…dla mnie osobiście Jan Paweł II od razu był święty. Opowiem tu o jednym bardzo ważnym z punktu widzenia tej świętości zdarzeniu. Otóż w 1980 r., 18 maja, czyli w dzień swoich urodzin, Ojciec Święty udał się z wizytą do rzymskiej parafii Najświętszego Serca Chrystusa Króla. W drzwiach witają go kierujący parafią, potem on wchodzi do nawy głównej i zaczyna rozmawiać z ludźmi, jak to miał w zwyczaju, pytając o zdrowie, rodzinę, pracę. W pewnym momencie, gdzieś w połowie nawy, podchodzi do Papieża chłopczyk, może dziesięcioletni, z rękami w kieszeniach i mówi: „Cześć, jak się masz?". Ojciec Święty patrzy na niego i mówi: „Dobrze. A ty?". „Dobrze, ale wiesz, ja uciekłem z domu". „Jak to, uciekłeś z domu?". „Tak, bo dzisiaj są twoje urodziny i chciałem ci złożyć życzenia. A wiesz, jak to jest z kobietami". „Jak to jest z kobietami?" – pyta Jan Paweł II. „No, moja mama od dwóch godzin stoi przed lustrem. Gdybym na nią czekał, nie zdążyłbym". „Ale twoja mama pewnie się teraz martwi o ciebie". „Niepotrzebnie, jestem już duży! Przyniosłem dla ciebie prezent". Po czym chłopczyk wyciągnął z kieszeni cukierek i podał go Papieżowi. Ojciec Święty wziął cukierek, przyłożył do serca i powiedział: „Nie zasługuję na to".
Potem jeszcze kilkakrotnie słyszałem przy różnych okazjach to wypowiadane przez niego zdanie: „Nie zasługuję na to". Dzisiaj rano, oglądając audycję o Ojcu Świętym przygotowaną w przeddzień beatyfikacji, wyobraziłem sobie, że on dowiedziawszy się o decyzji wyniesienia go na ołtarze, tak właśnie by zareagował: „Hmm, nie zasługuję na to". Taki właśnie był Jan Paweł II.
Arturo Mari
fotograf papieski