ks. Bogusław Jaworowski MSF
Moja cudowna przygoda z Matką Bożą z mojej strony rozpoczęła się w sposób świadomy jeszcze w mojej młodości. Pamiętam ten czas, kiedy jako dziecko spoglądałem nad moje łóżko gdzie, wisiał obraz Świętej Rodziny, na którym Maryja trzymała Dziecię Jezus, które karmiło gołębie. Bardzo często rano po przebudzeniu patrzyłem na tę piękną scenę i czułem się bardzo blisko serca tej cudownej Matki. Z tego obrazu biło ogromne rodzinne ciepło, a ja czułem się bardzo bezpiecznie. Głęboko w moim sercu rodziło się wielkie zaufanie do tej Pięknej Matki. To zaufanie nabrało jeszcze większej mocy, kiedy już jako młodzieniec doświadczałem różnych nocnych koszmarów sennych. Jeden sen wyrył się w mojej pamięci w sposób szczególny. Pamiętam, że śniło mi się, iż wyjechałem daleko od domu rodzinnego. Schroniłem się na noc w jakiejś ogromnej budowli. Była to bardzo duża i wysoka sala, oddalona od ludzi. Kiedy miałem zamiar położyć się na spoczynek, okazało się, że jest to miejsce nawiedzone przez zło, które zaczęło manifestować swoją obecność. Usłyszałem jakiś diabelski rechot i hałas. Zrozumiałem, że to Zły próbuje mnie przestraszyć. Pamiętam, że się nie bałem i to go rozwścieczyło. Chwycił mnie i zaczął mną rzucać o ściany, sufit i podłogę. Zrozumiałem, że w tej walce sam nie dam rady i wówczas bardzo się przestraszyłem. Zacząłem wzywać na pomoc moich świętych patronów i przyjaciół Nieba, lecz zdawało mi się, że moje prośby pozostawały bez widocznego odzewu. Trwało to (oczywiście w tym śnie) dość długo i coraz bardziej rozumiałem moją beznadziejną sytuację, uświadomiłem sobie, że ginę. Pogrążała mnie rozpacz i beznadzieja, że to już koniec i właśnie wtedy przypomniałem sobie o Niej, Matce, która już tyle lat swój wzrok kieruje na mnie z tego obrazu. Zrozpaczony natychmiast rzuciłem się w jej ramiona i westchnąłem o pomoc i co się okazało, że w tej samej chwili zostałem uwolniony, Zły stracił swoją moc a ja poczułem się bezpieczny i uratowany. Obudziłem się a ona nadal spoglądała na mnie ze swego obrazu. Jej oczy były pełne Matczynej miłości.
Można powiedzieć, to tylko sen. Zgadzam się – to tylko sen, jednak dla mnie to także niezwykłe doświadczenie, które, kiedy analizuję z perspektywy 20 lat, stanowiło początek o wiele trudniejszych zmagań ze Złem, już nie we śnie, ale w konkretnych sytuacjach życiowych. We wszystkich tych sytuacjach Ona, Matka Bożego Syna i nasza Matka zawsze odgrywała szczególną rolę.
Wówczas nie studiowałem teologii i nie miałem obecnego doświadczenia. Mało czytałem Pismo Święte. Kiedy po pewnym czasie zacząłem więcej sięgać do lektury religijnej, szczególnie Pisma Świętego, następnie studiować teologię, coraz bardziej wzrastał mój podziw dla Jej Tajemnicy. Jest to tajemnica, której rąbek odsłania nam Pismo Święte, Tradycja i Urząd Nauczycielski Kościoła.
Maryja zapowiedziana już w Księdze Rodzaju
Biblia poucza nas o początkach stworzenia świata. Już tam, u początku stworzenia świata, pojawia się tajemnica człowieka i jego życia:
„A wreszcie rzekł Bóg: « Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi! »" (Rdz 1,26). „(…) wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą." (Rdz 2,7).
W tajemnicę człowieka wpisana jest oczywiście tajemnica biblijnej niewiasty.
„Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: « Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta ». Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu" (Rdz 2,21-25).
