W dniu 16 czerwca 2002 r. papież Jan Paweł II dokonał kanonizacji Ojca Pio z Pietrelciny, który zmarł 23 września 1968 r., w wieku 81 lat, a który był beatyfikowany 2 maja 1999 r. przez papieża Jana Pawła II. W czasie beatyfikacji, Jan Paweł II powiedział: "Ten pokorny zakonnik – kapucyn zadziwił świat swoim życiem, całkowitym oddaniem modlitwie i słuchaniu braci. Niezliczone rzesze wiernych spotykały go w San Giovanni Rotondo i to pielgrzymowanie nie ustało nawet po jego śmierci. Gdy byłem studentem w Rzymie i ja miałem okazję poznać go osobiście. I dzisiaj Bogu Najwyższemu dziękuję, że daje mi możliwość wpisania go w poczet błogosławionych..."
Dnia 25 maja 1887 r. w małżeństwie Grazia Forgione i Marii Józefy Di Nunzio, zamieszkałym w Pietrelcinie koło Benewentu, w południowych Włoszech, przyszedł na świat chłopiec, któremu następnego dnia na Chrzcie św. nadano imię Franciszek. Dziecko rozwijało się normalnie, jak inne dzieci. Było bardzo spokojne i raczej nic nie wskazywało na to, aby miało kiedyś sprawiać trudności.
Kiedy chłopiec miał 5 lat (1892 r.), złożył obietnicę oddania się na zawsze Panu. Już wtedy, jak podają źródła, miał walczyć z szatanem. Doznał też niezwykłej łaski w postaci objawienia się Matki Bożej. Odznaczał się skłonnością do samotności. Matka nieraz zachęcała go, by poszedł pobawić się z rówieśnikami. „Nie, mamo, bo chłopcy tak brzydko mówią i przeklinają" – odpowiedział matce. Mając 9 czy 10 lat biczował się żelaznym łańcuchem. Rodzice polecili, by pasł dwie owce. Na pastwisku, gdy był sam, odmawiał różaniec. Gdy był razem z kolegami, żartował z nimi, a korzystając z wolnego czasu wyrabiał z glinki rozmaite figurki, zwłaszcza św. Michała, pasterzy do szopki, Dzieciątka Jezus. Podczas modlitwy, z prostotą dziecka klęczał na ziemi i składał ręce. Z umiłowania modlitwy i samotności zrodziło się pragnienie przyjmowania cierpienia i wynagradzania. W taki to sposób przygotowywał się do przyszłych zadań wynikających z powołania. Pogodnie znosił przykrości wyrządzane mu przez szkolnych kolegów.
W 12 roku życia (1899 r.) przyjął I Komunię św. W tym samym roku, 27 września, przyjął w swej rodzinnej parafii Pietrelcina sakramenty bierzmowania. Jako dziecko lubił spędzać czas w rodzinnym ogrodzie, pod drzewem. Zdarzały się wtedy „potyczki" z szatanem, z których – jak sam wyznaje – zawsze wychodził zwycięsko.
W chłopięcej głowie Franka pojawiały się różne myśli, dotyczące drogi życia. W sposób szczególny myślał o tym w grudniu 1902 r. Chciał w sposób całkowity, wewnętrzny, oddać się Bogu. Tylko gdzie? W tym czasie miało miejsce pewne objawienie, w którym poznał, że Pan powołuje go do życia zakonnego.
Do rodzinnej miejscowości Pietrelcina przychodził brat Kamil z zakonu Kapucynów. Miał on długą brodę i robił wrażenie patriarchy. Chodził tutaj po kweście. Był bardzo życzliwy dla wszystkich, urzekał swoją dobrocią. Małemu Frankowi przypadł do gustu ten właśnie brat. Obudziło się w nim pragnienie wstąpienia do tego właśnie zakonu. Ów brat poradził, że powinien w tej sprawie napisać do ojca prowincjała do Benewentu. Franek napisał list. Odpowiedź była jednak odmowna. W zakonie nie było miejsca. Trzeba było poczekać pół roku. Doradzono wówczas małemu Frankowi: – Idź do innego zakonu. Może do Redemptorystów? Może do Franciszkanów? A mały Franek pytał: – Czy oni noszą brody? – Nie. – To nie pójdę tam. Ja chcę do takiego zakonu, w którym noszą brody!
