Osiągnięcie genetyki czy pokusa bycia Stworzycielem?
Co na temat praktyki in vitro mówi rozum i wiara?
Jak to zagadnienie ocenić?
To nie jest takie proste pytanie, dlatego że odpowiedź zależy od tego, na jakiej płaszczyźnie rzecz rozważamy. Na płaszczyźnie techniki to jest osiągniecie genetyki i chirurgii. Można powiedzieć z pewnym przymrużeniem oka, że jest to postęp w technice manipulowania ciałem ludzkim. Ale trzeba postawić podstawowe pytanie: Czy ludzie w ogóle mają prawo decydować o życiu dziecka? W świetle wiary katolickiej człowiek jest stworzeniem zależnym od Stwórcy. Wobec tego inaczej wygląda ocena in vitro u ludzi, którzy przyjmują istnienie Boga Kreatora – Stworzyciela, a inaczej u ludzi, którzy nie wiedzą, skąd się wzięli, którzy sądzą, że „wysączkowali" z jakiegoś tam „niewiadomego elementu".
To, że ludzie chcą mieć dzieci, jest samo w sobie dobre. Ale jeżeli przyjmujemy, że każdego człowieka stwarza Bóg, jeżeli poważnie traktujemy przysięgę małżeńską przy ślubie, gdy ksiądz zadaje pytanie: „Czy przyjmiecie potomstwo, którym was Bóg obdarzy?" – to wtedy zakładamy, że Bóg decyduje, kto i kiedy ma stać się rodzicem. Małżeństwo ma respektować Boży plan. „Małżeństwo nie jest wynikiem ślepych sił przyrody, ustanowił je Stwórca, by realizować swój plan miłości" – pisze papież Paweł VI w encyklice Humanum vitae.
Pierwsza zasada jest taka: trzeba ustalić, kogo uważamy za Stworzyciela. I teraz jeżeli nam rozum podyktuje, że człowiek jest dziełem samego Boga – to nie możemy już sobie uzurpować praw, po które sięgnął Lucyfer, bo chciał być jak Bóg. To jest kwestia postawy moralnej.
Jeżeli chodzi o psychologiczną analizę tego, że ludzie pragną dzieci, to znowu trzeba zapytać: Czy o zaistnieniu nowego człowieka może decydować sama kobieta, tylko dlatego, że pragnie dziecka? Pragnienie bardzo piękne, bardzo naturalne i zrozumiałe, ale – nie za wszelką cenę. Doświadczenie z poradni małżeńskiej ujawnia, że kobiety mają zmienne pragnienia. Na przykład są kobiety, które nie chcą dziecka i poddały się zabiegowi podwiązania jajowodów. To jest zabieg, który powoduje, że komórka jajowa, która się rozwija, nie może pójść dalej, czyli kobiety stają się bezpłodne. I ku mojemu zdumieniu była taka osoba, która przyszła po kilkunastu latach z prośbą, żeby jej znaleźć chirurga, który by jej te jajowody udrożnił, bo ona już teraz chce mieć dziecko.
Kobieta raz chce, raz nie chce – raz dziecko nazywa ciążą niepożądaną i myśli o zapobieganiu ciąży, a innym razem mówi, że bardzo chce dziecka. Czy to istotnie jest wiążące, że już ma to dziecko mieć? – to jest podstawowe pytanie. Czy ludzie w ogóle mają prawo manewrować życiem dziecka?
Na temat in vitro niezbyt często wypowiadają się mężczyźni. W sprawie rodzicielstwa są oni często sterowani przez kobietę, która pragnie dziecka. Im jest nieraz wszystko jedno. Na ogół mężczyźni mają bardzo dobry stosunek do dzieci adoptowanych, bo oni nie rodzą dzieci, więc w pewnym sensie jest im wszystko jedno, która kobieta dziecko urodziła.
Istnieją małżeństwa, które nie chciały dziecka już poczętego, chciały je zabić, ale udało mi się wyperswadować im tę decyzję i po latach to niechciane dziecko jest dzieckiem najbardziej ukochanym. Bywa, że kobieta za nic nie chce dziecka, będąc już w ciąży; namawia się ją do urodzenia – i co się okazuje? Okazuje się, że jej postawa wobec dziecka zmienia się już w ciągu trwania ciąży – to przecież trwa dziewięć miesięcy. Z początku nie chciała, ale zgodziła się. Poczuła ruchy dziecka, a gdy ono się urodziło – jest szczęśliwa!
W związku z tym żadna decyzja nie może być sterowana pragnieniem, natomiast powinna być sterowana zdrowym rozsądkiem i odpowiedzialnością.
Trzeba też wiedzieć jak się odbywa in vitro. Od strony biologicznej to jest potężna krzywda, ponieważ kobiecie trzeba podać potężną ilość hormonów, co jest jak bomba, po to, żeby sprowokować dojrzewanie komórki jajowej, aby można ją było wydobyć. Chcąc ją mieć teraz, trzeba sprowokować sytuację, która w sposób naturalny przebiega powoli.
