French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Bogom produk­cji

w dniu środa, 01 sierpień 2001.

Fragmenty książki ks. Stefana Wyszyńskiego „Miłość i sprawie­dliwość społeczna"

    Książka „Miłość i sprawiedliwość społeczna" powstała prawdopodobnie w 1942 r. w czasie wojny, gdy ks. Stefan Wyszyński pełnił obowiązki kapelana zakładu dla ociemniałych w Laskach koło Warszawy. Ks. Wyszyński zajmuje się tu pod­sta­wami życia społecznego i rozważa je z wielką zna­jomością katolickiej nauki społecznej. Książka ta nie mogła być wydana za czasów komunistycz­nych ze względów cenzuralnych i po raz pierwszy uka­zała się drukiem w 1993 r. wydana przez wy­daw­nictwo „Pallotinum" z Poznania.

Ks. Stefan Wyszyński

Co zwalcza Kościół we współczesnym ka­pitalizmie?

    W bezwzględny sposób potępia Kościół plu­tokrację, czyli panowanie pieniądza nad ca­łym życiem gospodarczym.

     Duch indywidualistyczny panujący w życiu go­spodarczym doprowadził do kapitalizmu, który w skrajnej swej formie doprowadził do dyktatury pie­niądza. Pius XI zwraca uwagę na smutne zjawi­sko naszych czasów – w rękach nielicznych jedno­stek skupia się niebezpieczna i despotyczna władza ekonomiczna. A władza ta „najgorszą przybiera postać w działalności tych ludzi, którzy, jako stróże i kierownicy kapitału finansowego, władają kredy­tem i rozdzielają go według swej woli. W ten spo­sób regulują oni niejako obieg krwi w organi­zmie gospodarczym i sam żywioł gospodarczego życia trzymają w swych rękach, że nikt nie może wbrew ich woli oddychać" (Quadragesimo anno, 106). Przez skomplikowany system monopolów, trustów i koncernów cennikowych doprowadziła ona do opanowania wszystkich środków życia, z pogwał­ceniem sprawiedliwości. Dla egoistycznego boga­cenia się wykorzystywano różne stowarzy­sze­nia przemysłowe i handlowe, różne użyteczne in­stytu­cje bankowe i kredytowe, aby odtąd – za­miast słu­żyć dobru obywateli, dla których zostały powo­łane do życia – służyły wyzyskowi już nie jedno­stek, ale całych klas, warstw społecznych, na­rodów i państw.

    Odtąd – jak mówią w swym liście pasterskim biskupi katoliccy Austrii – plutokracja prowadzi systematyczne okradanie narodów z oszczędno­ści, planowe zubożenie mas, aby uzależnić od sie­bie już nie tylko robotników, ale rzemieślników, stan średni, a nawet przedsiębiorców i fabrykan­tów. Świat bankierski – czytamy w tymże liście – do­szedł w poszczególnych państwach do nowej po­tęgi panującej, jakiejś samozwańczej władzy nad władzą państwową, tak że władza ta już nie jest suwerenna. Zamieniwszy pieniądz na towar, który sprzedaje po lichwiarskich cenach w swych złoco­nych kramach bankierskich, finansjera bez­bożna, chcąc się wzbogacić bez granic, wpada „w pokusy i w sidła diabelskie – jak mówi św. Paweł – i w wiele nierozumnych i szkodliwych pożądliwości, które pogrążają ludzi na zatracenie i zgubę" (I.Tym. 6,9).

    „To skupienie potęgi i bogactw w rękach nie­wielu prowadzi do dalszej, potrójnej walki: na­przód do walki o ujarzmienie samego życia gospo­darczego, dalej – do walki o opanowanie państwa, aby jego środki i jego władzę wyzyskać potem do walki gospodarczej" (QA, 103). Zyskawszy te dwie władze, finansjera rozpoczyna walkę z urzą­dze­niami państwowymi, zwalcza ustawodawstwo społeczne i wszelkie reformy, mnożąc liczne grze­chy wołające o pomstę do nieba. Oto skromna ich lista:

    Obarczają lichwiarskim, nadmiernym oprocen­towaniem usługi instytucji bankowych i kredyto­wych; wyzyskują zarówno robotników, jak i drob­nych wytwórców i dostawców przez złe warunki pracy, niesprawiedliwą płacę i cenę; niesprawie­dliwie oprocentowują albo wprost przywłaszczają sobie oszczędności, zwłaszcza drobne, przez sztuczne bankructwa, inflacje, sztuczne zwyżki i zniżki, przedsiębiorstwa akcyjne itp.; pieniądz, który miał być pomocnikiem, zamienili w kierow­nika życia gospodarczego, odrzuciwszy zaś zara­dzanie potrzebom ludności, z zysku pieniężnego uczynili cel czynności gospodarczych.

