Czyż nie obrazilibyście się, gdybyście zostali zapytani, czy kochacie podatki? Każdy wie, że nikt nie kocha podatków, że każdy ich nienawidzi. Nawet ci, którzy je nakładają woleliby tego nie robić, ale uważają, że są do tego zobowiązani.
Faktem jest, że jeśli prawie każdy czuje odrazę do podatków, prawie każdy również je akceptuje. Ludzie akceptują je jako zło konieczne. Jak trzaskający mróz w zimie czy fala upałów w lecie: coś, czego nie da się lubić, ale nie można tego uniknąć.
Załóżmy, że usłyszeliśmy kogoś, kto narzeka na podatki i wtedy mu odpowiadamy: „-Ma pan rację i jeśli pan się zgodzi, będziemy domagać się likwidacji wszystkich podatków, ponieważ ci, którzy je płacą nie lubią żadnego z nich". Jeśli osoba ta nie jest Kredytowcem Społecznym, odpowie: „-O nie, my potrzebujemy podatków!"
Są nawet ludzie, którzy proszą rządy o zwiększenie podatków... dla innych, ale nie dla siebie! Na przykład pracownicy inspirowani przez slogany socjalistyczne będą żądać większych wynagrodzeń i wzrostu podatków od zysków przedsiębiorstw. Lokatorzy będą chcieli, żeby właściciele płacili większe podatki i podobnie właściciele będą chcieli, żeby lokatorzy płacili większe podatki itd.
Jeśli rządy wysłuchają modlitw każdego bez wyjątku, to każdy zostanie dotknięty wzrostem podatków. Na przykład, kiedy biedni domagają się od rządów opodatkowania wielkich przedsiębiorstw, zapominają oni, że przedsiębiorstwa te mogą z łatwością przerzucić na biednych ten wzrost podatków, poprzez włączenie ich w ceny produkowanych przez siebie towarów.
Prawdę mówiąc, wzrost kosztów utrzymania jest spowodowany w dużej części przez podatki, które płacimy w różnych stadiach produkcji, począwszy od surowców do gotowych towarów dostarczonych konsumentom. Zwiększenie kosztów utrzymania z pewnością nie jest spowodowane coraz trudniejszą produkcją. Przeciwnie, gdyby ceny szły w parze z łatwością albo trudnością produkcji, zawsze spadałyby one zamiast rosnąć.
Oto fragment Lampy Aladyna Gorhama Munsona:
„Amerykański ekonomista, V. E. Ayres, przypomina nam, że w przeszłości poborca podatkowy uważany był za bliskiego krewnego diabła. I nie mówimy tutaj o prymitywnych plemionach. Na przestrzeni poprzednich stuleci wśród społeczeństw cywilizowanych funkcja pobierania podatków była traktowana za bardzo pogardliwie, żeby powierzać ją urzędnikom publicznym. Zadanie to powierzano ludziom, którzy łączyli w sobie charakter oficera tajnej policji i gangstera. W okresie Imperium Rzymskiego ludzie ci byli nazwani 'publikaninami' (dzierżawcami podatków), z całą pogardą przywiązaną do tego słowa przez uczciwych ludzi.
Jak to jest, że nakładanie podatków, które było tak źle traktowane w przeszłości, stało się dziś czymś, jeśli nie lubianym, to co najmniej respektowanym?
Według Ayresa zmiana ta jest związana ze wzrostem opodatkowania pośredniego, co działo się proporcjonalnie do wzrostu handlu. Wzrost wymiany handlowej ukrył wzrost podatków pośrednich
Nasi kupcy detaliczni, jak słusznie wskazuje Ayres, stali się nieoficjalnymi i nieodpłatnymi poborcami podatkowymi.
Współczesne zastosowanie księgowości pozwala rządom na śledzenie wyników finansowych przedsiębiorstw detalicznych. Co więcej, kupiec detaliczny może z łatwością, poprzez system cen, sprawić, że klienci zapłacą podatki, sądząc, iż płacą oni tylko cenę samego towaru.
Podatki, które dawniej były traktowane jako wyraz strasznego ucisku, stały się dziś najbardziejpoważaną formą ucisku, rozgrzeszaną przez prawdziwe ich ofiary". (Lampa Aladyna, s. 300)
Podatki, które były obiektem niechęci wczoraj, stały się dziś akceptowanymi towarzyszami. Jednak to właśnie dzisiaj z powodu postępu podatki powinny zmniejszać się stopniowo i szybko, do chwili, kiedy zupełnie nie przestaną istnieć. Samo istnienie podatków w dzisiejszym świecie jest prawdziwym anachronizmem.
