Ona jechała specjalnie tam, filmowała mnie w pociągu przez tyle godzin. Ja po prostu drzemałam. Tą śpiącą mnie w podróży nie wiadomo dokąd. Donikąd. Nie wiadomo dokąd ta podróż, bo nigdzie o tym nie mówi, ale ja w tym pociągu drzemię. I to pokazała. W domu obieram ziemniaki, bo do obiadu chciałam przygotować. To chyba ze trzy razy pokazuje tę scenę obierania ziemniaków. Pobiegła tam z kamerą ze mną do kuchni. Natomiast nie pokazała mojego spotkania. To było naprawdę ważniejsze, bo wchodzą obaj panowie, obaj prymasi. Ja im zastępuję drogę. Przed wejściem, zobaczyłam, już tam stali, ale zanim doszli do miejsc, żeby usiąść, ja im zastępuję drogę. Zatrzymują się panowie. Bačkis ma tłumacza. Ja mówię po polsku. Wręczam mu dokumenty dotyczące tego domu i kopię daję Prymasowi. Filmują. To chwilę trwa. Dużo tych kamer jest. Ona też filmuje. Jeszcze prosiła, że ona filmuje Anię, żeby inni udostępnili, żeby jej nie przeszkadzali. Zrobiła tę scenę.
Potem, po tym spotkaniu idziemy na Żytnią do kapliczki, do Sióstr. I jest akurat godzina 15.00, Godzina Miłosierdzia. Filmuje to. Ja uczestniczę w tej Godzinie Miłosierdzia. Nie puściła tego. Pokazała mi ten film. A przede wszystkim ją interesowały − nie wiem, skąd o tym wiedziała, czy ja jej o tym mówiłam − że ja będąc dzieckiem, śniło mi się to, ale to było bardzo dawno, jeszcze tam, jak byłam na Wschodzie, że jestem taką dziewczynką, może 5, 6 lat. Na podwórku jest tutaj taka piwnica, która na zewnątrz jest − taki kopiec, tam schodzi się w dół. I przed tą piwnicą jest popiersie człowieka. Przed popiersiem jest takie korytko żeliwne. Było takie korytko, ja pamiętam. To było dla kurczaków. Ciężkie, żeliwne, które się nie przewraca. Płaskie, ale tam woda była dla piskląt. I jest postać − popiersie. Aureola, niebieskie, żywe oczy. Lewą ręką trzyma księgę otwartą, prawą ręką trzyma pióro gęsie, bo kiedyś tak właśnie pisano. A tam dalej w tle jest zagon ziemniaków. Pięknie kwitnące, fioletowy kolor ziemniaków, ale taka duża masa. Śni mi się, ale ja nie wiem, czy tam to było. Taka wysoka nać, ciemna zieleń i ten fioletowy kwiat. Równiusieńkie, jak podcięte, jak podstrzyżone. I ja podchodzę bliżej, przyglądam się. Oczy niebieskie, ja się nie bałam tego. I się zastanawiam, jak może żyć człowiek, tylko połowa człowieka.
Ale obudziłam się, no śniło mi się, potem zapomniałam. I potem przyjechałam tutaj. Od czasu do czasu przypominało mi się to. Ciągle ten sen był żywy. I pierwszy raz wchodzę do kościoła tej parafii, mojej parafii Chrystusa Króla. I pierwsze, co weszłam do kościoła, to mój wzrok padł na ambonę. I widzę postać, którą wtedy zobaczyłam we śnie. Przez cały czas patrzyłam i przypominałam sobie ten sen. Po skończonej Mszy św. pobiegłam zaraz do zakrystii. Ksiądz ze Lwowa odprawiał Mszę św. On już nie żyje. Ja mówię:
− Proszę księdza, co oznaczają te płaskorzeźby na ambonie?
A on odpowiedział:
− No, no, no. To mamy ładną parafiankę, jak nie zna podstawowych rzeczy. To są Ewangeliści.
Ja mówię:
− A mnie interesuje trzecia z kolei. On mówi:
− To jest św. Łukasz.
