French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Katolicy i „Cud nad Wisłą”

w dniu piątek, 01 maj 2020.

Ks. Stefan Wyszyński

Są nieraz sprawy, które zanim mogą być poruszone w prasie, muszą nieco „odleżeć się”, nie mogą być przemilczane, wymagają jednak pewnego dystansu dla spokojnej oceny. Powstają nagle, burzą opinię tak gwałtownie, że każdy, kto usiłuje przekonywać w tym czasie, robi wrażenie poskramiacza fal morskich. Trzeba przeczekać, by nie doczekać się zbyt pośpiesznego posądzenia o kierowanie się osobistymi raczej, niż zasadniczymi względami.

Pomimo odległości kilku miesięcy, które dzielą nas od uroczystości 10-lecia Cudu nad Wisłą, chcąc o nich mówić, uważamy za bezpieczne zastrzec się przeciwko przypisywaniu nam chęci argumentowania ad hominem1. Idzie o fakt, który wywołał duże poruszenie w opinii katolickiej. Przebieg faktu dostatecznie znany, omówiły go pisma katolickie, po części rządowe i opozycyjne. Świętowany od dziesięciu lat przez wszystkie warstwy społeczne, przy udziale władz państwowych, dzień „Cudu nad Wisłą”, w samą dziesiątą swą rocznicę nastręczył sferom kierującym pewne trudności. Władze państwowe wbrew dotychczasowemu zwyczajowi nie tylko że nie przyłączyły się do obchodzonego przez cały naród święta zwycięstwa, nie tylko, że nie wzięły udziału w uroczystych nabożeństwach, z tej racji odprawionych, ale co więcej, w obozie do rządu zbliżonym zaczęto tłumaczyć, że właściwa rocznica powinna przypaść w dniu zawieszenia broni, i w tym też dniu będzie świętowana. Społeczeństwo katolickie uczciło w świątyniach pamiętną rocznicę, sfery rządzące pozostały na uboczu.

Co więcej, pierwotny zamiar urządzenia osobnej uroczystości został zaniechany, a dziesiątą rocznicę wielkiego zwycięstwa postanowiono połączyć z rocznicą zmartwychwstania Polski. Ostatecznie o „Cudzie nad Wisłą” zapomniano, jakby o jakimś niemiłym i wstrętnym wspomnieniu; w dniu 11 listopada b. r. uczczeniu walk sierpniowych i wielkiego zwycięstwa siłą rzeczy poświęcono mniej uwagi.

Czy podobnego potraktowania wielkiego zwycięstwa, faktu o doniosłości wychodzącej daleko poza granice naszych narodowych interesów, wymagała właściwa nam kurtuazja wobec zwyciężonych, czy też wrodzona skromność, tego nie wiemy, wiemy natomiast, że drogę do zwycięstwa nad Bolszewią otworzył „Cud nad Wisłą”, że był to dzień przełomowy, że był przyjęty przez społeczeństwo jako szczególny i bardzo widoczny dowód interwencji Bożej, że tak był oceniony przez całą Europę, która cud nad Wisłą zestawiła z cudem nad Marną, że wreszcie w powszechnej opinii był związany z dniem Wniebowzięcia N. Marii Panny, że Jej, Królowej Korony Polskiej, masy katolickie w zgodnej, samorzutnej opinii przypisywały zwycięstwo i w dotychczasowych obchodach rocznicy zwycięstwa z mocą to podkreślały. Kto był świadkiem takich olbrzymich manifestacji religijno-narodowych, jakie widziała Częstochowa w pierwszą rocznicę „Cudu nad Wisłą”, ten nabierał pewności, że wiara w interwencję Bożą w dziejach naszego narodu przez „Cud nad Wisłą” umocniła się w masach, że naród zrozumiał, iż Maryja chce nadal być Królową Korony Odrodzonej Polski, tak, jak była nią w ciężkich dla narodu chwilach rozdarcia i niewoli. Zdawało się nam, że to samorzutne poczucie mas, jako czynnik dla państwa nad wyraz dodatni, będzie uszanowane; niestety taktyka odżegnywania się, wbrew opinii narodu, od przypuszczenia interwencji Bożej w fakcie tej miary, co „Cud nad Wisłą”, wskazuje na coś wręcz odmiennego.

