1. Jak to jest ze zbawieniem – lub potępieniem – samobójców oraz tych, którzy umierają bez pojednania się z Bogiem?
Stawiających to pytanie można odesłać do „kroków w kierunku sądu Bożego", wskazujących wyraźnie na to, że śmierć to wzniesienie się ponad czas ziemski i jego reguły. Umierając można więc w jednym momencie dojrzeć duchowo i jakby wspiąć się na sam szczyt swojego (dogasającego) doczesnego życia, widząc je już bardziej z Bożej niż z własnej perspektywy. Można, doświadczając (przy konaniu) Bożej miłości, zapragnąć odpowiedzieć na nią pozytywnie, nawet jeśli na ziemi się jej nie znało lub wprost ją odrzucało.
Jeżeli na każdym z powyższych etapów Bóg otrzyma od kogoś odpowiedź odmowną, napotka na opór i bunt – jest rzeczą oczywistą, że odrzucona Miłość Stwórcy i Ojca pozostanie bezradna wobec nienawiści stworzenia-przybranego dziecka. Może już tylko zatwierdzić ten wolny wybór nieszczęśnika, odwracającego się plecami i rzucającego się na zawsze w kierunku królestwa ciemności, buntu i rozpaczy.
Jak można się domyślać, nawet tak straszny wybór, podyktowany zapiekłą nienawiścią, wzbudza zadowolenie idącego na potępienie, że dał Miłości w twarz, że Jej „pokazał"1, iż potrafi się obejść bez Niej, a nawet Ją zasmucić…
Nie wiemy, czy nie zdarzają się sytuacje, w których zbliżenie się szatana, który miałby być wiecznym panem i towarzyszem nieszczęsnego człowieka, czyni na konającym takie wrażenie, że w ostatnim porywie rzuca się on ku Bogu i zdobywa się na żal, wystarczający do zbawienia. Twarz zmarłego może wtedy nosić na sobie ślad tej ostatniej walki, zachowując wyraz lęku czy przerażenia.
Są żyjący w grzechu, na których „koncie" przed Bogiem inni przez lata nagromadzili tyle duchowych ofiar i dóbr, że ze względu na ten skarbiec grzesznicy ci, konając, mogą otrzymać łaskę szczerego żalu i nawrócenia, choćby nawet zewnętrzne znaki do ostatniej chwili tego nie potwierdzały.
Z powyższych więc, między innymi, względów nikt z nas nie jest powołany do osądzania umierających, a wszyscy mamy być ich wspomożycielami na ostatnim etapie drogi do Nieba. Gdyby nawet poszli na potępienie, nasze duchowe ofiary nigdy nie pójdą na marne, gdyż z naszej pomocy skorzystają inni2.
Jednym ze znaków Bożego wybrania są różne cierpienia na ziemi, przyjęte bez buntu przeciwko Bogu. Powinniśmy natomiast niepokoić się o los tych, którzy żyją w niezgodzie z Bożym prawem, a do końca powodzi im się dobrze. Być może otrzymują oni doczesną nagrodę za jakieś niewielkie dobro, a po śmierci spotka ich wieczna kara.
2. Co zrobić, by na ziemi osiągnąć szczyt swoich możliwości, duchowego wzrostu, oczyszczenia, i już bez lęku, a nawet z radością, myśleć o czekającym nas Niebie? Może na tym „szczycie" śmierć stanie się naszą przyjaciółką…?
A. Różni święci w ciągu wieków, opierając się na Chrystusowej ewangelii, pod natchnieniem Ducha Świętego wypracowali swoje własne reguły na dojście do takiej duchowej dojrzałości. Czyż więc lektura ich życiorysów oraz pism nie powinna być dla nas dobrą szkołą życia i pobożnego umierania?
Nie musimy szukać daleko. Oto niedawne ogłoszenie przez Papieża świętej Teresy od Dzieciątka Jezus doktorem Kościoła miało wyraźnie na celu zwrócenie naszej uwagi na przebytą i opisaną przez nią „małą drogę" jako na drogę dostępną dla wszystkich. Stawanie się „dzieckiem", prawdziwe ubóstwo duchowe, wykorzystanie wszystkich licznych okazji w ciągu dnia do sprawiania radości Jezusowi, do składania Mu drobnych ofiar niedostrzegalnych dla otoczenia, bezwzględna ufność i nadzieja pokładana w Bogu – oto niektóre z kamieni milowych wytyczających tę „małą drogę"3.
