Kredyt Społeczny zastąpi obecną dyktaturę finansową jako rzeczywista demokracja ekonomiczna, w której konsument (tzn. przede wszystkim główny adresat i powód, dla którego produkcja istnieje) będzie panem każdego programu produkcji – programu, a nie metod produkowania. Konsument będzie decydował, co należy produkować, a nie jak produkować. Produkcja będzie mu posłuszna, nie pragnąc gorliwie niczego więcej, jak tylko tego, by móc spełniać jego życzenia.
Major C.H. Douglas, geniusz, który stworzył doktrynę i propozycję Kredytu Społecznego, opublikował swoją pierwszą książkę na ten temat w listopadzie 1919 roku. Nosiła ona tytuł Demokracja Ekonomiczna.
Dopiero później doktryna ta została nazwana "Kredytem Społecznym".
Oba te określenia doskonale pasują do ekonomicznej teorii Douglasa. Ponieważ istotnie całość zagadnienia dotyczy kredytu społeczeństwa (Kredyt Społeczny), którego struktura monetarna powinna raczej służyć społeczeństwu i jego członkom, niż ich wpędzać w długi i morzyć głodem. Ale jednocześnie doktryna ta wprowadza prawdziwą demokrację ekonomiczną.
W aspekcie politycznym słowo demokracja odzwierciedla ideę sprawowania władzy przez ludzi dla ludzi; ideę politycznego ustroju, w którym ludzie sami wybierają swój rząd i w którym jasno precyzują temu rządowi swoje oczekiwania dotyczące sposobu zarządzania sprawami publicznymi.
Jednakże dla większości ludzi słowo demokracja oznacza, prawie bez wyjątku, nic więcej niż instrument, okresowe wybory, w których reprezentanci ludzi są wybierani na określony czas. Dla tych ludzi, doskonała demokracja istnieje wtedy, gdy jest zapewnione powszechne prawo wyborcze; gdy każdy, co najmniej każdy dorosły, posiada prawo do głosowania. Każdy – czy nie takie jest dokładne znaczenie słowa "demos" (ludzie)? I gdy ludzie wybierają swój własny rząd, czy nie jest to dowód na to, że ludzie ci rządzą (kratein), gdyż delegują oni tę rządzącą władzę?
Na razie wszystko się zgadza. I teraz obojętnie, na który z dwóch sposobów podanych wyżej interpretujemy demokrację – jako posłuszeństwo woli ludu albo jako mechanizm wyborczy – jeśli przetransponujemy ten termin, demokracja, do sfery ekonomii, to stwierdzimy, że doskonale on współbrzmi z doktryną Kredytu Społecznego.
Sfera ekonomiczna określa potrzeby i dobra, które mają te potrzeby zaspokajać. Ekonomiczna działalność składa się z produkcji oraz dystrybucji produktów i usług, zarówno dla prywatnych osób, jak i dla społeczności.
W dziedzinie politycznej osoba jest obywatelem. W dziedzinie ekonomicznej osoba ta jest konsumentem.
W dziedzinie politycznej obywatel wyraża swą wolę w stosunku do rządu i innych organów publicznych, a także domaga się właściwej reakcji i rezultatów od wyżej wymienionych instytucji.
W dziedzinie ekonomicznej konsument adresuje swe wymagania do systemu produkcji w swoim kraju. Od rolnictwa i przemysłu spożywczego domaga się żywności; od przemysłu tekstylnego – odzieży; od budownictwa, oczekuje mieszkań; od lekarzy i szpitali wymaga pomocy i opieki w swych dolegliwościach. I podobnie ze wszystkimi innymi gałęziami przemysłu i handlu.
System produkcyjny jest sumą wszystkich takich działań, z których płyną dobra i usługi. Jest to zdolność produkcyjna.
Konsument może otrzymać to, czego potrzebuje wtedy, gdy wyrażonemu przez niego życzeniu towarzyszy instrument sprawiający, że życzenie to może stać się efektywne, mianowicie pieniądze albo siła nabywcza. Siła nabywcza jest to zdolność do płacenia.
Zdolność produkcyjna umożliwia oferowanie dóbr i usług. Siła nabywcza umożliwia nabywanie tych dóbr i usług.
Jeśli zdolność do produkowania znika, to siła nabywcza nie znaczy nic. Nawet z całym workiem złota nie kupisz chleba na biegunie północnym, ponieważ na biegunie północnym nie ma chleba, ani też nie ma tam żadnej szansy na uprawę zboża.
