Poniżej prezentujemy wyjątki z artykułu opublikowanego w 1981 roku w Anglii, napisanego przez Geoffreya Dobbsa, jednego z pierwszych uczniów Clifforda Hugh Douglasa, który pierwszy opracował i wyjaśnił ideę Kredytu Społecznego.
Geoffrey Dobbs
"Jak wyjaśnić najprościej i najzwięźlej, co to jest Kredyt Społeczny?"… Czy mógłbym streścić jego istotę w jednym zdaniu? Oczywiście, że tak – nawet w dwóch słowach: praktykowanie chrześcijaństwa! Pozwólcie jednak, że nieco rozszerzę to wyjaśnienie. Kredyt Społeczny jest nazwą pewnego ruchu (idei) ludzkiego umysłu i ducha (nie organizacji społecznej). Idea ta zrodziła się w umyśle i została sprecyzowana w tekstach pisanych przez człowieka o dużej wnikliwości i geniuszu, Clifforda Hugh Douglasa. Jego celem był "powrót do związku z rzeczywistością" tzn. do "wyrażenia w praktycznych terminach" we współczesnym świecie, szczególnie w świecie polityki i ekonomii, zasad wiary dotyczących natury Boga, człowieka i wszechświata, leżących u podstaw wiary chrześcijańskiej i przekazywanych nam z pokolenia na pokolenie przez naszych ojców. Zasady te zostały we współczesnym świecie przewrotnie zmienione i wypaczone, aby dopasować je do bieżącej polityki i ekonomii. Wypaczenia te pochodzą z niechrześcijańskich źródeł.
Ludzie, którzy są rzetelnymi chrześcijanami, zazwyczaj wykazują dużą ostrożność i niechętnie angażują się w takie dziedziny działalności społecznej jak polityka lub ekonomia. Ze swego doświadczenia bowiem wiedzą, że zaangażowanie takie prowadzi w efekcie do zgody na umieszczenie "Cezara" przed Bogiem, co we współczesnej terminologii oznacza dawanie pewnym porywającym politycznym czy ekonomicznym przekonaniom i "ideologiom" pierwszeństwa nad chrześcijaństwem. Zatem, jeśli zdefiniujemy religię jako zbiór podstawowych zasad wiary co do natury rzeczy, które to zasady określają i kierują życiem człowieka i jego postępowaniem (jego, by tak określić, sposobem życia), w takich przypadkach to "ideologia", lewicowa, prawicowa czy centrowa, takiej czy innej partii, staje się faktyczną religią tego człowieka. Jego chrześcijaństwo jest dla niego sprawą drugorzędnej wagi, zbiorem zwyczajnych opinii, które popiera, ale których nie "wiąże ponownie" (re-ligare) z rzeczywistym światem.
Douglas napisał kiedyś: "Chrześcijaństwo jest albo czymś nieodłącznym od najgłębszej struktury wszechświata, czymś nierozerwalnie wplecionym w jego wątek i osnowę, albo jest tylko zbiorem interesujących opinii." Dla tych, którzy "adaptują" wiarę do potrzeb swojej polityki czy ekonomii, chrześcijaństwo jest niewątpliwie tym drugim.
Nie mogę zaprzeczyć temu, że pewni ludzie, którzy uważają się za społecznych kredytowców, nie wpadli w tę pułapkę, szczególnie ci, którzy używali tej nazwy, aby promować interesy partii politycznej, tak jak to miało miejsce w Kanadzie i w Nowej Zelandii, z krótkotrwałym zresztą "sukcesem". Celem działania partii politycznej jest "władza i prestiż dla nas i dla naszej grupy", co jest kompletnie nie do przyjęcia dla chrześcijaństwa i dla Kredytu Społecznego. Jest znamienne, że tak zwane "partie Kredytu Społecznego" zawsze dochodziły do zdrady Douglasa i odchodziły coraz dalej od zasad i praktyki Kredytu Społecznego…
Jest zasadnicza różnica między tym, gdy dokonujemy "zmian" w chrześcijaństwie, aby dopasować je do „realiów" sztucznego, stworzonego przez człowieka świata, a między tym, gdy staramy się zmieniać świat, aby dostosować go do przyszłej rzeczywistości Królestwa Bożego. Społeczni kredytowcy próbują tej drugiej zmiany. Czasami popełniwszy pomyłkę schodzą z właściwej drogi i wtedy jest to dobra okazja dla Ciebie, abyś widząc to udzielił im pomocy.