Zadziwiający jest opis stworzenia człowieka i zachęcam do lektury Pisma Świętego. Przy powierzchownej lekturze można nie zwrócić uwagi na wiele przedstawionych szczegółów. My skupmy się na tych, które ukierunkowują nas na tajemnice niewiasty. Pan Bóg pogrąża mężczyznę w głębokim śnie. Podczas snu wyjmuje fragment z jego boku, tu przedstawiony jako zebro i z tego fragmentu tworzy niewiastę. Można postawić pytanie, dlaczego fragment z boku, a nie z ręki, nogi, głowy, czy innego miejsca. Otóż ten opis bardzo wiele nam mówi. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Biblia była pisana w określonym środowisku i do określonych ludzi, to zauważymy, że w wielu miejscach ukazuje nam prawdy Boże w sposób obrazowy i symboliczny. Sam Pan Jezus, kiedy chodził po Ziemi nauczał podobnie: mówił w przypowieściach, przez analogie, porównania itp. Był to właściwy dla ludów wschodu sposób przekazywania wiedzy. Autor biblijny znał mentalność ludzi, do których pisał pod natchnieniem Ducha Bożego i gdyby ukazał prawdę o stworzeniu w ten sposób, iż np. Niewiasta uczyniona jest z ręki mężczyzny, to dla odbiorców oznaczałoby, że niewiasta ma być rękoma dla mężczyzny, że ma dla niego pracować. Podobnie, gdyby niewiasta uczyniona była z nogi mężczyzny odebrano by to, że ma ona nosić jego ciężary, że ma być jego nogami. To, że niewiasta nie jest uczyniona z głowy mężczyzny oznacza, iż nie ma ona także nad nim panować, czy być jego głową. Uczyniona jest z fragmentu z boku, z bliskości serca, które jest symbolem miłości, symbolem tego, co najpiękniejsze. Cała uczyniona jako sanktuarium miłości, ciepła i uczucia. Dlatego to mężczyzna, kiedy ją widzi po raz pierwszy jest pełen podziwu dla niej i rozpoznaje w niej siebie, co daje wyraz w słowach:
„« Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta ». Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu." (Rdz 2,23-25).
Już w tym miejscu autor pośrednio podkreśla, iż niewiasta od samego początku stworzona jest i przygotowana na to, by być matką. Ten fragment z boku, z bliskości serca mężczyzny i uczynione z niego sanktuarium miłości, którym ma być niewiasta, prowadzi nas pod jej serce i poucza, iż w tym samym miejscu, pod jej sercem, Stwórca składał będzie już zawsze życie każdego człowieka. Niewiasta staje się w tym momencie sanktuarium życia, ponieważ Bóg składa pod jej sercem nowe poczęte życie. Powołaniem niewiasty jest więc przekazywać życie, chronić je i pielęgnować od samego początku. Niewiasta została obdarzona niezwykłym zaufaniem przez Stwórcę, bo to, co Stwórca uczynił jako ukoronowanie stworzenia powierza jej opiece i trosce. Dziecko uczynione na obraz i podobieństwo Boże złożone zostaje w ręce niewiasty. Bóg w ten sam sposób powierzy niewiaście Swojego Jednorodzonego Syna, umieści ten najcenniejszy Swój Skarb także pod sercem Matki. Powierzy Go człowiekowi i jego trosce.
To wielkie zaufanie Boga do człowieka objawia się także w powierzeniu człowiekowi troski o całe stworzenie. Człowiek ma nad nim panować. Bóg jako najwspanialszy Rodzic, powierzając człowiekowi stworzony Raj, ostrzega przed trującym działaniem owocu z „Drzewa Poznania". Wszystko możesz spożywać, ale owoców tego drzewa nie zjadaj, nawet się do niego nie zbliżaj, bo umrzesz (por. Rdz 2,17). Okazało się, że człowiek obdarzony tak wielką łaską zaufania, pouczony o niebezpieczeństwie, w pełni świadomy sposób uległ pokusie Złego. W tym miejscu Historii Zbawienia pojawia się po raz pierwszy mowa o Szatanie, który przybrał postać węża. Opis biblijny nie ukazuje nam stanu wewnętrznego Szatana, z późniejszych relacji wiemy, iż stworzony jako duch niebieski sprzeciwił się Bogu i porwał do buntu przeciw Stwórcy pewną ilość innych duchów niebieskich. Od tamtego wydarzenia nieustannie sprzeciwia się Bogu i Jego dziełu. Prawdopodobnie więc piękno stworzenia Bożego i wyniesienie człowieka do tak wielkiej godności – podobieństwo do samego Stwórcy – spotęgowały jego nienawiść i swój diabelski podstęp skierował w stronę niewiasty. Ona uległa jego kłamliwej perswazji i spożyła owoc z zakazanego drzewa. Potem zaniosła mężczyźnie i on także zjadł. Trujący jad owocu szybko dał o sobie znać:
"Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu." (Rdz 3,...6-8)