B. Nikt nie może marzyć o dojściu do Nieba bez swojego osobistego codziennego krzyża, jak uczy nas Chrystus Pan. Im ktoś odważniej, bardziej zdecydowanie, z zapominaniem o sobie, a za to w trosce o zbawienie innych (czyli w duchu apostolstwa na rzecz żyjących na ziemi i zmarłych) podejmuje i niesie swój krzyż, tym szybciej osiąga wysoki poziom świętości i przechodzi swój czyściec na ziemi. Jako dusza-ofiara od razu po śmierci rozwija skrzydła w locie ku swemu najpiękniejszemu przeznaczeniu, z radością stając przed tronem Boga4.
Kościół przez wieki wzbogacał się w praktyki, które mogą pomóc w dobrym przygotowaniu się do przejścia przez śmierć5. Nic, oczywiście, nie zastąpi dobrego życia, które samo w sobie jest przygotowaniem do dobrej śmierci, możemy jednak ponadto skorzystać z doświadczenia świętych i znanych ludzi oraz wskazówek od nich otrzymanych.
a. Noszący z pobożnością Szkaplerz karmelitański oraz wypełniający związane z tym praktyki otrzymują obietnice: 1) nie zaznają ognia piekielnego, 2) cieszą się opieką Matki Bożej w życiu oraz szczególną Jej opieką w godzinie śmierci, 3) zostaną wybawieni z czyśćca w pierwszą sobotę po swojej śmierci, jeśli zachowają czystość właściwą dla ich stanu, 4) mają w życiu i po śmierci udział w dobrach duchowych zakonu karmelitańskiego.
Jest rzeczą zastanawiającą, że 13 października, w czasie ostatniego z objawień fatimskich, dzieci ujrzały (między innymi) Maryję w habicie karmelitańskim, a przecież Szkaplerz jest symbolem habitu tegoż zakonu, a więc i szaty Matki Bożej. Na temat Szkaplerza wypowiedział się dość obszernie Jan Paweł II w Liście Apostolskim wydanym na 750. rocznicę jego ustanowienia, świadcząc wobec Kościoła, że sam „od bardzo długiego czasu nosi Szkaplerz na swoim sercu".
b. Należący do stowarzyszenia o charakterze międzynarodowym, którego głównym celem jest przygotowanie członków do dobrej śmierci, potwierdzają, że ta przynależność pomogła im lepiej żyć oraz z wielkim spokojem i ufnością w Boże miłosierdzie przybliżać się do kresu ziemskiego życia. Chodzi o Apostolstwo Dobrej Śmierci, prowadzone przez Misjonarzy Świętej Rodziny, którego głównym ośrodkiem w Polsce jest Górka Klasztorna (89-310 ŁOBŻENICA, tel. 67-268-0848). Już pierwszy stopień przynależności daje, w dniu przyłączenia się, możliwość zyskania odpustu zupełnego na godzinę śmierci oraz udział w dobrach duchowych Zgromadzenia (zwłaszcza w owocach codziennej Mszy św. za żywych i zmarłych). Stopień drugi wymaga określonej modlitwy rano i wieczorem, trzeci – comiesięcznego uczestnictwa w sakramentach świętych. Apostolstwo Dobrej Śmierci obrało sobie za patronów Matkę Bożą Bolesną oraz świętego Józefa.
c. Mamy prawo oczekiwać, że Matka Boża, święty Józef, święta Barbara, jak też i inni nasi patronowie (z aniołami włącznie, ze świętym Michałem Archaniołem oraz Aniołem Stróżem na czele), będą nam towarzyszyć w drodze na sąd Boży i do bramy Nieba. Trzeba Ich o to prosić z ufnością przez całe ziemskie życie. Życiorysy niektórych świętych są potwierdzeniem tej prawdy. I tak np. św. Dominik Savio, ukazując się swemu wychowawcy św. Janowi Bosko w gronie zbawionych chłopców, oznajmił, że największą dla niego pociechą i umocnieniem w chwili umierania była obecność przy nim Najświętszej Maryi Dziewicy.
d. Pobożne odmawianie Koronki do Miłosierdzia Bożego wiąże się z wielkimi obietnicami Pana Jezusa, który sam nas jej nauczył za pośrednictwem św. Faustyny (Święta widziała np., jak w czasie jej odmawiania Anioł – wykonawca Bożej kary nie mógł wypełnić swojej misji, zob. Dzienniczek 474). Oto niektóre z obietnic:
Ktokolwiek będzie ją odmawiał, dostąpi wielkiego miłosierdzia w godzinę śmierci. Kapłani będą podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku; chociażby był grzesznik najzatwardzialszy, jeżeli raz tylko zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia mojego (687).
