Przedstawiamy fragmenty książki Jana Parandowskiego „Bolszewizm i bolszewicy w Rosji". Książka została napisana we Lwowie w 1919 r., dwa lata po rewolucji bolszewickiej, i oczywiście nigdy nie była wydana w okresie komunizmu w Polsce. Ukazała się w Stanisławowie w 1919 r. i w Londynie w 1996 r. Jan Parandowski (1895-1978) jest polskim pisarzem, autorem słynnej „Mitologii", powieści „Niebo w płomieniach" oraz wielu biografii i esejów.
Rosyjski jest bolszewizm takim, jakim go zrobiła Rosja, która na tle teorii socjalistycznych i komunistycznych, wypracowanych na Zachodzie, wyhodowała ruch potworny, wszystko niszczący, bezużyteczny.
Pałacu Zimowego broniła garstka wychowanków szkół oficerskich (junkrów) i oddział kobiet. Bolszewicy otworzyli ogień z automobilów pancernych, z dział „Aurory" i twierdzy Pietropawłowskiej. Szyby pałacu wylatywały z brzękiem, piękne ozdoby architektoniczne rozsypywały się w gruzy. Przez całą noc wśród posępnego i jakby martwego miasta Pałac Zimowy gorzał ogniem nieustannej strzelaniny. O godzinie drugiej nad ranem dostał się w ręce bolszewików.
Rozszalała dzicz rzuciła się do wspaniałych komnat pałacu. Orgia nieopisana. Żołnierze wdzierają się do piwnic, wytaczają beczki ze stuletnimi winami, piją je z rozbitych butelek, czapkami, butami, a gdy im tego nie dość, kąpią się w winie, topią. Około stu trupów legło przy beczkach starego szampana, więcej niż od kul obrońców Pałacu Zimowego.
Inni rozbiegli się po pokojach. Pędzili po schodach, rozdzierając butami cenne dywany, zrywali obrazy ze ścian, rozbijali meble, lustra, naczynia kosztowne. Trzysta skrzyń naczyń i cacek z serwskiej porcelany potłuczono na drobne kawałki. Ogółem wyrządzono strat na pół miliarda rubli. Zdawało się, że morze huczące i niszczące wdarło się do pałacu: tak huczała, krzyczała i wrzeszczała ta tłuszcza rozbestwiona, pijana winem i łatwym zwycięstwem. Zniszczenie szło w ślad za nimi. Inni rabowali i napychali sobie kieszenie wszystkim, co w ich oczach przedstawiało jakąś wartość. […] Większą część junkrów broniących Pałacu Zimowego osadzono w twierdzy. Innych, pomimo zapewnionego bezpieczeństwa życia, rozstrzelano. Dzielne kobiety, które z bronią w ręku pospieszyły na pomoc Rządowi Tymczasowemu, gwałcono, znęcając się nad nimi w zwierzęcy sposób.
Powstaje nowy typ człowieka – bolszewik – który życie ludzkie mało waży, albowiem widzi przed sobą tylko spełniający się raj ziemski. Dobro ludzkie i mienie nie istnieją dla niego, albowiem uważa je za wspólne, a więc własne. Władzę ludu uważa za swoją władzę, za władzę swej partii. Bolszewik ma wolę, która kieruje losami narodu, wola zaś Rosji całej nic go nie obchodzi. Nie przyszedł on z mandatem od swoich wyborców, więc nie potrzebuje słuchać ich głosu.
Czyż więc dziwić się możemy, że bolszewik zabija, pali i rabuje? On to czyni w nadziei zniwelowania gruntu pod przyszły ustrój świata. A zarazem on wie, że nie mając władzy na prawie ani na woli ludu opartej, zginie, jeśli tylko raz spocznie, jeśli raz jeden opuszczą go siły, jeśli osłabnie. Tak poskramiaczowi lwów w klatce nie wolno ani na chwilę usiąść, ani na chwilę wypuścić z rąk hipnotyzującego knuta. Dyktatura i terror są koniecznymi warunkami jego władzy, a nawet życia. On tej władzy z rąk nie wypuści.
