French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Moja pierwsza spowiedź i pierwsza Komunia święta

w dniu wtorek, 01 październik 2024.

Przedstawiamy fragmenty pamiętnika Cioci jednego z naszych Czytelników poświęcone jej Pierwszej Komunii świętej, którą przyjęła w 1911 r. w ówczesnej diecezji przemyskiej.

Gdy skończyła się juz dokuczliwa, bo bardzo mroźna i zawiejna zima i nastała pełna świeżej zieleni i kwiatów, a przez to miłych człowiekowi kwiatowych zapachów, wiosna, rolnicy wyszli ze swoich zacisznych chat, by rozpocząć na polach swe wiosenne prace. Na podwórkach bawiły się pod opieką staruszków jeszcze małe dzieci; bo te starsze albo uczyły się w szkole, albo pomagały w różnych pracach rodzicom. To tym starszym dzieciom po przyjściu ze szkoły przypadał obowiązek pasienia bydła i gęsi. Południowe natomiast godziny, kiedy starsi odpoczywali po bardzo ciężkiej pracy, młodzież, która uczęszczała jeszcze do szkoły - i dzieci -mogła odrabiać zadane do nauczenia się w domu lekcje.

Natomiast jeżeli któraś rodzina nie mogła postarać się o ubranie komunijne dla swojego dziecka, musiała to już teraz koniecznie wykonać, bo w pierwszych dniach czerwca miała się odbyć nasza pierwsza spowiedź i Komunia św. Do spowiedzi miał nas przyprowadzić ktoś z rodziny. Do Komunii św. dzieci miały iść do kościoła pod opieką nauczycielstwa. Ze mną poszła siostra Zofia i przy okazji wzięła jeszcze pod swoją opiekę dzieci sąsiadów.

Kiedy nasza grupa wyspowiadała się już i odmówione zostały przez nas pacierze lub modlitwy zadane nam na przeproszenie Pana Boga za popełnione przez nas grzechy, wróciłyśmy do domu. Słońce schyliło się juz ku zachodowi. Wobec tego mama podała mi kolację i zapaliła pod kuchnią. Nagrzała wody i pomogła mi się dobrze obmyć w kąpieli. Potem ucałowałam rodziców na dobranoc, bo i tato wrócił już z pola do domu i poszłam spać; przed położeniem się do łóżka odmówiłam jeszcze pacierz, przepraszając jeszcze raz Pana Jezusa za popełnione grzechy.

Następnego dnia raniusieńko zostałam obudzona przez moją starszą siostrę Emilię, która zaraz obmyła mi twarz, ręce i podała szczoteczkę, bym sobie oczyściła ząbki. Poczem zaczęła mię ubierać. dostałam nową bieliznę i białe pończochy. Na stopy nałożyła mi Mila jasnobrązowe  półbuciki, które otrzymałam od brata Henryka z Ameryki. Później przeczesała mi włosy i ubrała mię w białą przez siebie uszytą sukienkę z szerokiego hafciku wykonanego maszynowo na cienkiej materii. W pasie przepaska miala być ze wstążki. Sukienka była ładnie uszyta i nie za długa, by można było wygodnie iść w niej w dość daleką drogę. Cieszyłam się tym całym ubraniem, bo to było przeznaczone na dzień  mojej pierwszej Komunii św.  Za pasek do tej sukienki posłużyła mi wstążka taftowa, średnio szeroka, zawiązana z tylu na kokardę. Tafta to jest materiał sztywny, wykonany w różne wzory o tym samym kolorze co materiał. Cały zatem strój komunijny oprócz obuwia, miałam dzięki staraniom siostry Emilii; miał on w przyszłości służyć jeszcze najmłodszej córce Libuchów - Kamili.

Do ręki otrzymałam ubraną w zielone gałązki mirtu i białe kwiatuszki świecę, który to bukiet przywiązany został białą wąską wstążeczką. Na ręce zaś miałam woreczek ściągany w swej górnej części gumką, który uszyła mi siostra ze zwykłego białego płótna. Miałam w nim różaniec, książeczkę do modlitwy i chusteczkę do nosa. Woreczek ów to torebka.

Podziękowałam za wszystko Emilii i poszłam pokazać się rodzicom. I poprosiłam ich także, przy okazji, o błogosławieństwo. Rodzice odpowiedzieli mi na moją prośbę, gdy ich całowałam w rękę; niech ci Pan Jezus w przyszłości błogosławi.

Do kościoła w dniu dziecięcej pierwszej Komunii św. rodziny nie chodziły, bo Dobrzechowska Parafia była wielka, to samych dzieci trudno było pomieścić. Ze mną jednak poszła siostra Zofia. Przeprowadziła mnie przez wąską kładkę, która była położona nad wodą naszej rzeki i przez drogę, gdy szłam na zbiórkę do szkoły, niosła moją dość dużą woskową świecę. Dopiero przed szkołą oddala mi ją, bym mogła dać ją pod opiekę gospodarza, na którego wozie dzieci składały juz świece. Furmanka ta była na ten dzień zamówiona przez kierownika szkoły.