Wreszcie otrzymał pozytywną odpowiedź od o. Prowincjała Kapucynów. Rodzice również wyrazili zgodę, by syn poświęcił się służbie Bożej w zakonie Kapucynów. Rozstając się z matką - jak sam wspomina – usłyszał jej słowa: „Synu mój, zdaje mi się, że to rozstanie wydziera serce z mego wnętrza... Ale nie patrz w tej chwili na ból twej matki: święty Franciszek cię wezwał, a więc idź!" 6 stycznia 1903 r. z błogosławieństwem rodziców opuścił dom. Rozpoczęła się długa droga życia zakonnego, która – według objawienia otrzymanego 1 stycznia 1903 r. – stała się jednym pasmem duchowej walki z szatanem i złem. Koledzy z nowicjatu zauważyli, że podczas rozważania Męki Pańskiej z jego oczu płynęły łzy.
Już w nowicjacie doznał niezwykłych łask w postaci objawień Matki Bożej. Po ukończeniu studiów filozoficznych, pod koniec października 1907 r., został przeniesiony razem z kolegami do Serracapriola koło Foggii na studia teologiczne. 27 stycznia 1907 r., gdy minęły 3 lata od złożenia pierwszej profesji, brat Pius złożył wieczyste śluby. Niższe święcenia i subdiakonat w Benewencie otrzymał w 1908 r. Brat Pius był chorowity. Po konsultacji z lekarzami uznano za wskazane, by odbył kurację w rodzinnej miejscowości.
18 lipca 1909 r. otrzymuje święcenia diakonatu. Powoli dobiegło końca jego życie seminaryjne. Świadkowie tego okresu jego życia opowiadają, że wyróżniał się szczególnym umiłowaniem modlitwy. Raz po raz spotykano go w mieszkaniu klęczącego i zapłakanego. Z tego okresu warto odnotować jedno zdarzenie bilokacji. Było to w styczniu 1905 r. Brat Pius wraz z br. Anastazym modlili się w chórze zakonnym. Zbliżała się godzina 23.00 „w jednym momencie – opowiada brat Pius - znalazłem się w jakimś mieszkaniu, gdzie umierał ojciec rodziny. Matka rodziła. Ukazała mi się wówczas Matka Boża i powiedziała: Otocz szczególną opieką to nowo narodzone dziecię, bo to wielki skarb. Jakże to możliwe zapytałem – skoro jestem klerykiem i zupełnie nie znam tej rodziny? Gdzie i kiedy ją spotkam? Nie bój się – odpowiedziała Matka Boża – przyjdzie czas, że to dziecię już jako dorosłą dziewczynę spotkasz u św. Piotra i ją wyspowiadasz." W r. 1922 matka wraz z córką przeniosła się do Rzymu. Córka wyspowiadała się w bazylice św. Piotra u Ojca Pio w czasie jego bilokacji. W 1923 r. Dziewczyna przybyła do San Giovanni Rotondo. O. Pio powiedział do niej: „Znam cię i wiem, że w dniu twych narodzin umarł twój ojciec. Ty również i mnie znasz. Przecież u mnie się spowiadałaś w ubiegłym roku w bazylice św. Piotra (...) Zostałaś oddana przez Maryję pod moją opiekę."
Brat Pius bardzo pragnął zostać kapłanem, lecz nawroty chorób powodowały przerwy w studiach. Naukę uzupełniał więc prywatnie. W uroczystość św. Wawrzyńca diakona, 10 sierpnia 1910 r., brat Pius przyjął święcenia kapłańskie w katedrze w Benewencie. Spełniło się jego żarliwe pragnienie. Został kapłanem Chrystusowym. Był szczęśliwy. Od tego dnia wszyscy mówią do niego Padre Pio. W cztery dni później, 14 sierpnia, Padre Pio odprawił uroczystą Mszę św. w swojej rodzinnej miejscowości. Po prymicjach przez jakiś czas pozostał w rodzinnej miejscowości ze względu na zły stan zdrowia. Cieszył się, że jest kapłanem. Eucharystia stała się centrum jego życia. W tym roku (1910) miały miejsce pierwsze objawienia dotyczące stygmatów. Ze względu na stan zdrowia przedłużał się pobyt Padre Pio w rodzinnej miejscowości. W piątym roku swego kapłaństwa Ojciec Pio został powołany do służby wojskowej na skutek rozpoczętych działań wojennych I wojny światowej. W niespełna dwa tygodnie później został zwolniony ze względu na zły stan zdrowia.