W kilku pismach katolickich wysunięto przypuszczenie, że mamy tu nowy przejaw, bardziej tylko wyraźny, usiłowania oddzielenia życia religijnego od życia publicznego i państwowego, nowy przejaw laicyzacji. Odzwyczaić obywateli od odwoływania się w życiu państwowym, publicznym i społecznym do argumentu religijnego – to ideał potępionego przez Piusa XI laicyzmu. Tego rodzaju dążenia zna Kościół i ocenia ich niebezpieczeństwo, zwłaszcza gdy widzi owoce zbierane z posiewu laicyzacji. Może najbardziej jaskrawym jej rysem jest taktyka przyjęta w tzw. świeckim szkolnictwie francuskim, które, dla zachowania swej neutralności, zaczęło oczyszczać historię swego narodu z wszelkich „naleciałości” religijnych, aż do detronizowania narodowych świętych; najbardziej brutalną jej formą jest taktyka wojującego „bezbożnika” bolszewickiego.

Może nas kto posądzi o nadmiar troskliwości, o przesadne przeczulenie, gdy zechcemy zwrócić uwagę na obowiązek czujności wobec tych możliwości; nic to nie szkodzi – gorzej byłoby, gdybyśmy zasłużyli na odwrotny zarzut. Mamy obowiązek czuwać, by między życie publiczno-państwowe, życie narodowe i religijne katolickie, nie wtłaczano klina laicyzacji. Historia narodu polskiego i Kościoła w Polsce zaczęła się jednocześnie i nierozerwalnie szła poprzez dole i niedole; łączyła się nie tylko z życiem narodu, jego kulturą, ale i z historią naszej państwowości. Cóż może być bardziej wychowawczego dla obywateli, jak poczucie, że życie państwowe łączy się ściśle z życiem religijnym? Życie religijne, należycie przez państwo uszanowane, jest pomostem, czymś wspólnym, co łączy obywatela z Państwem, zwłaszcza że wiara religijna jest odczuciem silniejszym, bardziej powszechnym i bardziej zobowiązującym niż społeczna. Nadto religia, a zwłaszcza religia katolicka, ma szczególną zdolność do wychowania dobrze pojętego patriotyzmu i uświadomienia obowiązków zeń płynących; i dlatego w dawnej Polsce świątynie były miejscem, gdzie wykładano, mówiąc współczesnym językiem, naukę obywatelską, gdzie uczono miłości Ojczyzny, gdzie szukano natchnienia do najwybitniejszych posunięć dyplomacji polskiej, gdzie czerpano siłę do huraganowych zwycięstw, tytanicznych bojów, gdzie dziękowano za zwycięstwa (por. Gratiarum actio pro Victoria Chocimensi2), śpiewano Te Deum, a hymnowi temu towarzyszyła pewność: dextera tua percussit inimicum3. Takie poczucie nie ubliża najwaleczniejszej armii, najdzielniejszym wodzom, owszem podnosi ich walor: vir obediens loquetur victoriam4.

Robiąc zastrzeżenia przeciwko stwierdzeniu interwencji Bożej w słusznej, obronnej wojnie, tracimy argument, którym tak lubimy się posługiwać w chwili niebezpieczeństwa: poczucie słusznej sprawy, której musi Bóg błogosławić. Sami wiemy ze wspomnień naszej obrony narodowej, jak to poczucie sprawiedliwości Bożej było dla nas gwarancją spodziewanego zwycięstwa, jakie znaczenie miało nawet dla ludzi o małej wrażliwości na obowiązki obywatelskie. Środki bojowe, obliczenia strategiczne nie zawsze są w stanie wzbudzić wiarę we własne siły w tej mierze, w jakiej to czyni zrozumienie wyższej sprawiedliwości, która rządzi światem. W roku 1920, gdy zawiodły nasze młode i niedoświadczone siły bojowe, mimo bezprzykładnego męstwa i poświęcenia, pozostał nam jedyny argument: Bóg nie po to wskrzesił nam Ojczyznę, by pozwolił na nową niewolę, On da zwycięstwo. I dał zwycięstwo, bo naród wierzył.