Pojawia się wstyd, poczucie winy i strach przed Panem Bogiem. Konsekwencje nieposłuszeństwa Bogu Stwórcy okazują się w swych skutkach ogromne. Ojcowskie ostrzeżenie spełnia się. Człowiek staje się śmiertelny, zaczyna odczuwać cierpienie, strach i musi opuścić Raj. Wszelkie potomstwo człowieka zrodzi się już poza Rajem i nie będzie mogło korzystać z jego dobrodziejstw. Praca będzie ciężkim obowiązkiem. Człowiek staje się uległy swym namiętnościom, podatny na zło. Niewiasta jako ta, która dała się zwieść Złu zostaje obarczona trudem brzemienności, a jej pragnienia kierowane będą ku mężczyźnie. Bóg przeklina węża za to, co uczynił, ogłasza, iż grzech Adama ściągnął przekleństwo na Ziemię, jednak człowieka nie przeklina, mało tego, człowiekowi nie cofa swojego powołania do miłości. Wypowiada wyrok sprawiedliwości, iż człowiek będzie umierał. Po wyroku sprawiedliwości, Stwórca wyciąga jednak w stronę człowieka pomocną dłoń, wskazując, iż to potomstwo niewiasty zmiażdży głowę Szatanowi (por. Rdz 3,15-19). W tych jakże bardzo zwięzłych słowach: "Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę." (Rdz 3,15) Bóg zapowiada Niewiastę, której potomstwo zmiażdży głowę Szatana. Przez całe wieki nikt nawet nie będzie ośmielał się przypuszczać, że tym, który się narodzi będzie sam Boży Syn, że konsekwencje grzechu człowieka poniesie sam Bóg, kiedy w osobie swojego Syna przyjmie granice ludzkiej natury, przyjmie całkowite poniżenie Krzyża i oddając swoje życie spłaci dług sprawiedliwości Bożej. Bóg okazuje więc swoje miłosierdzie tak wspaniale i w takiej pełni, że większego nie można sobie wyobrazić.
Jaka więc będzie ta niewiasta, której potomstwo zmiażdży głowę Szatana? Jakie będzie to stworzenie, które użyczy Swemu Stwórcy mieszkania w swoim sercu i w swoim łonie?
Maryja na kartach Nowego Testamentu pojawia się w scenie zwiastowania spisanej przez Św. Łukasza Ewangelistę:
„W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: « Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, <błogosławiona jesteś między niewiastami> ». Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: « Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca ». Na to Maryja rzekła do anioła: « Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? » Anioł Jej odpowiedział: « Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego ». Na to rzekła Maryja: « Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa! » Wtedy odszedł od Niej anioł." (Łk 1,26-38)
Chociaż opis Ewangelisty jest bardzo zwięzły, to jednak dostarcza nam wielu informacji o Wybrance Boga. Bóg wybiera niewiastę, dziewicę poślubioną Józefowi. Wkracza w życie tych młodych ludzi posyłając swego posłańca, anioła Gabriela. Anioł jako wysłannik Niebios staje przed dziewicą i pozdrawia ją słowami: „bądź pozdrowiona pełna łaski, Pan z Tobą, <błogosławiona jesteś między niewiastami>" Posłaniec nazywa Ją pełną łaski. Co to znaczy być pełną łaski? To znaczy, że jeśli jest się pełnym czegoś, to już nie ma miejsca na nic innego. Maryja była pełną łaski, a więc nie mogło w jej sercu być miejsca na coś innego, jak tylko na dary Boże. Nie może być więc mowy o jakiejkolwiek zmazie grzechowej. Jej serce zatopione jest w Bogu – Pan z Tobą, między innymi ten fragment mowy anioła daje podstawy Kościołowi do uznania Maryi jako niepokalanie poczętej. Maryja zmieszana mową nieoczekiwanego gościa rozważa w swoim sercu, co to ma oznaczać. Anioł poucza i umacnia ją słowami: „nie bój się Maryjo...". Obwieszcza jej, iż Bóg wybiera ją na Matkę Swojego Syna. Teraz staje się jasne, iż Boży Syn, Świętość i Miłość sama, nie mógł się zjednoczyć z czymś, co posiadałoby jakąkolwiek zmazę grzechową. Wysłannik Niebios poucza ją, iż sam Duch Święty zstąpi na Nią, Moc Najwyższego Ją osłoni i uaktywni pod jej sercem moc rodzenia. W tym momencie zdaje się, iż całe Niebo czeka na zgodę Tej młodej dziewicy z Nazaretu. Anioł informuje Ją także o jej krewnej Elżbiecie i oczekuje na jej odpowiedź. Po tym wszystkim z ust Maryi popłynęła odpowiedź godna wywyższenia, o którym poinformował anioł: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!" Dopiero kiedy Maryja wyraziła wolę poddania się Bogu, „odszedł od Niej anioł".