17 lutego 1916 r. Ojciec Pio razem z o. Augustynem przybył z Benewentu do kasztoru w Foggii, gdzie zatrzymał się około 7 miesięcy. W tym domu zakonnym przyszło mu staczać morderczy bój ze śmiertelnym wrogiem, który go dręczył swoimi atakami. Ojciec Pio wciąż niedomagał na zdrowiu. Zakonnicy o godzinie 18.00 udawali się na kolację. O. Pio pozostawał w mieszkaniu, które znajdowało się nad refektarzem. Gdy zakonnicy zasiedli do stołu, aby spożyć wieczorny posiłek, dał się słyszeć jakiś rumor i huki, dochodzące z mieszkania Ojca Pio. Kiedy zaniepokojeni bracia przyszli do jego mieszkania, Ojciec Pio leżał na łóżku, twarzą zwrócony do poduszki. Był bardzo zmęczony, cały mokry i spocony. Widać na twarzy, że jest bardzo utrudzony. Co się stało? O. Pio nie mógł wypowiedzieć słowa. „To było mocowanie się z diabłem" – wyszeptał po chwili. Pewnego dnia przybył do klasztoru o. Prowincjał i zwrócił się do Ojca Pio, by nie robił tego rodzaju rzeczy, bo to niepokoi zwłaszcza młodych zakonników. „Cóż poradzę, ojcze, skoro to nie ode mnie zależy. Ten potwór rzuca się na mnie i chce mnie pozbyć życia."
Głębokiemu życiu wewnętrznemu Ojca Pio towarzyszyły niezwykłe łaski. Były one niejako przygotowaniem do tego, co miało się stać. Nadszedł piątek, 20 września 1918 r. O. Pio jak zwykle klęczał w chórze przed Ukrzyżowanym i odprawiał dziękczynienie. Przez chwilę jakby się zdrzemnął. Wszystkie zmysły i uczucia doznały jakiegoś wielkiego ukojenia. Wtem zobaczył tajemniczą postać, którą oglądał 5 sierpnia. Ten widok napełnił go przerażeniem. „Czułem, że chyba umrę, jeśli Pan nie przyjdzie mi z pomocą, że me serce wyskoczy z piersi. Postać na chwilę cofnęła się, a ja zauważyłem, że moje ręce, nogi i pierś zostały przebite i ociekają krwią. Możecie sobie wyobrazić ból, jaki przeżyłem. Ojciec Pio jak mógł, tak starł się ukryć swe stygmaty. Czuł się nimi bardzo upokorzony i zawstydzony. Wiadomość o stygmatyzacji lotem błyskawicy obiegła świat i ściągnęła do San Giovanni Rotondo ludzi ciekawych i religijnych fanatyków, szukających pomocy w utrapieniach duszy i ciała. Z tego powodu Ojciec Pio przeżywał jeszcze większą udrękę i ból. Do Padre Pio przybywali dostojnicy kościelni, przedstawiciele prasy, członkowie zakonów, ludzie świeccy. Magnesem przyciągającym ludzi były niewątpliwie stygmaty i niezwykła świętość życia surowego kapucyna.
Opinia świętości Ojca Pio, charyzmaty, jakimi został obdarowany, szczególnie dar czytania w sumieniach, bardzo szybko przyciągnęły do San Givanni Rotondo tłumy pielgrzymów. Nikt, kto tam przybył, nie chciał odejść bez uczestniczenia we Mszy św. sprawowanej przez stygmatyzowanego kapucyna. Kiedy Ojciec Pio odprawiał Mszę św. odczuwalny był jego ścisły i głęboki związek z Ukrzyżowanym z Kalwarii, który ofiarował się Ojcu, jako ofiara wynagradzająca za grzechy świata. Nosił w swym ciele jak jego boski wzór – krwawiące znaki ukrzyżowania. Wielu wiernych, a nawet kapłanów orzekło, że dopiero w San Giovanni Rotondo pojęli sens Najświętszej Ofiary. Celebracja trwała długo. Rzadko krócej niż 2 godziny. Kiedy sprawował Eucharystię prywatnie dochodziła nawet do 6-7 godzin! Jednak ci, którzy brali w niej udział, byli nią tak pochłonięci, że nie odczuwali mijającego czasu. Najświętsza Ofiara była centrum jego życia. To była dla niego równocześnie okazja do ogromnej radości i do niewyrażalnej boleści. Przeżywał bowiem całą Mękę od Getsemani aż do ukrzyżowania. Mszę odprawiał po łacinie i kiedy wypowiadał słowa konsekracji, często wypowiadał każde słowo dwa razy. Czy chciał być pewien, że wypowiadał je właściwie?