Idea Kredytu Społecznego oddziałuje na świat od sześćdziesięciu lat [notka red.: w 2002 r. to już 85 lat]. Jej efekty są rozpowszechnione w świecie, ale nie rozreklamowane. Jednym z jej darów dla umysłu ludzkiego, a co najmniej dla języka angielskiego, jest termin: kredyt społeczny (pisany z małych liter), który określa coś, co istnieje we wszystkich społeczeństwach, ale nigdy nie zostało nazwane, gdyż było przyjęte za rzecz oczywistą. Zdajemy sobie sprawę z tego tylko wtedy, gdy to tracimy.
Wyraz "kredyt" jest synonimem wyrazów "wiara" lub "zaufanie", dlatego też możemy używać słów Wiara albo Zaufanie, co wiąże każdą społeczność – wzajemna ufność i zawierzenie każdego każdemu, bez czego strach zastępuje zaufanie, jako "cement" społeczeństwa. Chociaż żadne społeczeństwo nie może istnieć bez pewnego kredytu społecznego, to znajduje się ono w swoim maksimum, gdy praktykowana jest religia chrześcijańska, natomiast jest bliskie minimum, gdzie chrześcijaństwo jest odrzucane i wyszydzane.
Kredyt społeczny jest więc konsekwencją i praktycznym wyrazem prawdziwego chrześcijaństwa w społeczeństwie, jednym z jego najbardziej rozpoznawalnych owoców. Celem i motywem działania społecznych kredytowców jest wspomaganie wzrostu wzajemnego zaufania w społeczeństwie i zapobieganie jego spadkowi. Można znaleźć wiele przykładów przejawów zaufania społecznego, które przyjmujemy za rzecz naturalną każdego dnia naszego życia. Jak moglibyśmy żyć w spokoju i komforcie, gdybyśmy nie mieli zaufania do naszych bliźnich? Jak moglibyśmy używać ulic i dróg publicznych, gdybyśmy nie ufali, że inni użytkownicy przestrzegają przepisów drogowych? (A co działoby się, gdyby nie przestrzegali!)
Jakiż byłby pożytek z pielęgnowania ogrodów, prowadzenia farm czy szkółek leśnych, gdyby inni zajmowali je przemocą albo rabowali plony? Jak można by było prowadzić jakąkolwiek działalność gospodarczą – produkcję, sprzedaż czy kupno – gdyby nie można było liczyć na uczciwość i rzetelność partnerów w transakcji? A co by się stało z naszym życiem społecznym, gdyby zaniechano lub odrzucono wzorce chrześcijańskiego małżeństwa, chrześcijańskiej rodziny czy wychowania dzieci? Widzimy więc jasno, że chrześcijaństwo jest czymś rzeczywistym, co niesie niezmiernie ważkie konsekwencje praktyczne, dlatego w żadnej mierze nie powinno być traktowane jako zbiór „dowolnych" opinii, które można chwilowo przyjąć lub odrzucić, zależnie od bieżącej koniunktury.
Jest zrozumiałe, że nie sami tylko kredytowcy społeczni próbują promować kredyt społeczny. Prawdopodobnie robi to instynktownie większość rzetelnych, zdrowo myślących ludzi, np. wiele bogobojnych osób innych wyznań, a nawet może ateiści, którzy byli wychowani w chrześcijańskich domach lub rodzinach i korzystają jeszcze obecnie z moralnego kapitału swoich rodziców lub nauczycieli. Jednak tylko kredytowcy działają z pełną świadomością, wiedzą dokąd zmierzają, więc mogą wskazywać drogę tym, którzy nie są tak w pełni świadomi. (…)
Jak istnieje grupa ludzi starających się budować kredyt społeczny, świadomie lub nieświadomie, tak też istnieje grupa społecznych dyskredytowców, chcących niszczyć społeczne zaufanie i doprowadzić je do zaniku, dokonujących tego obecnie z dość wyraźnym sukcesem. Do świadomych niszczycieli kredytu społecznego można zaliczyć komunistów i innych rewolucjonistów, którzy całkiem otwarcie dążą do rozerwania wszystkich nici porozumienia i zaufania, które pozwoliły naszym społeczeństwom sprawnie funkcjonować aż do czasu, gdy "zajaśniał " Dzień Rewolucji… Ale niestety, to właśnie nieświadomi dyskredytowcy są odpowiedzialni za obecne sukcesy tych świadomych, tu na Zachodzie…
Dlaczego producenci i handlowcy zarzucają nas tak wielką ilością tandetnych wyrobów po wygórowanych cenach i próbują nas okpić pięknym opakowaniem i reklamą? Dlaczego większość napraw trwa tak skandalicznie długo, są drogie i nieefektywne, a tak wiele drobnych usług, ułatwiających przecież życie, jest niedostępnych? A przede wszystkim, dlaczego miliony przyzwoitych ludzi z różnych warstw społecznych biorą udział w ironicznie zwanych "akcjach przemysłowych" (strajkach), celowo planowanych i organizowanych po to, aby ograniczyć usługi dla bliźnich?