Dusze, które odmawiać będą tę koronkę, miłosierdzie moje ogarnie je w życiu, a szczególnie w śmierci godzinie (754).
Każdą duszę bronię w godzinie śmierci jako swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę, albo przy konającym inni odmówią – jednak odpustu tego samego dostępują. Kiedy przy konającym odmawiają tę koronkę, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę, i poruszą się wnętrzności miłosierdzia mojego, dla bolesnej męki Syna mojego (811).
Przez odmawianie tej koronki podoba mi się dać wszystko, o co mnie prosić będą. Zatwardziali grzesznicy, gdy ją odmawiać będą, napełnię dusze ich spokojem, a godzina śmierci ich będzie szczęśliwa. Napisz do dusz strapionych: gdy dusza ujrzy i pozna ciężkość swych grzechów, gdy się odsłoni przed jej oczyma duszy cała przepaść nędzy, w jakiej się pogrążyła, niech nie rozpacza, ale z ufnością niech się rzuci w ramiona mojego miłosierdzia, jak dziecko w objęcia ukochanej matki. Dusze te mają pierwszeństwo do mojego litościwego serca, […] do mojego miłosierdzia. Powiedz, że żadna dusza, która wzywała miłosierdzia mojego, nie zawiodła się ani nie doznała zawstydzenia. Mam szczególne upodobanie w duszy, która zaufała dobroci mojej. Napisz: gdy tę koronkę przy konających odmawiać będą, stanę pomiędzy Ojcem a duszą konającą nie jako Sędzia sprawiedliwy, ale jako Zbawiciel miłosierny (1541).
e. Ogromne znaczenie ma również inna praktyka, której domaga się Pan Jezus: cześć okazywana Jego Miłosierdziu, ukazanemu w obrazie z podpisem: Jezu, ufam Tobie.
Te dwa promienie oznaczają krew i wodę – blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz…
Te dwa promienie wyszły z wnętrzności miłosierdzia mojego wówczas, kiedy konające serce moje zostało włócznią otwarte na krzyżu.
Te promienie osłaniają dusze przed zagniewaniem Ojca mojego. Szczęśliwy, kto w ich cieniu żyć będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga (299).
Trzeba (w wyobraźni) postawić tych, za których chcemy się modlić, pod Krzyżem, i tam obmywać ich w WODZIE, która wypłynęła z przebitego włócznią Serca Jezusa (biały strumień z obrazu św. Faustyny); potem postawić ich pod strumieniem Najświętszej KRWI Chrystusa (strumień czerwony). Z kolei wezwać świętych Aniołów Stróżów i razem z Maryją Współodkupicielką powierzać te osoby Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, wprowadzając je przez to Najświętsze Serce, jak przez Bramę, do Nieba. Można posłużyć się przy tym następującą modlitwą (w której wszystkich: żyjących na ziemi, konających, zmarłych – określamy słowami: „my, nas"):
„Jezu, Boski nasz Zbawicielu, w obecności naszej Matki Maryi oraz Aniołów Stróżów zbliżam się z wiara, ufnością i miłością do Twego Najświętszego Serca.
Ufny w Twoją Miłość do nas słabych ludzi, obmywam w Twojej życiodajnej, oczyszczającej WODZIE siebie i moich, zagrożonych napaściami duchów ciemności, bliźnich.
Błagam przez Maryję, zmyj bielmo brudu grzechowego i ulecz nasze rany mocą Ran Twoich.
Oddając hołd, cześć i uwielbienie Twojej Najświętszej KRWI, zanurzam w niej dusze bliźnich… (imiona).
Tak oczyszczeni i naznaczeni Twoją KRWIĄ, prosimy Cię, Boże i Zbawicielu nasz, przyjmij nas do swego Serca, byśmy doznali ocalenia i uświęcenia.
