French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Kazanie o końcu świata

w dniu wtorek, 01 maj 2001.

Czy winniśmy się obawiać końca świata, czy nie?

Prezentujemy naszym czytelniom wspaniałą, choć głęboką i trudną homilię wygłoszoną przeszło 20 lat temu, właśnie, dlatego aby pomogła nam lub ludziom z którymi się spotykamy i którym moglibyśmy wytłumaczyć, a którzy wciąż jeszcze mają wiele problemów z rozumieniem końca świata.

Ks. Bronisław Bozowski (1908-1987) – kapłan, kaznodzieja, ojciec duchowny. Legendarny pro­boszcz niezwykłej parafii – głoszący co niedziela godzinne homilie w warszawskim kościele sióstr wizytek. Język tych (nie)zwykłych kazań, prosty, "lekki" i bezpośredni kryje głębokie obserwacje i przemyślenia.

Przezroczysty! Nawet kiedy żartował, nie za­słaniał sobą Boga. Był uśmiechniętym świę­tym, który posiadł wielką tajemnicę, nie nudę i nie patos, ale wdzięk pobożności – powiedział o nim ks. Jan Twardowski. W swoim testamencie ra­dził: ...nie przemyśliwać, ale przemadlać wszystkie sprawy. Po prostu i serdecznie sta­rać się żyć w przyjaźni z BOGIEM – i wszyst­kimi ludźmi...

Kazanie o końcu świata

8.11.1979 r. kościół ss. Wizytek

Warszawa

Proszę Państwa, za chwilę domyślą się Pań­stwo, dlaczego musiałem odwrócić dzisiaj porzą­dek. Nie dla, że tak powiem, dowcipu, czy jakiejś zmiany, ale dlatego, że czytając słowa Chrystusa Pana zapowiadające koniec świata musimy jak najlepiej przygotować się na ich należyte zrozu­mienie. Chodzi o to, żebyśmy nie bali się tych słów, jak to robią niektórzy nasi bracia, badacze Pisma Świętego, którzy czytając Pismo Święte bez żadnego komentarza ciągle spodziewają się końca świata. Potem muszą zmieniać to, wykrę­cać się z tego, poprawiać...

My tymczasem starajmy się wniknąć na­prawdę w myśli Chrystusa Pana. Czego On nas chciał na­uczyć? Mianowicie, moi drodzy, o spra­wach osta­tecznych, czyli tak zwanej eschatologii – eschata po grecku oznacza rzeczy ostateczne – mówi każda z wielkich religii, właściwie każda re­ligia na swój sposób. Znamy przynajmniej to, co nauczają wielkie religie, jak: braminizm, buddyzm, jahwizm, islam i chrześcijaństwo. Mówią właści­wie mniej więcej to samo. Tylko, że jest to prze­stawione po­jęciami, obrazami wziętymi z ich mentalności i z kultury, w której żyją. Ale dla­czego mówią to samo? Bo pomimo, że ludzie żyją w różnych cza­sach i w różnych kulturach jednak w głębi duszy są jednakowi. Mamy ten wspólny mianownik. Osta­tecznie możemy się jakoś w tych najgłębszych rzeczach porozumieć. Dzielą nas rzeczy raczej zewnętrzne, powierzchowne, a im głębiej, bym bardziej zbliżamy się do siebie.

Można to sobie obrazowo wyobrazić patrząc na kulę ziemską. Na kuli ziemskiej na Grenlandii żyją Lapończycy, a po drugiej stronie, na antypo­dach, gdzieś w Patagonii, czy gdyby ktoś żył na Antarktydzie, inni ludzie... Lub ci z półkuli zachod­niej są po drugiej stronie tych z półkuli wschod­niej... Ale gdybyśmy tak kopali Ziemię, zapusz­czali coraz to głębsze sondy (chociaż jest to nie­moż­liwe, bo w głębi Ziemi jest wrząca magma), gdyby tak można było Ziemię przekopać, to im głębiej lu­dzie kopaliby, tym bardziej zbliżaliby się do siebie. Im głębiej ludzie myślą, zastanawiają się i przeży­wają pewne rzeczy, to tym łatwiej lu­dziom dogadać się. A myślę, że im bardziej ludzie kłócą się, mając również jakieś szowinistyczne pretensje, to tym bardziej są powierzchowni. W książce Podróże Guliwera tył taki opis kłótni dwóch państw o to, że jedni jajko obierają zaczy­nając od szerszej strony, a drudzy od węższej... Że jedni jedzą sztućcami, a drudzy pałeczkami, czy też jedni chodzą tak, a drudzy inaczej ubrani, tak że są przez to mniej wartościowymi ludźmi...