Pomyślmy, ile szkód zostało wyrządzonych w życiu publicznym w ostatnich latach przez dokerów, strażaków, pracowników kopalni, nauczycieli, pracowników przewożących śmieci, kierowców ambulansów, pracowników szpitali, etc. Przecież nie wszyscy z nich są komunistami czy też bezwzględnymi przestępcami! Co mogło rzesze tych całkiem normalnych ludzi doprowadzić do tak niskiego duchowego poziomu? Wiemy wszyscy, co. Jest jedna przyczyna, wspólna dla wszystkich tych niszczycielskich i niegodnych akcji: potrzeba większej ilości pieniędzy na pokrycie stale wzrastających kosztów utrzymania.
Tak więc doszliśmy wreszcie do problemu pieniędzy, które, jak sądzą niektórzy, są głównym i jedynym tematem idei Kredytu Społecznego, choć tak wcale nie jest! Kredyt Społeczny jest to próba zastosowania chrześcijaństwa w życiu społecznym, ale skoro problem pieniędzy pojawia się po drodze, to zarówno my, jak i każdy chrześcijanin, musimy zastanowić się nad naturą pieniądza i nad tym, dlaczego właśnie pieniądz stoi na naszej drodze, co w rzeczywistości ma miejsce. Wielu ludzi odczuwa ogromną potrzebę dogłębnego zbadania, jak działa nasz system finansowy, chociaż nie jest to zadanie odpowiednie dla każdego z nich. Ale skoro rezultaty działania tego systemu są tak złe, każdy może się dowiedzieć, choćby w ogólnym zarysie, co jest złego w systemie i co powinno być skorygowane, aby rezultaty działania systemu były prawidłowe…
Specjaliści i eksperci (ekonomiści i bankierzy) są odpowiedzialni za wynalezienie właściwych metod, podczas gdy konsumenci i społeczeństwo mają prawo domagać się wymaganych rezultatów i zmiany ekspertów, którzy tych wyników nie dostarczają albo wskazać swoich reprezentantów do wykonania potrzebnych zadań. Ten sposób jest skuteczny, ale zawodzi, gdy dochodzi do konfrontacji z monopolem ekspertów (prawdopodobnie opłacanych przez jeszcze większy monopol taki jak Państwo czy Wielki Biznes). Eksperci zawsze wiedzą najlepiej czego nam potrzeba, a to jest niezmiennie tym, czego nie chcemy. Zapewniają nas wtedy, że to czego oczekujemy i chcemy jest śmieszne albo niepotrzebne, albo technicznie niemożliwe, nawet wtedy, kiedy mieliśmy to przedtem i wiemy, że jest to możliwe. Powinniśmy więc znaleźć rzetelnych ekspertów, którzy zbadają problem fachowo, doradzą nam, czy jest to rzeczywiście możliwe i jeżeli tak, zaproponują odpowiednie środki, aby osiągnąć oczekiwane wyniki.
Można powiedzieć, że Douglas był pierwszym takim uczciwym ekspertem. Zdobył on szeroką wiedzę jako inżynier prowadząc pionierskie prace w dziedzinie automatyki i księgowości przedsiębiorstw przemysłowych. Wreszcie wykrył defekt systemu finansowego i zaproponował skuteczne środki w celu skorygowania go…Swą analizę funkcjonowania systemu oparł na prostym założeniu, że celem produkcji było wytwarzanie, tak dokładnie jak to tylko możliwe, tego, co ludzie jako konsumenci oczekiwali, przy tak minimalnym zużyciu materiałów, energii i wysiłku ludzkiego, jak to było możliwe do przeprowadzenia.