Za kilka minut na rozkaz naszych nauczycieli stanęły dzieci parami i pod opieką swoich szkolnych opiekunów wyruszyły w drogę, jak było przewidziane zaraz po godzinie szóstej. Na przedzie pod opieką panny Sajpert, naszej gospodyni kl. II-iej szły dziewczynki. Za nami pod opieką drugiej panny Sajpert szli chłopcy. Te panie były siostrami i obie uczyły dzieci w naszej górskiej szkole, bo Wysoka miala dwie szkoły, jedną na górze drugą na dole. Pochód zamykał kierownik szkoły - Piejko - szedł z tylu.

Za dziećmi jechała powoli furmanka, ażeby przez szybką konną jazdę kurz nie opadał na nas i na nasze świąteczne ubrania. Do szkoły na dole doszła następna grupa z góry na godzinę siódmą i czekające tam na nas dzieci dołączyły do nas razem ze swoim p. kierownikiem szkoły, p. Kuśnierzem, tworząc jedną szkolną grupę z Wysokiej Strzyżowskiej. Dzieci szły powoli, bo zmęczenie szczególnie tym z góry dawało znać o sobie. Przed godziną ósmą zarządzony został dla nas odpoczynek na brzegach rzeki Wisłok, ażeby w cieniu drzew, nad wodą, nabrać nowych sil do dalszej jeszcze drogi.

Pogoda nam dopisała, słońce jasno świeciło na niebie, wysyłając ziemi dużo dobrych promieni, co aż drgały w powietrzu tysiącami barw, przynosząc ziemi i wszystkiemu, co się na niej znajdowało radość. Ziemia zaś ubrana w różnobarwne kwiaty i pełna dobrych dla ludzi nadziei oczekiwała na nadchodzące już lato i uprzyjemniała razem z ptaszkami dzieciom tę dość daleką wędrówkę. Szczególnie miły śpiew skowronków w godzinach porannych wpływał kojąco na dusze utrudzonych ciężką pracą rolników, a nam, dzieciom, te male ptaszęta sprawiały dużo radości i pociągały nasze serca i dusze ku Bogu i niebu. Bardzo lubiłam obserwować skowronki jak śpiewały z rana poranne Panu Bogu pieśni i zapraszały nas, ludzi, byśmy czynili to samo, żeby nam wszystkim Pan Bóg błogosławił.

A już w dniu naszej komunijnej uroczystości miałam takie wrażenie, że skowroneczki cieszą się razem z nami i chętniej i milej śpiewają, głosząc Panu Bogu chwalę i uwielbienie od wszelkiego żyjącego na ziemi stworzenia. Nawet te szare i niepozorne wróbelki skacząc sobie po ziemi lub zbijając się w stada i lecąc ponad ziemią wesoło ćwierkały. Lubiłam też stać nad wodą i patrzeć na rybki pływające w rzece; ale jednak więcej od rybek w tym dniu lubiłam obserwować  skowronki, które gwarem dzieci obudzone wylatywały ze zboża lub z wysokiej trawy łąkowej i unosiły się wysoko nad ziemię, wzbijając się coraz wyżej i wyżej ku niebu, by wreszcie zawisnąć na podniebnych wyżynach i wyśpiewać Panu Bogu szczęśliwe jakieś swoje drgające ze wzruszenia i miłości trele.

Właśnie wydane bylo polecenie, że wyruszamy w dalszą drogę. Kierownicy prowadzili nas polnymi drogami na skróty, więc zdążyło się na czas. Nasza furmanka stała już w pobliżu kościoła, więc wszystkie dzieci podeszły do wozu, by odebrać sobie swoje świece. Przyszedł już nasz ksiądz katecheta - Niemczyk i ustawiona nasza grupa szkolna w czwórki wyprowadzona zostala schodami na dziedziniec kościelny, gdzie stały już zgrupowane w czwórki ze wszystkich wsi dzieci, które to wioski należały w tamtych czasach do Parafii w Dobrzechowie. Jest to Diecezja Przemyska.