Wszędzie jesteśmy do siebie bardzo podobni. Co jest najgłębszego i wspólnego wszystkim lu­dziom? Zastanówmy się... Chyba, w tym aspek­cie, byłoby to pragnienie prawdy. Bo szczęście, żeby było prawdziwe, trwałe i mocne musi się na praw­dzie opierać. Tak więc pragnienie prawdy. I dalej pragnienie sprawiedliwości, które łączy się z pra­gnieniem szczęścia. Bo, moi drodzy, przecież z jednej strony człowiek ma pragnienie szczęścia, dobra, odróżnia dobro od zła, wie, że raczej trzeba dobro czynić, a złego unikać, że dobro jest wielką wartością, a zło jest jakimś brakiem, wypa­czeniem. A tymczasem z drugiej strony, tu na ziemi bardzo często widzi, że jest raczej na od­wrót. Nie zwy­cięża prawda, ale zwycięża kłam­stwo, zakłamanie, jakaś propaganda, pranie mó­zgów ludziom, indok­trynacja. I to nie tylko teraz, ale tak jest od wieków. Zwyciężają różnego ro­dzaju błędy, zwyciężają kłamstwa. Ileż my kłamstw niesiemy i nie tylko w dziedzinie poli­tycznej, ale w dziedzinie nawet mo­ralnej, czy w różnych innych. A potem myślimy, jak mogliśmy dać się wpędzić w jakieś ta­kie zamie­szanie... Bo często ludzie naginają prawdę do tego, co jest im wygodne.

To jest właśnie grzech pierworodny – poznacie do­bro i zło, to znaczy: wy bę­dziecie decydować, co jest dobrem, a co złem. Hitler zdecydował i wmówił Niem­com, że dobrem jest to, co służy rasie nie­miec­kiej. Więc można w imię tej rasy mordować ludzi innych ras uważanych za niższe.

Inni znowu dowodzą, że dobrem i prawdą jest to, co służy jakiejś klasie. Albo klasie posiadają­cej, albo klasie nieposiadającej. Także i kapita­lizm ma swoje kłamstwa i anty-kapitalizm ma swoje złu­dzenia i swoją inną moralność. Ale w głębi duszy ci wszyscy ludzie, jak ich przycisnąć w cztery oczy i gdy nie boją się, że ktoś ich pod­słuchuje, to jednak przyznają, że ponad tym, co oficjalnie się gada ist­nieje jakaś wieczna prawda, wieczne dobro, wieczna sprawiedliwość. Tylko, że tu na ziemi ona na ogół nie triumfuje, nie jest widoczna. Moi dro­dzy, głód prawdy i sprawiedli­wości szczęścia – to co stanowi najgłębszy wła­ściwie motor ludzkiej działalności, co stanowi naj­głębszą część jego pragnień i myśli – tu na ziemi pozostaje przeważ­nie niezaspokojony, sfrustro­wany. Gdybyśmy pa­trzyli tylko tak po ludzku do­okoła siebie – takie wi­dzi świata koła, jakie tępymi zakreśla oczy – to pomyślelibyśmy, że albo Pana Boga nie ma (nie­raz ludzie mówią: chyba Pana Boga nie ma, bo ja tak cierpię i tyle zła jest), albo powiedzielibyśmy, że jeżeli Pan bóg jest, to jed­nak wcale nie jest ta­kim Bogiem wszechmocnym i dobrym, tylko jakoś pomylił się, źle stworzył czło­wieka, bo dał mu aspi­racje, których ten nie może zaspokoić... Źle ten świat stworzył, bo on do człowieka nie pasuje...

Tak więc moglibyśmy mieć pretensje do Pana Boga. Zauważcie, w naszej literaturze, w jednym z jej szczytów zawarta jest wielka pretensja do Pana Boga – Wielka Improwizacja, w której Kon­rad chce (ale w końcu tego nie robi) rzucić Bogu w twarz tę największą obelgę, którą mu szatan podpowiada: „Ty nie ojcem jesteś, ale carem!" – który uczynił z ludzi niewolników i cieszy się, że oni się męczą; przypatruje się im tylko i ewentu­alnie na Sybir po­syła albo na Kamczatkę.

Dlatego też, albo przyznajmy przed sobą, że świat jest pomyłką, człowiek jest pomyłką, życie ludzkie jest pomyłką, albo też uznajemy, że to, co mówią wielkie religie w swojej nauce eschatolo­gicznej – w tym, co najgłębsze, a nie w tych obra­zach różnych, które czasami mogą wydawać się nam dziwaczne, śmieszne, bo pochodzą z innej, nieznanej kultury – uznajemy, że jest w tym jakaś prawda, że to nie są mrzonki. Bo inaczej nędzne i smutne byłoby życie ludzkie.

Czytałem gdzieś u Schaffa, który kiedyś był bardzo modny i propagowany, a teraz wsadzony jest do lamusa, że każdy człowiek prędzej czy później – zwłaszcza kiedy zetknie się z krzywdą, z niesprawiedliwością, szczególnie z tą wielką nie­sprawiedliwością, jaką jest śmierć, śmierć osób bliskich, drogich kiedy zacznie myśleć o swojej śmierci – zaczyna zastanawiać się nad problemem swojego istnienia, sensu istnienia, pracy osobistej i społecznej... Jeżeli śmierć wszystko to zmiecie, to po co to wszystko? Czy warto? Czy wystarczy lu­dziom salwa honorowa na cmentarzu, pogrzeb państwowy, szarfy, parę przemówień, ordery – blaszki przyczepione do poduszki, które mu niosą przed trumną? A potem przeminęło z wiatrem...

