Okres „rocznej profesji", który S. Faustyna dotychczas przebywała, trwa normalnie pięć lat. W tym czasie Zgromadzenie przypatruje się młodej zakonnicy, jak wywiązuje się z obowiązków nałożonych jej przez posłuszeństwo, jak wygląda jej współżycie z siostrami, jakie jest jej zachowanie wobec bliźnich, jak dopełnia swoich ślubów, w ogóle jak zachowuje Regułę, która obok przykazań Bożych i kościelnych ma być dla niej stałym drogowskazem do zakonnej doskonałości. Innymi słowy Zgromadzenie stara się urobić sobie uzasadnione przekonanie, czy młoda Siostra zasługuje na to, by ją przypuścić do ślubów wieczystych.
Ale jest również czas, w którym roczna profeska ma się obliczyć konkretnie z siłami swoimi tak fizycznymi, jak duchownymi i odpowiedzieć sobie w sumieniu, czy podoła obowiązkom nakładanym jej przez Zgromadzenie. Skoro zobaczy, że jej siły są zbyt wątłe wobec stawianych jej wymagań, może sama po upływie każdego roku opuścić dom zakonny i wrócić do życia świeckiej katoliczki. Zdarza się to nieraz.
W ogromnej jednak większości wypadków bywa wprost odwrotnie. Co roku młode profeski z pewnym napięciem, a nawet lękiem oczekują na wieść, czy zostały przepuszczone do ponowienia ślubów na rok następny. A już najusilniej daje się to oczekiwanie odczuć pod koniec pięciolecia, bo wtenczas rozstrzyga się ostatecznie los rocznych profesek: albo wydalenie z powodu niezdatności do życia i pracy w Zgromadzeniu, albo pełne zespolenie się ze Zgromadzeniem przez wieczyste śluby. Toteż decyzja Rady Generalnej o dopuszczeniu do tych ślubów bywa przyjmowana przez roczne profeski z ogromną radością.
Zanim jednak złożą śluby dozgonne, mają wpierw odbyć tak zwany drugi nowicjat, czyli trzecią probację trwającą pięć miesięcy1. Jest to czas, w którym probanistki przez głębsze skupienie, specjalne konferencje i ćwiczenia duchowe mają się przygotować na godne złożenie ostatnich ślubów, a poniekąd na całą resztę życia zakonnego. S. Faustyna dowiedziała się o przypuszczeniu do trzeciej probacji znacznie wcześniej, niż jej to oficjalnie ogłoszono. „Kiedy w parę tygodni przedtem, tak pisze w swoim Pamiętniku, weszłam na chwilę do kaplicy, Jezus mi powiedział: « W tej chwili ogłaszają Przełożeni, które siostry będą mieć śluby wieczyste. Nie wszystkie dostąpią tej łaski, ale same temu winne. Ko nie korzysta z małych łask, nie otrzymuje wielkich, ale tobie, dziecię moje, dana jest ta łaska »".
Radosne zdziwienie ogarnęło duszę S. Faustyny, bo jeszcze przed kilku dniami jedna ze starszych sióstr, której postępowanie S. Faustyny nie całkiem się podobało, wręcz jej oświadczyła, że postara się, aby jej odłożono probację i śluby. Nic na to nie rzekła S. Faustyna, starała się, jak mogła, ból swój ukryć. Westchnęła tylko do Zbawiciela: „O Jezu, jak dziwne są sprawy Twoje. Teraz widzę, że ludzie sami z siebie niewiele mogą, bo jednak miałam probację, jak mi Pan zapowiedział. I w klasztorze dopuszcza Bóg bardzo ciężkie i przykre chwile, ale zawsze w tym celu, by się okazała w duszy cnota albo się wyrobiła. Na to są przykrości".
Skoro więc oficjalnie ją zawiadomiono, że ma opuścić Płock i wyjechać do Warszawy na probację, ogromnie się uradowała. Najpierw dlatego, że po niej zjednoczy się ze Zbawicielem wieczystymi ślubami, a po wtóre, że się zespoli na zawsze z umiłowanym Zgromadzeniem. Śluby wieczyste przedstawiały się jej jako „łaska niepojęta". Poszła tedy przed Najświętszy Sakrament na wizytację dziękczynną. Usłyszała podczas niej słowa wewnętrzne, świadczące, że jej dusza już wtenczas była niezwykle miłą Panu i że ze względu na posłannictwo, które jej powierza, chce ją bardzo hojnie wyposażyć: „Dziecię moje, rzekł do niej Jezus, tyś rozkoszą moją, tyś ochłodą dla mojego serca. U d z i e l a m c i t y l e ł a s k, i l e u d ź w i g n ą ć z d o ł a s z. Ile razy chcesz Mi sprawić radość, t y l e r a z y m ó w ś w i a t u o M o i m w i e l k i m i n i e z g ł ę b i o n y m M i ł o s i e r d z i u". A zatem, kiedy S. Faustyna wybiera się z Płocka, gdzie Jezus objawił się jej po raz pierwszy jako Miłosierny, przypomina jej Pan wielką sprawę nabożeństwa do Miłosierdzia: „radość mi sprawisz, ilekroć o nim mówić będziesz" − przypomina jej, że to sprawa ogromna: „mów ś w i a t u o niezgłębionym miłosierdziu Moim".