O ile czyny ich są straszne, o tyle twarze ich przeważnie nic nie mówią. Jeśli fryzura Trockiego ma w sobie coś groźnego, to łysina Lenina lub łagodne niebieskie oczy krótkowidza Kamieniewa, wyglądające spoza złotych okularów, nie budzą żadnych obaw.
Jedna rzecz uderza w tej galerii wybitnych osobowości bolszewickich – ich pochodzenie żydowskie. Kwestia roli Żydów w bolszewizmie rosyjskim stanowi przedmiot bardzo rozległych dyskusji. Ci, którzy znają Rosję i wiedzą, jak dalece w tym kraju Żyd był pogardzany, nie mogą zrozumieć, jak to się dzieje, że dziś jest on panem położenia, panem życia i śmierci ludności prawosławnej. Zostawiając to zagadnienie nierozstrzygniętym, zaznaczę, że Żydzi, odgrywający dzięki swym finansom wybitną rolę w polityce i w życiu społecznym w Europie, starają się tę sprawę pokryć milczeniem lub nawet odwrócić uwagę Europy w inną stronę.
Dzieje się to nierzadko na niekorzyść Polski. Mam wycinek z „Daily News" z 27 czerwca, w którym wspomina się o olbrzymiej demonstracji Żydów w Londynie przeciw rzekomym pogromom w Polsce. Podczas tej demonstracji Mr. Zangwill oświadczył wobec niezmiernych tłumów, że w Polsce prześladuje się Żydów, dlatego że nie chcą być bolszewikami (It is because the jews in Poland refuse to accept Bolshevism that they are being persecuted). Jest to oszustwo, a że rzucone zostało przez człowieka znanego w Anglii ze swych romansów po angielsku pisanych i wobec międzynarodowego tłumu, wolę, aby odpowiedź na nie wyszła spod pióra również cudzoziemskiego, a sankcjonowana została takimi nieodpartymi dokumentami, jak Biała Księga angielska. Cytuję więc przede wszystkim pana Roberta Vouchera, korespondenta paryskiej „Illustration", który przebywał w Rosji bolszewickiej kilka miesięcy, gruntownie zbadał stosunki i spostrzeżenia swe spisał w książce pt. L'enfer bolchevik, wydanej w Paryżu przez Librairie academique Perrin et Cie.
Gdy się wejdzie w styczność z urzędnikami pozostającymi w służbie rządu bolszewickiego – pisze p. Voucher – uderza jedna rzecz godna uwagi: są wszyscy lub prawie wszyscy Żydami. Nie jestem bynajmniej antysemitą, lecz muszę stwierdzić to, co samo bije w oczy: wszędzie, w Piotrogrodzie, w Moskwie, na prowincji, we wszystkich komisariatach, w biurach dzielnicowych, w Smolnym, w dawnych ministerstwach, w sowietach, spotkałem tylko Żydów i jeszcze raz Żydów.
Żydem jest ten komisarz okręgowy, dawny faktor, burżuj o podwójnym podbródku. Żydem jest ten komisarz banku, bardzo elegancki z krawatem dernier cri i kamizelką fantastyczną. Żydem jest na koniec ten inspektor podatków ze swoim nosem haczykowatym […] Żydzi są ci wszyscy piszący na maszynie, ci sekretarze: te same nosy garbate, te same włosy czarne jak smoła.
Im więcej się bada tę drugą rewolucję, tym więcej nabiera się przekonania, że bolszewizm jest ruchem żydowskim, który się objaśnia odrębnymi warunkami, w jakich Żydzi żyli w Rosji.