Nawet jeśli pomnik wzniosą... Ileż pomników wielkich ludzi w proch się rozsypało! A nawet jeśli jeszcze stoją, to ludzie już nie wiedzą dobrze, kto to był. Albo nazwy ulic... Ciekaw jestem, czy Pań­stwo mieszkający na jakieś ulicy, na przykład Sarbiewskiego, czy Klonowicza, czy kogoś ta­kiego, wiedzą dobrze kto to był? Jedni jeszcze wiedzą, inni w ogóle nie wiedzą i tyle zostało. Moi drodzy, to dążenie nie jest omyłką, bo inaczej trzeba by­łoby złamać szpadę, a Francuzi mówią: donner ma langue aux chats – dać swój język, rozum kotom do zjedzenia, bo i tak na nic więcej się nie przyda.

Ale jak odpowiadają na to religie? W każdej religii jest jakaś prawda, jakiś odblask światła Bo­żego, tego pierwotnego objawienia, które potem przez słabości ludzkie, przez nędzę ludzką zo­stało czasami skrzywione, okrojone, wypaczone...

I jak wygląda ta pełnia prawdy, którą przyniósł Chrystus?

Chrystus, który jedyny ze wszystkich twórców religii, którzy nieraz byli szlachetnymi i mądrymi ludźmi, jedyny mógł powiedzieć, że nie tylko przy­nosi prawdę, ale Jest Prawdą. Ja jestem Prawdą, Drogą i Życiem; kto za Mną idzie, nie chodzi w ciemnościach.

Dlaczego mógł tak mówić? Bo był Bogiem, Słowem Bożym wcielonym, Bożą Myślą, Bożą Mą­drością, która w cudowny sposób zjawiła się w ta­jemnicy Wcielenia i w ciele Człowieka, Jezusa z Nazaretu, Syna Maryi z rodu Dawida.

Z drugiej strony, moi drodzy, powiedzmy so­bie, że Chrystus jako Bóg przynosi nam prawdę pełną i prawdę wieczną. Przynosi ją wszystkim ludziom, wszystkich kultur, wszystkich pokoleń i wszystkich czasów. Ale jako Człowiek, który tę prawdę głosi w Palestynie za panowania Tyberiu­sza Cezara zwią­zany był kulturą, w której żył. Była to kultura ży­dowska z okresu po powrocie z niewoli babiloń­skiej, kiedy już prorok Daniel pro­rokował o końcu świata, prorokował o Synu Czło­wieczym, który ma przyjść na obłokach z mocą wielką i majestatem – były to obrazy, jak to się mówi apokaliptyczne.

Natomiast Jego uczniowie, którzy głosili na­ukę Jezusa najpierw w Palestynie, a później w świecie grecko-rzymskim związani byli w jakiś sposób z kulturą grecko-rzymską poprzez ich słu­chaczy i do ich pojęć nawiązywali, do pojęć aktu­alnych w owym czasie.

Moi drodzy, Ewangelie pisane są dla ludzi wszystkich czasów, ale językiem ludzi sprzed dwóch tysięcy lat (a Stary Testament pisany jest językiem ludzi sprzed trzech, czy pięciu tysięcy lat).

Zastanówmy się teraz dlaczego Pan Jezus Kościół stworzył? Mogło przecież zostać tylko Pi­smo Święte, tak jak nasi bracia protestanci mó­wią: zostawić tylko Pismo Święte, przecież tam jest prawda. Jest prawda. Ale zauważcie, że na przy­kład Kościół bardzo mądrze postanowił, że ludzie, którzy czytają po łacinie i grecku mogą czytać Pi­smo Święte bez żadnych komentarzy. Uważano, że jeśli człowiek posiada tak głęboką kulturę hu­manistyczną oznacza to, że jest czło­wiekiem my­ślącym, który potrafi mądrze Pismo Święte rozu­mieć.

Natomiast ci nasi zacni, poczciwi, prości lu­dzie, jacyś robotnicy, czy chłopkowie – badacze Pisma Świętego, którzy czytają Biblię bez komen­tarzy biorą wszystko dosłownie, łeb w łeb. Obli­czyli, że świat trwa już ponad cztery tysiące lat. My też przez pewien czas tak naiwnie myśleli­śmy, trzeba to przyznać (z dawna żądany, cztery tysiące lat wyglądany); dodawaliśmy tylko liczby Patriar­chów, nie myśląc o tym, że są to tylko po­staci, po­wiedzmy, reprezentacyjne dla danej epoki, która mogła trwać i tysiące lat. Albo mówi św. Paweł, że przy końcu świata pojawią się Aniołowie na chmu­rach z trąbami – że jeszcze na chmurach, to można sobie wyobrazić, ale skąd wezmą się na chmurach trąby? Natomiast oni biorą to dosłownie, że Aniołowie będą z trąbami. Zauważcie, że w ka­tedrze oliwskiej anioły rze­czywiście mają trąby – niektóre są na górze, inne na dole i są atrakcją koncertów, bo w trakcie po­ruszają się. Także dla niektórych ludzi to już jest niebo, bo są anioły w chmurach i trąbami ru­szają...