Niedojrzałe komórki jajowe powstają u kobiety jeszcze podczas życia prenatalnego i powolutku dojrzewają. Któraś z nich jest przez naturę, czyli przez prawa Stwórcy, przygotowana do tego, że ona teraz dojrzeje w 11., 12. czy 20. roku życia. Odbywa się selekcja naturalna komórek i dojrzewa jedna – może najlepsza, bez żadnych obciążeń genetycznych. Akurat ta, bo natura ma swoje prawa wyboru najlepszego. I teraz ta komórka dojrzewa w swoim czasie.
A w in vitro stosuje się hormony, które działają jak bomba, żeby komórka dojrzała natychmiast, ale ta bomba trafia w kilka komórek, stąd powstaje problem, że skoro kilka komórek jajowych dojrzało razem, to jest kilkoro dzieci poczętych. I tu jest ten argument – niby dla ateistów – że nie wolno tego czynić, bo się przy okazji zabija dzieci „dodatkowe". Oni chcą jedno dziecko, a dojrzało pięcioro albo sześcioro. Oczywiście, to jest grzech przeciwko dziełu Bożemu, to jest aborcja najwcześniejsza, ale nie to jest istotą rzeczy. W ten sposób bowiem człowiek, zabijając dziecko, niszczy dzieło Boże, a in vitro uderza nie w dzieło, ale w samego Stwórcę. To jest odrzucenie Stworzyciela.
Ponadto zaś tak działając, kobietę traktuje się jak zwierzę. Ona jest osobą ludzką godną szacunku, uduchowioną, a nie materiałem do technicznego manewrowania, tak jakby była tylko zwykłym zwierzęciem. Sprowadza się ją z pozycji godności osoby do roli przedmiotu, którym można manewrować.
Organizm męski produkuje miliony komórek. Jest to przedziwna sytuacja – jest jedna komórka jajowa żeńska i tysiące komórek męskich. Ta żeńska jest większa, taka, że można ją gołym okiem zobaczyć. Te męskie są tak drobniusieńkie, że na tej jednej komórce żeńskiej można ułożyć kilka tysięcy malutkich, żywych plemników. Następuje naturalny wyścig w organizmie kobiety, mężczyzna nigdy nie wnika w jej organ rozrodczy. On jest dopuszczony do przedsionka. I z tego przedsionka rozpoczyna się wyścig komórek męskich. Która zwycięża? Jak w każdym biegu – najzdrowsza, najmocniejsza; inne są niepotrzebne i obumierają. To jest selekcja naturalna. Zostaje jedna potrzebna dla dziecka. Tak się dzieje cud nowego życia siłami natury w organizmie kobiety.
Dla człowieka wierzącego siły natury to są siły Stwórcy, który naturę stworzył. Ducha Świętego nazywamy Duchem Świętym Ożywicielem, który schodzi w narząd rodny kobiety hic et nunc (tu i teraz). I dlatego Karol Wojtyła mówił o świętości ciała kobiety. Dlatego o kobiecie w ciąży mówimy, że jest w błogosławionym stanie. Duch Święty był, zjednoczył te komórki. Wybrał ten jeden plemnik, który zjednoczył się z komórką jajową, i dziecko żyje!
Natura sama to reguluje, że będzie mniej kalekich bądź z jakimiś wadliwymi genami od prapradziadków, tylko najlepszy plemnik dojdzie.
Przy sztucznym wydobywaniu nasienia, siłą, strzykawką, w ogóle nie ma mowy o jakiejś selekcji. Mężczyzna, żeby oddać życiodajne komórki podczas procesu zapłodnienia in vitro, musi je w obrzydliwy sposób wydobyć samogwałtem. Potem te komórki wsadza się do lodówki, manewruje się nimi – zamraża się je, odmraża. Nie mówiąc już o tym, że można je potem pomieszać.
Już były sprawy sądowe o to, że dziecko nie miało genów ani ojca, ani matki, a zupełnie inne komórki, bo w takiej sytuacji łatwo o pomyłki. Byłam świadkiem takiej rozprawy. Urodziło się dziecko ze sztucznego zapłodnienia bardzo głęboko upośledzone i badania genetyczne – dzisiaj możliwe – dowiodły, że do zapłodnienia użyto komórek nie tego mężczyzny, który rzekomo był ojcem. Pobieranie materiału – jak to się mówi – czyli tych życiodajnych komórek, jest obarczone różnymi manipulacjami, daje możliwość różnych powikłań i różnych nadużyć. Nie mówiąc już o tym, że nie ma jeszcze badań dzieci sztucznie zapłodnionych, czy one nie wykazują jakichś braków, zaburzeń na skutek manipulacji wrażliwymi komórkami ojca i matki.
To jest problem traktowania ludzi jak przedmioty lub jak zwierzęta. Gdzie godność ojca, gdzie godność matki i gdzie prawo dziecka?! Prawo dziecka do tego, żeby było oczekiwanym owocem miłosnego zjednoczenia mężczyzny i kobiety: „Będą dwoje w jednym ciele".