Widzimy więc, że Bóg nie niszczy wolnej woli stworzenia, lecz oczekuje zgody i chociaż niekiedy wymaga ogromnego zaufania, to jednak, kiedy człowiek wolę Stwórcy przyjmuje nagroda jest wspaniała. To przyjęcie woli Stwórcy Maryja obwieściła swoim „niech Mi się stanie", czyli swoim Amen. Tak, to było słowo Amen, które tłumacze Ewangelii oddali najpierw łacińskim Fiat, czy też jak w tłumaczeniu cytowanym powyżej: „niech Mi się stanie". Maryja nie mówiła przecież innym językiem jak tylko tym, który poznała w domu rodzinnym, a więc wypowiedziała swoje Amen. Jest to tajemnicze, biblijne słowo, które pojawia się już u początku, kiedy to Bóg stwarzając Świat wypowiadał Słowo Stwórcze: „Nich się stanie". W chwili gdy Maryja wypowiedziała Panu Bogu swoje Amen, pod jej sercem rozpoczęło się ludzkie życie Bożego i Jej Syna, którego anioł kazał nazwać imieniem Jezus. Jej wola jednoczy się z wolą Stwórcy, a Jej niepokalane łono staje się zalążkiem nowego, oczyszczonego Świata, w którym Dawca Życia łączy niebo z ziemią, a sprawy Boskie z ludzkimi. Rozpoczyna się realizacja Dzieła Odkupienia świata, sam Bóg wkracza w historię, by przynieść nam utracone w Raju Drzewo Życia. Słowo Amen pojawia się więc przy Stworzeniu Świata, jego Odkupieniu i naszym zbawieniu, kiedy każdy z nas wypowiada Bogu swoje Amen.
Scena Zwiastowania prowadzi nas ponadto do tego, co już powiedzieliśmy wcześniej o godności Niewiasty jako matki. Bóg przemawia do Maryi odnawiając jej macierzyńską godność. Anioł przynosi jej nie inne powołanie, jak tylko to najwspanialsze – bycia matką, w tym wypadku rodzicielką Bożego Syna, który zetrze głowę węża. Od tej chwili Maryja staje się Mieszkaniem dla Bożego Syna, Świątynią, w której On zamieszkał najpełniej. Mówimy o tym, iż Maryja w ten sposób stała się pierwszym Tabernakulum. Nawiązała się szczególna relacja Macierzyńsko-Synowska. Syn bierze od niej w porządku ludzkim to, co każde dziecko od matki. Jej usta przyjmują pokarm, który posilą jego maleńkie ciało. Jej serce posyła krew, która ten pokarm doprowadza. Jej Ciało ogrzewa i daje poczucie bezpieczeństwa Jego ciału, wreszcie Jego serce zaczyna bić obok Jej serca i tak o od samego początku przytulony do jej Matczynego serca, wsłuchując się w jego rytm, uczy się ludzkiego języka miłości. Ta relacja macierzyństwa już nigdy się nie skończy. Przedziwna to tajemnica, którą Bóg powierza człowiekowi.
Maryja od chwili poczęcia Syna, gdziekolwiek się udaje, niesie Go w sobie, a co za tym idzie, gdzie wchodzi Ona, wnosi także Jego błogosławieństwo. Kiedy wchodzi do domu Elżbiety, już samo jej pozdrowienie porusza dzieciątko w łonie krewnej. Ukazuje nam, że nie jest możliwe zjednoczenie z Jezusem i pozostawienie Go tylko dla siebie, albowiem, kto jest zjednoczony z Bogiem promieniuje na zewnątrz i inni doświadczają tego światła. Choć jest ono na razie niewidoczne dla oczu ciała, udziela się tym, którzy stają w jego obecności.
„W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę." (Łk 1,39-41).
„W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie." (Łk 2,1-7).