Oto kilka pytań, jakie postawiono mu w związku z Mszą św.:
- Ojcze, jakie dobrodziejstwa otrzymujemy uczestnicząc we Mszy św.? – Nie można ich zliczyć. Poznamy je dopiero w Raju.
- Czym jest dla Ojca Msza św.? – Świętym związkiem z Męką Jezusa.
- Co jest w Ojca Mszy św.? – Cała Kalwaria.
- W jakiej chwili cierpi Ojciec najbardziej w czasie Mszy św.? – Cierpienie stale rośnie, ale przede wszystkim od Konsekracji do Komunii św.
- Czy Najświętsza Panna jest obecna, aby uczestniczyć w Ojca Mszy św.? – A sądzicie, że Ona nie zajmuje się sprawami Swojego Syna?
- Kto jeszcze jest obecny przy ołtarzu? – Cały Raj...
- Czy chciałby Ojciec móc odprawiać więcej niż jedną Mszę św. w ciągu dnia? – Gdyby to zależało jedynie ode mnie, nigdy nie odchodziłbym od ołtarza.
Życie Ojca Pio od samego początku było naznaczone stygmatem cierpienia. Udrękę i ból przeżywał w dziedzinie duchowej (rozmaite pokusy, walki z szatanem, wątpliwości i niepokoje) i cielesnej (fizyczne cierpienia, stygmaty, wysoka gorączka). Do klasztoru przychodziły rozmaite anonimowe listy. Oskarżano go, przypisując rozmaite proroctwa. Donoszono przełożonym, że kontaktuje się skrycie z kobietami. Na te insynuacje, odpowiedział: „Znoszę cierpliwie wszystko, przebaczam i modlę się za oszczerców." Nawet w myśli nie pojawiła się żądza zemsty. Nic więc dziwnego, że był bardzo wrażliwy na każdą ludzką nędzę i cierpienie. Jak mógł, tak starał się współczuć i na miarę możliwości spieszyć z pomocą tym, którzy się do niego zwracali, szukając rady i otuchy. Modlił się nieustannie za wszystkich cierpiących i błagał Boga, by – jeśli Mu się podoba – uwolnił chorych od ich zła. Aby zaradzić potrzebom i przyjść ze skuteczną pomocą cierpiącym, należało pomyśleć o wybudowaniu odpowiedniego szpitala. Na miejscu nie było wielu lekarzy. Ich praca i pomoc miała raczej charakter doraźny. W 1938 r. okolice San Giovanni Rotondo nawiedziło trzęsienie ziemi. Szpital św. Franciszka został znacznie uszkodzony. Potrzeby chwili wymagały budowy nowego szpitala. 9 stycznia 1940 r. w mieszkaniu Ojca Pio odbyła się narada w tej sprawie. Uczestniczyło w niej trzech lekarzy: dr Sanguinetti, dr Kiswarday i dr Sanvico. O. Pio przedstawił swoje argumenty: "W każdym człowieku chorym jest Chrystus, który cierpi. W każdym ubogim jest Chrystus, który znosi swoje udręczenie. A więc w chorym i ubogim są jakby dwa oblicza Chrystusa." Dzieło, o którym mówili miało się nazywać „Dom Ulgi w Cierpieniu". Uroczyste otwarcie szpitala odbyło się 5 maja 1956 r. Ojciec Pio powiedział: „W każdym potrzebującym pomocy człowieku jest obecny Chrystus i trzeba oczyma wiary spojrzeć na człowieka, dostrzec w nim żyjącego i cierpiącego Chrystusa, aby można było zrozumieć go w całej pełni jego istoty."