Jednoczą się kochający ojciec i matka, jednoczą ciała, jednoczą uczucia, następuje zjednoczenie duchowe przed Bogiem, który to widzi. Bo wszystko, co się dzieje, dzieje się w oczach Boga. Akt małżeński ma być ich intymną tajemnicą.
A tutaj kobieta i mężczyzna idą do laboratorium i przy lekarzu czy przy kimś innym on oddaje swoje komórki, które jej wstrzykują. Manewry, traktowanie ludzi w sposób pozbawiony godności, z dzieckiem się nikt nie liczy. A przecież ono ma prawo być owocem miłosnego zjednoczenia, ma prawo być kochane, oczekiwane i ma prawo być najzdrowsze, najlepsze, czyli z materiału, który natura sama wydobędzie według klucza, który jest tajemnicą, bo zapłodnienie jest i zawsze będzie tajemnicą. To sprawa uznania prymatu Boga i tajemnicy życia, którą ma rękach Stwórca. In vitro to jest gwałt zadawany Stwórcy.
Człowiek ma przyjąć zarówno dziecko – każde dziecko – i pierwsze, i piętnaste – jak i bezdzietność. Jest Ktoś, kto czuwa nad ludzkością i nią rządzi. Ostatnia niemal myśl, którą wypowiedział do mnie Ojciec Święty Jan Paweł II w styczniu 2005 roku, była: „Pamiętaj, że Pan Bóg wie wszystko i On światem rządzi".
Sakramentalne małżeństwo, które jest zawarte przez ludzi wierzących, musi starać się odczytywać Boży plan wobec siebie. Jeśli nie mamy dziecka, to może to coś oznacza? Może mamy inne zadania wobec ludzi? Jest oczywiste, że rodzicielstwo jest absorbujące czasowo – ojciec i matka muszą mieć czas dla dzieci. A są tacy ludzie, którzy cały czas zaabsorbowani są działaniem na rzecz dobra ludzkości, i w pewnym sensie można powiedzieć, że w ich życiu nie ma miejsca na rolę ojca czy matki w sensie biologicznym. Istnieją takie życiorysy wielkich uczonych i wielkich świętych, którzy nie będąc w kapłaństwie czy w życiu konsekrowanym, rezygnowali z rodzicielstwa i poświęcali się ludzkości.
Trzeba odczytać małżeństwo jako powołanie i realizować je zgodnie z planem Bożym. Natomiast dziecko ma być zawsze owocem miłości, nie tylko Bożej, ale także ludzkiej. To nie jest tak, że małżeństwo zawiera się wyłącznie po to, żeby rodzić. Do tego potrzebna jest wielka miłość dwojga ludzi. I oni tę swoją miłość pragną w dziecku przedłużyć na wieczność. Dziecko jest właśnie uwiecznieniem miłości, gdyż jak powstało, to istnieje na zawsze, na wieczność.
Rodzi się jednak podstawowe pytanie: Czy ci ludzie, którzy zamierzają założyć rodzinę, istotnie rozumieją, co to jest miłość? Prawdziwa miłość chce być twórcza. Prawdziwa miłość cieszy się z dziecka. To można zaobserwować w życiu – są wspaniałe rodziny wielodzietne, gdzie ludzie są szczęśliwi, dumni ze swoich dzieci, cieszą się nimi. A równocześnie są ludzie, którzy nie mają dziecka nie dlatego, że stali się bezpłodni, lecz dlatego, że nie chcieli, że odrzucili, stosowali antykoncepcję i aborcję.
Mam na myśli taką rodzinę: para małżeńska przez 10 lat nie chciała dziecka; stosowali antykoncepcję, ponieważ najpierw on robił doktorat, potem ona robiła doktorat i wciąż mieli jakieś wytłumaczenie, że dzieci nie mają. Ale jak po 10 latach zapragnęli dziecka, to okazało się, że pani ma wczesny okres przekwitania i już nie może go mieć.
Nie można więc zostawiać stwarzania nowego człowieka ludzkim pragnieniom i ludzkim planom. Człowiek przewiduje krótko, Pan Bóg wie wszystko. Trzeba więc postawić to tak, jak stawia Kościół przy ślubie. Odpowiedzią na pytanie księdza: „Czy przyjmiecie potomstwo, którym was Bóg obdarzy?" jest zawsze: „Tak, przyjmiemy. Jak nam da, wszystko przyjmiemy". A jak potem realizują tę przysięgę?
Trzeba zostawić rodzicielstwo w rękach Stworzyciela.
Jeżeli są pary małżeńskie, które nie mają dzieci i nie można ich wyleczyć od strony medycznej, to trzeba zgodzić się z tym, że jest to ich życiowy krzyż, że nie mają dzieci. I oni muszą ten swój krzyż przyjąć i szukać innej drogi dążenia do świętości – bo to jest celem każdego człowieka.
Wanda Półtawska
Źródło: Wanda Półtawska, In vitro. Zagrożona godność, Częstochowa 2014.