Chciałabym podzielić się z Państwem moim doświadczeniem w zakresie tak zwanego domowego nauczania. Jest to opcja, w której dziecko jest uczone w domu przez rodziców. W Kanadzie ten sposób zdobywania wiedzy jest częścią systemu nauczania i każdy, kto chce może z tej drogi skorzystać. Kiedy przyjechaliśmy do Kanady, dzieci były małe, a to, że dowiedzieliśmy się o takiej możliwości nauczania w domu było dziełem przypadku. Gdy Natalia, nasza córeczka, skończyła sześć lat, przyszedł czas, aby zapisać ją do szkoły (w Kanadzie dzieci zaczynają klasę pierwszą w wieku sześciu lat) i wtedy my, jako rodzice stanęliśmy przed trudnym problemem. Nie mogliśmy pogodzić się z faktem, że dzieci w tak wczesnym wieku mają uczyć się w szkole przez cały dzień. To znaczy od dziewiątej rano do czwartej po południu. Wtedy, pamiętam, zadawałam sobie pytanie, kto właściwie wychowa moje dziecko? Ja czy szkoła? W tym najważniejszym okresie kształtowania się charakteru dziecka, szkoła stawała się domem, a dom był hotelem. W praktyce wygląda to tak, że dziecko około czwartej trzydzieści po południu wraca ze szkoły zmęczone, potem obiad – jest to około trzech godzin przebywania w domu i trzeba iść spać. Jeżeli ktoś chce jeszcze włączyć dziecko w jakieś zajęcia pozalekcyjne typu sport, pianino itd., czas zasypiania przedłuża się do późnych godzin wieczornych, a nawet nocnych, co jest bardzo niekorzystnie dla zdrowia małego dziecka.
W obliczu takiej sytuacji podjęliśmy decyzję, że nie pozwolimy, aby nasza córka tyle godzin przebywała w szkole. Na początku września zaprowadziłam Natalkę do szkoły i oświadczyłam nauczycielce, że o godzinie dwunastej zabieram córkę do domu (od 12 jest przerwa w nauce na zjedzenie tzw. „suchego prowiantu") i resztę dnia ja będę ją uczyć. Byłam tak zdeterminowana, że nie obchodziły mnie konsekwencje tej decyzji. Oczywiście po paru dniach takiego stanu rzeczy, w szkole zrobił się szum i poproszono mnie do dyrektora. Poszłam z duszą na ramieniu, ale byłam gotowa walczyć o moje dziecko do końca. Na pytanie o powody takiej decyzji, odpowiedziałam używając wszystkich moich argumentów i ku memu zdziwieniu dyrektor z nimi się zgodził. Widząc, że ja naprawdę postanowiłam uczyć dziecko w domu – dopiero wtedy poinformował mnie o tym, że w Kanadzie istnieje oficjalna możliwość nauczania w domu, tzw. „home schooling" i że muszę tylko napisać podanie, opracować plan nauczania i poczekać około trzech miesięcy na odpowiedź. Dał mi tylko warunek, że te trzy miesiące dziecko ma być w szkole cały dzień. Odpowiedziałam, że nie zgadzam się na to, a Natalkę nadal będę zabierać do domu o godzinie dwunastej. I tak zrobiłam. Po trzech miesiącach dostałam pozytywną odpowiedź i w ten sposób nasza córka weszła w system domowego nauczania. Potem dołączył do niej Bartek, a najmłodsza Julka czeka w kolejce.
W Kanadzie bardzo dużo rodzin w ogóle nie posyła swoich dzieci do szkół, rodzice uczą je sami w domu z różnych powodów. Jednym z nich, jest niski poziom nauczania w szkołach publicznych i katolickich, zwłaszcza w starszych kasach. Moje dzieci chodzą do szkoły tylko do godziny dwunastej ze względu na język angielski, który muszą opanować w stopniu bardzo dobrym.
Minęło parę lat i zaczynamy dostrzegać owoce naszych decyzji. Są one bardzo pozytywne. Natalka jest teraz w klasie 7 szkoły francuskiej. Do godziny dwunastej ma w szkole cały blok przedmiotów po francusku, a w domu uczy się w bloku angielskim (matematyka, język angielski, religia itd.). W teście ontaryjskim1, który sprawdza stopień zaawansowania z matematyki i języka angielskiego uczniów klasy 6, uplasowała się na najwyższym poziomie. Bardzo się cieszyliśmy.
Chciałabym napisać jeszcze, o czymś bardzo ważnym. Nie trzeba być nauczycielem z wykształcenia, aby uczyć własne dziecko w domu. Trzeba mieć tylko bardzo silną motywację i przeświadczenie o słuszności takiej decyzji. Reszta jest tylko sprawą dobrej organizacji obowiązków w domu oraz narzucenia pewnej dyscypliny pracy. Ja i mój mąż również nie jesteśmy nauczycielami z wykształcenia. Ucząc dzieci w domu zdobywaliśmy doświadczenie prawie od zera. Gros obowiązków spoczywało na mnie, ponieważ mąż pracował. Kupowałam różne angielskie podręczniki, ale również polskie – sprowadzane z Polski. Niektóre polskie podręczniki do matematyki są naprawdę na bardzo wysokim poziomie, były one kopalnią wiedzy dla naszych dzieci. Później, tak się one wdrożyły w tę dyscyplinę nauki w domu, że radziły sobie nawet w sytuacji, gdy na jakiś czas poszłam do pracy (był to kontrakt około półtora roku). Wracały z opiekunką do domu i uczyły się tego, co im wcześniej przygotowałam. A po powrocie do domu sprawdzałam ich „lekcje", robiliśmy poprawki i przygotowywaliśmy materiał na następny dzień. W ten sposób pracujemy już parę lat mając bardzo dużo satysfakcji z pracy i wysiłku, który wkładamy dla dobra naszych dzieci.
Myślę, że również w Polsce rodzice powinni mieć prawo do nauczania swoich dzieci w domu zwłaszcza, gdy tak radykalnie zmienia się system nauczania w szkołach. Poziom wiedzy tam oferowanej stopniowo obniża się, a wzrastają różne inne zagrożenia niebezpieczne dla sumień naszych dzieci.
Doświadczenie Kanady i Stanów Zjednoczonych może być bardzo pomocne w tworzeniu takiego sposobu nauki zwłaszcza, jeśli chodzi o organizację i stronę prawną tego systemu. W Kanadzie istnieje związek prawników, który występuje w imieniu rodziców uczących w domu, reprezentując ich w różnych sprawach. Jest zorganizowana sieć prywatnych księgarń, które oferują ogromną ilość podręczników do nauczania domowego różnych przedmiotów łącznie z nauką języków obcych, wprowadzeniem do komputera, pisaniem na maszynie, itd.
W Polsce ciągle jeszcze istnieje duża ilość bardzo dobrych podręczników, które mogą być wykorzystane w nauczaniu domowym. Myślę, że warto spróbować wejść na tę nową drogę, warto mieć odwagę i podjąć taki wysiłek, bo moje doświadczenie i doświadczenie wielu rodzin w Kanadzie uczy, że przy rzetelnym podejściu do tej formy nauczania daje ona nie tylko wysoki poziom wiedzy, ale przede wszystkim korzyści wychowawcze, co w naturalny sposób umacnia całą rodzinę.
Renta Rej-Dębowska