Dokończenie rozmowy z poprzedniego numeru MICHAELA, którą prowadziła z Bratem śp. Jadwiga Korpal z Apostolstwa Dobrej Śmierci, podczas rekolekcji prowadzonych przez Brata w Górce Klasztornej.
Oprowadzając grupę po poznawanych sanktuariach starałem się z dziecięcą wiarą przekazać treści ewangeliczne w taki sposób, żeby obecni niemal doświadczalnie odczuli w nich obecność Pana Jezusa, Matki Najświętszej a poprzez Nich Trójcę Przenajświętszą. A czy to mi się udało? Deus sciit – Pan Bóg wie!
„Dwie Katedry" pisałem po stoczeniu walki z szatanem na dróżkach kalwaryjskich. Mogę stwierdzić, że na terenie mojej duszy po części szatan odnosił zwycięstwo, a to że nie zwyciężył pogrążając w rozpaczy, zawdzięczam Świętemu Michałowi Archaniołowi, Aniołom Stróżom, a przede wszystkim Niepokalanej Matce. Był to czas kiedy wędrowałem po Polsce o żebraczym chlebie. Codziennie wystawiony byłem na tysiące upokorzeń nie tylko ze strony szatana, ale ludzi wszelkiego stanu. Tak na ulicy, na plażach, jak nawet w kościele podczas Mszy św., gdyż świadomie stałem się dziwowiskiem dla ludzi i aniołów. Gdyby nie świadomość obecności ducha Niepokalanej w mej duszy, pięciu kroków nie byłbym zdolny uczynić o własnych siłach, idąc pod prąd opinii publicznej. Takie epitety jak: „oszust", „wampir", „diabeł", „szaleniec" itp., odbijały się co chwilę o moje uszy. Nie sądzę, że w tych wypowiedziach była zła wola skądinąd szlachetnych ludzi, ale po prostu zwykły osąd z pozorów „jak cię widzą, tak cię piszą". Niemniej takie słowa wychodzące z ust wierzących o czymś świadczą. Chrystus utożsamił się z każdym człowiekiem. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili. Nie sądźcie, nie potępiajcie!" Zamieściłem fragment w „Panu Jezusie" rozmowy dzieci przedszkolnych o mnie, które miały miejsce w pobliżu ich miejsca zabawy. Jedni się śmiali „św. Mikołaj idzie", „dziadek mróz", św. Józef", popisując się coraz innymi wyrażeniami. Wtem ich koleżanka, pięcioletnia dziewczynka mówi „uspokójcie się, a może to sam Pan Jezus idzie"… i nastała cisza. Dziękowałem Panu Jezusowi, utajonemu w mym sercu, że dał się rozpoznać dziecku przedszkolnemu i na pewno otrzyma za to nagrodę na Sądzie Bożym. „Uważajcie – mówi św. Piotr w liście – szatan jak lew ryczący krąży wokół nas i szuka kogo by pożreć", a Pan Jezus do uczniów w Ogrójcu „czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie".
Matka Najświętsza najlepiej zna stan moralny współczesnych ludzi, zwłaszcza swych dzieci ochrzczonych w Kościele. Zatroskana o ich wieczne zbawienie, przychodzi, upomina, płacze nawet krwawymi łzami (Syrakuzy). I za każdym razem powtarza „pokuty" i „odmawiajcie Różaniec". Widocznie tego lekarstwa może cierpkiego dla zmysłów, ale skutecznego dla duszy człowiek współczesny najbardziej potrzebuje.
W jednej konferencji w czasie ostatnich rekolekcji poruszyłem temat modlitwy kontemplacyjnej i zatytułowałem „zejdź, wypłyń na głębię". Całe bogactwo Królestwa Bożego ukryte jest w głębi naszego serca od chwili Chrztu św., aby jednak cieszyć się tą drogocenną perłą i tym ukrytym skarbem, trzeba zrezygnować z wielu błyskotliwych, ale jakże nietrwałych uciech bazujących na zmysłach, aby za przewodnictwem czystej wiary zejść stopień po stopniu na głębiny oceanu naszej duszy i tam odkryć to, czego pragnie dusza. „Boga żywego pragnie dusza moja i niespokojne jest serce ludzkie dopóki w Bogu nie spocznie". Najlepszy Ojciec, umiłowany Zbawiciel, czeka z audiencją na nas, kiedy przez wyciszenie głębi serca na kilkunastominutowej kontemplacji doświadczymy jego miłości i uciszenia, jakiego świat dać nie może. A zatem modlitwa myślenia jest skutecznym środkiem do osiągnięcia prawdziwego szczęścia już w tym życiu. Tylko trzeba chcieć zacząć i nie zrażać się trudnościami. Kto wytrwa do końca, ten będzie szczęśliwy i zbawiony.