French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Louis Even – apo­stoł spra­wie­dli­wo­ści cz 2

Napisał Thérèse Tardif w dniu sobota, 01 maj 2004.

30. rocz­nica śmierci Louisa Evena

U Bra­cisz­ków

Louis Ma­rie skoń­czył je­de­na­ście lat. Do Poula­nière przy­był brat z in­sty­tutu Chrze­ści­jań­skiego Kształ­ce­nia po­szu­ku­jący po­wo­łań. Wska­zu­jąc na kie­ru­nek dla mło­dego Louisa, po­wie­dział ojcu: „Ten mały jest wy­star­cza­jąco do­ro­sły do roz­po­czę­cia ju­nio­ratu". Oj­ciec zgo­dził się i dziecko opu­ściło osta­tecz­nie dom ro­dzinny, żeby po­wró­cić doń tylko raz w wieku 15 lat. Było to w ostat­nich dniach ży­cia jego dro­giej matki, przy łożu któ­rej po­zo­sta­wał przez całe noce z in­nymi człon­kami ro­dziny, ocze­ku­jąc jej odej­ścia do Pana.

Louis Ma­rie wstąpił do ju­nio­ratu Li­vré 4 sierp­nia 1896 r. w dniu świę­tego Domi­nika od Ró­żańca. Był on pod­da­wany su­ro­wym pró­bom w ciągu na­stęp­nych mie­sięcy. 5. wrze­śnia tego sa­mego roku w St. Lau­rent-sur-Sèvre zmarła w wieku 23 lat jego sio­stra Ma­rie Sa­inte, Sio­stra Mą­dro­ści pod imie­niem Athe­nais od Je­zusa. We­dług nota­tek ku­zynki Louisa Evena, sio­stry Saint Bar­tholo­mew, sa­mej sio­stry Mą­dro­ści w Saint Lau­rent, Ma­rie Sa­inte była uwa­żana w ro­dzi­nie za osobę świętą. Uka­zała się ona w mo­men­cie jej śmierci w St. Lau­rent-sur-Sèvre swo­jemu ojcu, który wra­cał tej nie­dzieli z Mszy św. w Mont­fort. Prze­ka­zała mu ta­jem­nicę, któ­rej nigdy nie chciał wyja­wić. Kiedy wiemy, że do­bry oj­ciec Pierre Even zmarł w na­stęp­nym roku 1897, ła­two mo­żemy od­gad­nąć treść tej ta­jem­nicy. Trzy lata póź­niej w roku 1900 matka wstą­piła na drogę do Pana za swoim mę­żem i córką Ma­rie Sa­inte.

Młody chło­piec cier­piał z po­wodu słabo­ści, o któ­rej nikt nie wie­dział. Był głu­chy. Pew­nego dnia na­uczy­ciel, my­śląc, że jest on uparty, po­nie­waż nie wy­ko­nuje za­da­nia, dał mu ta­kiego kop­niaka, że ten aż pod­sko­czył. Biedne dziecko ża­liło się, że nic nie sły­szało. W ten spo­sób od­kryto jego głu­chotę. To po­sta­wiło jego po­woła­nie pod zna­kiem za­pyta­nia. Głu­chota była po­ważną prze­szkodą dla na­uczają­cego brata. Mó­wiono o ode­sła­niu go do domu. Przy­nio­sło mu to wiele smutku. Lecz po­nie­waż był on bar­dzo in­te­li­gent­nym uczniem o wyjąt­ko­wej po­boż­no­ści, roz­po­częto no­wennę do Dzie­ciątka Je­zus z Pragi o jego uzdro­wie­nie. Pod ko­niec no­wenny na­stą­piła wy­raźna po­prawa i prze­ło­żeni po­sta­no­wili go za­trzy­mać. Mo­żemy te­raz zro­zu­mieć, jak to się stało, że Louis Even przez całe ży­cie utrzy­my­wał na­bo­żeń­stwo do Dzie­ciątka Je­zus z Pragi, pa­mięta­jąc o przy­rze­cze­niu: „Im wię­cej Mnie czcisz, tym wię­cej ci wy­na­gro­dzę".

