Orędzia Trójcy Świętej, Poznań 1951 r.
Bo, jakkolwiek cała Trójca Nasza jest jedno, ale każda Osoba jakoby ma odrębne swoje działalności: Bóg Ojciec – Stworzyciel, Słowo [J 1,1] /tzn. Jezus/, które Ciałem się stało [J 1,14] – Odkupiciel, a Duch Święty – Uświęciciel.
O jakże się cieszę, że nadeszła chwila, aby wypowiedziane były te słowa, które od wieków były obmyślane, aby teraz były wypowiedziane.
(To mówi Jezus, bo to Pan Jezus mówi o Duchu Świętym.)
8 kwietnia 1951 r.
Duch Święty jest to Miłość Wielka, jest to Światłość Wielka. Gdy dusza jest pogrążona w grzechu, On pierwszy idzie jej z pomocą i daje Światła, daje natchnienia, daje wyrzuty sumienia, że jest na złej drodze. Jego można nazwać „prześladowcą", bo duszę taką prześladuje na każdym kroku. Przez Światło Swoje tak ją wstrząsa, że żaden grzesznik choćby największy, nie ujdzie Jego prześladowania. On będzie w największych grzechach rozkoszy zatruwał jej każdą chwilę przyjemności i dawał ciągle do zrozumienia, że czyni źle. On będzie zrzucał ślepotę z jej oczu, którą ma jako bielmo, że nic nie widzi, jak się pogrąża w przepaść i przez Światła Swoje będzie jej pokazywał piękności i rozkosze inne, które są w porównaniu do tego błota nieprawości, w którym leży, jak słońce wobec ciemności najbardziej ponurych. Będzie chodził za nią, jak ten myśliwy za zwierzyną, jak ten śledczy za złodziejem. Będzie chodził, jak ten jastrząb, aby chwycić zdobycz swoją i nie spocznie, aż ją posiądzie. Wyrwie ją z wszelkiego niebezpieczeństwa. Nic dla Niego nie jest niemożliwością. Choćby ta dusza była od lat pogrążona w takich nieprawościach, że nazwać by ją można jednym bagnem i błotem, jednym trzęsawiskiem trujących wyziewów, którymi sama jest zatruta i zatruwała innych swoją trucizną i życiem, pełnym wstrętu, pełnym obrzydliwości. On z wszystkiego potrafi wyprowadzić, Światłością Swoją przeniknąć i jakby to słońce wysuszyć, najwstrętniejsze bagnisko i z ziemi tej nieurodzajnej, z ziemi wyschniętej, niepodatnej na urodzaje. On Miłością Swoją potrafi założyć tam cudną i przepiękną oazę, pełną owoców, kwiatów, miłości i wielkiej świętości. I wtedy w takiej duszy rozkoszuje się i cieszy się, że to, co zasadził, rośnie. On daje Łaski Swoje, przede wszystkim Łaskę Wody Ożywczej i zasila glebę, aby owocowała. On staje się Słońcem, On staje się Rosą, On staje się Deszczem Orzeźwiającym i jest jakoby Ogrodnikiem. Pielęgnuje każdą roślinkę, czuwa nad każdym jej wzrostem, aby żadna nie wyschła, ale obfitowała. A tym są przede wszystkim Jego natchnienia. Gdy potrzeba była, aby ją wykraść z paszczy piekielnego smoka, był jako Bojownik. Mieczem Swoim przecinał wszystkie węzły, które łączyły ją z grzechem i był niezwyciężony. Rąbał, palił… Stał się jakby złodziejem. Wykradał ją, rzucał się w bój, aby zdobyć ją, oczyścić ją, obmyć w Łasce Swojej, zamazane podobieństwo Boga na nowo wyświetlić, odbić, a co było zepsute, naprawić. Tam, gdzie rysy Boże były niewidzialne, On pędzlem Swojej Miłości, jako Wielki Artysta wszystko wycieniował, wykończył i z Miłością przegląda się w niej i widzi obraz całej Trójcy Naszej, cieszy się i raduje i powtarza: „Oto jest dzieło, stworzone na obraz i podobieństwo Boże".
27 kwietnia 1951 r.
Dusza, która idzie z natchnieniem Ducha Świętego /od Chrztu za Jego Darami/ przez całe życie i nie utraciła łaski poświęcającej, a gdy ją utraci stara się jak najszybciej odzyskać, wtedy staje się wielkim polem do działania Łaski Naszej w niej. Wchodzi z świętości w świętość i staje się jakby jedną światłością, w Światłości Przedwiecznej.