Trzeba to wszystko brać cum grano salis. Bar­dzo mądre pisze ks. Granat, profesor teologii do­gmatycznej na Katolickim Uniwersytecie Lubel­skim, dawny rektor tego uniwersytetu: Przed eschatologią chrześcijańską (tzw. przed nauką o rzeczach ostatecznych w religii chrześcijańskiej) stoją istotne zadania: pierwszym i to nie łatwym jest oddzielenie istotnej treści prawdy eschatolo­gicznej od jej oprawy uwarunkowanej zmienną kulturą ludów, czy jednostek, do których zostało skierowane objawienie. Dalej mówi, jak bardzo jest trudna sprawa, bo nie zawsze widoczna jest gra­nica między treścią prawdy, a oprawą.

Ponadto wiemy, że pojęcia i zdania objawione należy rozumieć nie w sensie jednoznacznym. Bo po naszemu chleb to jest chleb, życie to jest ży­cie, trąba jest trąbą, światło to jest światło, chmura jest chmurą; ale gdy mówimy, że Pan Je­zus jest świa­tłością świata, nie myślimy wtedy, że On jest ja­kimś światłem wedle teorii korpuskularnej, czy we­dle teorii falowej... Przecież to nie o to chodzi, bo jest to jakaś analogia. Jest cała masa tych analo­gii, na każdym kroku. Chrystus, jako Bóg widział całą wieczność – całe dzieje świata ogarnia jed­nym spojrzeniem. Kiedy ogarnia się wszystko jed­nym spojrzeniem, to wtedy pewne rzeczy są jakby na jednym poziomie – tak, jakby potrzeć przez te­leskop, który rzeczy skupia, ściąga.

Zauważcie, że gdy będziemy czytać opis końca świata, to właściwie nie wiadomo, czy Pan Jezus mówi o końcu świata, czy o końcu Jerozo­limy. Pewne rzeczy odnoszą się do Jerozolimy, pewne do końca świata. Ale które? I w jaki spo­sób? Są to rzeczy bardzo trudne. W teologii kato­lickiej zawsze odróżniamy rzeczy istotne od dodat­kowych oraz sposób podawania prawdy od jej tre­ści. Już w IV wieku po Chrystusie, wielki doktor Kościoła św. Augustyn („dziadek" sióstr wizytek, bo on założył taki pierwszy zakon i wedle reguły au­gustiańskiej żyją teraz nasze wizytki), wcześniej wielki grzesznik, który potem napisał Wyznania (polecam wam, niedawno zostały wy­dane), wspa­niałą, głęboką książkę, która może po stroniczce czytać, tyle tam myśli. Powiedział on już dawno, że branie dosłownie pewnych rzeczy z Pisma Świę­tego jest minime puerilis cogitatio – arcydziecin­nym sposobem myślenia.

W głębszym rozumieniu Pisma Świętego prze­szkodziła nam wielka wędrówka ludów, przyj­ście barbarzyńców, którzy zniszczyli kulturę grecko-rzymską. Na swój sposób byli to bardzo gorliwi lu­dzi, ale brali oni wszystko z Pisma Świętego do­słownie. I tak było przez tysiąc lat, nawet przez scholastykę pewne rzeczy prze­trwały. Jeszcze św. Tomasz zastanawiał się, w jaki sposób te Ewa zo­stała zrobiona z żebra Adama?

Św. Tomasz to XIII wiek, ale moja niania jesz­cze mówiła mi: „Policz Broneczku żebra, by ty na pewno z jednej strony jedno żebro mniej." A ja nie mogłem się tych żeber doliczyć...

Tak więc taki sposób odczytywania Pisma Świętego trwa i to tak uparcie, że później ludziom się w głowach kręci. A nasz brak zastanawiania się nad tymi spawami to jest woda na młyn róż­nych ateistów, którzy potem to wyśmiewają. Wie­cie, po wojnie w Towarzystwie Wiedzy Po­wszechnej były odczyty o sześciu dniach stwo­rzenia. Wzięto to zupełnie dosłownie, ale też w ten sposób ludzi od­straszono. Bo tworzyły się bzdury typu, że Pan Bóg pierwszego dnia stwo­rzył światło, a czwartego słońce – tylko nie wia­domo, skąd to światło się brało.

Rozumiecie chyba, że w tej historii stworzenia chodziło głównie o ten siódmy dzień odpoczynku – dla nas, bo przecież Pan Bóg nie potrzebuje odpo­czywać. Wczoraj był u mnie taki chłopak, który nawraca się z ateizmu, z braku wiary, bo wycho­wany był w domu dziecka, gdzie boją się religii jak diabeł święconej wody. Także on nic na temat wiary i religii nie wiedział. Ale kiedyś kupił sobie Biblię, tę bez komentarzy, protestancką i zaczął czytać. Gdy przeczytał o sześciu dniach stworze­nia stwierdził, że to bzdury, które do ni­czego nie pasują, bo nie znał zupełnie tych spraw.

Teraz, moi drodzy, czytajmy sobie opis końca świata. Ponieważ są to Słowa Boże, tak więc Słów Bożych z uszanowaniem powstawszy po­słuchaj­cie.