     Nic dziwnego, że ta olbrzymia potęga doprowa­dziła do powszechnej walki wszystkich przeciwko wszystkim: kapitału przeciwko pracy, wielkiego kapitału przeciwko małemu, burżuazji przeciwko proletariatowi itd.; że wreszcie owład­nęła i sponiewierała godność rządzących, sprowa­dzając ich do roli niewolników zaprzedanych ludz­kim namiętnościom i samolubnym interesom. „Wielu zgubiło złoto i srebro i aż do serc królew­skich do­tarło, i wywróciło je" (Sir. 8,3). Ale nie ko­niec na tym! Prowadzi „wreszcie do walki mię­dzy pań­stwami, czy to w ten sposób, że poszcze­gólne pań­stwa oddają swoje siły polityczne w służbę go­spo­darczych interesów swoich obywateli, czy też w ten, że swojej gospodarczej przewagi używają do rozstrzygania międzynarodowych spo­rów politycz­nych" (QA, 108). Tu rozpoczyna się najstraszliw­szy rozdział dziejów ludzkości – okrutne, krwawe, bezlitosne wojny, których brudne, handlarskie cele osłaniane są nieraz naj­szczytniejszymi hasłami; wojny, które poniewie­rają do reszty wszystko, co powinno być i święte, i wzniosłe. (...)

    Ale czyż dziś książętami ziemskimi nie są kupcy, potentaci finansowi? Czyż nie uległy ich czarom wszystkie narody? Czyż ten opętany ta­niec złota i zawrotna melodia fletu chciwości nie na­peł­niają swym wrzaskiem uszu całego świata?

Właściwe oblicze życia gospodarczego

    Ostateczny cel gospodarowania leży w pełnym rozwoju fizycznych, duchowych i moralnych sił człowieka. W tym celu trzeba dokonać uczło­wieczenia ekonomii, czyli wyzwolenia z prze­wagi rzeczy dla nadania jej oblicza ludzkiego.

    Ekonomia nie jest bogiem, przed którym czło­wiek ma paść w proch. Nie jest też ona najważ­niej­szą częścią życia ludzkiego. Ekonomia chrze­ści­jańska opiera się na „człowieku gospodar­czym", a nie na rzeczy. Życie gospodarcze, a więc wy­twór­czość i jej sposoby oraz cele, wymiana i jej drogi, podział dochodu społecznego i samo spoży­cie po­winno być zorganizowane i ocenione pod kątem potrzeb ludzkich, zarówno osobowych jak i spo­łecznych.

    Człowiek nie jest ani tylko „człowiekiem ekono­micznym", ani też „materiałem ludzkim" w procesie gospodarczym. Życie gospodarcze nie jest całym życiem ludzkim, podobnie jak sfery gospo­darcze nie są całym narodem ani najważniejszą jego czę­ścią.

    Całe gospodarowanie musi brać pod uwagę nie tylko dobro ekonomiczne człowieka, ale i jego charakter osobowy, na rzecz którego działa. Musi uszanować i służyć celom ponaddoczesnym osoby ludzkiej.

    Ale pamiętać należy i o tym, że życie gospodar­cze nie jest tylko zwykłym środkiem do ostatecznego celu człowieka. W porządku docze­snym jest ono celem najwyższym, bo pełnię swej doskonałości osiąga tutaj. Stąd życie gospodarcze po­siada swoją dostojność, swoją doniosłą rolę jako czynnik w pewnym porządku zasadniczy.

    Ale w stosunku do celu ostatecznego czło­wieka życie gospodarcze będzie celem pośrednim. Jakkolwiek bowiem wspólne dobro gospodarcze jest celem ostatecznym w dziedzinie doczesnej, to nie jest ono celem ostatecznym życia ludzkiego.

Najwybitniejszy ekonomista, najbardziej zasłu­żony organizator przedsiębiorstwa powinien pa­miętać, że „nie ma tu mieszkania stałego" i że każ­dej nocy mogą upomnieć się o jego duszę (zob. Łk. 12,30).

    Dalszym nakazem jest uspołecznienie ekonomii.

    Celem gospodarki chrześcijańskiej, oprócz do­bra osobistego, jest również dążenie do wspólnego dobra. Jest to dobro różne od dobra jednostek, różne od sumy dóbr prywatnych, wyższe od inte­resów jednostki jako części społeczeństwa.