Nikt nie zaprzeczy, że w naszych zaawansowanych krajach zdolność produkcyjna ciągle rośnie. Ten wzrost jest formą wzbogacenia się. To nie podatki, ale dywidendy odpowiadają wzbogacaniu się. Podatki i postęp istniejące w tym samym czasie nie są niczym innym, jak oznaką i rezultatem fałszywego systemu finansowego. Istnieje zasadnicza sprzeczność między podatkami i postępem.
Oto dlaczego Kredytowcy Społeczni, którzy domagają się systemu finansowego odzwierciedlającego rzeczywistość ekonomiczną, mówią: „Nie ma już czasu podatków, jest czas dywidend". Stąd ich hasło: Przeciw podatkom! Za dywidendami! Jest to dokładne przeciwieństwo socjalistów, którzy narzekają na dywidendy pobierane przez kapitalistów. Socjaliści chcą kompletnie wyeliminować dywidendy, podczas gdy Kredytowcy Społeczni chcą dostarczyć je każdemu.
Socjalizm, podobnie jak podatki, jest przestarzały, jest anachronizmem.
Niektórzy intelektualiści pisali, że socjalizm idzie z biegiem historii. Ci intelektualiści są także anachronizmem. Nie doszli oni nawet do epoki pary wodnej. Jak będą wyglądać, kiedy znajdą się w epoce komputerów?
Bieg historii, chociaż zmieniany przez silne czynniki wpływowe, prowadzi w kierunku cywilizacji bezpieczeństwa ekonomicznego dla wszystkich, dywidendy dla wszystkich. Cywilizacji swobodnej działalności, a nie konieczności zatrudnienia, żeby mieć prawo do życia. Cywilizacji stowarzyszeniowej, a nie tylko ludzi otrzymujących wynagrodzenie. Cywilizacji wolności i rozwoju człowieka, a nie kolektywizmu. Cywilizacji Kredytu Społecznego, a nie socjalistycznego mrowiska.
Wróćmy jednak do podatków.
Kilka lat temu grupa Kredytu Społecznego z Eastbourne w Anglii słuchała wykładu pana Feathera z Southend. Pan Feather jest członkiem Instytutu Dyplomowanych Księgowych w Anglii, więc wie on całkiem dużo na temat księgowości. Poza tym nie zapominajmy, że system pieniężny jest z gruntu systemem księgowości.
Tytuł wykładu pana Feathera brzmiał: „Czy podatki są naprawdę potrzebne?" Na co odpowiedział on: Chociaż opodatkowanie mogło być konieczne i nieuniknione w społeczeństwie prymitywnym, sprawa jest zupełnie odmienna we współczesnych warunkach produkcji, gdzie błędna jest akceptacja systemu podatkowego jako nieuniknionego i powszechnie koniecznego.
W społeczeństwie prymitywnym, gdzie cała produkcja pochodziła z pracy ludzkiej, wszystko, co wyprodukowano wystarczało zaledwie do tego, żeby uniknąć głodu. Mogło być więc koniecznością odebranie producentom części dóbr, które zdobyli oni swoją pracą, żeby dać coś na życie tym, którzy byli zajęci administracją albo obroną kraju, czy też tym, którzy sami nie mogli produkować dóbr. Było zatem konieczne nałożenie podatków na część osobistych zarobków producentów.
Jednak zupełnie inną historią jest dzisiejsza produkcja. Większa część dzisiejszej produkcji nie jest dłużej wynikiem ludzkiej pracy, ale zastosowania maszyn, które mogą produkować przy coraz mniejszym użyciu pracy ludzkiej. Produkcja ta nie może być całkowicie skonsumowana przez tych, którzy pracują przy maszynach, a jeszcze mniej może być skonsumowana przez same maszyny.
Zatem wielka część dzisiejszej produkcji dostępna jest dla tych, którzy są zajęci administracją kraju i innymi zadaniami, nie związanymi z bezpośrednią produkcją dóbr.
Istota sprawy polega po prostu na ustanowieniu metody dystrybucji, odpowiadającej tym faktom i gwarantującej każdemu siłę nabywczą, która oczywiście bierze pod uwagę różne zajęcia ludzi, ale nie pozostawia nikogo bez grosza, ponieważ produkcja z łatwością może być obfita, kiedy ludzie posiadają wystarczającą siłę nabywczą do wyrażenia swoich potrzeb.
Innymi słowy, mamy sytuację, w której postęp zastępuje podatki. Opodatkowanie nie jest dłużej potrzebne. Rzecz polega na dostosowaniu do obecnych warunków produkcji regulacji finansowych, które były ustanowione dla prymitywnych warunków produkcji.
Jaka logika tkwi w zabieraniu z talerza Piotra, który pomaga maszynom w produkcji, żeby włożyć część na talerz Pawła, który pracuje w administracji, kiedy mamy dosyć produktów, żeby zaopatrzyć Pawła w to, co on potrzebuje bez zabierania czegokolwiek Piotrowi?
Louis Even