Jako Chrystus, nasz Zbawiciel i starszy Brat, przedstaw nas, prosimy, w godzinie naszej śmierci Bogu Ojcu, którego dziećmi jesteśmy. Amen".
f. Pan Jezus nauczył jedną z największych polskich mistyczek Wandę Malczewską następującej modlitwy za konających, zachęcając ją, by mówiła ją zwłaszcza w nocy, gdy się przebudzi:
„O najłaskawszy Jezu, Miłośniku dusz, błagam Cię przez konanie Najświętszego Serca Twego i przez boleści Matki Twej Niepokalanej, obmyj we Krwi Twojej grzeszników całego świata, którzy teraz w konaniu zostają i dziś jeszcze umrzeć mają.
Serce Jezusa konające, zmiłuj się nad umierającymi!
Serce Maryi współbolejące, módl się za cierpiącymi! Amen".
g. Doświadczenie uczy, że ogromnie ważne jest napisanie i pozostawienie, w miejscu dostępnym dla najbliższych, naszego testamentu. Może się on znajdować w kopercie zaklejonej, opatrzonej napisem: „Otworzyć w razie mojej śmierci". Może składać się z kilku różnych części, do których aż do śmieci możemy powracać i zmieniać ich treść, zaznaczając te zmiany datą i podpisem, ewentualnie zastępując cały stary tekst nowym.
Jakie to części? Przychodzą na myśl w tej chwili trzy, a mianowicie:
I. Gdy ktoś dysponuje majątkiem, który chce lub powinien przekazać w spadku, niech załatwi te sprawy jak najwcześniej, omówi je ze spadkobiercami, a nie zostawia ich na koniec życia. Jeśli chodzi o ważność dokumentu, uznawanego przez władze cywilne przy dochodzeniu roszczeń majątkowych (prawa do spadku), zainteresowanym powinien kwestie te wyjaśnić notariusz, tym bardziej, że przepisy w tym względzie mogą ulegać zmianie6.
II. Głównym naszym zainteresowaniem w tej chwili jest strona duchowa testamentu – rozliczenie się ze swoim życiem oraz przekazanie bliźnim ostatniego słowa.
Nie wyczerpując zagadnienia, można je krótko ująć w punkty, które dobrze by było uwzględnić przy pisaniu tej części testamentu. Oto one:
1) Podziękowanie Bogu za życie, powołanie, ogrom łask, wspomożycieli na codziennej drodze krzyża – duchownych i świeckich, doświadczenia i próby, które – choć nawet wyglądały na zło i nieszczęścia – okazały się błogosławione w swoich skutkach. Najlepiej jest uczynić to ogólnie, bez wdawania się w szczegóły7, chociaż znane wszystkim największe próby i najwspanialsze owoce warto wymienić.
2) Przeproszenie Boga za błędy życiowe, za zmarnowane łaski, za brak miłości do Niego ze wszystkich swoich sił i z całego swojego serca – także bez wdawania się w szczegóły, choć wydarzenia wszystkim znane można z pokorą wymienić.
3) Ogólne podziękowanie bliźnim, od najbliższych począwszy, za wszelkie dobro duchowe i materialne. Nigdy nie wiemy, co komu będziemy do końca zawdzięczać, np. w ostatniej chorobie czy w końcowych próbach życiowych. Podziękowanie może być bardziej szczegółowe, gdy istnieje prawie pewność, że jesteśmy u kresu ziemskiej wędrówki.
4) Ogólne przeproszenie wszystkich za wszystko, także za to zło, które mogło ich dotknąć z naszej strony, a z którego nie zdawaliśmy sobie sprawy. Żeby nie były to jednak same tylko ogólniki, można ze skruchą odnieść się do niektórych swoich wad, zwłaszcza do tych, których przezwyciężenie było dla nas szczególnie trudne.
Na zakończenie tego punktu trzeba, w słowach jak najbardziej serdecznych, prosić o wybaczenie nam wszystkiego z miłości do Boga, który takiego pełnego przebaczenia oczekuje. „Nie wspominajcie mnie po mojej śmierci źle, nawet jeśli coś złego Wam uczyniłem, i proście za mną Boga, by mi wszystko wybaczył".
5) Słowa wybaczenia pod adresem wszystkich, których pozostawiamy na ziemi. Jeśli dotyczą osób i zdarzeń wszystkim znanych (gdy chodzi np. o zło, które spotkało nas ze strony władz, dręczycieli, złodziei), warto te okoliczności wymienić, co może być dla bliźnich pięknym świadectwem chęci pojednania się ze wszystkimi. Nie może być jednak w tych słowach nawet cienia żalu do kogoś! Gdyby miał być, lepiej tych spraw czy osób wcale nie wymieniać.