Po­zwól­cie, że idąc śla­dami Louisa Evena w tym cza­sie, przed­sta­wimy te­raz świa­dectwo brata René Mau­rice'a, miesz­kają­cego w Jos­se­lin we Francji, który był jed­nym z kole­gów szkol­nych Louisa Evena w ju­nio­ra­cie, w nowi­cja­cie i w Gó­rach Skali­stych:

„Je­śli cho­dzi o Louisa Evena, po raz pierw­szy spo­tka­łem go w le­cie 1898 r., kiedy wstąpi­łem do po­stu­latu La Guer­che (Ile et Vi­la­ine). Louis Even już tam był. Czy spę­dził on ja­kiś czas w ju­nio­ra­cie Li­vré? Nie mogę so­bie przy­po­mnieć. Więk­szość nowi­cju­szy, dość mło­dych (12-13 lat), spę­dzało tam kilka mie­sięcy za­nim zo­stali skie­ro­wani do La Guer­che, gdzie na­uka była bar­dziej za­awan­so­wana. W każ­dym ra­zie Louis Even i ja zna­leźli­śmy się je­sie­nią 1898 r. w tej sa­mej kla­sie w La Guer­che. Na po­czątku 1899 r. (w stycz­niu albo w lu­tym) po­stu­laty w Bre­ta­nii zo­stały ze­brane, żeby utwo­rzyć spe­cjalny kurs w Pl­oërmel. Louis Even nale­żał do grupy La Guer­che. Tego lata tra­fi­łem na niego w Pl­o­ërmel…

Otrzy­małem w Louisie Eve­nie poda­ru­nek w po­staci przy­jaz­nego to­wa­rzy­sza, ci­chego i po­boż­nego. Było to praw­do­po­dob­nie w okre­sie tych lat mło­dości spę­dzo­nych w La Guer­che, kiedy to osią­gnął on swoje ude­rza­jące na­bo­żeń­stwo do Bło­go­sła­wio­nej Dzie­wicy i do Ró­żańca świę­tego. W znacz­nym stop­niu za­chę­cały do tego słowa i przy­kład na­szego dy­rek­tora, brata Con­stant. Fa­wory­zo­wano także na­bo­żeń­stwo do Świę­tego Dzie­ciątka z Pragi." (brat René Mau­rice, 13 lu­tego 1980 r.).

2. lu­tego 1901 r., w święto Oczysz­czenia Matki Bo­skiej, Louis Ma­ria Even wstąpił do nowi­cjatu w Pl­oë­rmel. Otrzymał su­tannę i imię brata Amau­rego Jó­zefa. Swoje pierw­sze śluby zło­żył 2. lu­tego 1902 roku.

Wy­gna­nie

Bu­rza, która przez długi czas wi­siała nad po­li­tycz­nym ho­ry­zontem Fran­cji wybu­chła wła­śnie z prze­mocą, nisz­cząc lub rozpę­dzając jed­nym ude­rze­niem wszystkie te zgro­ma­dze­nia re­li­gijne. Za­kony, pod groźbą prawa Com­bes'a z 1. lipca 1901 r. doty­czą­cego umowy o stowa­rzy­sze­niach, otrzy­mały rzą­dową od­mowę wszyst­kich swo­ich żą­dań o połą­czenie. W 1903 r. wie­lebny brat Abel z in­sty­tutu Chrze­ści­jań­skiego Kształ­ce­nia otrzy­mał ofi­cjalne za­wia­do­mie­nie o jego roz­wiąza­niu.

Od­tąd za­ka­zano bra­ciom na­ucza­nia i no­sze­nia we Fran­cji za­kon­nych ha­bi­tów. Ci, któ­rzy sprze­ci­wiali się temu zo­stali wy­gnani, a ich domy znisz­czone albo zra­bo­wane. Dla wielu braci ozna­czało to po­wrót do ży­cia świec­kiego. Młod­szy brat Louisa Evena – Leon, był w tym czasie rów­nież w Plo­ërmel. Po­nie­waż był bar­dzo młody (miał 14 lat) ode­słano go do domu ro­dzin­nego.