Pan Voucher bardzo trafnie ocenia, że Żydzi w Rosji, poniewierani, wyjęci niemal spod prawa, ginący pod prawem lub pod nożem pogromów, żyli i wychowywali się w uczuciu nienawiści do kraju i ludu. Traktowani jak zbrodniarze, porzucali Rosję bez żalu i szczęśliwi byli, jeśli okoliczności pozwoliły im to zrobić. Wracają dopiero po wybuchu rewolucji:
Wracają z ideami znamiennymi dla wygnańców, ideami internacjonalistycznymi, albowiem nie zaznali słodyczy ojczyzny – z sercem płonącym nienawiścią, przepełnionym goryczą, obojętni na cierpienia, chciwi zysku. Dziś, kiedy oni triumfują, chcą, aby inni przecierpieli to, co oni cierpieli. Ich zemsta będzie straszną i krwawą.
W ten sam sposób ocenia i oświetla rolę Żydów w bolszewizmie rosyjskim angielska Biała Księga, wydana w kwietniu 1919 roku. Na stronie 6 czytamy zdanie ministra Niderlandów, który twierdzi, że bolszewizm jest
zorganizowany i prowadzony przez Żydów, nie mających narodowości, a pragnących dla własnych celów zburzyć istniejący porządek rzeczy.
Na czoło wszystkich bolszewików wybijają się dwie najjaskrawsze postaci: Lenin i Trocki. Ktoś nazwał Lenina mieszaniną Kaliguli, Marata i Wielkiego Inkwizytora. Nic nie jest bardziej niesłuszne. Jest to sądzenie o człowieku nawet nie z jego czynów, lecz ze skutków, jakie rodzą się z jego działalności. Dziś jest Lenin postacią na poły legendarną i legenda umie o nim więcej powiedzieć niż historia. Jeśli dziś jeszcze tego nie czynią, to za lat kilka chłopki rosyjskie będą nim straszyć dzieci. Staje się on powoli wcieleniem Antychrysta, idea bardzo rozpowszechniona w Rosji i ogromnie przekonywająca. Najłagodniejsi widzą w nim wielkiego wampira wysysającego życie narodu, geniusza zła, przewrotności i zdrady. Słowem, jest on symbolem i widomym nosicielem odpowiedzialności za wszystkie zbrodnie bolszewickie.
Tymczasem ludzie znający Władimira Iljicza mówią tylko, że jest przykładnym małżonkiem i ojcem, że potwarzą jest to, iż „sześciu kucharzy rywalizuje w sztuce kulinarnej, by wymyślać potrawy dla satrapy bolszewickiego", że nie ma żadnego wspaniałego mieszkania w dzielnicy Arbat, lecz zadowala się po studencku urządzonym pokojem na Kremlu, że mu na mleko dla chorej żony nie wystarcza i że jest w towarzystwie nieznośny.
To ostatnie najgorsze. Lenin jest nudny, nie zajmuje go ani sztuka, ani literatura. Istnieje dlań tylko jego doktryna i jego program. Jego małe oczy, szare, świecące spod wypukłego czoła, nie zapalają się nigdy wielkim ogniem zachwytu. Lenin przypomina postać Pankracego z Nie-Boskiej komedii. Jest to rozum bez żywszego poruszenia, skostniały i cierpki, tak że całą jego organizację duchową ktoś przyrównał do arytmometru. Logik, nieubłagany logik, smutny w swej niezmienności. Fanatyk bez entuzjazmu, nie umie się radować ani rozpaczać, ma w sobie ukrytą jakąś moc myśli, która pozostaje zwycięską nawet wówczas, gdy gmach przez nią wzniesiony zapada się w gruzy.
Podobnie jak wszyscy rewolucjoniści rosyjscy, wskutek długiego przebywania za granicą stracił łączność z krajem, miał o stosunkach rosyjskich fałszywe, czysto teoretyczne pojęcie.