6) Pożegnanie się ze wszystkimi, przy czym wobec najbliższych powinniśmy użyć słów jak najbardziej czułych i serdecznych. Słowom: „Do zobaczenia w Niebie!" powinno towarzyszyć zapewnienie, że będziemy towarzyszyć swoją modlitwą tym, których pozostawiamy, aż wszyscy spotkamy się przed tronem Boga. Warto dołączyć prośbę o to, by nie płakali po naszym odejściu, lecz wielbili Boga w tym, że wypełniła się Jego święta wola wobec nas: zabrał nas z ziemi do lepszego życia.
7) Ostatnia prośba: pomóżcie mi swoimi modlitwami, zyskiwanymi odpustami, dobrymi uczynkami za mnie ofiarowanymi, a zwłaszcza Mszą świętą8 w mojej intencji, przejść ostatnie oczyszczenie i wejść do Nieba. Przed tronem Boga postaram się Wam odwdzięczyć za Wasze miłosierdzie i pomóc Wam w tej drodze, jaką macie jeszcze do przebycia.
III. Na końcu mogę napisać to, co byłoby DO ODCZYTANIA NA MOIM POGRZEBIE. Dobrze, by to była oddzielna kartka, bo nie zawsze w pogrzebowym zamieszaniu będzie komu ten punkt wypisać z całego testamentu. Punkt ten może zawierać:
• Wstęp (np. „Przyjmijcie, Drodzy, moje ostatnie słowa pożegnania, które dołączam do mego testamentu").
• Podziękowanie księdzu prowadzącemu pogrzeb (oraz służbie kościelnej) za udział w całym nabożeństwie.
• Podziękowanie wszystkim uczestnikom pogrzebu za udział w nim i za modlitwę.
• W ogromnym skrócie (najlepiej po jednym zdaniu w odniesieniu do kolejnych punktów) powtórzenie powyższych punktów od 3 do 7: dziękuję – przepraszam – przebaczam – żegnam się z Wami – pomóżcie mi na ostatnim odcinku drogi do Nieba.
Ks. Jerzy Nemo
Książkę pt. „Idę do domu Ojca", wydaną przez wydawnictwo ATM, Warszawa 2009, 64 strony formatu 14 x 14 cm, z dołączoną do niej płytą kompaktową CD z tekstem książki przeczytanym przez ks. Kazimierza Orzechowskiego, w cenie 9 zł / $7 (koszt przesyłki wliczony) można zakupić w naszej redakcji. Książka posiada imprimatur Kurii Biskupiej Warszawsko-Praskiej.
Ks. Jerzy Nemo : Pseudonim polskiego Księdza, który jest autorem książki pod powyższym tytułem. „Nemo” (z łaciny: „Nikt”). Ksiądz pisze we wstępie do swojej książki: „Nie bez wpływu na ten fakt [przyjęcie pseudonimu] miały jego osobiste przeżycia, w świetle których wszystko, co ziemskie (a więc i ziemska chwała) wydało mu się prochem. Pseudonimem nawiązał do postaci bohatera Vernowskiej powieści ‘200 000 mil podmorskiej żeglugi’; o ile jednak tamten uratował rozbitka, przyjmując go na pokład swego podwodnego statku, ks. Jerzy Nemo czyni wręcz przeciwnie: każe swojemu ‘rozbitkowi’ – Czytelnikowi – zanurzyć się odważnie w oceanie śmierci fizycznej, by pomóc mu przejść przezeń do prawdziwego życia. Autor posługuje się w tej drodze głównie tekstem włoskiej mistyczki Marii Valtorty, zapisanym w jej Quaderni pod datą 14 lipca 1946 roku. Niekiedy cytuje go dosłownie (wtedy ujęty jest w cudzysłów), często jednak przetwarza go w taki sposób, by Czytelnik mógł odnosić go wprost do siebie, co pozwoli mu na głębokie przeżywanie kolejnych etapów swojej własnej śmierci oraz na tworzenie czegoś w rodzaju jej scenariusza”.
1.) Słowom: „Ja ci pokażę!!!” towarzyszy często na ziemi wymachiwanie komuś pięścią przed nosem.