I ja jemu mówię, że ja to widziałam, ale dokładnie tak jak tu, nawet te kolory. Szata purpurowa, aureola złota i to gęsie pióro w ręku. On powiedział:
− To nie był sen, to było widzenie. To było przeznaczenie. Powinnaś się modlić do św. Ewangelisty Łukasza.
Ja się nigdy [do niego] nie modliłam. Wchodzę do kościoła. Ksiądz powiedział, żebym się modliła, ale już za chwilę zapomniałam. Poza kościołem już nie pamiętam. I ja jej to opowiadałam. Ona prosiła specjalnie proboszcza, żeby wpuścił po godzinach do kościoła, jak już nie będzie nabożeństwa. I ona filmowała. Tego też nie pokazała. Nie pokazała Galerii Porczyńskich, nie pokazała kaplicy, gdzie była Godzina Miłosierdzia. I jak zrobiła ten film, jedną kasetę mi dała. Drugą mi nagrała Ewa Kubasiewicz z telewizora, bo tam puszczali we Francji (bo ona we Francji mieszka). Jak zobaczyłam ten film, zapytałam:
− Dlaczego pani nie wykorzystała tych scen? To było najistotniejsze. Bo film, który pani zrobiła jest dobry. Bo moja wypowiedź tam była po raz pierwszy upubliczniona. Ale artystycznie film pozostawia bardzo wiele do życzenia. Dlaczego pani nie wykorzystała tych ujęć?
− A bo ja będę chciała zrobić film fabularny.
I ja w to uwierzyłam. I ona mówi:
− Niech mi pani podpisze, żebym mogła zebrać pieniądze.
Czy to umowa, no takie małe karteczki. I ja podpisałam, a ona obie zabrała. Mnie nawet do głowy nie przyszło. Z nikim umowy nie spisywałam. I mówi, że ona zgromadzi pieniądze, żeby zrobić ten film. I że te sceny będą już w tym filmie umieszczone. W międzyczasie przyjechała Laura z Monachium, Włoszka. I też zrobiła taki wywiad ze mną. Na plażę pojechaliśmy. I koniecznie ona chce zrobić film. Tu już podpisujemy umowę, że w razie nieścisłości włoski adwokat będzie prowadził sprawy. I ja się zgadzam. Ona mi wypłaci honorarium 600 euro. I się zgodziłam. Było chłodno. Siedziałam na plaży, ona to filmowała i jej się to tak bardzo podobało, że ona chce robić dalej. No i spisujemy umowę. I okazuje się, że się spotkały obie. Sylke Meier i ta Laura chodziły do tego samego źródła po pieniądze. I tam się poznały. Przynajmniej taką wersję mnie przedstawiono. Też jej poświęciłam sporo czasu. Do Warszawy jeździliśmy. Bo ona myślała, że do Belwederu wejdzie − o tak sobie przyjechała z Włoch. Do Belwederu jej nie wpuścili. To trzeba było wcześniej załatwić. Przenocowałam tam jedną noc. Nic mi nie zapłaciła, tylko zapłaciła za bilet do Warszawy i z powrotem. Potem zrobiła ten film i przysłała mi kasetę, ale do dzisiaj go nie obejrzałam. Honorarium mi nie zapłaciła.
Film fabularny wyprodukowany w koprodukcji niemiecko-polskiej z 2006 roku w reżyserii Volkera Schlöndorffa. Tytuł niemiecki Die Heldin von Danzig (Bohaterka z Gdańska). Fabuła osadzona jest w realiach walki o upadek komunizmu w Polsce lat 80., jednak film nie bazuje na faktach. Jako Agnieszka Kowalska-Walczak (w domyśle Anna Walentynowicz) Katharina Thalbach. Film zrealizowano w dniach 16 października - 27 listopada 2005 roku w Gdańsku. Sylke Rene Meyer, która jest współautorką scenariusza (drugim scenarzystą jest Andreas Pflüger), w 1980 roku przeczytała w Der Spieglu artykuł o Solidarności. W pamięci zostało jej zdjęcie, na którym kobieta stoi i przemawia do stoczniowców. Jak się okazało była to Anna Walentynowicz. Sylke Rene Meyer nakręciła już wcześniej film dokumentalny o Annie Walentynowicz, z którą spotkała się w 1998 roku. Muzykę do filmu napisał Jean Michelle Jarre. Większość ról zagrali polscy aktorzy.