    Chrześcijańska ekonomia średniowieczna rzą­dziła się zasadą dobra wspólnego. Jej działanie było ściśle podporządkowane zasadom moralnym i regułom korporacyjnym. Stąd pochodził zakaz li­chwy, ustalenie słusznych cen, sprawiedliwa za­płata za pracę. Doprowadziło to do wolności oso­bistej człowieka, jego niezależności gospodarczej, do upowszechnienia własności oraz do pokoju społecznego.

    Całe gospodarowanie musi mieć na uwadze problem uzgodnienia dobra osoby z dobrem spo­łecznym. Celem tego wymagania jest, aby dobra, stworzone przez Boga dla wszystkich ludzi, były dostępne dla wszystkich, według zasad sprawie­dliwości i miłości (por. RN, 7).

    Wszelkie samolubstwo i wyłączność w posługi­waniu się dobrami prywatnymi, szukanie wyłącznie własnej korzyści – godzi w społeczny charakter życia gospodarczego.

    Trzeba też dokonać uchrześcijanienia ekonomii.

    W tym celu musi powrócić do ekonomii poję­cie „bliźniego". Dobro każdego człowieka po­winno być uzgodnione z równym dobrem każdego bliźniego, a przede wszystkim najbardziej nam bli­skiego.

    Życie gospodarcze rozwijać trzeba pod kątem służby braciom, bliźnim naszym, z którymi jeste­śmy zespoleni braterstwem w Bogu, Ojcu naszym. Zaradzać potrzebom ludzi: odziewać, karmić, poić – nagich, głodnych, spragnionych, to są nie tylko obowiązki miłosiernych, ale najdonioślejsze zada­nie życia gospodarczego.

Kościół wobec bogatych

     Współczesnym organizatorom i kierownikom życia gospodarczego mówi Kościół: „Cóż wam pomoże, choćbyście posiedli wszystkie akcje wiel­kich przedsiębiorstw przemysłowych, choćbyście stworzyli szeroko rozgałęzione koncerny, wcielili do swej własności przemysł górniczy, opanowali dostawy węgla, choćbyście z pomocą pieniądza wpływali na wybory, choćbyście uczynili sobie podległymi parlamenty i rządy państwowe, i tak usiłowali opanować całe życie publiczne – co wam to wszystko pomoże, jeślibyście na duszy ponieśli szkodę i utracili niebo, chociażby tylko jedna du­sza w ten sposób zginęła." 1

    Kościół ostrzega przed oddaniem serca bogac­twu, gdyż ono to właśnie roztacza zły czar, daje przewagę gospodarczą i siłę tym większą, im większy panuje nieład gospodarczy, im większe są możliwości nadużyć moralnych.

    Ponieważ człowieka bogacącego się nic nie wiąże z innym, co więcej – ponieważ każdy czło­wiek jest tylko współzawodnikiem w walce o pie­niądz, stąd nie może on być bliźnim; może być tylko konkurentem. Między konkurentami prze­stają istnieć związki moralne! Można więc bogacić się kosztem innych – wszystko jedno jak: przez wy­zysk i lichwę, oszustwo i podstęp, gwałt i prze­wrót społeczny, a nawet wojnę.

    Odtąd bogactwo staje się celem życia ludz­kiego, a nie środkiem do celu, jak było dawniej. Odtąd zawładnęło ono człowiekiem bezwzględnie i uczyniło go swoim sługą.

    Nadmierne bogactwo zaślepia serce człowieka tak dalece, że ludzie zapominają wówczas o dob­rach wiecznych, owłada nimi duch twardości i bezwzględności, niewyrozumiałości i straszliwego samolubstwa, które nie mięknie nawet w obliczu najstraszliwszych klęsk społecznych, i nie widzi, że wyzysk i krzywda ludzka muszą nieuchronnie sprowadzać niebezpieczeństwo przewrotów.

Ekonomię rzeczy zastąpić ekonomią czło­wieka

    Do czegóż zmierza współczesne życie gospo­darcze? Pragnie obfitości dóbr, chce za wszelką cenę mnożyć plon. Cóż w tym złego? Oczywiście, samo mnożenie dóbr może być i pożyteczne, i chwalebne. Błąd tkwi w tym, że wytworzone w ta­kiej ilości dobra gromadzi się często w „nowych spichlerzach"; że nikt nie myśli o tym, by doszły do potrzebujących, do głodnych i nagich. Świat jest coraz to zasobniejszy, a jednak ilość ludzi ży­jących nędznie nie zmniejsza się.

