bardziej produktywnym i bardziej szlachetnym niż obowiązkowa, niewolnicza praca. Poza tym takie bezrobocie już nie powodowałoby utraty dochodu, a więc nie nękałoby już bezrobotnego koszmarami sennymi, co ma miejsce przy panującym systemie.
Wszystko co powiedziano wyżej dowodzi, że jest absurdem oskarżanie prywatnych przedsiębiorstw o to, że nie dostarczają zatrudnienia dla wszystkich. Można obwiniać te przedsiębiorstwa tylko wówczas, gdy nie produkują dóbr i usług, których potrzebują ludzie.
Przy założeniu, że jest nam znane jak dostosować postęp techniczny do wymogów sprawnej dystrybucji, jest zupełnie logiczne, a także pożyteczne, iż ten postęp odbiera ludziom pracę i tym samym uwalnia ich od trudu przy produkcji.
Jednakże w tak młodym kraju jak Kanada, będącym stale jeszcze w fazie intensywnego rozwoju, bezrobocie jest czystym nonsensem gdy rozważymy mnóstwo potrzeb czekających na zaspokojenie, głównie w dziedzinie dóbr trwałych, takich jak na przykład domy dla rodzin, inwestycje związane ze wzrostem obszarów miejskich, tak bardzo potrzebne dziś z powodu wzrostu liczby ludności w miastach, szpitale, budowa i naprawa dróg, budowa mostów, itp.
Z powodu naszych wielorakich potrzeb, istnieje ogrom przedsięwzięć pilnie domagających się realizacji. I nie trzeba być ekonomistą aby wiedzieć, że zawsze można znaleźć każdą potrzebną liczbę rąk gotowych do pracy i każdą liczbę dostawców czekających z natychmiastową dostawą takich materiałów, jakie są potrzebne do wykonania tych przedsięwzięć.
Chyba każdy wie także, co uniemożliwia realizację tych projektów. Na przykład przedsiębiorca budowlany nie może zwlekać z zapłatą dla pracowników i za materiały potrzebne do budowy do momentu, aż dom zostanie sprzedany. Nie może on sprzedać domu przed jego wybudowaniem; ale przecież musi on płacić za budowanie domu w czasie, gdy dom jest właśnie w trakcie budowy. Innymi słowy, aby móc budować dom, musi on zawczasu dysponować kredytem finansowym. Gdy otrzymuje on taki kredyt, może organizować budowę, a jego rodzina ma środki do życia. Gdy kredytu nie może uzyskać, nie może prowadzić budowy; jego pracownicy, a także on sam, stają się bezrobotnymi, a rodziny nie mając domu, muszą wynajmować mieszkanie albo mieszkać w slamsach.
Z takich właśnie powodów oskarżamy ograniczenie kredytu o blokowanie działalności przemysłowej i handlowej oraz o powodowanie bezrobocia.
System finansowy jest winny podwójnie. Po pierwsze, jest winny odmowy finansowania produkcji dóbr, które są fizycznie możliwe do wyprodukowania i które mogą zaspokoić rzeczywiste i pilne potrzeby. Po raz drugi jest winny dlatego, że odmawia odpowiedniego finansowania konsumpcji takich dóbr, poprzez odmowę dostarczania społeczeństwu kupujących pieniędzy potrzebnych na pokrycie różnicy między kosztem cen tych dóbr a siłą nabywczą społeczeństwa.
To co powiedzieliśmy o przedsięwzięciach budowlanych, powinno dotyczyć także projektów zarządów miast, szkół, szpitali, itd.
System finansowy jest winny. Ale każdy rząd zezwalający na taką finansową dyktaturę jest równie winny.
Jeśliby, jak my Społeczni Kredytowcy się tego domagamy, cała nowa produkcja (prywatna, miejska, prowincjonalna i federalna) była automatycznie finansowana przez emisję nowych kredytów i jeśliby te kredyty były wycofywane z obiegu w momencie, gdy produkty zostały skonsumowane i na obszarze, gdzie ta konsumpcja miała miejsce, to nie mielibyśmy powodów, aby stawiać zarzuty rządowi w Ottawie. Odpowiedzialność za ten system księgowania kredytu (nie za decyzje co powinno być produkowane, a co nie powinno) stale spoczywa na barkach władz w Ottawie.
Ale skoro tylko finanse zostałyby podporządkowane fizycznej rzeczywistości i gdziekolwiek jakieś nowe fizyczne realia miałyby się pojawiać, to decyzje o tym co powinno się pojawiać (być produkowane), a co nie powinno nie mogłyby być pozostawione w gestii władz centralnych. Decyzje te powinny należeć do producentów i konsumentów. Kredyt stałby się oddanym sługą producenta, który z kolei posłusznie spełniałby życzenia konsumenta, który wreszcie najlepiej ze wszystkich wie, czego sam potrzebuje a czego nie.
Byłaby to prawdziwa demokracja finansowa. Zostałby więc wreszcie położony kres finansowemu dyktatorstwu, mnóstwu problemów tworzonych przez ten fałszywy system, ubóstwu bezsensownie narzucanemu tak wielu. Byłby to kres położony tym wszystkim warunkom, które zmuszają tak wielu do szukania na próżno pomocy u chimery socjalizmu.
Jedynym rozwiązaniem możliwym do przyjęcia dla tych, którym leży na sercu godność osoby ludzkiej, jest rozwiązanie prezentowane przez Kredyt Społeczny.