Kulesza1 skierował mnie do takiego Andrzeja w Niemczech, adwokata, który miał się zająć sprawą przeciwko Schlöndorffowi2. Ja skserowałam ten scenariusz, wysłałam mu, 65 zł zapłaciłam za przesyłkę. On mówił, że gdzieś tam wyjeżdża, ale zajmie się sprawą. A potem mówi: − Ten scenariusz nie jest taki zły. Widzę, że to był blef. Po co Kulesza tam mnie do niego skierował? To jest jego przyjaciel. Potem ten sam adwokat dzwoni do mnie i pyta o Laurę. Ja mówię: − Laura to jest oszustka. Ona mi nie zapłaciła nawet za ten czas, który jej poświęciłam.
− I nie zapłaci, bo pani sprzedała prawa autorskie Schlöndorffowi.
Ja mówię:
− To pan jest adwokatem Laury? Z czym pan do mnie dzwoni?
I się rozłączył. Jakaś mafia tam była. Tutaj spisała ze mną umowę. Miała zapłacić 600 euro. Nie tylko nie zapłaciła mi honorarium, ale nie zapłaciła nawet tego czasu, który jej poświęciłam. I potem dzwoni do mnie tłumaczka i mówi, że gdzieś tam w Rosji ma być promocja tego filmu, który zrobiła Laura, żebym ja pojechała. I nie wiem, co to ma znaczyć. Na terenie Rosji? Film o mnie, to jakaś zasadzka. Powiedziałam tłumaczce, żeby powiedziała Laurze, że to jest oszustka i ja nie chcę mieć z nią nic wspólnego i nigdzie nie pojadę. I się rozłączyłam, a potem się już nie kontaktowałam z nimi. Tłumaczka mnie jeszcze zapytała, czy oglądałam ten film. Powiedziałam, że nie i nie chcę go oglądać, bo Laura jest oszustką.
Potem pojawił się Schlöndorff, który powoływał się na Sylke. On miał współpracować z Video Studio w Gdańsku3. Potem Terlecki miał współpracować. Potem pan Kwieciński i wszyscy zrezygnowali. W filmie występuje Sylke. Okazuje się, że ona sprzedała prawa autorskie Schlöndorffowi, ale ode mnie ich nie kupiła. Przypuszczam, że to musiało być to pisemko, które podpisałam. Podeszła mnie tym, że to pozwoli jej zebrać fundusze na film i ja to podpisałam. Może to było zrzeczenie się moich praw autorskich. Dlatego Schlöndorff się ze mną w ogóle nie liczył.
Raz doszło do spotkania z nim u mnie w domu w końcu lipca. Był pan Rogowski, był Andrzej Gwiazda, był Terlecki, no i był jego asystent i tłumacz, który mówił po polsku. Potem, kiedy zagroziłam, że wnoszę sprawę do sądu, Schlöndorff chciał się spotkać znowu, ale ja mówię: Po co się mam z nim spotykać. Mam tę całą korespondencję. Jak zobaczyłam ten scenariusz, powiedziałam, że protestuję natychmiast. Więc on przyszedł tutaj z bukietem róż. 25 róż mi przyniósł biało-czerwonych. I przepraszał mnie, że ten scenariusz napisał Niemiec, który się nie orientował. Więc zapewnił mnie, że ktoś z Polski napisze scenariusz i rozpoczniemy film w grudniu. Zrobił dobre wrażenie. Zresztą sam Andrzej Gwiazda go odebrał. Tłumaczył go Rogowski, dziennikarz, który już nie żyje. Schlöndorff miał też swojego tłumacza. Z rozmowy wynikało, że jest to nie tylko dobry reżyser, ale i uczciwy człowiek. Ja to tak odebrałam i tak powiedziałam Rogowskiemu.
Zadzwoniła do mnie aktorka z Tarnowa (zapomniałam nazwiska), że chciała zagrać w tym filmie.
− Nic prostszego. Masz tutaj namiary na Schlöndorffa. W grudniu będą kręcić ten film.