Swoje przybycie do Warszawy, do generalnego podówczas domu przy ul. Żytniej, tak opisuje: „Dziś przyjechałam do Warszawy na trzecią probację. Po serdecznym przywitaniu się z drogimi Matkami weszłam na chwilę do małej kapliczki2. Nagle obecność Boża zalała mi duszę i usłyszałam te słowa: « Córko Moja, pragnę, aby serce twoje było zawsze na wzór Serca Mojego. Miłosierdziem Moim musisz być przesiąknięta cała »". Czytając te słowa, chciałoby się wypowiedzieć, że Jezus prawie ściga swoją wybraną Miłosierdziem swoim. Nie chce, żeby kiedykolwiek zapomniała o tym wielkim przymiocie Jego. I teraz kiedy rozpoczyna nowy etap życia zakonnego, wyraża jej ponownie swoje pragnienie, by nieogarnione Miłosierdzie Jego wzięła sobie za program. Podczas trzeciej probacji ma pracować nad kształtowaniem serca swego na wzór miłosiernego Serca Zbawiciela, a powinna to czynić z taką usilnością, by cała jej istota została przesiąknięta na wskroś Miłosierdziem Jezusowym.
Mistrzynią trzeciej probacji w Warszawie była wiekowa już Matka Małgorzata, posiadająca znaczne doświadczenie w prowadzeniu dusz zakonnych, albowiem poprzednio przez szereg lat sprawowała urząd mistrzyni nowicjatu w Łagiewnikach pod Krakowem. Odznaczała się wielkim zaparciem i duchem modlitwy. „Kochana Mistrzyni, pisze o niej S. Faustyna, zaraz mię zapytała, czy odprawiłam rekolekcje w tym roku. Odpowiedziałam, że nie − « więc Siostra musi odprawić przynajmniej trzydniówkę ». Dobrze się składało, bo właśnie w pobliskim Domu w Walendowie Siostry odprawiały ośmiodniowe rekolekcje. Zaczęły się jednak trudności z wyjazdem, bo pewna osoba bardzo się temu sprzeciwiała".
Siostra Faustyna została jednak wewnętrznie upewniona przez Pana Jezusa, że jutro rozpocznie rekolekcje i że wiele łask podczas nich otrzyma. Istotnie, po niecałych dwu godzinach S. Faustyna znalazła się w Walendowie, gdzie spora gromadka Sióstr rozpoczęła już ośmiodniowe rekolekcje. Jest zwyczaj w Zgromadzeniu, że Siostry, które mają odnowić śluby roczne, przygotowują się do nich odpowiednio co najmniej przez trzydniowe skupienie. W tym celu korzystają przez trzy dni z nauk dawanych przez O. Rekolekcjonistę. Do takich właśnie należała tym razem S. Faustyna.
Wiemy, że przechodziła ona liczne trudności i wątpliwości co do bezpośredniego przestawania Zbawiciela z nią, co do Jego zjawień się, słów wewnętrznych i poleceń. Mówiła wprost: „Panie Jezu, ja się Ciebie boję". Otóż w tej sprawie przyobiecał jej Zbawiciel udzielić większej pomocy. Polecił, by podczas przygotowawczej trzydniówki starała się o głęboki spokój w obcowaniu z Nim, a On usunie wszelkie niepewności pod tym względem: „Wiedz, iż tak utwierdzę duszę twoją, że chociażbyś chciała się niepokoić, nie będzie to w mocy twojej. Na dowód, że to Ja mówię do ciebie, pójdziesz w drugim dniu rekolekcji do spowiedzi do kapłana dającego rekolekcje. Pójdziesz zaraz po skończeniu konsyderacji (jest to popołudniowa nauka zazwyczaj o praktycznym zabarwieniu, zwykle zaczyna się o godz. 15) i przedstawisz mu obawy, jakie masz w stosunku do Mnie, a Ja ci odpowiem przez usta jego, a wtenczas ustaną obawy twoje". Polecił jej nadto zachowywać milczenie tak ścisłe, jak gdyby niczego wokoło niej nie było. Mówić ma tylko z Jezusem i ze spowiednikiem. Przełożonych będzie prosić tylko o pokutę.