Prawdziwe jego nazwisko jest Uljanow1. Władimir Iljicz Uljanow jest szlachcicem rosyjskim, synem radcy stanu, urodzonym 10 kwietnia 1870 roku. Brat jego, Aleksander, za udział w zamachu na życie cara Aleksandra II został stracony. Lenin słuchał wykładów prawa na uniwersytecie w Kazaniu, skąd wydalono go za propagandę socjalistyczną. Na uniwersytecie petersburskim poznał żonę swą, Nadieżdę Konstantynównę Krupską, z którą opuścił Rosję i zamieszkał za granicą, głównie w Szwajcarii. Dnia 4 kwietnia 1917 roku przyjechał przez Niemcy w słynnym „zaplombowanym" wagonie i od razu po swoim przybyciu do Piotrogrodu stanął na czele ruchu bolszewickiego, kampanii przeciwrządowej i agitacji za pokojem z Niemcami.
Bronstein-Trocki – postać to równie jaskrawa, choć nierównie marniejsza od Lenina pod względem wartości moralnej i umysłowej. Jeśli jednak Lenin jest wcieloną myślą i rozumem bolszewizmu, Trocki jest jego wolą i czynem. Człowiek o niespożytej energii, zacięty prawie w przeprowadzeniu raz powziętych zamiarów. On panuje, on włada, on gniecie burżujów, on przebudowuje świat i społeczeństwo. Zdaje mu się, że jest wielkością twórczą, gdy tymczasem jest wielkością niszczącą. Wie, że jest panem sytuacji, który może sobie pozwolić nawet na cynizm. Z cynizmem wprowadzi karę śmierci i zechce ustawić gilotynę, z cynizmem będzie walczył o pokój, a nazajutrz ogłosi wojnę, z tym samym cynizmem wysyła pieniądze milionami do banków argentyńskich – na wszelki wypadek.
Trocki jest bezwzględny. Radykalizm Lenina blednie wobec jego gwałtowności. Jest czy udaje, że jest fanatykiem i ten fanatyzm zlewa na masy w występach demagogicznych. Nie posiada żadnego daru krasomówczego – jest typowym gardłaczem mityngowym, z tą różnicą, że ma odwagę nie schlebiać tłumom, lecz je podporządkowywać swojej woli. Te jego cechy i zdolności najjaskrawiej się uwydatniły w reorganizacji armii, której dokonał pomimo niesłychanych przeszkód i w warunkach najmniej do tego odpowiednich.
Lejba Dawidowicz Bronstein (Trocki), Żyd, urodzony w roku 1877 jako syn osadnika w guberni chersońskiej. W roku 1899 wysłany na Sybir za udział w niedozwolonych stowarzyszeniach robotniczych. W roku 1905 po aresztowaniu Chrustalewa-Nossara był prezesem rady delegatów robotniczych i pociągnięty do odpowiedzialności za działalność tej organizacji, został pozbawiony wszelkich praw i zesłany do guberni tobolskiej, skąd udało mu się zbiec następnego roku. Aż do wybuchu rewolucji marcowej przebywał za granicą i powrócił razem z Leninem. W rządzie komisarzy ludowych zasiadł zrazu w charakterze ministra spraw zagranicznych, z kolei otrzymał komisariat spraw wojskowych.
Czerwona biurokracja zrobiła wszystko przedmiotem handlu. Od kary śmierci można się wywinąć przy pomocy butelki koniaku. Za przyjazd do Piotrogrodu płaci się 10-15 tysięcy rubli, gdy się jest wydalonym ze stolicy, można zostać zapłaciwszy dwa razy tyle. Można każdą rzecz nabyć z opieczętowanych składów. Rząd konfiskuje, biura sprzedają.