Słowa Ewangelii zapisane u św. Mateusza:

Po wyjściu ze świątyni Jezus szedł i zbliżyli się do Niego uczniowie, by Mu pokazać budowlę świątyni. Ale On rzekł: Widzicie to wszystko? Po­wiadam wam, nie zostanie tu kamień, który by nie został zwalony. Gdy siedział na Górze Oliwnej po­deszli do Niego uczniowie i pytali Go na osob­no­ści: Powiedz nam Rabbi, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak Twego przyjścia i końca świata?...

Rozumiecie? Dla Żydów upadek świątyni jero­zolim­skiej równał się końcowi świata. Tak, jak Rzymianie mówili: gdy zginie Koloseum, zginie i Rzym; kiedy zginie Rzym, zginie i świat.

...Jezus powiedział: Strzeżcie się, by was kto nie zwiódł. Przyjdzie wielu pod Moim imieniem, będą mówić, że są Mesjaszami. Będziecie słyszeć o wojnach i pogłoskach wojen­nych. Nie trwóżcie się tym! To musi się stać! Lecz jeszcze nie koniec. Powstanie naród przeciw na­rodowi, będą miej­scami głody, mory, trzęsienia ziemi, a to wszystko początkiem boleści...

Na przestrzeni dziejów ludzie często myśleli, że to już teraz. Papież Grzegorz Wielki, wielki pa­pież średniowiecza, mówił wówczas, że to już chyba koniec świata, bo barbarzyńcy Rzym znisz­czyli, wojny nie ustają, zarazy, głód... Ludzie wciąż na ten koniec czekali.

...Wtedy wydadzą was na udrękę i będą zabi­jać. Będziecie w nienawiści u ludzi... A Ewangelia o Królestwie będzie głoszona po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom. I wtedy przyjdzie koniec.

Zauważcie, że aby Ewangelia była po całej ziemi głoszona, potrzebne były na to setki i ty­siące lat. Jeszcze teraz docierają misjonarze do miejsc, gdzie kiedyś trudno było się dostać. A Pan Jezus mówi: I wtedy przyjdzie koniec. A za­raz potem mówi: Gdy ujrzycie brzydkość spusto­szenia zapo­wiedzianą przez Daniela proroka za­legająca miej­sca święte – kto czyta nie rozumie! – wtedy ci, co będą w Jeruzalem niech uciekają w góry.

Czy rozumiecie teraz? Zobaczcie, jak to trzeba bardzo ostrożnie do tego podchodzić. Przed chwilą Pan Jezus mówił o końcu świata, kiedy nauka Chrystusa w pełni zapanuje nad światem i wtedy dopiero ukaże się pełne jej bo­gactwo. My uwa­żamy, że nasza religia nie jest dobrze rozumiana. Dopiero, gdy do Kościoła chrześcijańskiego, kato­lickiego, powszechnego weszły Indie ze swoją od­wieczną mądrością, do­piero, gdy weszły Chiny ze starą kulturą (bud­dyzm), dopiero wtedy te wszyst­kie częściowe światła przetopione, przerobione, przeniknięte (tak, jak Pan Jezus powiedział o mące przenika­nej przez drożdże – nauki Chrystusa) w pełni ukażą wielką mądrość, świętość i potęgę na­uki Chrystusa. To jest ostateczny triumf Chrystusa.

Ale to od razu łączy się z upadkiem Jerozo­limy: Kto będzie na dachu niech nie schodzi, aby wziąć coś z domu. Kto będzie na polu, niech nie ucieka do domu, aby wziąć płaszcz. A u świętego Łukasza jest jeszcze powiedziane, że będzie ich dwóch na polu – jeden będzie wzięty, a drugi po­zostawiony. Dwie kobiety będą w domu mełły na żarnach zboże – jedna będzie wzięta (), a gruda pozostawiona.

Nie wiem, czy zdajcie sobie sprawę, jakie to jest ważne. Bo oznacza to, że koniec świata nie nastąpi w jednej chwili, np. przez wybuch jakiejś bomby atomowej, która wszystko zniszczy. Ozna­cza to, że odbywa się on gradatim – stopniowo. Powiedzmy, że taki indywidualny, subiektywny ko­niec świata dla każdego z nas następuje przy śmierci. A dopiero zsumowanie się tego wszyst­kiego, zsumowanie się życia ludzkiego, prawdy o człowieku, sądu, da kiedyś pełny obraz, pełne zro­zumienie mądrości i sprawiedliwości Bożej. To bę­dzie pełny koniec, który następuje stopniowo.

Moi drodzy, to jest ten dynamiczny, ewolu­cyjny sposób patrzenia, który musimy mieć przed oczyma....Będą fałszywi prorocy... Będą znaki na niebie i na ziemi... Z drzewa figowego uczcie się. Kiedy gałęzie stają się nabrzmiałe i liście wypusz­czają, poznajecie, że zbliża się lato. Tak i wy, kiedy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, że już je­stem blisko, we drzwiach. Zaprawdę powiadam wam, nie minie to pokolenie, aż wszystko się sta­nie.

Przecież pokolenie Chrystusa wymarło mniej więcej około 70 roku, św. Jan umarł około 100 roku. Dla Żydów był to koniec świata żydow­skiego – upadek Jerozolimy, zniszczenie świątyni jerozo­limskiej, zniszczenie ich państwa narodo­wego. Następnie dla Rzymian był to również ko­niec świata – jak mówił Krasiński w Irydionie: Miało się pod koniec starożytnemu światu; czasy upadku virtus Romana, wewnętrzna zgnilizna, a następnie spróchniałe drzewo zwalone przez wę­drówkę lu­dów...