Z drugiej strony, jeśli siła nabywcza nie dorównuje zdolności produkcji, to produkcja musi stanąć, gdyż wytwarzane dobra nie mogą być sprzedane. Taka sytuacja zachodzi nawet wtedy, gdy potrzeby pozostają niezaspokojone. Zdarza się to często w naszym kraju, gdzie produkcja jest obfita. Rodziny nie posiadające odpowiedniej siły nabywczej muszą gospodarować bez potrzebnych im dóbr, nawet gdy te dobra są lub łatwo mogłyby się znaleźć na składzie w sklepie położonym o dwie minuty marszu od domu. Płacz potrzebujących, czasami nawet bardzo przenikliwy, spotyka się z zupełną obojętnością, jeśli potrzebujący nie mają czym zapłacić.
Tak więc widzimy, że to nie potrzeby ludzi decydują o aktywności produkcji. Tylko fakt posiadania pieniędzy albo ich brak regulują wielkość produkcji.
To jest właśnie to, co nazywamy dyktaturą, dyktaturą finansową lub dyktaturą pieniądza.
W ekonomii, podobnie jak w polityce, dyktatura jest przeciwieństwem demokracji. Nie może być mowy o ekonomicznej demokracji, gdy osoba jako konsument nie może uzyskać dóbr pochodzących z systemu produkcyjnego, dóbr, których ma prawo oczekiwać. Człowiek nie może czuć się traktowany w sposób demokratyczny, jeśli jest zmuszony rezygnować z rzeczy mu niezbędnych w obliczu ogromnej zdolności produkcyjnej tylko dlatego, że odmówiono mu zdolności do nabycia tej produkcji.
Państwo deklarujące, że jest demokratyczne, a jednocześnie akceptujące w dalszym ciągu dyktaturę finansową, musi preferować dziwne poglądy na temat demokracji. Tyrania pieniądza wyciska na co dzień swe niszczące piętno na poszczególnych członkach społeczeństwa i na rodzinach; przez okrągły rok przeszkadza ona w zarządzaniu wszelkimi instytucjami i organizacjami publicznymi. Rząd, pozwalający na taki stan rzeczy w państwie pod jego przecież jurysdykcją, nie może być w żadnej mierze rządem demokratycznym, nawet gdyby został on zrodzony w urnie wyborczej. Dlatego, że jest to rząd w niewoli, w niewoli dyktatury.
W ustroju Kredytu Społecznego siła nabywcza byłaby skoordynowana ze zdolnością produkcyjną. Jedno byłoby w zgodności z drugim.
Zdolność produkcyjna nie byłaby wstrzymywana ani ograniczana przez brak siły nabywczej, ponieważ siła nabywcza byłaby dostosowywana do zdolności produkcji dóbr określonych przez istniejące potrzeby.
Nie mielibyśmy już więcej spektaklu niezaspokojonych ludzkich potrzeb, mimo bogactwa wszystkich oferowanych dóbr. Produkcja i dystrybucja nie byłyby rządzone przez pieniądz, ale to właśnie pieniądz byłby dostosowywany do potrzeb produkcji i dystrybucji.
Byłaby to prawdziwa demokracja ekonomiczna. O ile tylko produkcja byłaby w stanie spełniać wygania konsumentów, każdy mógłby otrzymać od systemu produkcyjnego te wszystkie dobra, produkty i usługi, do których ma prawo, tak, aby mógł żyć przyzwoicie.
Co więcej, ta demokracja byłaby zupełna; miałaby zastosowanie do wszystkich konsumentów (tzn. do wszystkich obywateli państwa), niezależnie od ich wieku i stanu. Byłoby to prawo wyborcze uniwersalne, bardziej uniwersalne, niż polityczne prawo wyborcze. Byłoby to prawo wyborcze wykonywane każdego dnia.
To ekonomiczne prawo wyborcze byłoby egzekwowane za pośrednictwem prawdziwych ekonomicznych kart wyborczych. Używając takich kart konsument głosowałby nie na kandydatów, których wybiera, ale na dobra, które zechciał wybrać dla siebie. Te ekonomiczne karty wyborcze w Kanadzie nazywamy dolarami.
Każdy dolar jest kartą wyborczą uprawniającą jej okaziciela do głosowania na produkt lub usługę o wartości jednego dolara. Im więcej tych ekonomicznych kart wyborczych (dolarów) ma on w swej kieszeni, tym szerszy asortyment produktów może on mieć do swego wyboru.