Na to wszystko nie może nic poradzić Lenin, który jest otoczony rekinami politycznymi, spekulantami, awanturnikami wszelkiego rodzaju i najgorszego gatunku. Ci wszyscy uważają Rosję za swoje lenno, które starają się wyzyskać, ile się da. Dygnitarze komunistyczni podróżują w salonowych wagonach i carskich automobilach. Ich mieszkania, zabrane burżuazji, pełne są przedmiotów zbytku, skonfiskowanych w imieniu proletariatu. Nachamkes-Stiekłow rozpiera się w wolteriańskim fotelu we wspaniałym gabinecie magnata moskiewskiego Borodygina, a Trocki wybrał sobie prześliczny dom Sietkowa, malowany przez Wasniecowa, pełny drogocennych obrazów, skąd rozciąga się zachwycający widok na całą prawie Moskwę. Opowiadają, że w Sierpuchowie, w siedzibie Centralnego Komitetu Wojennego, Trocki ma cały dwór. Swołocz sowiecka hula we frakach i w białych krawatach i pije, słuchając romansów cygańskich. Cała plejada heter ciąży na budżecie robotników i chłopów. Niektóre zarządzają ministerstwami, inne zadowalają się tym, że wydają kilkaset tysięcy miesięcznie. Na ucztach, na które one przychodzą wydekoltowane i przeładowane klejnotami, butelka szampana kosztuje 17 tysięcy rubli.
Gdzie tu jest miejsce dla socjalizmu, który się dusi w meblach stylowych i wśród kosztownej porcelany? Ale o socjalizmie nikt nie myśli. Rewolucja bolszewicka była tak nieoczekiwana, a przewrót społeczny, jakiego dokonała, tak aż do śmieszności oszałamiający, że nikt nie mógł wierzyć w trwałość podobnych stosunków. Ci wszyscy ludzie dlatego tak bez pamięci kradną i rabują, że nie wiedzą, co jutro będzie, a raczej wiedzą, przeczuwają, że jutro może już być za późno. Ich dewizą jest brać, ile można, byle prędzej i byle więcej. Wciąż myślą o porzuceniu Rosji i najchętniej uciekliby gdzieś w spokojne miejsce z nagromadzonymi skarbami. Dygnitarze bolszewiccy ubiegają się o paszporty zagraniczne. Skoro tylko mogą, uciekają do Szwecji, Holandii, Szwajcarii.
Bolszewizm był ruchem antynarodowym i obca doktryna, podtrzymywana w przeważającej części przez Żydów, starała się wyrwać z duszy rosyjskiej tę słabą roślinkę patriotyzmu, która się tam jeszcze chwiała. Stało się jednak wprost przeciwnie i można było widzieć, jak pod rządami bolszewickimi w duszach Rosjan patriotyzm coraz się bardziej rozwijał podsycany hańbą pokoju brzeskiego, rozpadaniem się ich ojczyzny, upadkiem dawnej potęgi i krwią nowych męczenników. Miłość ojczyzny zagadała w tych nihilistycznych duszach tak głośno i tak przejmująco, jak nigdy dotąd. Pisarze rosyjscy, którzy w rozwiązywaniu zagadek ogólnoludzkich zatracali tak często zmysł dla własnej ojczyzny, w osobie Andriejewa doszli do świadomości narodowej. Leonidas Andriejew ma w swej twórczości perły nieocenione, ale nie wiem, czy kiedykolwiek pisał z żywszym poruszeniem serca, tak naprawdę całą swą duszą czarującą, jak to wezwanie do koalicji, drukowane w paryskiej „La Victoire", a będące najsilniejszym, jedynie wielkim oskarżeniem bolszewików, pozwaniem ich przed sąd świata i dziejów:
Szaleństwem jest nie widzieć w półtorarocznym panowaniu bolszewików całej złej i niszczącej siły tych dzikusów, którzy powstali w Europie przeciw cywilizacji, przeciw jej prawom i jej moralnemu kodeksowi. Trzeba być ślepym, aby nie widzieć przestrzeni Wielkiej Rosji: zabójstwa, zniszczenia, hekatomby, więzienia, domu obłąkanych, nie zdawać sobie sprawy, do czego doprowadził głód i strach Piotrogród i wiele innych miast. Trzeba być głuchym, aby nie słyszeć szlochów, westchnień i płaczu kobiet, krzyku dzieci, rzężenia duszonych, trzasku karabinów, wszystkiego, co stało się jedyną pieśnią Rosji. Trzeba nie rozumieć różnicy między prawdą a kłamstwem, między tym, co dozwolone i co niegodziwe, aby nie widzieć oszustw w dekretach Lenina, zdrady w mowach błazna Trockiego. Trzeba być, jak szaleńcy, obranym z pamięci, aby zapomnieć o zaplombowanym wagonie Lenina, aby zapomnieć, że bolszewizm rosyjski wyszedł z pieniężnych skrzyń niemieckiego cesarskiego banku i z występnej duszy Wilhelma, aby zapomnieć o pokoju brzeskim, o Korniłowie, Kaledonie, admirale Sczastnym i Duchoninie, o zniszczeniu Jarosławia, o junkrach i studentach, którzy padli nie tracąc wiary w Rosję.