Dla pewnych ludzi końcem świata był mo­ment, kiedy kończyło się ciemnie średniowiecze, około roku 1000, kiedy ludzie tak strasznie się bali. Na­stępnie koniec świata był również, kiedy kończyło się oświecone średniowiecze, w wieku XIV, kiedy miała miejsce wielka zaraza – czarna śmierć. Wi­dzieliście film Bergmana Siódma pie­częć? To są właśnie te czasy, kiedy ludzie wpa­dali w obłęd ze strachu przed śmiercią, biczowali się, wyszukiwali czarownice, palili, mordowali – wariowali zupełnie. To był jakiś koniec epoki... Następnie był koniec świata dla pięknych wytwor­nych markiz w krynoli­nach i markizów w peru­kach... Koniec świata en­cien régime... Potem był koniec świata burżuazyj­nego, XIX wiecznego, kiedy kończyła się belle époque. 1914 rok – upa­dały trony królujących nad Europą: Habsburgów, Hohenzollernów...

Następnie, przecież ta wielka wojna, którą przeżyliśmy, była też końcem jakiegoś świata, świata dawnego. Teraz jest jakaś inna epoka, epoka techniki... My starzy ludzie, gubimy się w tym wszystkim, nieraz nie możemy się dogadać z wami, młodymi.

A oprócz tego istnieje koniec świata każdego poszczególnego człowieka. Koniec świata subiek­tywny – jest to nasza śmierć. Dla niektórych na­szych braci koniec świata nastąpi dzisiaj – w wy­padkach, w szpitalach... Dla nas może nastąpić za rok, za dwa...

Zauważcie, że gdy dobrze wczytać się w Ewangelię to widzimy, że Chrystus wyraźnie mówi o tym aspekcie indywidualnym, o społecz­nym rów­nież, ale i o tym indywidualnym. To zna­czy, żeby nie tylko myśleć o tym, co się gdzieś tam stanie, ale myśleć o naszym postępowaniu. Zauważcie, Chrystus mówi: O tym dniu nikt nie wie... Jak za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowie­czego; jak przed potopem jedli, pili, żenili się, za mąż wydawali, aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki nie spostrzegli, że przyszedł po­top, tak też bę­dzie z przyjściem Syna Człowie­czego. Wtedy dwóch będzie na polu, jeden bę­dzie wzięty, a drugi zostanie. Dwie będą mełły na żarnach – jedna bę­dzie wzięta, a druga zostanie. Czyli z jednej strony koniec świata, a z drugiej – niejednoczesny, ale różny – jeden wcześniej, drugi później.

I teraz mówi Chrystus do każdego z nas:

Czuwajcie tedy, bo nie wiecie, w którym dniu Pan przyjdzie. Gdyby gospodarz wiedział, kiedy w nocy złodziej ma przyjść, czuwałby i nie pozwolił mu się włamać. Wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie Syn Człowieczy przyj­dzie.

Słuchajcie, ileż ludzi nie domyśla się chwili swojej śmierci, na serce, na przykład... Kłaniam się mile tym samobójcom, którzy grzeszą ciągle prze­ciwko piątemu przykazaniu (ja nie wiem, jak oni będą odpowiadać za to!), bo zabijają siebie i oto­czenie dookoła, paląc te papierosiska, nara­żając się na wady serca, zwężenia naczyń, itd... A na­wet, gdy mamy jakąś przewlekłą chorobę, to nas tak oszukają, że coś okropnego. Prawda? Czło­wiek ma raka w ostatnim stadium, a wma­wiają mu, że to anemia.

Moi drodzy, a propos i tak na marginesie, pro­szę was: miejcie dobre kontakty z nami klechami. To jest bardzo pożyteczna rzecz. My nie jesteśmy świętymi ludźmi. Mamy swoje wady, śmiesz­nostki. Jak nas bliżej poznacie, to wtedy będzie­cie mogli podpatrzeć te nasze wady, śmiesznostki i grze­chy... Ale chodzi o to, że dobrze mieć swego kle­chę. Tak jak przed wojną każdy szlach­cic miał swojego Żyda. Każdy z was powinien mieć swego księdza. Dlaczego? Ostatnio często zwracają się do mnie żony, matki ludzi, którzy umierają, zwłasz­cza na raka. I, moi drodzy, mó­wią im: niech ksiądz pójdzie do niego, bo ni tyle lat u spowiedzi nie był, do kościoła nie chodził; porządny zresztą człowiek, ale od tego wszyst­kiego z daleka się trzymał, więc niech ksiądz do niego pójdzie, niech go ksiądz na­wróci, namaści olejami, da Komunię Świętą, na śmierć przygo­tuje. A ja pytam: jak ja mam tam do niego pójść? Meldować się u niego na siłę? Co powiedzieć? Panie, pan umiera, więc przychodzę? Wystarczy, że ksiądz zjawi się w jego domu – przecież on przez dwadzieścia lat unikał księży, jak diabeł święconej wody! – to by dopiero wtedy kiepsko ze mną było. Moi drodzy, i wtedy te Sa­kramenta Święte, które tak by mu pomogły, gdyby były przyjęte spokojnie i pogodnie, strach by tylko wzbudziły, z którego jeszcze gorzej by się rozcho­rował.