Duch Święty, gdy zstąpił na Apostołów, ukazał się w postaci języków [Dz 2,3], w Płomieniach, w Światłości. Płomień oświeca. Dusza, gdy posiada światłość – jest to największy Dar i pierwszy punkt, warunek do świętości. Bo, jeżeli ma światłość, ma wszystko. To tak, jak podróżny, gdy ma światło ze sobą, nie boi się niczego, bo, choćby szedł przez najciemniejsze miejsca, gdy oświeci sobie drogę, widzi, gdzie idzie. Dlatego módlcie się, a nie ustawajcie w modlitwie, o ten Dar Ducha Świętego, o ten Dar Jego, nie tylko jako Dar, ale samego Jego, bo On sam jest Światłością [1J, 1,5].
2 maja 1951 r.
Błagajcie Ducha Świętego o ten Dar, aby się Światło stało nad wami, a ciemności grzechu nie ogarnęły was. Bądźcie tymi promieniami nie tylko dla siebie, ale promieniujcie dalej [Mt 5, 14]. Niech każdy, kto ma z wami styczność, z którymi obcujecie i z tymi, których nie znacie, a są w ciemnościach i z tymi, którzy odeszli, a nie są jeszcze w światłości wiecznej, ale oczyszczają się – wołajcie za wszystkich: „Niech Światłość Przedwieczna promieniuje w nich!". A dla tych, co odeszli: „Niech Światłość Wieczna im przyświeca!".
Kto posiada Światłość, posiada mądrość. Mówią często, że „nie jest oświecony", to znaczy wiele rzeczy nie rozumie. A jeżeli ma Światłość, to jego rozum, pod wpływem Światłości Wielkiej rozwija się, dojrzewa. Proście o Dar mądrości, ale mądrości Naszej, mądrości, która na pierwszym miejscu stawia zbawienie duszy swojej, uświęcenie jej, przelanie Nas w duszę, a duszy w Nas. Bo to jest największa mądrość – mądrość, którą poznała i pogłębia się w Mądrości Naszej [Mdr 8,21; 9,1-18]. Takiej mądrości potrzeba każdemu, aby poznał Tajemnice Nasze i posiadł je.
Dusza, która posiada Mądrość Naszą, przez intelekt tak szybko poznaje Jestestwo całej Trójcy Naszej, że dla niej to nie jest tajemnicą. Dla niej to jest jasne, bo ona wie, że jest Jeden Bóg w Trzech Osobach, a Trzy Osoby w Jednym Bogu.
3 maja 1951 r.
W wielkich cierpieniach niech dusze idą do Ducha Świętego i proszą Go o Jego Dary. W tych Darach jest umieszczona największa moc, światło, pomoc, pocieszenie, gdyż Duch Święty nazywa się Pocieszycielem [J 14, 26].
Bardzo mało jest osób, które by czciły tę Trzecią Osobę Naszą i które by szukały ratunku i pomocy u Niego. A przecież On tak pragnie mieszkać w każdej duszy, bo każda dusza – to Kościół Jego [1 Kor 3,16]. W każdej duszy pragnie spoczywać, pragnie wylewać Miłość Swoją, bo to jest Duch Miłości. Pragnie przeistaczać, upiększać, uświęcać. Pragnie, by dusze były tą jasną gołębicą, tą czystością. Jeśli dusze pragną się oderwać od ziemi, a dojść do szczytów najściślejszego zjednoczenia się z Nami, to niech ciągle wzywają pomocy Ducha Uświęciciela, który jest samą Świętością i Jego dziełem jest uświęcać dusze [Rz 15, 16].
11 czerwca 1951 r.
Gdzie tylko Duch Święty spoczywa, tam jest radość i pokój [Ga 5, 22]. Jest w postaci Gołębicy [Mt 3, 16], która oznacza pokój, prostotę i miłość. Miłość, bo On jest Ogniem. Na apostołów zstąpił w postaci języków ognistych, to jest Ognia.
17 czerwca 1951 r.
/Teraz przemawia Duch Święty/:
Pocałunkiem miłości i pokoju zwać was będą". To znaczy – Ja wam dam ten pocałunek Miłości i Pokoju i będziemy jedno – to znaczy – Ja Duch Miłości, będę w was mieszkał, będę wam dawał całą pełnię Mojej Miłości. A miłość odznacza się przede wszystkim w największych uczuciach. Kto kogo kocha bardzo, to największym wyrazem miłości jest pocałunek. W pocałunku jest pewne namaszczenie, przez oddanie tego, co serce odczuwa. Oto pragnę od was takiej miłości, oblubieńczej, miłości w tak ścisłym związku, którego nic nie może rozerwać, ani cierpienie, ani ofiary, bo miłość wszystko przetrwa. Miłość gotowa jest do oddania wszystkiego. Miłość potrafi się palić wewnętrznie, spala się i nie spali się. Miłość potrafi dać życie, ostatnią kroplę krwi. Miłość jest większa od śmierci, bo dla niej niczym są stosy, gilotyny. Kto kocha, zdolny jest do szaleństwa miłości, do największego męczeństwa, do śmierci, a śmierć jest [to] za mało dla niej, bo odda życie, ale kochać nie przestanie. Bo miłość trwa wiecznie.