Państwu polskiemu, które, śmiemy twierdzić, jest jednym z najbardziej pokojowo usposobionych narodów w Europie, trzeba jak najwięcej argumentów tego rodzaju dla utrzymania swej siły odpornej; w masach bowiem, przyznać trzeba, niezbyt obywatelsko i państwowo wyrobionych, panuje przekonanie, że wobec dwóch silnych wrogów nie zdołamy się obronić; nadto, zwłaszcza w szeregach proletariatu miejskiego i wiejskiego, przyjmuje się coraz częściej komunistyczny pogląd na wojnę, bez różnicy, zaczepną czy obronną, słuszną czy niesłuszną, jako na sport uprawiany przez kapitalistycznych burżuazyjnych wodzów, „zawodowych rzeźników”5. Wobec tej niewiary w zwycięstwo, trzeba rozbudzać silne poczucie sprawiedliwości rządzącej światem, interwencji Bożej w dzieje narodów, by stworzyć podłoże dla cnót obywatelskich. Z tych wielu względów widać, że bynajmniej nie leży w interesie państwa rozrywać utrwalającą się w przekonaniu obywateli wiarę w opiekę Opatrzności nad naszą Ojczyzną.

Obowiązkiem naszym jest zwalczać wszelkiego rodzaju dążności, które zmierzają do osłabienia tej wiary; owszem musimy pozytywnie współpracować nad utrwaleniem w narodzie tego poczucia interwencji Bożej. Szczególniej należy pamiętać w każdą rocznicę „Cudu nad Wisłą” o obowiązku wskazania wiernym, jak ta interwencja w konkretnym wypadku wygląda i jakie nakłada obowiązki na naród: timete Deum, nihil enim deest timentibus Eum6.

Dla utrwalenia w społeczeństwie pamięci o „Cudzie nad Wisłą” powstał w Warszawie Komitet, który w mennicy państwowej wybił specjalny pamiątkowy medal; przedstawia on z jednej strony mapę Polski, z terenem walk, z drugiej Ojca Świętego Piusa XI, który jako nuncjusz papieski nie opuścił Warszawy, pomimo grożącego Mu niebezpieczeństwa. Rozpowszechnienie tego artystycznego medalu (adres: Warszawa, ul. Akademicka nr 5, Komitet medalu „Cudu nad Wisłą”, P. K. O. nr 5280) może przyczynić się do utrzymania wiary w pomoc Bożą i wdzięczności: Cantemus Domino: gloriose enim magnificatus est, equum et ascensorem dejecit in mare7.

Ks. Stefan Wyszyński

„Ateneum Kapłańskie” nr 27, 1931


 

1). ad hominem (łac.) – dowodzenie dostosowane do poziomu człowieka, z którym mówimy (red.)

2). Gratiarum actio pro Victoria Chocimensi (łac.) − Dziękczynienie za zwycięstwo chocimskie

3). dextera tua percussit inimicum (łac.) − prawica twoja starła nieprzyjaciela (Wj 15, 6)

4). vir obediens loquetur victoriam (łac.) − mąż posłuszny będzie wychwalał zwycięstwo (Prz 21, 2)

5). Z tym określeniem spotkałem się kilkakrotnie, gdy przed 5 laty prowadziłem pogadanki religijne na wieczorowych kursach dokształcających we Włocławku.

6). timete Deum, nihil enim deest timentibus Eum (łac.) − bójcie się Boga, albowiem bojącym się Go niczego nie braknie (Ps 34, 10)

7). Cantemus Domino: gloriose enim magnificatus est, equum et ascensorem dejecit in mare (łac.) − Śpiewajmy Panu, wspaniale bowiem okazał Swoją potęgę, konia i jeźdźca pogrążył w morzu (Wj 15, 1)

 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com