Lecz bar­dziej za­awan­so­wa­nych w ży­ciu reli­gij­nym i bar­dziej żarli­wych, któ­rzy chcieli zo­stać za­konni­kami cze­kało wy­gnanie. Wi­dząc nad­cho­dzącą bu­rzę, bra­cia po­sta­nowili wy­słać swo­ich najlep­szych wy­cho­wan­ków na mi­sje, za­nim na­stąpi cał­ko­wite zała­ma­nie.

Louis Even, który miał du­szę apo­stoła, chciał je­chać na mi­sje do Afryki. Lecz po­nie­waż otrzy­mał dys­po­zy­cję na­uki ję­zyka an­giel­skiego, zo­stał wy­słany na mi­sje do In­dian w Sta­nach Zjed­no­czo­nych.

Na­wet jeśli Louis Even nigdy nie poje­chał osobi­ście do Afryki, znalazł się on tam za po­mocą swojej wy­obraźni; z wielkim zainte­re­so­wa­niem śle­dził kro­niki re­la­cjo­nujące wyda­rze­nia doty­czące jego dro­gich Afry­kań­czy­ków. Ro­bił to w taki spo­sób, że znał Afrykę tak do­brze, jeśli nie le­piej, niż ja­ki­kol­wiek z mi­sjona­rzy, który tam był. I tak się zło­żyło, że póź­niej, kiedy miał tro­chę pie­niędzy, nie zwa­żając na swoje nie­wielkie środki fi­nan­sowe, płacił z wła­snej kie­szeni za na­ukę mło­dego afry­kań­skiego chłopca, który chciał zo­stać księ­dzem. Ten młody czło­wiek, Seba­stiano Kan­gombe, miał ra­dość zo­stać wy­świę­co­nym w nie­dzielę Zielo­nych Świąt, 2. czerwca 1963 r.

Po­wróćmy jed­nak do re­lacji brata René Mau­rice'a, który jest ostat­nim z żyją­cych uczestni­ków mi­sji w Gó­rach Skali­stych w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, do­kąd zo­stał wy­słany Louis Even:

„Louis Even wła­śnie ukoń­czył swoją na­ukę, kiedy oj­ciec de la Motte, pro­win­cjał je­zu­itów w Gó­rach Skali­stych, przy­był z wi­zytą do Pl­oë­rmel w sierp­niu 1902 r. Chciał on spro­wa­dzić braci do szkół w in­diań­skich ple­mio­nach pół­nocno-za­chod­nich Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Prawo za­bra­niające zgro­ma­dze­niom re­li­gij­nym na­ucza­nia zo­stało wła­śnie w lipcu prze­gło­so­wane przez fran­cu­ski parla­ment. Bracia, wypę­dzeni z Francji, mo­gli te­raz pra­co­wać w in­nych kra­jach. Utwo­rzono pierw­szą grupę sze­ściu ochotni­ków. Wśród nich zna­lazł się Louis Even."

Louis Even opu­ścił swoją drogą Fran­cję i wy­je­chał do Ame­ryki w lu­tym 1903 r., by po­wrócić do swojej oj­czyzny do­piero 65 lat później. Miał za­led­wie 17 lat. W tamtym czasie po­dróże okrę­tem do Ame­ryki były trudne i trwały prawie mie­siąc. Nie prze­wo­żono żad­nych to­wa­rów.

Nie mo­żemy tu­taj nie przy­wo­łać analo­gii po­między po­dróżą braci wy­pę­dzo­nych z Francji przez He­ro­dów tam­tych dni, któ­rzy chcieli, żeby Chry­stus znik­nął z ich kraju i ucieczką Świętej Ro­dziny do Egiptu, która także miała miej­sce w lu­tym z tych sa­mych po­wo­dów, żeby uchro­nić Zbawi­ciela przed proto­ty­pami He­ro­dów, któ­rzy chcieli się Go po­zbyć.

Brat René Mau­rice konty­nu­uje:

„W mi­sji Coeur d'Alene w De Smet (stan Idaho) bracia do­skona­lili swój an­giel­ski pod kie­run­kiem je­zu­ity, ojca Ar­thuis i za­koń­czyli tam rok szkolny 1902-1903.