Tymczasem ja całą moją najbliższą rodzinę na tamten świat wyprawiłem i byli bardzo kon­tenci. Mówili: „Jak to dobrze, Bronku, że jesteś. Przed­tem śmieliśmy się z ciebie, uważaliśmy, że zwa­riowałeś, kiedy wstąpiłeś do seminarium; a jednak, jak to dobrze, że mamy ciebie w rodzinie. Nie ma to, jak mieć księdza w rodzinie." Tak że można mieć księdza w rodzinie, ale można rów­nież mieć księdza w rodzinie duchowej. Radzę wam abyście mieli takiego księdza... Chodząc do tych moich znajomków, nieraz mówię: ciociu droga, ciocia stęka i kwęka, lekarze ciocię szpry­cują zastrzy­kami, a ja chcę cioci dać zastrzyk z witaminy „Nie­skończoność", to znaczy z Pana Boga, z Komunii Świętej. Ciocię boli gdzieś we wnętrzu po operacji, a ja chcę cioci tę oliwę na rany dać, Sakrament Chorych, który naprawdę, jeżeli jest w czas przy­jęty, to pomaga. Jest taka myśl w Sakramencie Chorych: ad pristina officia restitutus – żebym mógł wrócić do dawnych zajęć w Kościele Bożym. Także, jeżeli Sakrament Cho­rych jest odpowiednio wcześnie przyjęty, to na pewno na jakiś czas po­może, albo nawet zupełnie może wyzdrowieć. A to moja ciocia, która naj­pierw sama się tak bała, stała się później apo­stołką wśród innych pań chorych na raka, leżą­cych w szpitalu, zachęcając je do przyję­cia tego Sakramentu. Tak że radzę wam wszyst­kim, aby­ście mieli takiego księdza, który do was przyjdzie pogodny i z uśmiechem, da wam tę po­moc reli­gijną, która albo przywróci zdrowie, albo pomoże pogodnie przyjść do Domu Ojca. Tak że uważaj­cie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Syn Człowie­czy przyjdzie.

Ale zauważcie, tutaj w tym miejscu Pan Jezus od razu mówi o rzeczach ad hominem – do czło­wieka, do poszczególnego człowieka. Już nie mówi „kosmicznie", ale mówi tak: Szczęśliwy sługa wierny, którego Pan znajdzie, gdy żywność na czas będzie rozdawał innym – to jest właśnie człowiek miłosierny, który będzie służył innym.

Ale jeśli sługa zły powie sobie: mój pan się ociąga, i zacznie jeść i pić z pijakami...

To właśnie w Polsce tak jest; mięsa nie ma, ale wóda zawsze jest; pieniędzy na zagrychę nie mają, ale na wódę zawsze. Na każdym rogu trzy sklepy monopolowe... (zacznie jeść i pić z pija­kami, jak nasze Polaczki kochane, i to nawet z okazji Chrztu, Komunii Świętej, ślubów – każda okazja jest dobra).

...i nadejdzie pan w dniu, kiedy sługa się nie spodziewa. Wtedy każe go siec i z obłudnikami naznaczy mu miejsce.

Tak że to, że chodzi do kościoła, pieśni do matki Bożej śpiewał, pielgrzymki odprawiał, nic nie da, skoro był pijakiem, łajdakiem, cudzołożni­kiem, czy jakąś świnią tego czy innego rodzaju... Wtedy ta „pobożność" nic nie pomoże.

Następnie jest zaraz mowa o pannach mą­drych i głupich, które cnotliwe były, ale to jeszcze nie wystarcza. Oprócz tej czystości powinny mieć olej w głowie i w lampach, to znaczy olej mądro­ści i dobrych uczynków.

Czy też przypowieść o talentach... Pamięta­cie? Nie powinno być tak, żeby myśl o śmierci, czy o końcu świata paraliżowała nas. Nie może tak być. Nasi bracia komuniści, którzy mają lek­kiego „fisia" – to już tak sto lat siedzi im w głowie, od XIX w. – wymyślili sobie, że jeśli człowiek my­śli o Bogu i o pójściu do nieba, to wtedy taki czło­wiek będzie źle pracował. A spójrzcie na przy­kład, na przed­szkole prowadzone przez myślące ciągle o Bogu i modlące się siostry i porównajcie je z przedszko­lem prowadzonym przez ludzi, któ­rzy w Pana Boga nie wierzą. Zobaczycie, że za te same pieniądze dzieci u sióstr są lepiej nakar­mione, przedszkole jest czyściuteńkie i nawet partyjniacy się dobijają, żeby do zakonnego przedszkola dzieci oddać. bo wiedzą, że nigdzie im tak dobrze nie będzie i nikt, tak jak siostry nie będzie o nie z taką pieczołowito­ścią dbał.