    Produkcja sama w sobie nie może być celem gospodarowania ludzkiego.

    Współcześnie, pod wpływem żądzy zysku i przesadnej wiary w skuteczność pracy, zwyciężyła w świecie gospodarczym zasada produkcji maso­wej, „produkcji dla produkcji". Wszystko zagłusza naczelne hasło: Wytwarzać! Jak najwięcej wytwa­rzać! Pobić ilością, ustanowić rekord! Notuje się stały wzrost produkcji. Mówi się o tym z pewną dumą i poczuciem wyższości.

    Pogańskie pojęcie pracy doprowadza do za­mknięcia jej samej w sobie. Tu rodzi się potrzeba działania dla działania, mistyka i egzaltacja działa­nia, wyrażająca się na polu gospodarczym w stale wzrastającej, zawrotnej produkcji. Uwielbia się nie tyle owoc pracy, ile sam akt tworzenia, rekord i technikę tworzenia. Ogłasza się nieustannie triumf cyfry, ilości. Statystyka jest dziś matką pychy go­spodarczej i samouwielbienia.

    Rzecz znamienna, że żądza produkcji, zro­dzona z ekonomii kapitalistycznej, udzieliła się również ekonomii komunistycznej. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Czy może chore drzewo dobre owoce rodzić?

    Praca staje się nadto rodzajem wielkiego ry­zyka: produkuje się bez przerwy, tworzy się sztuczną potrzebę. Dla wytworzonego towaru zdo­bywa się, przez sztuczną propagandę, nabywcę. Człowiekowi współczesnemu nieustannie coś wmawiają: przekonują go, że powinien odczuwać taką lub inną potrzebę. Życie gospodarcze nie służy już więcej ludziom, ale posługuje się wszyst­kimi, sztucznie rozbudzonymi słabostkami czło­wieka, którego składa się na ofiarę bóstwu pracy. Człowiek przestaje być człowiekiem; staje się tylko wytwórcą, spożywcą, klientem.

    Produkcja musi dążyć do zaspokojenia po­trzeb człowieka

    Życie gospodarcze musi dostrzec przed sobą człowieka prawdziwie głodnego, prawdziwie bez­domnego, straszliwie nagiego... Gdy go dojrzy i ku niemu podejdzie, odżyje, bo odzyska cel właściwy sobie.

    A gdy nie dojrzy – wtedy zacznie deklamo­wać... o nadprodukcji. A ta „nadprodukcja" jest próżnym słowem, z którego trzeba będzie zdać sprawę. Widzi się ją wtedy, gdy towar wytworzony przez egzaltację pracy w „nieznane" zalega maga­zyny, pod których ścianami włóczą się ludzie pół­nadzy i wiecznie głodni. By stwierdzić fakt nadpro­dukcji, trzeba dostrzec nie towar leżący na składzie, ale ludzi. Ekonomię rzeczy trzeba zastą­pić ekonomią człowieka.

    W rzeczywistości bowiem nie ma nadproduk­cji zboża, gdy miliony ludzi, miliony dzieci nie doja­dają. Mówiło się o „klęsce urodzaju" wtedy, gdy całe powiaty i kraje głodowały; a w państwie ko­munistycznym uprawiano masowy wywóz zboża w tym czasie, gdy miliony marły z głodu.

    Jest to raczej wielki błąd w rozdziale dóbr, jest jakieś wielkie naruszenie równowagi gospodarczej, pogwałcenie obowiązków społecznych, ciążących na życiu gospodarczym, wskutek czego całe masy ludzi ciężko pracujących nie mają dostępu do naj­niezbędniejszych rzeczy.     

    Współcześnie we wszystkich niemal działach życia gospodarczego toczy się walka między inte­resem przedsiębiorcy a dobrem ludzkości. Wszę­dzie góruje łatwy i szybki zysk jednostki nad do­brem osoby ludzkiej.

    W chrześcijańskiej ekonomii ośrodkiem wy­miany będzie najbliższy nasz bliźni. Wymiana musi opierać się na sprawiedliwości i miłości. A spra­wiedliwość i miłość należy świadczyć naprzód bliź­niemu najbardziej nam bliskiemu, najbardziej po­trzebującemu i upośledzonemu.

                        Ks. Stefan Wyszyński


1- Katolicyzm, kapitalizm, socjalizm, List pasterski bisku­pów austriackich. Przełożył i objaśnieniami opatrzył ks. Stefan Wyszyński, Lublin 1928 (wyd. 2: Lublin 1935)

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com