Równocześnie z nami wyszły na dziedziniec kościelny dzieci z Dobrzechowa i wysunięte zostały na czoło stojących już przed bramą kościelną dziecinnych szeregów, w tej chwili puszczone w ruch dzwony z cicha zadzwoniły, bo już w drzwiach kościelnych pojawił się ks. Proboszcz i chorągwie. To wychodziła po dzieci procesja. Ks. Proboszcz, aby nie przedłużać czasu, w kilku krótkich zdaniach powitał stojące przed bramą i drzwiami kościoła dzieci i zaprosił nas wszystkich do świątyni, gdzie w tabernakulum oczekuje już na nas Pan Jezus utajony w przenajświętszym sakramencie. Odezwały się już głośniej dzwony i w swoim rozkołysaniu coraz to głośniej tak długo dzwoniły, aż wszystkie szeregi dziecinne weszły do kościoła wg alfabetu nazw wsi, z których dzieci w tym dniu po raz pierwszy miały przystąpić do Komunii świętej. Najpierw zatem pod opieką swoich nauczycieli weszły dzieci z Dobrzechowa i przez katechetę zostały podprowadzone aż do balasków, które były przed głównym ołtarzem. Za Dobrzechowem stanęły dzieci z Kalembiny, z Kożuchowa i z Markuszowej. Natomiast z Różanki, z Tulkowic, z Wysokiej Strzyżowskiej i z Zawadki dzieci musiały zająć miejsca w nawach bocznych, bo w nawie głównej zabrakło już miejsca. Dzwony przestały dzwonić, a w kościele rozpoczęła się Msza św., którą na intencję dzieci odprawiał ks. Proboszcz. Księża katecheci śpiewali z nami pieśni do Pana Jezusa, odmawiali z nami stosowne na ten dzień modlitwy. Nauczycielstwo natomiast czuwało nad naszym bezpieczeństwem, by podczas adoracji, która trwała od Ofiarowania aż do „Baranku Boży", trzymanymi w dłoniach zapalonymi świecami dzieci nie wyrządziły sobie lub drugim krzywdy albo jakiejś szkody. Adoracja dziecinna odbywała się na stojąco, bo dzieci były już za bardzo zmęczone. Uklękły ze świecami tylko podczas Podniesienia. Kiedy natomiast wyśpiewana została krótka pieśń błagalna Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami..., dzieci oddały starszym pogaszone przed chwilą świece, a ci złożyli je na stopniach bocznych ołtarzy jako dar pierwszokomunijny  od dzieci dla kościoła. Następnie dzieci uklękły już sobie swobodnie i na słowa Kapłana ukazującego im Hostię „Oto jest Baranek Boży, który gładzi grzechy świata", dzieci w swojej pokorze przed Bogiem mówiły: Panie! Nie jestem godzien (godna), abyś wszedł do serca mego, ale rzeknij tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja". Poczem wszyscy wstali i zaczęło się komunikowanie dziatwy. Te dzieci, które stały w nawie głównej, podchodziły do ołtarza i przy balaskach przyjmowały Komunię świętą; poczem przez zakrystię wychodziły na pole, ażeby zrobić miejsce dla reszty dzieci z naw bocznych, które były komunikowane przez środek kościoła. Dopiero po zakończonej Komunii świętej wszyscy wrócili na swoje miejsca, by odmówić jeszcze pokomunijne modlitwy i na zakończenie Mszy św. otrzymać błogosławieństwo.

 Zanim dany był znak do opuszczenia kościoła, dzieci odmówiły jeszcze dziesiątek różańca na intencje: ks. Proboszcza, księży katechetów, rodziców i rodzeństwa, a także wszystkich swoich opiekunów nauczycieli z prośbą o zdrowie i o błogosławieństwo w pracy i w życiu prywatnym; także na dodatek Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo za dusze zmarłych i trzy razy Wieczne odpoczywanie...

Wreszcie ks. Proboszcz przemówił do dzieci, upominając je, ażeby unikały okazji do grzechu i nie grzeszyły więcej, ażeby Pan Jezus mógł nam błogosławić i nie musiał przez nas cierpieć ani się nawet smucić. Na koniec ks. Proboszcz zaprosił nas na plebanię, na śniadanie, ażebyśmy nie ustały w powrotnej drodze do domu. Od ks. katechety otrzymały znowu dzieci na pamiątkę pierwszej Komunii świętej po małym obrazku, takim do kościelnej książeczki. W 1911 r. przyjęłam więc pierwszą Komunię świętą.

Na plebanii zaś w ogrodzie dzieci wypiły po kwaterce białej kawy i zjadły na stojąco po jednej bulce, co im przywróciło nieco osłabione już siły i powoli udały się zaraz w powrotną drogę do domu. Nauczycielstwo pozostało jeszcze w Dobrzechowie na konferencji więc i furmanka musiała jeszcze zaczekać. Dzieci z Wysokiej wzięła pod swoją opiekę moja siostra Zofia, wobec tego szły dzieci do domu jak rano w parach. Powoli odłączały się od nas poszczególne gromadki dziecinne, aż w końcu przyszło się do miejsca, w którym odeszłyśmy same ku naszemu domowi, polecając resztę dzieci z góry jednej starszej osobie, ażeby je doprowadziła do szkoły. Dalej bowiem już same sobie poradzić powinny.

W domu otrzymałyśmy obie z Zosią rosół z makaronem, w którym byl także kawałek ugotowanego mięsa z kury. Kura została zabita, ażeby tak jak w dniu świątecznym był jakiś lepszy obiad. Inni byli już po obiedzie i poszli do swoich codziennych zajęć. Ten obiad bardzo mi smakował, który po piętnastu prawie godzinach jadła także moja siostra Zosia, bo ja przynajmniej to skromne śniadanie zjadłam w Dobrzechowie. Ona jedynie łykła kilka łyków kawy, ażeby już na czczo nie puszczać się w drogę. Post Eucharystyczny trwał wówczas od godz. 12 w nocy aż do przyjęcia Komunii świętej rano.

Czeslawa Kokoszka

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com