Louis Even po­siadał nie­zwy­kłą pa­mięć i lu­bił kwiaty. Cza­sami tak bar­dzo po­świę­cał się pielę­gno­wa­niu kwia­tów, że za­po­mi­nał na­uczyć się za­danej na ten dzień lekcji (strony tek­stu na pa­mięć w ję­zyku an­giel­skim). Pew­nego dnia, kiedy oj­ciec Ar­thuis wszedł do klasy, żeby roz­po­cząć swoją lek­cję, Louis Even spóź­niony czy­tał w po­śpie­chu stronę wy­zna­czoną na ten dzień. Bez zwłoki, Oj­ciec wy­rwał go, żeby wy­re­cy­to­wał na pa­mięć za­dany tekst… Wyde­kla­mował część, a po­tem za­marł, mó­wiąc:'Prze­pra­szam, Oj­cze, nie mia­łem czasu prze­czy­tać da­lej'…

Louis Even zo­stał wy­zna­czony jako na­uczy­ciel do ple­mienia Wiel­kich Brzu­chów w mi­sji St. Paul's (Świę­tego Pawła) w Mon­ta­nie. Przy­był tam pod ko­niec lipca, tzn. za­raz po moim przy­jeź­dzie do St. Igna­tius w ple­mie­niu Pła­skiej Głowy… To w St. Igna­tius wła­śnie spędził on rok szkolny 1904-1905 jako na­uczy­ciel…" (brat René Mau­rice, 13 lu­tego 1980 r.).

W krót­kiej relacji poświęco­nej bra­ciom z Chrze­ścijań­skiego Kształce­nia od­najdu­jemy uwagę doty­czącą dziel­nych braci z Gór Skali­stych: „W lipcu 1904 r. wielebny ojciec Abel od­był po­dróż przez Góry Skali­ste, żeby od­wiedzić grupę na­szych od­ważnych misjona­rzy, któ­rzy, na prośbę oj­ców je­zu­itów, zgo­dzili się po­święcić swoją mło­dość, swoje talenty i na­wet swoje ży­cie w służ­bie biednym Indianom z tych odle­głych rezer­wa­tów. Ob­raz ich prostego i heroicz­nego sa­mopo­świę­ce­nia doty­kał jego za­smu­co­nego serca, a on sam obsy­py­wał ich obfi­cie nadmia­rem swojego apostol­skiego żaru."

Brat Pa­come z La­pra­irie pod­kreśla, że wszy­scy bra­cia, którzy zo­stali wy­słani w Góry Skali­ste stali się ludźmi, mającymi wielki wpływ na społe­czeń­stwo, „w sposób, w jaki Louis Even wy­warł swoje piętno w prowincji Quebec".

Sześć­dziesiąt dziewięć lat póź­niej, 11 paź­dzier­nika 1973 r. Louis Even na­pisał wła­snoręcz­nie o St. Ignatius w Monta­nie:

„Jest to miej­sce bar­dzo dro­gie mojej pa­mięci, po­nie­waż mieszka­łem tam od 1904 do 1906 roku jako na­uczyciel szkolny w tej in­diań­skiej mi­sji."

W in­nym liście napisa­nym tego sa­mego dnia Louis Even przedsta­wia swoje dobre wspo­mnie­nia, pisząc do jednego ze swoich daw­nych indiań­skich uczniów, Joe Iniasa:

„Je­stem twoim na­uczy­cie­lem z 1905 r. w misji St. Igna­tius i ty, Jo­seph Igna­tius (Joe Inias), w tamtym cza­sie byłeś jed­nym z moich najin­teli­gentniej­szych uczniów. Nosiłem wtedy imię brata Amau­rego, dziś na­zy­wam się Louis Even i jestem współ­zało­ży­cielem czasopi­sma Vers De­main…

Mam obecnie 88 lat. Czaso­pi­smo Vers De­main, któ­rego eg­zem­plarz wysyłam ci przez na­sze biuro, zo­stało zało­żone w 1939 r. … Mam na­dzieję, że bę­dziesz zadowo­lony czy­tając je i że prze­ka­żesz je in­nym.