Ludzie wrażliwi uczuciowo, wyobrażając sobie piekło, mogą być przejęci litością dla potępionych i dziwią się, że nie zdobędą się oni na skruchę wobec Boga i prośbę o przebaczenie. Cóż jednak znaczy nasza litość wobec Miłosierdzia Bożego, nasłuchującego jakby od strony piekła choćby najcichszego wołania? Nie doczeka się go nigdy, gdyż potępieni są cali zanurzeni i utwierdzeni w złu, które nosi dla nich pozór dobra. W czasie egzorcyzmowania złe duchy nazywały wieczną otchłań „naszą chwałą dolną”… a więc odwrotnością chwały Nieba, lecz jednak „chwałą”! Tak, ich chwała w tym, czego winni się wstydzić (Flp 3,19).
2.) Tym bardziej, że sytuacja odwrotna może nas zmylić: przy zewnętrznych oznakach pojednania z Bogiem dusza może pozostać w śmierci grzechu ciężkiego. Można tu powołać się na znany fakt z życia św. Ojca Pio. Pewna kobieta w czasie spowiedzi zapytała go o miejsce przebywania duszy swojego zmarłego męża. Święty zbladł, a potem bardzo wzruszony odrzekł: „Powiem ci, bo wiem, że to zniesiesz spokojnie: twój mąż jest potępiony na wieki”. „Ale przecież w szpitalu wyspowiadał się i przyjął namaszczenie chorych. Ojciec się pomylił!” – odpowiedziała. „Niestety, nie pomyliłem się. Wprawdzie to uczynił, ale nieszczerze, tylko dla oka ludzkiego, bez wewnętrznej przemiany”.
3.) „Doktor” to ten, kto uczy, jak wskazuje na to łaciński źródłosłów. Teresa uczy nas przez swoje pisma, ale też uczymy się przez refleksję nad nimi, podjętą przez autorów tak licznych książek, wydanych w związku z ogłoszeniem jej doktorem Kościoła.
4.) Chrystus sam siebie nazywa Duszą-Ofiarą, pytając Gabrielę Bossis, czy chce być Jego siostrą (Gabriela Bossis, On i ja, Michalineum 1992, t. 3, s. 100, nr 109).
5.) Nie wszystkie ze znanych i rozpowszechnianych modlitw i praktyk są godne polecenia, zwłaszcza gdy nie mają aprobaty prawowitej Władzy Kościoła (uznanie, jakim cieszą się ze strony księży, np. proboszcza czy spowiednika osoby mającej rzekomo „przekazy z Nieba”, oczywiście nie wystarczy!). Namnożyło się wiele koronek, nowenn, tekstów zawierających mnóstwo fałszywych obietnic, na mocy których wszyscy za określone modlitewki mogą przyczynić się do zbawienia (nawrócenia, uwolnienia z czyśćca) tylu to a tylu dusz, ze swoją włącznie. Powstaje pytanie: czy piekielny Przeciwnik nie współdziała z wydawcami i propagatorami, by wprowadzać ludzi w błąd? Czy nie zabiera im przy tym czasu, który mógłby być spożytkowany na modlitwy i nabożeństwa polecane od wieków przez Kościół, z Różańcem na poczesnym miejscu…? Autor spotkał mężczyznę żyjącego w rodzinie, który codziennie „musiał” odczytywać przez sześć godzin pozbierane przez siebie modlitwy, a gdy tego zaniedbał, ukazywało mu się zwierzę, nasuwające myśl o zdradzie Boga!
6.) Można tylko radzić wszystkim, by nie odkładali tej kwestii na później (i to całymi latami), gdyż Anioł Śmierci może przyjść niespodziewanie, jak złodziej. Wtedy pozostawią swoim bliskim problem nie lada: włóczenie się po sądach, a może i kłótnie rodzinne, które mogą zacząć się przy ciepłych jeszcze zwłokach!
7.) Zwłaszcza z tego względu, że mając jeszcze ileś miesięcy albo lat życia przed sobą, ani nie znamy wszystkich owoców swoich czynów do końca, ani wydarzeń, które mogą okazać się tymi najbardziej znaczącymi.
8.) W niektórych parafiach istnieje piękny zwyczaj zastępowania pogrzebowych wieńców, jakżeż przecież kosztownych, ofiarami na Msze święte w intencji zmarłego. Tam, gdzie on nie istnieje, warto w tym miejscu skierować swoją prośbę o uwzględnienie tego na swoim pogrzebie.