I żeby takie ekonomiczne prawo wyborcze było powszechne, każda osoba, jako konsument, musi posiadać karty wyborcze pozwalające jej głosować na takie-a-takie dobra, zgodnie z jej wyborem.
Kredyt Społeczny osiąga taki właśnie cel przydzielając każdej osobie pewien podstawowy dochód, niezależnie od jej wieku, płci, zawodu, koloru skóry albo religijnych czy politycznych przekonań.
Ten dochód, podstawowe prawo do uczestniczenia w podziale całej produkcji kraju, powinien być ustalony na poziomie minimalnym, wystarczającym do zaspokojenia potrzeb niezbędnych do życia. Jest nie do przyjęcia, aby jakikolwiek obywatel nie mógł uczynić zadość swym podstawowym życiowym potrzebom w kraju, gdzie jest obfitość i nadmiar produkcji.
W terminologii Kredytu Społecznego, ten podstawowy dochód, przydzielany pod jedynym warunkiem, że jest się członkiem społeczeństwa, jest opatrzony nazwą "dywidenda społeczna", narodowa (federalna) albo prowincjonalna, zależnie od tego czy ten system finansowy jest wprowadzony w całym kraju czy tylko w pewnych prowincjach. Dywidenda społeczna jest rzeczywistym instrumentem powszechnego ekonomicznego prawa wyborczego.
Dolary zarobione w postaci pensji, honorariów, zysków lub dywidend przemysłowych są także ekonomicznymi kartami wyborczymi, ale są one uwarunkowane okolicznościami, w jakich zostały zarobione. Pensje są związane z zatrudnieniem. Nie każdy może być zatrudniony; dzieci na przykład, chorzy, ludzie w podeszłym wieku, matki pracujące w gospodarstwach domowych, a także wielu tych, którzy wprawdzie mogliby być zatrudnieni, ale ich praca została zastąpiona pracą maszyn, które wytwarzają dobra bardziej efektywnie i w większej ilości niż ludzie.
Powszechna dywidenda jest jedyną ekonomiczną kartą wyborczą, którą można uważać za prawdziwie demokratyczną. Kredyt Społeczny jest najbardziej zaawansowaną teorią demokracji ekonomicznej.
Co więcej, ten system niczego nie zabiera inicjatywie prywatnej i przedsiębiorczości. Ekonomiczna karta wyborcza domaga się rezultatów – dóbr, które mogą zaspokoić potrzeby. Ale pozostawia ona systemowi produkcji swobodę decyzji w wyborze metod produkcji tych dóbr. Nowoczesne technologie produkcyjne są efektywne i byłyby jeszcze bardziej, gdyby nie przeszkody finansowe. Gdyby nie brakowało tychże ekonomicznych kart wyborczych (dolarów), to strumień dóbr płynąłby bez zakłóceń, aby spełniać wszystkie życzenia. Dystrybucja byłaby tak efektywna, jak produkcja. I czyż producenci nie pragną tego równie gorąco, jak konsumenci?
Oskarżanie prywatnej przedsiębiorczości o coś, co jest winą finansów, a nie produkcji jest niesprawiedliwe. Zamiast szukać przyczyn w produkcji, powinny zostać podjęte kroki w celu dokonania rewizji systemu finansowego. To system finansowy powinien być uspołeczniony, a nie system produkcyjny, z bardzo ważnego powodu, a mianowicie tego, że pieniądz ze swej natury jest instrumentem społecznym. Jest to zupełne wypaczenie, że pieniądz stał się instrumentem tych, którzy frymarczą dolarami.
Zatem Kredyt Społeczny zastąpi obecną dyktaturę finansową jako rzeczywista demokracja ekonomiczna, w której konsument (który jest przede wszystkim powodem, dla którego istnieje produkcja) będzie prawdziwym panem programu produkcji – programu, a nie metod produkowania. Konsument będzie decydował, co należy produkować, a nie jak produkować. Produkcja będzie mu posłuszna, nie pragnąc gorliwie niczego więcej, jak tylko tego, by móc spełniać jego życzenia.
Dzięki wysokiej skuteczności tej ekonomicznej demokracji, przewyższy ona wszystko, czego kiedykolwiek doświadczono odnośnie demokracji politycznej.
Skoro dokonaliśmy porównania demokracji politycznej z demokracją ekonomiczną, którą jest Kredyt Społeczny, a w szczególności porównania politycznych kart wyborczych z kartami ekonomicznymi Kredytu Społecznego, interesujące byłoby porównanie skuteczności tych dwóch rodzajów kart między sobą.
