Pod koniec 1655 r. Szwedzi, którzy najechali Polskę postanowili zdobyć klasztor na Jasnej Górze, gdzie znajdował się Cudowny Obraz Matki Boskiej. W czasie,,potopu szwedzkiego" Polska poniosła ogromne straty materialne. Szwedzi sądzili, że zdobycie Jasnej Góry nie będzie stanowiło dla nich problemu. A jednak stało się inaczej. Po czterdziestu dniach oblężenia klasztoru musieli się wycofać. Obroną Jasnej Góry kierował ojciec Augustyn Kordecki, wielki polski bohater. Postawa obrońców Jasnej Góry wpłynęła na ogólnonarodowe pospolite ruszenie przeciwko najeźdźcy. Trzeba dodać, że opis obrony twierdzy jasnogórskiej w „Potopie" Henryk Sienkiewicz oparł na pamiętniku ojca Kordeckiego, którego fragment przedstawiamy.
Zdarzyło się tego dnia, iż czeladka klasztorna podług zwyczaju w Polsce zgromadziła się dla powinszowania uroczystości Bożego Narodzenia. Poprzedzali ich muzycy różnego rodzaju i z różnymi instrumentami, którzy naprzód starszym klasztoru, następnie innym znakomitszym ze szlachty, słodką melodią Bożego Narodzenia winszowali. Wreszcie załoga z kolei wystąpiła, która najprzód dla wszystkich wystrzałem z dział i rusznic, ku Szwedom zwróconych, świętego Szczepana na pomoc wezwała; potem zaś tego pierwszego męczennika o łaskawą opiekę nad panem Stefanem Zamojskim i jego synem, jako solenizantami, błagając, w takim porządku ognia dawała, iż Szwedzi huk ten usłyszawszy, wzięli to według zwyczaju wojskowego za oznajmienie jakiegoś odniesionego zwycięstwa i wśród zamieszania ze stanowisk uciekać zaczęli. Gdy zaś wodzowie szwedzcy o przyczynie tego uroczystego obrządku od Polaków się dowiedzieli, niezmiernie się zadziwili i wyznawali otwarcie, że na próżno tracą czas i pracę przy dobywaniu tak obficie w potrzeby wojenne zaopatrzonego klasztoru, gdyż i liczba ludzi w strzelaniu wyćwiczonych do należytego bronienia się jest dostateczną i w zapasy żywności opływa. Gdyby bowiem oblężonym żywności nie dostawało, nie wygrywaliby radością przejęci, bo w obawie i braku potrzeb życiowych niepodobna się weselić.
Podczas głębokiej nocy pozdejmowano ciężkie działa ze stanowisk i wyprawiono, o świcie zaś wodzowie tak licznego wojska odeszli, każdy w inną stronę: Miller do Piotrkowa, hr. Wrzeszczewicz do Wielunia, Sadowski do Sieradza, książę Heski do Krakowa, inni zaś dowódcy polskiego wojska do Wielkopolski.
Przyszedł przecie dla Ojców szczęśliwy dzień, w którym złożyli Bogu dziękczynne modły, a otwartszy nazajutrz bramę klasztoru po przykrych oblężenia mozołach, zaczęli pod otwartym niebem swobodniejszym i zdrowszym oddychać powietrzem.
Ci spomiędzy nich, którzy się ekonomią zajmowali, wybiegali obejrzeć włości klasztorne. Lecz znaleźli tylko ślad w gruzy i w perzynę zamienionych folwarków i wsi; z poddanych zaś nie spotkali prawie żadnego, gdyż jednych pozabijał nieprzyjaciel, drudzy na Śląsk uciekli. Przeor więc wyprawił posłańca do Lublińca, do hrabiego Andrzeja Celarego, barona na Lublińcu i Radziątkowie, donosząc o odstąpieniu Szwedów spod Jasnej Góry, prosząc zarazem, aby raczył według swojej zwykłej hojności w konieczną żywność i inne rozmaite potrzeby klasztor zaopatrzyć. (...) Ten wysłał zaraz wiele z żywnością na Jasną Górę i z całą szczerością i serdeczną przychylnością winszował Ojcom ustąpienia nieprzyjaciół i pierwszy ogłosił szlachcie tę radość, jakiej za pośrednictwem Najświętszej Panny doznano.
Gdy się zaś wszędzie wieść rozeszła o odstąpieniu Szwedów spod Jasnej Góry wielu szczodrobliwych i przychylnych mężów przesadzało się w dobroczynności i zasługach względem świętego miejsca, sami zaopatrzyli obficie klasztor w zboże i inną potrzebną żywność.
I cóż mogli Ojcowie jasnogórscy myśleć, widząc, że tak wielkie tłumy nieprzyjaciół z tak groźnym zamachem na zgubę sprawy katolickiej sprowadzone, ze wstydem się rozeszły, że dumny, zwycięstwem nad Polską nadęty njeprzyjaciel, rozlegającym się z murów jasnogórskich śmiechem pozegnanym zostal? Nie co innego, zaiste! jak tylko, że się podobało Wielkiej Matce Bożej odpędzić stąd nieprzyjaciela, gdzie sobie sama siedzibę opiekowania się narodem polskim założyła. Podobało się następnie tej Niebieskiej Pani, ażeby Jasna Góra częstochowska po spełnieniu się na niej tak sławnego cudu, tym świetniejsze promienie po całym świecie rzucała ku wiecznej hańbie i zawstydzeniu heretyków, aby poznali, że na próżno walkę przeciw świętym obrazom (szczególniejszą łaską Bożą jaśniejącym) przedsięwzięli, i że tu na ziemi potomność sromotą ich świętokradzkie zamachy okryje, a w przyszłym życiu czeka ich kara na ciele i duszy.
Zaiste, do cudownych dzieł Wszechmocnej prawicy Boga policzyć należy to tak wielkie dobrodziejstwo w oswobodzeniu Jasnej Góry. Bo jakże by się to stać mogło, aby ledwo siedemdziesięciu zakonników (wcale nie żołnierzy), taką siłę w sobie uczuli, iżby z pięcią szlachty polskiej i ich nieliczną służbą, oraz z 160 załogi pieszej, po większej części z wieśniaków złożonej, ośmielili się stawić opór tak licznemu wojsku, gdyby był sam Bóg, opiekując się tym miejscem ku czci swej ukochanej Matki poświę conym, nie natchnął tą myślą Zakonników i nie dodawał odwagi wśród powszechnej trwogi?! Albowiem chociaż niekiedy upadali na duchu niektórzy, przecież gdy się po odbytych modłach do refektarza zgromadzili i każdego z nich o zdanie zapytano, głosowali jednozgodnie, że wolą raczej paść najokropniejszą śmiercią od nieprzyjaciela, niż dozwolić, aby bluźnierca Szwed kalał swemi stopy miejsce, czci Przeczystej Dziewicy Poświęcone.
ks. Augustyn Kordecki