Je­den z naszych Pielgrzy­mów św. Michała mówi, że lubisz Naj­świętszą Dziewicę Maryję i że odma­wiasz Jej Róża­niec. Je­stem szczę­śliwy, że mogę to usłyszeć. Powie­dział mi on także, że pa­mięta­łeś, w jaki sposób umiesz­cza­łem kwiaty u stóp Ma­ryi w maju. Mieli­śmy piękny obraz Naj­świętszej Panienki w naszej kla­sie. Był on namalo­wany przez wło­skiego za­kon­nika – je­zuitę. Znala­złem go i odło­ży­łem na bok na stry­chu bu­dynku, w kącie pod da­chem. Ten ob­raz po­do­bał mi się bar­dzo, a ar­ty­sta, który go ma­lował i który był po­tem w St. Igna­tius, ze­chciał go od­nowić.

To są stare do­bre wspo­mnie­nia, drogi Joe, i je­stem szczę­śliwy, że mam oka­zję je przy­wo­łać w mojej i two­jej pa­mięci. Tu­taj lu­bimy się modlić do Maryi. Odma­wiamy cały Ró­ża­niec (3 ta­jem­nice) każ­dego dnia. Dziś, 11 paździer­nika jest święto Na­szej Pa­nienki, Jej Bo­skiego Ma­cie­rzyń­stwa, i od­ma­wiam Różaniec w twojej spe­cjal­nej in­tencji, w intencji jed­nego z mo­ich ukocha­nych uczniów z indiań­skiej mi­sji St. Igantius. Proszę cię, od­mów „Zdro­waś Ma­ryjo" za twojego sta­rego na­uczy­ciela…"

Mu­simy tu podkreślić dwa ważne fakty z tego etapu życia Louisa Evena, które poka­zują jasno działa­nie Opatrz­ności w kie­rowaniu nim w cu­downy spo­sób: jego naukę ję­zyka an­gielskiego i jego forma­cję jako nauczy­ciela. Mu­siał się nauczyć języka an­gielskiego, żeby uczyć amerykań­skich In­dian. Do­szedł on do takiego poziomu, że później po­trafił dosko­nale zrozu­mieć teorie eko­nomiczne majora Clifforda H. Douglasa, pisane trud­nym an­giel­skim języ­kiem inży­niera. Jako nauczy­ciel bę­dzie zdolny prze­tłuma­czyć je i wyjaśnić pro­stym, do­stępnym dla wszyst­kich języ­kiem. Eme­rytowany francuski urzędnik państwowy w dziedzi­nie eko­nomii poli­tycznej powiedział o nim w 1978 r.:

„Spo­tkałem wielu na­uczycieli w moim ży­ciu, ale nigdy nie spotkałem nauczy­ciela, który potra­fiłby wytłu­ma­czyć rze­czy tak ja­sno, jak to robił Louis Even".

Major Douglas po­wiedział o Louisie Eve­nie, że był jednym z niewielu lu­dzi, którzy naprawdę go rozu­mieli.

Kanada

Inny cud Opatrzno­ści odkryli­śmy w no­tatkach wyciągnię­tych z archi­wum braci Chrześcijań­skiego Kształcenia, które przeka­zał nam 15 lutego 1980 r. brat Pa­come: Louis Even, powracając z Gór Skali­stych w Sta­nach Zjedno­czonych przybył do Ka­nady 24 czerwca 1906 r. w święto św. Jana Chrzciciela, patrona ka­nadyjskich Francuzów. Czuliśmy w naszych ser­cach, że los Louisa Evena był związany ze św. Ja­nem Chrzcicie­lem. Póź­niej, żeby zachęcać ich do ich walki, Louis Even przy­pominał swoim Piel­grzymom św. Michała cnoty pa­trona ka­nadyjskich Francuzów, „tego", jak ma­wiał, „który wolał dać sobie ob­ciąć głowę, niż przemil­czeć prawdę".

W sierp­niu 1906 r. brat Amaury Józef otrzy­mał skiero­wanie do pracy jako nauczyciel w Grand Mere.

W la­tach 1907 do 1911 uczył w szkole św. Franciszka w parafii Niepo­kala­nego Po­częcia przy Rachel Street w Montrealu.