Pomińmy kwestię ilości i częstotliwości. Oczywiście obywatel dostaje tylko jedną polityczną kartę wyborczą i to tylko na czas wyborów, kiedy to musi wybrać jednego spośród wielu aspirujących kandydatów, który będzie reprezentował go w rządzie przez następną kadencję. Między wyborami, jeśli obywatel nie otrzyma tego, czego oczekiwał od rządu, nie może on ponownie głosować. Musi próbować innych środków czy metod, których jeszcze dotychczas nie zdołał wypracować, zawiedziony i niezadowolony, aż do następnych wyborów, kiedy przecież może dać się nabrać jeszcze raz.
Natomiast z ekonomiczną kartą wyborczą jest przeciwnie. Powinien on mieć ją każdego dnia, gdyż codziennie ma potrzeby do zaspokojenia. I nie może otrzymać produktu spełniającego te potrzeby, dopóki nie zdeponuje swojej karty (dolara) na ladzie sprzedawcy.
Jednak podstawowa różnica leży w skuteczności. Gdy wrzucasz swą polityczną kartę wyborczą do urny, postawiony na niej krzyżyk wskazuje kandydata, którego wybierasz. Ale jest przecież całkiem możliwe, że w tę noc po wyborach okaże się, że wybrany został kandydat, którego chciałbyś najmniej ze wszystkich.
Głosowałeś na Piotra jako twego przedstawiciela w parlamencie, a dostałeś Pawła. Albo, jeśli zwycięstwo przypadło Piotrowi, to ludzie chcący Pawła dostali coś niezgodnego z ich wyborem.
Natomiast twoje ekonomiczne głosowanie zawsze daje ci to, czego sobie życzysz, pod warunkiem, że posiadasz ekonomiczną kartę wyborczą. Twój sąsiad też dostanie to, czego chce, nawet jeśli jest to zupełnie coś innego niż to, czego ty sobie życzysz. Różnorodność produktów odpowiada różnorodności gustów i każdy gust może zostać zaspokojony, jeśli tylko ekonomiczne karty wyborcze są dostępne dla wszystkich.
Gdy wyciągniesz z portfela swe karty (dolary) i powiesz sprzedawcy: "– To jest na masło", on nie da ci dżemu. Jeśli twój sąsiad wyciągnie swoje karty (dolary) i powie: "– Poproszę dżem", to sprzedawca nie wręczy mu masła.
Zatem twoje głosowanie jest zawsze skuteczne na wszystko: na brązowe buty albo na czarne, na parę spodni czy na podróż pociągiem, na telewizor albo na trumnę.
Nie ma problemu wygrywającej większości lub przegrywającej mniejszości. Twoja ekonomiczna karta zapewnia ci to, czego chcesz, to, co jako jednostka wybrałeś.
A gdy jakiś produkt ma większe powodzenie i można przewidzieć jego brak w sklepie, wtedy sprzedawca zamawia dodatkowe ilości u producenta, w zakładzie przemysłowym lub w przedsiębiorstwie rolniczym. W ten sposób przemysł produkuje te rzeczy, które cieszą się popytem, a nie rzeczy, na które nikt nie głosuje.
Tak właśnie twój wybór określa, co ma być produkowane – a nie sposób, w jaki ma być wytwarzane. Twój wybór mówi farmerowi i przemysłowcowi, co produkować, bez wzmianki o tym "jak". To "jak" nie jest twoją sprawą; jest to problem producenta. Co więcej, współczesna produkcja nie ma żadnego problemu z wyprodukowaniem wszystkiego, na co mógłby zaistnieć popyt.
Tak więc wszystko zależy od tego, czy posiada się, czy też nie te karty wyborcze, tzn. dolary. Ten kto ich nie ma, nie może dostać niczego. Nie może głosować na produkcję. Nie ma on żadnego wpływu na produkcję w swym kraju. Nie żyje on w państwie ekonomicznej demokracji, a więc w takich warunkach demokracja polityczna nie ma dla niego prawie żadnego znaczenia.
Mężczyźni, kobiety, obywatele pozbawieni ekonomicznych kart wyborczych, zdani na łaskę dobroczynności innych albo na jałmużnę – zbyt wiele jest takich przypadków dzisiaj pod dyktaturą pieniądza. Lecz takie sytuacje nie występowałyby wcale w ustroju prawdziwej ekonomicznej demokracji, w ustroju Kredytu Społecznego.
Louis Even