Narodzenie Bożego Syna zgodnie ze Starotestamentalnymi zapowiedziami miało miejsce w Betlejem, w mieście, z którego pochodził król Dawid. Było to wypełnienie obietnicy danej królowi i narodowi, iż Mesjasz będzie pochodził z rodu i domu Dawida. W tym miejscu Historii Zbawienia widzimy, iż zamysłom Bożym podporządkowani są królowie, którzy wydając swoje decyzje realizują wolę Bożą. Bóg rodzi się w całkowitym uniżeniu, nie ma nawet miejsca w gospodzie, dlatego Józef z Maryją chronią się na noc w stajni betlejemskiej. Przy narodzeniu mają miejsca niezwykłe i cudowne wydarzenia. Maryja jednak wszystkie te sprawy zachowuje w swoim sercu.
Józef i Maryja całkowicie poddają się woli Bożej i prawu Bożemu. Zanosząc Dziecię Jezus do świątyni ofiarowują je Bogu i poddają obrzezaniu przez co włączają w Przymierze z Bogiem, składając w ten sposób w sercu dziecka zalążek wiary. Ten fragment udziela nam wspaniałej lekcji na temat Sakramentu Chrztu i przekazywania wiary dzieciom przez rodziców. W dzisiejszych czasach pojawia się wielu niedouczonych, niejednokrotnie nawet mieniących się być chrześcijanami ludzi, którzy twierdzą, że z chrztem dzieci powinno się zaczekać do czasu ich wolnej i świadomej decyzji. Właśnie w tym miejscu taki człowiek musi sobie odpowiedzieć na pytanie: czy dla niego wzorem postępowania jest Jezus i Maryja?. Jeśli tak, to zauważymy, iż rodzice mają obowiązek przekazać dziecku wiarę, jak uczynili to Józef i Maryja z maleńkim Jezusem, który nigdy im nie wypominał, że zadecydowali za niego włączając go do Narodu Wybranego i przekazując w ten sposób dziedzictwo wiary. Rodzice jeśli przekazują życie, to mają także obowiązek temu życiu nadać sens poprzez przekazanie wiary i wskazanie na wartości większe niż tylko doczesne.
„Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: « Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie ». Lecz On im odpowiedział: « Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? » Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi" (Łk 2:42-52).
Ewangelista opisał nam pewien epizod z życia Pana Jezusa i Najświętszej Rodziny, który miał miejsce wtedy, kiedy Jezus skończył 12 lat. Zwyczajem corocznym Święta Rodzina udała się na pielgrzymkę do Jerozolimy, aby spełnić swój obowiązek względem Boga. Po spełnionych czynnościach udali się w drogę powrotną do Nazaretu i okazało się, że gdzieś zagubił się 12-letni Jezus. Skoro się zorientowali, zaczęli Go szukać przypuszczając, że idzie w towarzystwie innych pątników. Uszli tak jeden dzień drogi i go nie odnaleźli. Podjęli więc natychmiastową decyzję powrotu do Jerozolimy i trzeciego dnia odnaleźli Go w Świątyni, gdzie siedział pomiędzy uczonymi, przysłuchiwał się im i zadawał pytania, a oni byli zdziwieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Dla nas to także niezwykła lekcja, jaką otrzymujemy od Maryi: po pierwsze, zawsze trzeba być czujnym, bo można zagubić w swojej ziemskiej wędrówce Jezusa. Skoro przydarzyło się to takim ludziom jak Maryja i Józef, to tym bardziej może się to przydarzyć nam słabym w wierze. Po drugie, kiedy się zorientujemy, że idziemy bez Jezusa, trzeba podjąć wysiłek Jego odnalezienia jak uczynili to Maryja i Józef. I po trzecie, nie znajdziemy Go nigdzie indziej, jak tylko w Świątyni, gdzie naucza i daje wspaniałe odpowiedzi. Trzeba nam więc powrócić najpierw do świątyni swego serca, potem do świątyni Pańskiej, gdzie Go odnajdziemy i poznamy po łamaniu chleba, gdzie On pozostał z nami aż do skończenia świata. Wtedy zabierzemy Go z sobą i pozostanie w naszym życiu, by być przyjacielem i przewodnikiem.
"Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: « Nie mają już wina ». Jezus Jej odpowiedział: « Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? » Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: « Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie ». Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: « Napełnijcie stągwie wodą! » I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: « Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu! » Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem - nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli - przywołał pana młodego i powiedział do niego: « Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory ». Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie." (Jan 2,1-11).