W swej działalności zawodowej doświadczył, że sposoby zarządzania kredytem bankowym uniemożliwiały mu niekiedy przeprowadzenie pewnych prac produkcyjnych, więc postanowił zgłębić sprawę dokładniej. Spodziewał się, że gdy problem zbada się rzetelnie, znajdzie się korzystne dla produkcji rozwiązanie.
Jednak zamiast spodziewanej pomocy ze strony banku, otrzymał następne zaskakujące doświadczenie – skonstatował, że ci, którzy kontrolują ekonomię poprzez finanse są dobrze zorientowani w sytuacji i świadomi defektów systemu, ale mają zupełnie inne cele, głównie forsowanie pełnego zatrudnienia (wszystkich nadających się do pracy) i pilnowanie interesów tych, którzy tworzą pieniądz i sterują jego przepływem (kredyt bankowy).
Douglas przekonał się szybko, że na gruncie ekonomii nie można stawiać takich fundamentalnych pytań, jak "Co to jest pieniądz, albo czemu mają służyć przemysł i handel?" Odpowiedzi na te pytania nie udziela ani ekonomia, ani też inna dziedzina nauki, a robi to religia. Odpowiedzi bardziej odkrywają prawdę, w zależności od typu religii, która formułuje odpowiedź. Jest znamienne, że kredytowcy społeczni odkryli, iż zwykły zdrowy rozsądek, który próbowali oni wprowadzić do rzeczywistości pochodził faktycznie z chrześcijaństwa.
Na samym początku trzeba stwierdzić, że pieniądz przestał zawierać takie materialne składniki, jak złoto, część rzeczywistości tej planety dana nam za darmo przez Stwórcę. W miarę postępu technologii i wzrostu mocy produkcyjnych, coraz mniejszy sens miało upieranie się przy tym, aby rozdziału produktów dokonywać w oparciu o relacje w stosunku do ilości jakiegoś szczególnego metalu, znalezionego w ziemi. Zastąpienie takiego systemu monetarnego zwykłą księgowością – po prostu liczbami zapisanymi na papierze albo na dysku komputerowym – było olbrzymim postępem, bez którego przemysł i handel nigdy nie osiągnęłyby takiego stopnia rozwoju, na jakim są obecnie.
Ale przyjrzyjmy się zmianom, które się wydarzyły. Nowy pieniądz, popularnie zwany kredytem bankowym, jest całkowicie sztuczny. Wprowadzany jest w życie przez pewnych ludzi, którzy posiadają centralny monopol emitowania i dysponowania pieniądzem. Będąc tworem czysto symbolicznym, pieniądz nie podlega żadnym naturalnym ograniczeniom. Równie łatwo jest wypisać milion funtów jak i sto funtów. I zawsze wchodzi on do obiegu jako dług, tzn. pożyczka, którą należy spłacić tym, którzy go wyemitowali…
Nie dajmy się więc nabrać! Pieniądz stanowi środek do najpełniejszej dyktatury nad ludźmi, jaka dotychczas istniała. Wystarczy dostrzec potęgę, jaką daje pieniądz w każdym aspekcie życia społecznego, w życiu prywatnym każdego z nas, we wszystkich mediach, organizacjach i instytucjach, które wywierają na nas nieustanną presję. Być może teraz zrozumiemy, dlaczego Douglas i jego uczniowie, którzy odkrywali prawdę o monopolu kredytu nie są "akceptowani" przez partie polityczne, wydziały ekonomii uniwersytetów, nie mają też prawa do swobodnej wypowiedzi w krajowych mediach.
