French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Liberalny katolicyzm czy katolicki liberalizm

w dniu sobota, 01 sierpień 2009.

Pokój na wojnie to niedorzeczność. Wrogowie nie mogą być wśród walki przyjaciółmi. Tam, gdzie nacisk skłóconych interesów jest najbardziej inten­sywny, mała jest szansa pogodzenia się. Tę bzdurę i sprzeczność spotykamy jednak we wstrętnych i odrażających próbach łączenia libera­lizmu z katolicyzmem. Zrodzony stąd potworek zwany jest liberalnym katolikiem lub katolickim libe­rałem. Jak dziwne by się to nie wydawało, katolicy w najlepszych zamiarach składali hołd tej bzdurze, ciesząc się próżną nadzieją pokoju z odwiecznym nieprzyjacielem.

Ów zgubny hołd ma swe źródło w próżnym i wyolbrzymionym pragnieniu pogodzenia i pokojo­wego zharmonizowania doktryn skrajnie do siebie nieprzystawalnych i wrogich sobie z samej swojej natury.

Liberalizm to dogmatyczne uznanie abso­lutnej niezależności rozumu indywidualnego i społecznego. Katolickość to dogmat absolut­nego poddania porządku jednostkowego i społecznego objawionemu prawu Bożemu. Jedna doktryna jest dokładnym zaprzeczeniem drugiej. Są one przeciwieństwami w bezpośrednim konflikcie. Jak można by je pogodzić? Przeciw­stawność oznacza tu z konieczności konflikt, a obie doktryny mogą ze sobą harmonizować nie bardziej niż kwadrat mógłby stać się jednością z kołem.

Rzecznikom liberalizmu katolickiego sprawy wydają się dość proste. „To cudowne", powiadają oni, „dla rozumu jednostkowego być poddanym prawu Bożemu, jeśli tak trzeba, lecz musimy roz­różniać pomiędzy rozumem publicznym, a prywat­nym, zwłaszcza w czasach takich jak nasze. No­woczesne państwo nie uznaje Boga ani Kościoła.

W konflikcie różnych wyznań religijnych rozum publiczny musi zajmować postawę neutralną i bez­stronną. Stąd konieczna jest niezależność rozumu publicznego. Państwo jako państwo nie może mieć religii. Niech prosty obywatel, jeśli chce, poddaje się objawieniu Jezusa Chrystusa, lecz mąż stanu i człowiek w życiu publicznym muszą zachowywać się tak, jak gdyby Objawienie nie istniało". Wszystko to jednak oznacza obywatelski i spo­łeczny ateizm. Oznacza to bowiem, że społeczeń­stwo jest niezależne od Boga, swojego Stwórcy; że podczas gdy jednostki mogą uznawać swoją zależność od prawa boskiego, społeczeństwo obywatelskie nie powinno tego czynić – rozróżnienie o sofistycznym charakterze, opartym na sprzeczności nie do znie­sienia.

Jest rzeczą jasną, że jeżeli rozum indywidualny zobowiązany jest do poddania się prawu Bożemu, to rozum publiczny i społeczny nie mogą logicznie umknąć taj samej powinności bez popadnięcia w dziwaczny dualizm, na mocy którego ludzie byliby zmuszeni do poddania się prawom dwóch sprzecznych ze sobą i przeciwstawnych sumień. Prywatnie ludzie musieliby być katolikami; publicz­nie wolno byłoby im być ateistami. Co więcej, otwarta jest droga do odrażającej tyranii, ponieważ gdyby sumienie publiczne było niezależne od prawa chrześcijańskiego i je ignorowało, to nie by­łoby publicznego uznania dla obowiązku ochrony Kościoła ramieniem świeckim przed realizowaniem jej praw. Mało tego – władza świecka gotowa by­łaby stać się narzędziem prześladowań, a wrodzy Kościołowi rządzący, potępiając prawo boskie, mogliby faktycznie, pod przykrywką swojego peł­nomocnictwa, stanowić prawa przeciwko chrze­ścijaństwu. Nie jest to wcale wizja wydumana, po­nieważ Francja i Włochy, stanowiąc dziś [1886 r.] prawo na bazie suwerennej niezależności rozumu społecznego i publicznego, wydały odrażające prawa, trzymające Kościół w tych krajach w roz­paczliwej niewoli prawnej. Sam Ojciec Święty jest zaś więźniem w murach Watykanu z racji zawłasz­czenia gwałtem jego państwa przez rząd ate­istyczny. [Odnosi się to do likwidacji państwa pa­pieskiego, centralnej części Włoch, rządzonej przez papieży jako władców świeckich w latach od 800 do 1878, gdy powstały nowoczesne Włochy – przyp. tłum.].

Te skutki zgubnego rozróżnienia, o którym była mowa, nie wyczerpują jednak funkcji legislacyjnych i administracyjnych poddających Kościół społecz­nemu i świeckiemu prześladowaniu; w dzisiejszych czasach zaszło ono jeszcze dalej i rozciąga swój zatruty wpływ na salę szkolną, krzewiąc się po­przez poddanie edukacji młodzieży swojemu do­minującemu wpływowi. Kształtuje ono sumienie młodzieży, nie zgodnie z prawem boskim, uznają­cym wolę Bożą, lecz na zasadzie rozmyślnego i starannego ignorowania tego prawa. Pod postacią oświaty świeckiej, sięga po przyszłość i zasiewa ateizm w sercach nadchodzących pokoleń.

Katolicki liberał czy liberalny katolik, dopusz­czając owo zgubne rozróżnienie pomiędzy rozu­mem prywatnym a publicznym, otwiera w ten spo­sób na oścież wrota nieprzyjaciołom wiary, a po­zując na człowieka intelektu o wielkodusznych i li­beralnych poglądach, obezwładnia rozum przez rażące naruszenie zasady sprzeczności. Jest on w ten sposób jednocześnie zdrajcą i głupcem. Sta­rając się przypodobać nieprzyjaciołom Wiary, zdradził przedmiot swojej pieczy – samą Wiarę; wyobrażając sobie, że popiera prawo rozumu, wy­dał go w najnędzniejszy sposób duchowi negacji, duchowi nieprawdy. Nie miał on odwagi oprzeć się szyderstwu swojego sprytnego wroga. Być nazwa­nym osobą nietolerancyjną, nieliberalną, ciasną, ultramontańską, reakcjonistą to żółć i piołun dla jego małej duszy. Pod tym ogniem epitetów daje on za wygraną i sprzedaje swoje przyrodzone prawo wiary i rozumu za miskę liberalnej socze­wicy.

ks. dr Félix Sardá y Salvany

Przedstawiony artykuł stanowi szósty rozdział książki ks. Salvany'ego pt. Liberalizm jest grzechem, wydanej przez wydawnictwo WERS z Poznania w 1995 r. Ukazała się ona po raz pierwszy w Hiszpanii w 1886 r. Książka posiada imprimatur arcybi­skupa St. Louis, Missouri, z USA.

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com