Ewangelista Jan pozostawił nam niezwykły opis obecności Jezusa i Jego Matki na weselu w Kanie Galilejskiej. Kana Galilejska otwiera przed nami nowy rozdział dotyczący relacji matki do syna, gdzie Maryja po raz pierwszy na kartach Ewangelii interweniuje w sprawy ludzi, wstawiając się za nimi u Jezusa. Wesele, zaproszony na tę uroczystość Jezus i obecna Jego Matka. To właśnie Ona jako pierwsza zauważa problem braku wina. Widzi problem wydawałoby się, że taki zwykły, po ludzku nawet dla niektórych ludzi kontrowersyjny. Jest jednak wesele i radość młodych ludzi. Jeden z najpiękniejszych i najszczęśliwszych dni w ich życiu może zostać zakłócony brakiem wina, pozostawiając pewien niesmak. Ona to dostrzega i natychmiast kieruje swoje kroki do Syna. Informuje go w krótkich słowach: „nie mają już wina", na co Syn odpowiada: „czy to moja lub twoja sprawa, Niewiasto". Wydaje się, że nie jest to najlepszy pomysł. Ale Ona nie traci nadziei, ufając, że Syn zaradzi tej sprawie. Niezrażona odpowiedzią udaje się do sług i mówi: „zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie", wskazując na Jezusa. Jezus wstaje od stołu, podchodzi do sług, spogląda, widzi 6 stojących stągwi kamiennych, z których każda może pomieścić 2 lub 3 miary, to znaczy 80 do około 120 litrów wody. Każe sługom napełnić je wodą i napełnili je po brzegi. Wówczas każe zaczerpnąć i zanieść staroście weselnemu, który zachwycony smakiem wina przywołuje pana młodego i chwali go przed innymi. Maryja w tej scenie poucza nas, że wstawia się za ludźmi u Syna i zostaje wysłuchaną. Uczy nas modlitwy, w jaki sposób zwracać się do Jezusa. Zauważmy, że Ona nie wyznacza Mu sposobu, w jaki ma zaradzić potrzebie i nie zraża się Jego reakcją, ale ufa, że zostanie wysłuchana. Nie mówi, że mają kupić czy pożyczyć, ale sygnalizuje tylko problem: „nie mają już wina" i składa w Jego sercu. Ufa, że Jezus sam najlepiej zaradzi tej potrzebie i pozostawia mu sposób spełnienia prośby. Ten opis ponadto poucza nas, sługi Pana, że Maryja, kiedy zwraca się do człowieka, to zawsze wskazuje na Jezusa, a nigdy na siebie. Słowa: „zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie" w tym nas utwierdzają. Te słowa Maryja będzie powtarzać zawsze, ilekroć w późniejszej historii będzie przynosić ludzkości przesłania Boże. Ta prośba Maryi wymaga ogromnego zaufania, co widzimy na przykładzie sług noszących wodę. Jest wesele, wspaniała uroczystość, a ktoś im nakazuje nosić aż tak wielką ilość wody. Jeśli weźmiemy pod uwagę to, iż wówczas najczęściej w miejscowości była jedna studnia i trzeba było nosić dość daleko, to tym bardziej wydaje się to bezsensowne. Po co aż tyle wody? Przez cały czas wykonywania zleconej pracy słudzy zapewne mieli wątpliwości co do jej sensu. Ale wypełnili żądanie do końca i dopiero wówczas ujrzeli owoc swej pracy. Jezus pobłogosławił ich wysiłek i trud słowami: „zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu". Na samym końcu zebrali owoc całej swej pracy. Podobnie jest i z nami. Maryja mówi: uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie, i my często nie rozumiejąc mamy wykonać nawet czasem bezsensowną, w naszym rozumieniu, pracę zleconą przez Jezusa i dopiero na końcu życia ujrzymy jej owoc, kiedy On ją pobłogosławi. Nasz trud, cierpienie, niezrozumienie i wszystko, co ma wymiar miłości otrzyma Jego błogosławieństwo. Dlatego wymaga od nas zaufania.
