Wielu chrześcijan uważa, że na początku trzeciego tysiąclecia nie jest już możliwe, aby młody człowiek mógł podążać drogą świętości w okresie dojrzewania, chyba że zamknie się w „bańce” nieprzepuszczalnej dla czasu i otoczenia.
Carlo Acutis, młody Włoch zmarły w wieku piętnastu lat w 2006 roku, którego papież Franciszek chwali w swojej adhortacji apostolskiej Christus vivit (25 marca 2019 r.), dowodzi czegoś przeciwnego. Ten młody żywy i wyjątkowo utalentowany chłopiec, zwłaszcza w informatyce, postrzegał Eucharystię jako „swoją drogę ku Niebu”.
Carlo urodził się 3 maja 1991 roku w Londynie. Miał polskie korzenie ze strony ojca.
Jego rodzice nie byli praktykujący ; jednak dziecko zostało ochrzczone 15 maja, a było wychowywane w religii katolickiej. Carlo obserwuje wszystko wokół siebie z żywym zainteresowaniem ; ta zdolność obserwacji, a potem podążające za nią jego refleksje będą jedną z jego dominujących cech. Powie o chrzcie : „To bardzo ważna rzecz, ponieważ pozwala duszom ocalić się dzięki ich włączeniu do życia Bożego”.
Rodzina Acutis wraca do Mediolanu we wrześniu 1991 r. Dzieciństwo i wczesne lata młodości Carlo spędził w Mediolanie. Tam też ukończył prowadzone przez siostry zakonne szkołę podstawową i gimnazjum. Dalszą naukę podjął w liceum prowadzonym przez oo. Jezuitów. Interesował się szczególnie nowymi technologiami komputerowymi do tego stopnia, że jako samouk, zaczął być uważany za eksperta w tej dziedzinie. Określano go „geniuszem komputerowym”. Tworzył i obsługiwał strony komputerowe na poziomie wyższym niż studenci informatyki. Utworzył stronę, która jest poświęcona Cudom Eucharystycznym na całym świecie i obecnie dołączona jest do witryny Watykanu. Comiesięcznie ma ok. 100 tysięcy wejść.
W Mediolanie Carlo kształci się w InstytucieTommaseo Sióstr Marcelinek. Pozostaje wierny codziennej Mszy św.
Carlo Acutis był zwyczajnym nastolatkiem, towarzyskim i lubianym przez kolegów. Tylko wiarę w Boga miał silniejszą niż przeciętny nastolatek. I niezwykłe umiłowanie Eucharystii, którą nazywał „autostradą do nieba”. Jego mottem życiowym były słowa : „Nie ja, ale Bóg”. Jego wiara była łaską, z którą świadomie podjął współpracę, gdyż pochodził z rodziny, gdzie dziadek ze strony matki określał siebie jako niewierzącego, a rodzice trafiali do kościoła z okazji większych wydarzeń. Carlo co tydzień uczęszczał do spowiedzi, codziennością była Eucharystia i adoracja Najświętszego Sakramentu. Przejawiał szczególne nabożeństwo do Matki Bożej, odmawiając codziennie Różaniec. Udzielał się w swojej parafii. Inspirował go też św. Franciszek ze swoim ubóstwem. Kochał naturę. W niej widział znaki Boga.
W wieku 15 lat został uderzony postacią bardzo agresywnej białaczki, która w ciągu trzech miesięcy doprowadziła do śmierci. Był świadomy swojego stanu i przyjmował to ze swoistą radością, wierząc, że jest ona tylko przejściem do jeszcze lepszej rzeczywistości. W nagranym przez siebie filmie mówi : „Jestem przeznaczony na śmierć”. Cierpienia spowodowane chorobą, ofiarował za Kościół i Papieża. W swojej świadomości prosił, aby pochowano go w Asyżu. „Cieszę się, że umieram tak wcześnie, bo nie zmarnowałem ani minuty życia na rzeczy, które nie podobałyby się Bogu” – napisał Carlo przed swoją śmiercią.
Mimo wysiłku lekarzy, przeczuwana śmierć przyszła 12.10. 2006 r.
Od tego momentu w środowisku Carla istniało przekonanie, że umarł ktoś wyjątkowy, święty. Zaczęto modlić się za jego wstawiennictwem w różnych potrzebach, a modlitwy były wysłuchiwane. To spowodowało, że już w siedem lat po śmierci Carla, na poziomie diecezjalnym rozpoczęto proces badający jego życie. Zgromadzony materiał w 2016 r. trafił do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. W 2018 r. uznano heroiczność cnót i Franciszek zezwolił na nazywanie go Sługą Bożym. Kiedy na potrzeby procesu otwarto grób, okazało się, że ciało Carla jest nietknięte. 6.04.2019 przeniesiono go do Asyżu.
Cud, który ostatecznie przesądził o beatyfikacji, dokonał się w Brazylii. Dotyczył także młodego chłopaka.
Jego mottem życiowym było : „Wszyscy rodzą się jako oryginały, ale wielu umiera jako fotokopie”. Jego duchowość, jak sam zapisał, można określić jednym zdaniem : „Jerozolimę mamy pod domem”. Bo nie trzeba Boga szukać gdzieś daleko, jest On obecny w każdym kościele, a Jego cuda są w nas. (opr. red.)