Bolszewicy zaprowadzili panowanie barbarzyństwa i ciemnoty, albowiem nie chcieli uznać znaczenia inteligencji. Walkę z kapitałem uprościli do tępienia burżuazji, widząc burżuja w każdym człowieku wykształconym lub w każdym, kto z ich poglądami się nie zgadzał. Szerząc terror z okrucieństwem i złością, szerzyli zniszczenie, nie bacząc ani na stratę, jaką przynoszą krajowi, ani na ludzkość. W ich okrucieństwie względem kobiet i dzieci, względem ludzi kulturalnych, odbija się cała dusza posępna barbarzyńców. Aby zadośćuczynić swej żądzy torturowania, nie wystarczały im więzienia, o jakich zgroza pomyśleć, egzekucje masowe i rozstrzeliwania przy pomocy karabinów maszynowych – oblewali swe ofiary wodą i wypędzali na mróz, palili i znęcali się nad nimi.
Pod ich rządami zginęło wszystko, co stanowiło myśli i wykwint życia. Po dwóch latach ich władzy pozostało społeczeństwo znękane głodem, ogłupione terrorem, niezdolne do wydajnej pracy na jakimkolwiek polu, moralnie upadłe. W szerokich masach znikła chęć do pracy i poczucie obowiązku. Ci ludzie inteligentni, którzy z łaski bolszewików pozostali przy życiu, stoją wobec ruiny swych wierzeń w postęp ludzkości. Na długie lata naród rosyjski, pozbawiony ludzi, którzy myśleli i czuli wysoko i szlachetnie, zanurzy się w czysto zwierzęcym życiu, polegającym na szukaniu żywności i rozkoszy.
Ruinie w świecie moralnym odpowiada zniszczenie materialne kraju. Poszły z dymem setki i tysiące dworów wiejskich i domów w miastach, a w nich archiwa, biblioteki, zbiory dzieł sztuki. Duchowe bogactwo Rosji rozlazło się po całym świecie. Dzieła, na które składała się praca całych pokoleń, przestały istnieć. Przemysł upadł wskutek dezorganizacji fabryk, braku surowców i maszyn, rolnictwo nie zaspokaja potrzeb ludności, żadna gałąź gospodarstwa nie może się zazielenić na pniu stoczonym zwietrzałą doktryną.
Jan Parandowski
1.) „Jeżeli już mamy mówić o pochodzeniu etnicznym Lenina, to niczego nie zmienia to, że był on mieszańcem najróżniejszych krwi: jego dziadek ze strony ojca, Nikołaj Wasiljewicz był krwi kałmuckiej i czuwaskiej, babka Anna Aleksiejewna Smirnowa – była Kałmuczką; drugi dziadek Izrael (po ochrzczeniu Aleksander) Dawidowicz Blank – Żydem, druga babka Anna Johannowna (Iwanowna) Grosschopf – córką Niemca i Szwedki Anny Beaty Estedt. Ale to wszystko nie daje prawa do odmawiania mu rosyjskości.” Aleksander Sołżenicyn, Dwieście lat razem, 2002 (przyp. red.)