Nie ulega wątpliwości, że Ojciec Pio należał do autentycznych mistyków chrześcijaństwa. Dostrzec można było w nim wyraźne działanie Ducha Świętego. Posiadał dar czytania w duszy. Nie można było nic przed nim ukryć i to przynosiło ulgę wielu penitentom, którzy przystępowali do spowiedzi. Ojciec przypominał grzechy ich życia, nawet te całkowicie zapomniane, ale też nie oszczędzał penitentom zbawczego upokorzenia wyznania ich. Często te spowiedzi były początkiem nawróceń. Liczni byli ateiści i masoni, którzy po nawróceniu gorliwie popierali stygmatyka. Kiedyś zdarzyło się, że zabito pewnego człowieka, a morderca nie został ukarany, bo zbrodni nigdy nie udało się wyjaśnić. Przyszedł jednak do spowiedzi. Ale nie powiedział o swej zbrodni. Na koniec Ojciec Pio zapytał: To wszystko mój synu? Mężczyzna milczał, choć ojciec powtórzył trzy razy pytanie. Spowiednik pogrążył się w modlitwie, potem wziął mężczyznę za ramię i zaprowadził do kościoła. Tam grzesznik zemdlał, bo w ławce ujrzał człowieka, którego zabił! Kiedy odzyskał przytomność ojciec Pio zaprowadził go z powrotem do konfesjonału, gdzie tam wyznał swą winę, odszedł rozgrzeszony.
O. Pio cieszył się posiadaniem i tego daru. Nie uczył się nigdy ani języka francuskiego, ani greckiego, a rozumiał jeden i drugi. Co więcej: nawet pisał w języku francuskim. Znał także niemiecki. Niepodobna wymienić i przykładowo ukazać wszystkie niezwykłe dary mistyczne, jakimi cieszył się Ojciec Pio. Pisarze ascetyczni, specjaliści od teologii życia wewnętrznego powiadają, że mistyczne dary mogą dotyczyć umysłu, woli i ciała. Osoba Ojca Pio była jednym wielkim wulkanem Bożej miłości. Innymi znamionami życia mistycznego Ojca Pio były bilokacja i niezwykły zapach. W jego życiu było wiele faktów bilokacji. „Pewnego dnia – opowiada jedno z jego duchowych dzieci – odprawiałem późnym wieczorem godzinę świętą. Modliłem się razem z moją siostrą. W pewnym momencie jakby się zdrzemnąłem. Wtem ktoś dotknął mnie. Był to Ojciec Pio. Drżałem wprost z przerażenia. Dla upewnienia zapytałem go następnego dnia, czy to był naprawdę on. W odpowiedzi usłyszałem: „Ładnie to spać w czasie modlitwy?"
W marcu 1920 r. zmarł Nicola Pompilio. W czasie ośmiu dni jego choroby w pokoju unosił się niezwykły zapach. Koleżanka chorego, Nina Campanile, przyszła go odwiedzić. Siostra chorego powiedziała, że już poleciła go w modlitwie Ojcu Pio. W czasie rozmowy z Ojcem Pio usłyszała: "Ja się tylko modlę, nie ruszam się z miejsca. Byłem jednak przy jego łóżku. On jednak musiał umrzeć. Był to dla niego moment najbardziej odpowiedni. Nic by mu nie pomogło, gdyby nawet żył jeszcze dziesięć lat". Zapach lilii był często spostrzegany jako znak uzdrawiania. Tak było we wrześniu 1951 r. z naczelnikiem stacji kolejowej w Rzymie. Został uprzedzony o mającym się dokonać cudzie wyzdrowienia z raka gardła, podczas gdy udzielono mu już wiatyku. W ostatniej chwili dano mu do ucałowania zdjęcie Ojca Pio. Wszyscy członkowie rodziny, którzy uczestniczyli w tym, poczuli utrzymujący się miły zapach. Byli pomiędzy nimi też niewierzący. Umierający, który od dawna nie potrafił mówić, odezwał się nagle: "Zdejmijcie te wszystkie bandaże, jestem zdrowy."
W mistycznym życiu o. Pio nie brakło też przerażających zjaw szatana. Drżał wówczas cały z przerażenia, gdyż były to okropne pokusy, straszliwe zjawy, igraszki szatańskie. „Na początku zjawił się – opowiada Ojciec Pio – w Venafro w 1911 r. Pod postacią czarnego, brzydkiego kota. Drugim razem w postaci nagiej dziewczyny, która perfidnie kusiła do grzechu. Po raz trzeci gdy go zobaczyłem, naplułem mu w twarz. Robił hałas i zamieszanie, gdy był czwarty raz. Po raz piąty zobaczyłem go w postaci kata, który biczował. Po raz szósty przyjął postać Ukrzyżowanego. Siódmy raz przyszedł młody człowiek, udając przyjaciela braci. Chciał ich tylko odwiedzić. Za ósmym razem przybrał postać duchownego. Po raz dziewiąty wcielił się w postać prowincjała. Po raz dziesiąty w postać papieża Piusa X. Innym razem przybrał postać Anioła Stróża, św. Franciszka, Matki Bożej..."