Jeśli się nad tym zastanowimy, zobaczymy, że ekonomia całkowicie zależna od zadłużonego pieniądza, emitowanego w ten sposób (jako dług), nigdy nie zdoła spłacić długów bez pogrążania się w chaosie, powszechnej biedzie, głodzie i rewolucji, o ile, oczywiście, nie będzie pożyczać coraz więcej. Oznacza to, że jesteśmy złapani w pułapkę długu nie do spłacenia, z której absolutnie nie ma ucieczki przy obecnym systemie finansowym, w którym cały nowy „kredyt" musi być emitowany jako dług…
Mówi się, że Pieniądz jest Bogiem tego Świata, a także, że miłość do pieniądza jest źródłem wszelkiego zła (nie pieniądz sam w sobie). Trzeba też powiedzieć jeszcze, że sprawdzianem miłości do Boga prawdziwego jest przestrzeganie Jego przykazań. Tak więc, któremu Bogu jesteśmy posłuszni?…
Gdy Panu Jezusowi zadano podstępne pytanie, oferujące pozornie możliwy do przyjęcia wybór: "Czy jest zgodne z Prawem (w religii Izraela) płacenie podatku Cezarowi?", Pan Jezus nie pozwolił na wpędzenie Go w pułapkę, lecz sformułował pytanie właściwie, tak że można było uzyskać prawdziwą odpowiedź. Podobnie i my powinniśmy postąpić, gdy przewrotnie stawia się nas przed politycznym wyborem: większa liczba bezrobotnych czy wyższa inflacja. Co zatem należy się Bogu w stworzonym przez Niego świecie więcej niż obfitych bogactw naturalnych dla zaspokojenia wszystkich naszych potrzeb, a także obszernej wiedzy technologicznej, odziedziczonej i czerpiącej inspirację od wynalazców i naukowców z przeszłości, natchnionych przez Ducha Prawdy?
Jest oczywiste, że te możliwości dane ludziom przez Boga nie powinny być odbierane, redukowane lub wykoślawiane przez system księgowości wprowadzony przez człowieka, który powinien ułatwiać te możliwości. Powinien on odzwierciedlać, a nie narzucać, wybory dokonywane przez ludzi. W rzeczywistości robi to w bardzo ograniczony i ułomny sposób.
Jest jakimś nieporozumieniem akceptowanie poglądu, który propagują ludzie wyznający purytanizm, że jest moralnie niewłaściwe, aby ktoś otrzymywał coś za nic, nawet gdy są to łaskawe dary Stwórcy docierające do nas poprzez kulturowe dziedzictwo. Na wszystko, co otrzymujemy powinniśmy sobie "zasłużyć" "w pocie czoła" wykonując pewne "prace". Jeśli któreś stanowisko pracy jest niepotrzebne, ponieważ jakieś techniczne urządzenie wykonuje tę pracę lepiej, to należy utworzyć dodatkowe, choćby bezużyteczne miejsce pracy po to, by mieć poczucie własnej wartości i sprawiedliwości, by móc "iść z podniesioną głową" i "zarabiać na życie".
Prawdopodobnie połowa wszystkich "zatrudnionych" w naszych społeczeństwach wniosłaby znacznie większy wkład ekonomiczny do gospodarki kraju niż obecnie, gdyby pozostała w domu, pobierając to samo "wynagrodzenie" i powstrzymując się od zakłócania procesu gospodarczego. W zamian, mogliby zająć się domem i rodziną, uprawiać ogródek, pomóc sąsiadowi w potrzebie, a wszystko to bez tej demagogii, że "zasługują" na to, co otrzymują.
Mimo nieustannych zabiegów, jakie obecnie się czyni, aby przekonać nas, że Ziemia jest ubogim, jałowym obszarem, od dawna już przeludnionym przez masy bezmyślnej ludności i zdecydowanie potrzebującym drakońskiej kontroli i regulacji ze strony rządu światowego, to jest przecież doskonale widoczne, że gdziekolwiek tylko ludzie mogą zajmować się produkcją bez mieszania się i wtrącania kogoś z zewnątrz i gdy wysiłek ich jest godziwie wynagradzany, to powstaje taka masa produktów, że tworzą się nawet "uciążliwe nadwyżki" w przypadku, gdy siła nabywcza nie jest wystarczająca. Pomijając katastrofy naturalne, cokolwiek złego przytrafia się ludziom, na przykład krańcowe ubóstwo i głód w Trzecim Świecie, o których słyszymy tak wiele, jest spowodowane przez człowieka. Jeżeli cokolwiek złego nie jest efektem wojny, rewolucji czy wojny domowej, to jest spowodowane przez niewłaściwe traktowanie natury i naturalnego porządku, poddawanych presji obecnego systemu finansowego. Stabilność, samokontrola i elastyczność – cechy systemu, które długoterminowo zapewnia rzetelna ekonomia z prawdziwego zdarzenia, nie są dostępne albo zbyt kosztowne dla biednych i niemożliwe dla zadłużonych.