W pierwszy dzień rekolekcyjnej trzydniówki przybyła wczas rano pierwsza do kaplicy. Błagała gorąco Matkę Najświętszą, by jej wyprosiła łaskę wierności w zachowaniu powyższych natchnień wewnętrznych. Pisze, że „z dziwną odwagą" rozpoczęła te rekolekcje. Potrzebna jej była, bo już dla zachowania ścisłego milczenia musiała znieść dotkliwą przykrość, nazwał ją ktoś z tego powodu takim „dziwadłem", jakie po raz pierwszy widzi. Jeszcze bardziej potrzebowała tej odwagi do szczerego wypowiedzenia się przed nieznanym sobie spowiednikiem. Był to warunek, za którego cenę miała otrzymać wewnętrzne uspokojenie.
O. Rekolekcjonista robi na niej wrażenie męża o głębokim życiu wewnętrznym, mimo to czuje wielkie trudności, by mu „odsłonić duszę co do łask, bo co do grzechów to jest zawsze łatwo, ale co do łask muszę sobie wielki wysiłek zadawać, i mimo to nie wszystko powiem".
W czasie medytacji opadły ją pokusy, potem lęk, że ten kapłan jej nie zrozumie, to znów, że nie będzie miał czasu, by mogła o wszystkim powiedzieć. Gdyby to jeszcze znajomy spowiednik, ale tego jezuitę po raz pierwszy widzi... jakże mu zdoła przedstawić tak liczne trudności. „Mój Boże, półtora dnia przeszło mi tak łatwo, teraz zaczyna się walka na śmierć i życie. Za pół godziny rozpocznie się konsyderacja, a po niej mam iść do spowiedzi... Szatan wmawiał we mnie: przecież przełożeni powiedzieli ci, że twoje życie wewnętrzne jest złudzeniem, po co się jeszcze pytać i męczyć spowiednika. Czy Matka X nie powiedziała ci, że z duszami tak nędznymi Pan Jezus w ten sposób nie obcuje, to samo ci odpowie i ten spowiednik, po co masz o tym mówić, przecież to nie grzechy. A Matka J. przecież ci wyraźnie powiedziała, że to całe obcowanie z Panem Jezusem jest marzycielstwem, czystą histerią... i po co masz mówić o tym spowiednikowi? Lepiej zrobisz, jeżeli to wszystko odrzucisz jako złudzenie... Patrz, tyle cię upokorzeń już spotkało i wiele cię jeszcze czeka, a i siostry wiedzą, że jesteś histeryczką.
− Jezu − zawołałam całą siłą swojej duszy.
Wtem Ojciec wyszedł z konferencją. Krótko mówił, jakby się spieszył. Zaraz po niej zasiadł do konfesjonału. Patrzę − żadna z Sióstr nie idzie. Zerwałam się ze swego klęcznika i już jestem przy kratce. Nie było czasu na żadne namyślanie się, zamiast powiedzieć Ojcu o swoich wątpliwościach, których mi narobiono w stosunku do Pana Jezusa, to ja zaczęłam mówić te wszystkie wyżej opisane pokusy.
Spowiednik spostrzegł od razu całe moje położenie duchowe i rzekł mi: « Nie dowierzasz Siostro Panu Jezusowi, że tak łaskawie z tobą postępuje? Bądź najzupełniej spokojna, Jezus jest mistrzem Siostry, a twoje obcowanie z Nim nie jest ani marzycielstwem, ani złudzeniem, ani histerią. Niech Siostra wie, że na dobrej jest drodze. Proszę się starać o wierność tylu łaskom i nie wolno Siostrze usuwać się od nich. O tych wewnętrznych łaskach nie potrzebuje Siostra mówić do Przełożonych, chyba na wyraźny rozkaz Pana Jezusa, wprzód jednak proszę się porozumieć ze spowiednikiem. Jeśli Pan Jezus zażąda czego, co jest na zewnątrz, to porozumiawszy się ze spowiednikiem, niech to Siostra spełni3, choćby nie wiadomo co kosztować miało. O wszystkim niech Siostra mówi spowiednikowi; innej drogi absolutnie nie ma. Proszę się modlić o kierownika duchownego, bo inaczej Siostra zmarnuje te wielkie dary Boże. Jeszcze raz powtarzam: proszę być spokojną, na dobrej drodze jest Siostra. Nie zważać na nic, ale zawsze być wierną Panu Jezusowi. Mniejsza o to, co kto o Siostrze powie, właśnie z takimi nędznymi duszami tak Pan Jezus obcuje. Im Siostra więcej uniżać się będzie, tym więcej Pan Jezus będzie się z nią łączył »".