„A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: « Niewiasto, oto syn Twój ». Następnie rzekł do ucznia: « Oto Matka twoja ». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie. Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: « Pragnę ». Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: « Wykonało się! » I skłoniwszy głowę oddał ducha." (Jan19,25-30)
Kulminacyjny moment Tajemnicy Odkupienia. Jezus umiera na Krzyżu. Boży Syn oddaje swoje życie za zbawienie świata. Przyjmuje niezwykle okrutny wymiar cierpienia i śmierci. Wie, że wypełnia się Misja zlecona mu przez Ojca Niebieskiego. Złączony w jedno z ołtarzem, którym jest Krzyż, udziela światu ostatnich lekcji. Są to:
1. Lekcja o przebaczeniu. Jezus na krzyżu modli się słowami: „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Wypowiadając słowo: Ojcze, Jezus czyni siebie dzieckiem i zwraca się do swego Ojca jako dziecko pełne ufności i wiary w to, że Jego Ojciec jest najsilniejszy i najwspanialszy i że może wszystko. Tak prosi Jezus: Ojcze przebacz im, nawet tym, którzy mnie przybili do krzyża. My patrzymy na to tylko po ludzku, ale nawet patrząc tylko tak proszę powiedzieć, czy jest na świecie jakiś rodzic – ojciec, czy matka, którego dziecko umierając, w momencie śmierci poprosiłoby o coś, czy on by tego nie spełnił? Czy Ojciec zamknąłby serce na prośbę umierającego syna, czy matka córki? Nawet człowiek, jeśli by mógł, spełniłby prośbę umierającego dziecka. O ileż wiec bardziej Ten, który jest Miłością samą, Ojciec Niebieski, wysłucha swego Jednorodzonego i przebaczy światu grzechy, nawet te najstraszniejsze, jeśli tylko zwrócimy się do Niego. To jest ta pierwsza lekcja Krzyża: Bóg przebacza światu grzechy płacąc za nie ceną krwi Swego Syna. Skoro Bóg przebacza, to i my powinniśmy nawzajem przebaczać, gdyż Ewangelia to dobra Nowina o tym, iż Bóg przebacza światu grzechy.
2. Druga lekcja, to lekcja o tym, iż za obronę Jezusa i tego co Święte można otrzymać Niebo w jednej chwili. To lekcja o tym, iż w obronie Jezusa nie staje nikt z tych, którym wyświadczył dobro i miłość, których uzdrowił, uwolnił od Zła, czy trądu, ale człowiek-złoczyńca, bandyta, który umiera za swoje zbrodnie w zamian za to, iż staje w obronie Jezusa natychmiast otrzymuje Niebo. Obyśmy my umieli stawać w obronie Naszej wiary, Kościoła i godności ludzkiej na wzór Dobrego Łotra.
3. Wśród tych niezwykłych lekcji znajduje się i ta trzecia – lekcja o Matce. Maryja zawsze i we wszystkim jednoczyła się z Synem, aż po Krzyż. Co czuje serce Matki patrzące na umierające dziecko, rozumieją tylko te matki, które doświadczyły tej życiowej tragedii. Co czuła Maryja, najdoskonalsza i najczulsza z matek, pozostanie dla nas tajemnicą na wieczność. Bo nie da się opisać uczucia i bólu, którego się nie doświadczyło samemu. Jedno jest pewne, patrzyła jak umiera Jej najwspanialszy Syn i właśnie wtedy On kieruje wzrok na jej oblicze i czuje bicie jej cierpiącego serca. Widząc obok Niej umiłowanego ucznia, zwraca się do Niej słowami: „Niewiasto, oto syn Twój", a następnie mówi uczniowi: „Oto Matka twoja". W tak okrutnej dla Maryi chwili On składa każdego z nas w jej Matczynym Sercu. Maryja rodzi nas w niespotykanym bólu. Przyjmuje każdego jako swoje dziecko, bo przecież każdy z nas jest tym umiłowanym uczniem Chrystusa, za każdego z nas Jezus oddał życie, a to znaczy, że umiłował nas do końca. Uczeń bierze ją do siebie. To jest testament Chrystusa, umierając pozostawia nam Swoją Matkę i każdy ma Ją wziąć do siebie. Jeśli nie wziąłeś Matki Jezusa do siebie, to nie wypełniłeś Jego testamentu i nie zrozumiałeś Jego Ewangelii.