Spójrzcie na nasz kościół. To jest cacko! Dbają o niego nasze siostry myślące ciągle o Bogu, o końcu świata, siostry, które adorują Pana Jezusa, które co miesiąc odbywają przygotowanie do śmierci, Godzinę Świętą – a popatrzcie, jak tu pięknie! Myślę, że w kościele, gdzie świeccy lu­dzie robiliby porządki byłoby gorzej. Coś w tym jest... Nasza religia przypominając nam o śmierci i o końcu wszystkiego, wcale nas nie paraliżuje, ale dopinguje nas. Pamiętajcie, żeby te talenty, które nam Pan Bóg dał wydały owoc, żeby drugie tyle przyniosły. Zastanawiajcie się często: co zro­biłem z moimi talentami, z moimi zdolnościami? Czy ich nie przespałem? Nie przehulałem? Nie przepiłem?

Wstańmy teraz i przeczytajmy ostatni urywek Ewangelii, to Słowo Boże, które specjalnie do nas się stosuje:

Kiedy Syn Człowieczy przyjdzie w Swojej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, zasiądzie na tronie Swoim pełnym chwały... (tzn. nie będzie to tron ze złota, czy z drogocennych kamieni, ale bę­dzie to wyraz potęgi Chrystusa)... i zbiorą się przed Nim wszystkie narody. (Wtedy poprzez zsumowanie tych sądów poszczególnych ujrzymy sprawiedliwość Bożą – kto jest naprawdę dobry i wartościowy). I wtedy jednych ludzi od drugich od­dzieli, jak pasterz zwykł oddzielać owce od ko­złów. Owce postawi po prawicy, kozły po lewicy. I ode­zwie się Król do tych po prawej stronie: « Pójdźcie błogosławieni Ojca Mego, weźcie w posiadanie królestwo przygotowane wam od za­łożenia świata; bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; by­łem spra­gniony, a daliście Mi pić; byłem przyby­szem, a przyjęliście Mnie. Byłem nagi, a przy­odziali­ście Mnie; byłem chory, a odwie­dzili­ście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie »...

Pomyślmy, czy my tak postępujemy wobec ludzi?

Wtedy spytają się Go spra­wiedliwi: « Panie, kiedy to widzieli­śmy Cię głodnym, a nakarmili­śmy Cię, spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedyż widzieli­śmy Cię obcym i przyjęliśmy Cię, na­gim i przyodzialiśmy Cię, albo chorym i w więzieniu i przyszli­śmy Cię odwiedzić? » A Król im odpowie: « Zaprawdę powiadam wam: cokolwiek uczynili­ście jed­nemu z tych braci moich naj­mniejszych, Mnie­ uczyniliście. » A wtedy rzeknie do tych po lewej stronie: « Idźcie precz ode Mnie, prze­klęci...

Za co przeklęci? Pomyślcie, czy wystarczy tylko żyć w taki sposób, jak często mówimy: prze­cież nikogo nie zabiłem, nikogo nie okradłem, nie spaliłem... Ale Pan Jezus wcale nie mówi do tych, co zabijali, kradli i palili... Mówi do tych „porząd­nych" ludzi... Może wśród was też są tacy „po­rządni".

Na czym polega ta ich zbrodnia, za którą mogą być potępieni?...Bo byłem głodny, a nie daliście mi jeść (głodny chleba, albo głodny prawdy Bożej, bo nie samym chlebem człowiek żyje), byłem spra­gniony, a nie daliście Mi pić (kubka wody, albo spragniony serca, miłości, do­broci, życzliwości, czy dobrego słowa), Byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie (może to właśnie ci, którzy nie­raz mówią: co mnie to ob­chodzi, ja sobie w swoim mieszkanku siedzę, a niech obok ludzie kłócą się, zabijają, umierają; ja się przecież nie będę wtrą­cać, jestem dyskretny), byłem nagi, a nie przy­odzialiście Mnie; byłem chory, a nie odwiedzili­ście Mnie. A wtedy ci znów spytają Go: « Pa­nie, kiedy to wi­dzieliśmy Cię głodnym, albo spra­gnionym, albo przyby­szem, albo nagim, i cho­rym lub uwięzionym, a nie przyszliśmy Ci z po­mocą? » A On im od­powie: « Zaprawdę, powia­dam wam, czego nie uczynili­ście jed­nemu z braci Moich najmniejszych, tego i Mnie nie uczy­niliście. » I pójdą ci na mękę wieczną, a sprawie­dliwi do żywota wiecznego. »"

 Słuchajcie, to się do wielu z nas, tak zwa­nych porządnych ludzi, pobożnych ludzi, porząd­nych egoistów i pobożnych egoistów może odno­sić.

Weźmy sobie tę myśl o końcu świata do serca, nie mówmy sobie, że to się stanie dopiero za mi­liony lat, ale hic et nunc. Bo Chrystus słowa te do nas kieruje. Weźmy to do serca, a potem życiem naszym zaświadczmy, że wzięliśmy to na serio.

A teraz wyznanie wiary, właśnie w to, czego nas Chrystus uczy i Kościół Jego, w Boga, który jest Ojcem wszystkich i Chrystusa, który za wszystkich umarł.

Wierzę w jednego Boga...

Ks. Bronisław Bozowski

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com