Wśród innych charyzmatów można przytoczyć dar proroctwa. Wiele zapowiedzi już się zrealizowało, m. in. ta dana młodemu Karolowi Wojtyle, że będzie Papieżem... Także dar niewidzialności, niejako przeciwieństwo daru bilokacji. Gdy niestosowni goście przychodzili do niego z niegodziwą intencją, zdarzało się, że mijali go nie ostrzegającego. Dopiero po ich odejściu można było ponownie dostrzec Ojca Pio. Miał on też często kontakt z duszami w Czyśćcu. Przychodziły prosić, aby modlić się o ich uwolnienie. Zdarzało mu się pocieszać osoby niespokojne o los zmarłego. Mówił, że ich bliski jest zbawiony, lub że przebywa już w chwale nieba.
Ktoś go zapytał: „Ojcze, powiedz mi krótko, co należy czynić, aby stać się świętym?" O. Pio odrzekł: "Są konieczne dwie rzeczy: czysta intencja i kontrola własnego postępowania..." O. Pio promieniował na otoczenie przede wszystkim swoją wiarą. Ten, kto do niego przychodził, spotykał się z wielką ewangeliczną prostotą. Ileż było takich przypadków, że przychodzili do niego ludzie w zupełnie innych zamiarach i odchodzili wewnętrznie przemienieni.
Kiedyś przybyła do San Giovanni Rotondo ateistka, profesorka matematyki, Betti z Bolonii. Przyszła tu, by ośmieszyć Ojca Pio, a znalazła „życie i zmartwychwstanie, postanawiając wynagrodzić za grzechy i za cierpienia Ojca Pio, które on podjął za jej winy". Życie stygmatyka spod Gargano było znakiem i dla wierzących i dla niewierzących. Ludzie wierzący mogli, patrząc na niego, oglądać własnymi oczyma wartości życia nadprzyrodzonego. Dla niewierzących był on znakiem zapytania, powodował wstrząs sumienia, niepokój serca, był tajemnicą, której niepodobna wyjaśnić w sposób racjonalny, tłumacząc wszystko prawami naturalnymi. Dla wszystkich było to wezwanie do przyjęcia postawy pokory przed Bogiem, postawy miłości. Ulubioną modlitwą Ojca Pio był Różaniec św. Właściwie zawsze przesuwał w palcach paciorki Różańca. Można go było spotkać z Różańcem w ręku na korytarzu, na schodach, wśród ludzi. Ściskając paciorki Różańca i wypowiadając Ave Maria, oddał Panu swego ducha. Miłość do Maryi była natchnieniem dla jego apostolatu. „Chciałbym mieć bardzo mocny głos i nim wezwać wszystkich grzeszników ziemi, aby kochali Maryję!" Na dwa dni prze śmiercią rzekł: "Kochajcie Maryję i czyńcie wszystko, co możecie, aby ludzie Ją kochali. Odmawiajcie ku Jej czci Różaniec św. Czyńcie to zawsze".
Profesor Lotti powiedział o Ojcu Pio: "Ojcze, ale przecież dzisiaj szatan rządzi światem... O. Pio powiedział: « Czy naprawdę? A jeśli tak, to nie rządzi on sam jako duch, ale wnika w ludzką wolę. Naprawdę w bardzo złym czasie przyszliśmy na świat. Kto się dużo modli, ten się zbawi i uświęci. Kto się nie modli, ten traci! ». Ojcze, powiedz mi dobre słowo... „Staraj się kochać Maryję i czyń dużo, by Ją kochano. Ta modlitwa jest triumfem Tego, który jest Panem wszystkich. Maryja – jak ongiś Jezus – uczy nas tej modlitwy: Ojcze nasz..."
Cały dzień życia Ojca Pio to niemal nieustanna modlitwa. Od świtu aż do późnej nocy starał się nie tylko o wewnętrzne zjednoczenie z Bogiem, ale poprzez praktyki i ćwiczenia duchowe, osobistą modlitwę w chórze, Różaniec, rozmyślanie był zjednoczony ze swym Panem.
oprac. Tadeusz Głowacz
* Do opracowania wykorzystano materiały z książek: Na drodze do Boga - o. Gracjana Majka, Who is Padre Pio!
- Alberto del Fante oraz stron internetowych.