− Dlaczego on w grudniu zaczyna?
− Pewnie 70. rok będzie chciał poruszyć.
To było 7 września. I ona pyta:
− Jak ty mogłaś się zgodzić na taki scenariusz?
Ale ja mówię:
− To będzie nowy scenariusz. W grudniu będą zaczynać.
− Jak to w grudniu, kiedy całą parą kręcą film w stoczni.
Video Studio wycofało się, Terlecki wycofał się. Znalazł Kwiecińskiego, który do mnie napisał i przekonywał, że powinnam się zgodzić. Ja zrobiłam kopię tego listu. Oryginał zachowałam, a na kopii na odwrocie napisałam: „Jak pan śmie pisać do mnie, że powinnam się zgodzić?”. I odesłałam mu. Dzwoni do mnie potem asystent Schlöndorffa:
− Czy pani dostała list od pana Kwiecińskiego?
− Dostałam”.
− I co?
− I odpisałam.
− A co mu pani odpisała?
− Przeczytam: Jak pan śmie pisać takie pisma? Chciał mnie przekonać. Potem zadzwoniłam do Kwiecińskiego.
− Panie Kwieciński, jaka jest sytuacja? Co dalej robicie?
On mówi:
− Ja zrezygnowałem ze współpracy z nimi.
− No ale ktoś inny jest zamiast pana. Kto? Niech mi pan powie.
− Proszę pani, nie mogę, bo ja prawie na noże z nimi się rozstałem.
− No, ale niech mi pan powie.
− Ale ja mogę dać pani tylko telefon.
− To mi wystarczy.
Dał mi telefon, a to był telefon do Ślesickiego4, a z nim już nie rozmawiałam. Mimo to napisałam do niego. To był Ślesicki i pani Marianna, która przyjechała do mnie, bo dalej kręcili na stoczni film, mimo moich protestów. Ja jej dałam książkę „Cień przyszłości”. Dałam jeszcze jakieś inne pisma, wycinki gazet. I mówię: „Proszę przeczytać i się zastanowić”. Więc ona przeczytała, ale film dalej kręcą. Potem zadzwoniłam jednak do Ślesickiego, kiedy będzie ten film gotowy, bo chciałam go zobaczyć. Pisałam do firmy „Pro Vobis”, do jego szefa, producenta w Berlinie, profesora Haase5. Jest tam jakaś odpowiedź, ale nie honorujemy go. Zadzwoniłam do Ślesickiego: „Kiedy film będzie gotowy?”. „Ja też nie widziałem tego filmu, niech pani dzwoni do Schlöndorffa”. A z Schlöndorffem po niemiecku nie porozmawiam.
No i przysyłają mi zaproszenie dzień po projekcji filmu. Z prasy dowiedziałam się, że siedzi Wajda, nogę na nogę założył, a Schlöndorff całuje jego ręce i dziękuje, że ułatwił mu zrobić ten film. Bardzo liczyli na to, że to będzie Złota Palma. Jak się o tym dowiedziałam, natychmiast wysłałam pismo do firmy „Pro Vobis”, jakim prawem nawet mnie nie zaproszono na pokaz tego filmu. Żądam, żeby mi ten film przedstawiono. Ustalają termin i przyjeżdża sam Haase i wyświetlają ten film w dawnym kinie „Leningrad”6, nie wiem, jak się teraz nazywa. Dużo mówił ten profesor przed projekcją filmu, tłumaczył, że chciał mnie wydobyć z niebytu, chciał mnie pokazać − zapomniana bohaterka.
Co było w moich protestach? Zmienili tytuł. Najpierw to była „Bohaterka Anna Walentynowicz”, potem „Zapomniana bohaterka”. Potem była jeszcze jakaś „Agnieszka Kowalska”7, ale przewija się moje nazwisko, a scenariusz jest ten sam. A mojego syna ubrali w mundur ZOMO. I ja wychodzę pobita z więzienia. Ja nigdy nie byłam pobita w więzieniu. Wychodzę z więzienia, a mój syn w mundurze. I przerażona pytam go: „I co, ty będziesz strzelał?”. A on: „Jak będę musiał”. Wieść o tym filmie rozeszła się. Mój syn był wtedy w Irlandii. Zadzwonił do mnie: „Mama, a kto mnie ubrał w mundur ZOMO?”. Ja mówię: „No właśnie. Tak to zrobił Schlöndorff”. Byliśmy oburzeni, ale film zrobiony. Potem dowiedziałam się z prasy, że film nie został zakwalifikowany na festiwal. Wajda był oburzony.