W piekle, gdyby była miłość, piekło nie byłoby piekłem. Szatan, gdyby umiał kochać, nie byłby szatanem. Piekło jest dlatego piekłem, bo tam się nie kocha, a szatan szatanem, bo nie umie kochać. A Niebo jest dlatego Niebem, bo tam jest miłość.
Jeżeli się ktoś pyta, co to jest Niebo, to niech sobie da odpowiedź: „Niebo – to Miłość". Tam jest miłość – miłość, która nie umiera, bo trwa wiecznie, bez końca. Kto kocha, ten już jest w Niebie. Kto nienawidzi, ten już jest w piekle. Kto kocha, nosi niebo w sobie, kto nienawidzi, ten nosi piekło w sobie. Jeżeli zabiera się komuś miłość, ten pogrążony już jest w ciemnościach.
Jestem Ogniem. Pragnę dusz ognistych. Jestem duszy Światłością. Jestem Światłością dusz. Dusza, która jest ze Mną zjednoczona, otrzymuje taką potęgę świateł, taką potęgę miłości, że choćby przeszła wszystkie cierpienia ziemskie, a posiada Ogień Mój, ta nie zginie, bo w całopaleniu cierpień pali się miłością.
Przychodźcie do mnie wszyscy, bez wyjątku! Przychodźcie do Ognia Miłości Mojej, przychodźcie ognie grzeszne. I dla jednych i dla drugich jestem jednakowy. Dla tych, którzy goreją, dam jeszcze większe płomienie i większą światłość i wzniosą się do takich szczytów doskonałości, że będą to wulkany, które pod naciskiem silnego Ognia będą wybuchające i zalewające świat lawą Ognia.
Ognie grzeszne nie lękajcie się! Ufajcie i wierzcie całą potęgą wiary waszego serca, że wszystkie namiętności palące się w was Ja potrafię spalić, zniszczyć. Tak, jak słońce potrafi najobrzydliwsze błoto wysuszyć i tam, gdzie nie można było przejść, zrobi ścieżkę dogodną i suchą, że nikt idąc nie zbrudzi się, tak Ja słońcem Mojej Miłości wysuszę w was wszystkie bagna, wszystkie naleciałości, wszystkie brzydoty namiętności, że będziecie drogą czystą [Iz 35, 8] i ścieżki waszego życia nie tylko będą dogodne, ale na ścieżkach życia waszego zasieję kwiaty i ze złych dróg, z pustyni serca waszego wyschniętego, uczynię oazę, gdzie z miłości będę mógł spoczywać i rozkoszować się arcydziełem, bo jestem Artystą – Duchem, który stwarza swe dzieła z nicości.
I będę się chlubił z takich dusz, wołając: „To jest dzieło artyzmu Mojego, które wielbić będzie całą Trójcę Naszą Świętą już tu na ziemi, będzie ogłaszać, że: „Wielki jest Bóg Odkupiciel, Wielki jest Bóg Uświęciciel dusz!". I chwała ta będzie trwać po wszystkie wieki. W radościach rozpływać się będzie każda dusza, śpiewając hymn miłości: „Niech będzie uwielbiona, wysławiona, nigdy niegasnąca Miłość", którą jestem Ja, Niegasnący Ogień, przez którego stało się wszystko. Bo Bóstwo Moje nie ginie.
29 czerwca 1951 r.
Aby dusze były takie, jak pragnę, obowiązkiem jest kapłańskim, żeby dzieci tak prowadzili i pouczali rodziców, jak je mają prowadzić, aby coraz więcej wszyscy poznawali Mnie. Trzeba w kazaniach, w konfesjonałach, ciągle głosić Imię Moje /Ducha Świętego/, bo bez darów Moich, bez Światła Mojego, jest jedna ciemność, wszelkie niepokoje, czy to w rodzinach, czy to w każdej duszy, czy w państwach, czy we wszystkich czynach, czy we wszystkich nauczaniach i prowadzeniach. Jeśli Mnie tam nie ma, jest jedna rozterka i jedno zagmatwanie. Są to nici splątane, które trudno rozwiązać, jak się nie ma Świateł Moich i Darów Moich.
5 lipca 1951 r.