W tych latach jego głuchota za­częła się pogłę­biać, a nie było wtedy apa­ratów słu­chowych, które mo­głyby mu pomóc. Przekazy­wa­nie wie­dzy uczniom stało się dla niego nie­możliwe. Była to wielka próba, po­nie­waż odnosił on tak wiele przy­jemno­ści z roz­woju dzie­cięcej inte­ligencji i z roz­wijania w nich swojego wielkiego nabożeń­stwa do Maryi. Mu­siał się temu pod­dać, a jego kariera na­uczyciel­ska ze smut­kiem zbliżała się do końca. Lecz w taki właśnie spo­sób wyrażała się Wola Boża.

Został odesłany do domu macie­rzy­stego w Laprairie i we wrze­śniu 1911 r. dostał skie­rowanie do „dru­karni"… Przełożeni nie mogli wtedy prze­wi­dzieć, że pewnego dnia zosta­nie on zna­nym wy­dawcą i re­dakto­rem Vers De­main i że ta prak­tyka w zawo­dzie stanie się dla niego niezwykle przy­datna.

Budowa drukarni, ciężka praca, nad­zwy­czajna inteligen­cja

Auto­rem poniż­szych no­tatek jest brat Pa­come, który był księgo­wym dru­karni w czasach Louisa Evena. Jego ro­dzony brat, brat Cle­ment Marie był najbliż­szym współpra­cownikiem Louisa Evena w drukarni. Brat Cle­ment zmarł w listo­pa­dzie 1979 r. Utrzymywał on listowny kontakt z Louisem Evenem do śmierci tego ostat­niego. Po­słuchajmy teraz brata Pacome:

„Po przybyciu do Lapra­irie wy­słano go do dru­karni. Mie­liśmy bar­dzo pod­stawowy zakład drukarski. Skład był robiony litera po literze przy użyciu szczypców. Wersy i strony były skła­dane ręcz­nie po jednej lite­rze. To tutaj mój brat i Louis Even spę­dzali dużo czasu pra­cując ra­zem.

Louis Even był człowie­kiem bar­dzo inteli­gentnym i błyskotli­wym. Na­legał na przełożo­nych, żeby zakupili linotyp. Była to duża, bar­dzo skom­plikowana maszyna, szczegól­nie w tam­tych cza­sach, kiedy nie mieliśmy żadnego pojęcia o takich ma­szynach.

Louis Even sam zobowiązał się, można po­wie­dzieć, do nauki ob­sługi przy­rządu dzień i noc, a po­tem do wykony­wania składu. Gdzieś w tym czasie otrzymali­śmy kon­trakt na druk pod­ręczników do języka angiel­skiego pt. „La classe en An­glais" dla wszystkich klas w szkołach naszej prowincji. Inny z braci, który był zaopatrze­niowcem, brat Henri, opracował i opisał metodę i została ona za­aprobo­wana w Quebeku przez Conseil de l'Instruction Pu­blique (Radę Szkolnic­twa Pań­stwowego).

Louis Even pracował, mogę was zapewnić,  dzień i noc, żeby złożyć te angielskie książki i wydrukować je na prymitywnych maszynach drukarskich. Była to olbrzymia praca, która wiele wymagała od niego: wytrzymałości, inte­ligencji potrzebnej do zrozumienia funkcjono­wania maszyn i wprowadzenia wykonanej pracy na rynek…

Mieliśmy do dyspozycji stary budynek dru­karni i stare sypialnie, gdzie sam spałem, kiedy on pracował na dole przy użyciu silnika paro­wego. Całą noc słyszeliśmy silnik parowy, kiedy byliśmy na górze w sypialniach i nie mo­gliśmy spać. Zaczęliśmy narzekać na brata Amaurego, ale to nie była jego wina. Nie mieli­śmy żadnych innych środków, nie mieliśmy elektryczności, nie było tam też żadnego silnika spalinowego, którego mógłby używać. Próbo­wał on zlikwidować hałas przez wykopanie studni i skierowanie do niej zużytej pary. To poprawiło później sytuację."

 Thérèse Tardif

(cdn)

 

O autorze

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com