Widzimy, jak światły okazał się ów O. Rekolekcjonista4, jak gruntownie zrozumiał trudności wstrząsające duszą S. Faustyny, jak mądre dał jej wskazówki co do bezpośredniego stosunku z Panem Jezusem. Widzimy również, że Zbawiciel spełnił całkowicie swą obietnicę. Jak zaś obficie została wynagrodzona S. Faustyna za zwycięstwo odniesione nad pokusami, by milczeć, względnie dopuścić się nieszczerości wobec spowiednika, świadczą o tym jej dalsze wynurzenia:
„Kiedy odeszłam od kratki, radość niepojęta zalała duszę moją tak, że usunęłam się na osobne miejsce w ogród, aby się ukryć przed Siostrami, a pozwolić sercu na całe wylanie się ku Bogu. Przeniknęła mnie na wskroś obecność Boża. W jednym momencie cała nicość moja zatonęła w Bogu i w tej chwili odczułam, czyli odróżniłam mieszkające we mnie Trzy Boskie Osoby. Spokój zaś miałam tak wielki, że dziwiłam się sama sobie, jak można było się niepokoić...". Oto, co łaska potrafi dokonać w duszy, jak ją głęboko przemienić.
Ks. Józef Andrasz SJ
Powyższy artykuł stanowi fragment książki pt. „Życiorys Siostry Faustyny", którą napisał pierwszy kierownik duchowy Siostry Faustyny, znany jako jej spowiednik krakowski. Drugim kierownikiem duchowym S. Faustyny był jej spowiednik wileński, bł. ks. Michał Sopoćko. Ks. Józef Andrasz urodził się w Wielopolu koło Nowego Sącza w 1891 r. W 1919 r. przyjął w Krakowie święcenia kapłańskie, a w 1924 r. złożył ostatnie śluby zakonne. Po nich pracował w Wydawnictwie Apostolstwa Modlitwy. Był cenzorem książek, pracował też jako dziennikarz w czasopismach: „Głosy Katolickie", „Przewodnik Serca Jezusowego", „Wiara i Życie". Był spowiednikiem i konferencjonistą w zakonach żeńskich. Po wojnie kontynuował współpracę z WAM-em, gdzie pełnił funkcje pisarza i cenzora ksiąg. Ojciec Andrasz zmarł w Krakowie w 1963 r. Jego wspaniała biografia Siostry Faustyny, której fragment zamieszczamy powyżej, została doprowadzona do roku 1933, w którym Siostra Faustyna wyjechała do Wilna. Książka wydana została w krakowskim wydawnictwie WAM w 2015 r. Obecnie rozważane jest rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Ojca Andrasza. Śródtytuły pochodzą od redakcji MICHAELA.
1.) Wieczyste śluby poprzedzają trzy próby zakonne. Pierwszą stanowi postulat, drugą − nowicjat, trzecią właśnie drugi nowicjat albo trzecia probacja. Zowie się dlatego drugim nowicjatem, bo często odbywa się w domu nowicjackim, pod kierownictwem mistrzyni nowicjatu. Czasami jednak w innym domu pod kierownictwem starszej Siostry, tak zwanej Matki Instruktorki.
2.) Wielki dom Sióstr przy ul. Żytniej miał wówczas dwie kaplice: jedną wewnętrzną z Najśw. Sakramentem przeznaczoną tylko do użytku Sióstr, była to rzeczywiście „mała” kapliczka, i drugą dużą, obszerną, w formie kościółka, w której na Msze św. i inne nabożeństwa gromadziły się oprócz Sióstr również i wychowanki. Ich liczba sięgała wówczas do dwu setek. Kaplica ta stała osobno, poza właściwym klasztorem.
3.) Uzyskawszy pozwolenie Przełożonych.
4.) Był nim profesor Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. S. Faustyna wywarła na nim tak głębokie wrażenie, że kilka lat później oświadczył swą gotowość poręczenia nawet przysięgą o rzetelności nadprzyrodzoności łask, jakimi niebo ją darzyło.