Pieniądz obciążony długiem jest przyczyną inflacji, gdyż producenci są zmuszeni wliczać w cenę produktu koszty związane z odsetkami. Kredyt wolny od długu jest jedynym sposobem na redukcję cen, jedynym sposobem na to, aby skutecznie powstrzymać postępującą inflację, fenomen nieodłączny od obecnego systemu finansowania poprzez dług.
Podobnie, jedyną możliwością wyzwolenia ludzi z degradującego duszę jarzma bezużytecznych lub mechanicznych prac nadających się tylko dla maszyn, lub z jeszcze gorszego jarzma "bezrobocia", jest rozdzielenie między ludzi "zarobków maszyn". Rozdzielenie to dotyczyć ma wszystkich, nie na podstawie "zasług", ale jako udział każdego w kulturowym dziedzictwie. To z kolei wymagałoby przejścia na kredyt wolny od długu, nie w nieograniczonych ilościach, ale dokładnie w ilości wymaganej do anulowania długów, co inaczej mogłoby być uzyskane przez pożyczanie lub przez „cięcia" i bezrobocie.
Alternatywą jest trwanie w tym rządzonym przez pieniądz świecie z finansowanym przez dług "masowym zatrudnieniem", aż do czasu, gdy albo hiperinflacja albo "totalne zatrudnienie" doprowadzą nas do rozpaczy, rewolucji i totalitarnego Państwa płatnych niewolników. Konsekwencje długofalowe trwania w takim systemie są jednak dla społeczeństwa i każdej osoby znacznie rozleglejsze i głębsze niż te w dziedzinie polityki i ekonomii.
Zastanówmy się więc, jak nasze cele możemy zrealizować – gdy w szczególności ani partie polityczne, ani inne środki, potencjalnie mogące nam w tym pomóc, nie nadają się do tego? Przede wszystkim dążmy do Królestwa – to znaczy powracajmy do rzeczywistości Bożej i porównujmy ją z pseudo-rzeczywistością ludzkiego świata, zdominowanego przez pieniądz. Dalej jeszcze oznacza to podejmowanie trudu zrozumienia, w jakim stopniu religia chrześcijańska, która jest przecież częścią osnowy i wątku wszechświata, została zniekształcona i zawrócona z drogi przez ślepą i nieświadomą zgodę człowieka na dominację "pieniądza", wraz z jego fałszywą wartością. Stale ponaglana, aby być częścią "rzeczywistości", by dostosować się do "współczesnej, zmieniającej się sytuacji", nasza religia musi odnajdywać swą tożsamość.
Ale dopóki się to nie stanie, chrześcijanie nie powinni nawet zaczynać odbudowywać kredytu społecznego – wzajemnego zaufania w społeczeństwie, mogliby bowiem przyczynić się do zniszczenia go na trwałe, jeśli odtwarzany, nie byłby oparty na chrześcijańskich podstawach. Natomiast, gdy to nastąpi, otworzy się przed nami wspaniała perspektywa nadziei, wiary, myśli, studiów i czynu. Nadziei dlatego, że już wiemy, iż przyczyna zła leży nie w "naturze rzeczy", ale w jej deformacji przez pewnych ludzi dysponujących mocą, i wiemy już, że istnieją drogi wyjścia. Wiary, ponieważ substancją rzeczy będących przedmiotem nadziei są dowody na istnienie rzeczy jeszcze nie widzianych, przejawy rzeczy jeszcze nie doświadczonych. Więc myślimy o przejawach i studiujemy dowody w duchu wiary. Ale wiara bez uczynków martwa jest, a nasza ma być przecież żywa. To powinno prowadzić nas do czynu… Każdy kredytowiec społeczny powinien być takim zarzewiem czynu, powinien zapalać innych do czynu, pomagać i ukazywać innym jak bronić i jak rozwijać kredyt społeczny… Jest miejsce i dla Ciebie w tej przygodzie!
7-8/95 Geoffrey Dobbs