Kiedy po śmierci zdjęto ciało Jezusa, choć cierpienie Syna się zakończyło, to jednak nadal ból przenikał Serce Matki. Trzymając Go na swoim łonie cierpiała nadal, gdyż trudno sobie wyobrazić, by mogło być inaczej. Wówczas jednak nie zapominajmy, że my znajdujemy się już w Jej Matczynym Sercu. To Jej Matczyne Niepokalane Serce jest jedynym miejscem na ziemi, nad którym nie miał władzy Szatan. Jezus nas złożył tam ponieważ wiedział iż tam Zły nam nic złego nie uczyni. To jest to Jej zwycięstwo zapowiedziane w Raju. Potomstwo Niewiasty zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę (por. Rdz 3,15). Jakże więc wspaniała jest Ta, której Niepokalanego Łona owoc starł w proch władzę starodawnego węża z Raju.
Po zmartwychwstaniu Jezus przez wiele dni ukazywał się swoim uczniom. Tradycja przekazała nam, że jako pierwsza Zmartwychwstałego ujrzała właśnie Ona, Jego matka. Choć wydarzenie to nie zostało upamiętnione na kartach Ewangelii, to jednak od najdawniejszych, wczesnochrześcijańskich czasów obok pustego Bożego Grobu, świadka Zmartwychwstania, znajduje się kaplica upamiętniająca objawienie się Pana Matce. Ponadto Maryja, jak podają Dzieje Apostolskie, wiernie trwała na modlitwie z uczniami Chrystusa oczekując obietnicy zesłania Ducha Świętego.
"Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego. Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić". (Dz 1,14;2,1-4).
Czy możemy wątpić w to, iż najpełniej zstąpił On w serce Tej, o której Anioł powiedział, że jest błogosławiona i pełna laski (por. Łk 1,26nn). Zapewne wyniesiona do tak wielkiej godności, przyjęła obiecany dar w całej pełni, aby z tego daru udzielać pomocy tym, którzy zostali złożeni w Jej Niepokalanym Sercu.
Kiedy zakończyło się Jej doczesne życie z ciałem i duszą została wyniesiona do Niebieskiej Chwały. Nadal jednak pozostaje Matka Chrystusa i naszą. Relacja macierzyństwa przecież się nigdy nie kończy. Święty Jan, autor Apokalipsy, ukazuje nam Niebiańską wizję Niewiasty, Królowej, w której odbija się obraz Matki Chrystusa.
„Potem wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu. A jest brzemienna. I woła cierpiąc bóle i męki rodzenia. I inny znak się ukazał na niebie: Oto wielki Smok barwy ognia, mający siedem głów i dziesięć rogów – a na głowach jego siedem diademów - i ogon jego zmiata trzecią część gwiazd nieba: i rzucił je na ziemię. I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą, ażeby skoro porodzi, pożreć jej dziecię. I porodziła syna – mężczyznę, który wszystkie narody będzie pasł rózgą żelazną. I zostało porwane jej Dziecię do Boga i do Jego tronu. A Niewiasta zbiegła na pustynię, gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga, aby ją tam żywiono przez tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni. I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł, i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło. I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie." (Ap12,1-9).
Widzimy więc, że ten obraz ukazuje nam Tajemnicę Biblijnej Niewiasty i walki, która rozgrywa się w duchu. Niewiasta obleczona w słońce, to Niewiasta obleczona w Chrystusa, albowiem On jest jako z wysoka wschodzące słonce (or. Łk 2,67-80). Księżyc pod jej stopami, to podeptanie symbolu zmienności, braku stałości. W niej miłość była zawsze ukierunkowana na Syna, a wola niezmiennie złączona z Bożą. Wieniec z 12 gwiazd wskazuje nam na wieniec zwycięstwa, koronę chwały i szczepu królewskiego, Bożego rodu. Ta głęboka symbolika całego opisu (por. Ap 12 1-17), ukazuje nam, że Ta właśnie Niewiasta odniosła wielkie zwycięstwo w walce ze Złem. Dla nas chrześcijan stanowi potężny oręż w walce z mocami ciemności, jak powiedział Święty Paweł Apostoł:
„W końcu bądźcie mocni w Panu - siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju" (Ef 6,9-15).
W tej jakże nierównej dla nas walce niezastąpiony oręż stanowi Ona. Schronieni w Jej Niepokalanym Łonie, gdzie Zły nas nie dosięgnie trzymając Ją za rękę (różaniec) możemy toczyć zwycięski bój o wspaniale Królestwo Chwały jej Syna, o to czego oko ludzkie nie widziało, ucho nie słyszało, a serce nawet nie jest zdolne pojąć, jak cudowną nagrodę zdobędą ci, którzy zwyciężą.
Dla pisma Michael:
ks. Bogusław Jaworowski MSF