Potem wypowiedział się, że nie tylko filmu nie zakwalifikowano na festiwal, ale ten film nie robi kasy. A ja wtedy powiedziałam, że chociaż tyle wam mogą zrobić, że nie macie tutaj kasy. Jeszcze jedno: Agnieszka Odorowicz, wtedy szefowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, dała na ten film 200 tysięcy złotych. Spotkałam się z nią w hotelu. Był wtedy Macierewicz. Zażądałam od niej, żeby dała mi tę kasetę z filmem. I jeszcze raz wyświetliła ten film w Warszawie, nie wiem gdzie. Wtedy byli Macierewicz, Olszewski, adwokat Jaworowski, a w Gdańsku na projekcji był Jurek Zalewski8 i po skończeniu filmu powiedział, że to jest chała i wyszedł trzasnąwszy drzwiami. W ogóle dyskusji nie prowadził. Wypowiadali się Andrzej Gwiazda, [Krzysztof] Wyszkowski. A ja mówię:
− Jak pan śmiał zrobić taką scenę, skąd pan to wziął? − do tego profesora Haase − że stoczniowcy po pijanemu pobili sekretarza do krwi. Skąd się to wzięło?
A on mówi:
− Czemu się pani aż tak denerwuje? W niemieckich stoczniach też stoczniowcy piją.
− To dlaczego przyjechał pan kręcić film w Gdańsku? Pijących stoczniowców mógł pan nakręcić w Hamburgu, czy w innej stoczni niemieckiej. Dlaczego pan tu przyjeżdżał?
Nic nie odpowiedział. (cdn)
Anna Walentynowicz
1) Witold Kulesza (ur. 1950) – polski prawnik, profesor nauk prawnych, nauczyciel akademicki, w latach 2000–2006 dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.
2) Volker Schlöndorff (ur. 1939) – niemiecki reżyser, scenarzysta i producent filmowy, pracujący w Niemczech i USA. Nagrodzony Złotą Palmą na 32. MFF w Cannes i Oscarem dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego za Blaszany bębenek (1979). (wikipedia.org)
3) Video Studio Gdańsk – niezależny producent filmowy z siedzibą w Gdańsku, którego korzenie sięgają roku 1981. Twórcą i pomysłodawcą powstania niezależnego producenta filmowego Agencji Telewizyjnej Solidarność był Marian Terlecki (1954-2010) podczas II tury Zjazdu Solidarności w 1981 r.
4) Maciej Ślesicki (ur. 1966) – polski reżyser i scenarzysta, współzałożyciel i wykładowca Warszawskiej Szkoły Filmowej. Drugi producent filmu Strajk..
5) Jürgen Haase (ur. 1945) − niemiecki producent filmowy, reżyser i autor. Był prezesem zarządu Tellux Beteiligungsgesellschaft mbH i dyrektorem zarządzającym Progress Film-Verleih GmbH. Był producentem filmu Strajk - Die Heldin von Danzig (Strajk - Bohaterka z Gdańska)
6) KINO LENINGRAD (w latach 1993–2015 Neptun), ul. Długa 57. Sala kina była – przez cały okres istnienia – największą tego typu pojedynczą salą w Polsce (1100–1202 miejsca). Leningrad był kinem premierowym, należącym do najwyższej kategorii kin zeroekranowych. (wikipedia.pl)
7) Główna bohaterka filmu nosi nazwisko Agnieszka Kowalska-Walczak (w domyśle Anna Walentynowicz).
8) Jerzy Zalewski (ur. 1960) – polski reżyser, scenarzysta, producent filmowy, aktor i dziennikarz. Współpracował z Anną Walentynowicz przy realizacji jednego z odcinków programu publicystycznego Pod prąd w TV Puls