„Pan świata" jest apokaliptyczną powieścią napisaną w 1907 r. przez Roberta Hugh Bensona (1871-1914), anglikańskiego duchownego, który w 1903 r. został przyjęty na łono Kościoła katolickiego, a w następnym roku (1904) przyjął święcenia kapłańskie w Rzymie.
Książka w przekładzie Stefana Barszczewskiego ukazała się w Polsce w 1923 r. w Wydawnictwie Św. Wojciecha w Poznaniu, a po wojnie w 1962 r. w Londynie nakładem Katolickiego Ośrodka Wydawniczego „Veritas". W 2002 r. wydał ją Marcin Dybowski w swoim Wydawnictwie Antyk.
W powieści Benson opisuje świat, w którym panują marksizm i sekularyzm, zwieńczone charyzmatyczną postacią „wybawiciela", coraz bardziej rozpoznawalnego jako antychryst, który ma kierować jednym rządem światowym. Wzrastają ataki na symbole chrześcijańskie i wyznawców, a eutanazja jest szeroko praktykowana.
W czasie konferencji prasowej w drodze powrotnej z Filipin do Rzymu w styczniu 2015 r. papież Franciszek powiedział na temat tej książki: „Radzę wam ją przeczytać", wyjaśniając, że pomoże to ludziom zrozumieć, dlaczego mówił on (na spotkaniu z rodzinami w Manili 16 stycznia 2015 r.) na temat „form ideologicznej kolonizacji, które koniecznie chcą zniszczyć rodzinę" i o „rodzinie, która jest zagrożona przez coraz liczniejsze usiłowania niektórych, by na nowo zdefiniować samą instytucję małżeństwa przez relatywizm, kulturę rzeczy ulotnych, brak otwarcia na życie". Innymi słowy, Ojciec Święty daje do zrozumienia, że ataki, z jakimi spotykają się teraz rodziny i Kościół, przypominają świat opisany w książce Bensona z ostatecznym prześladowaniem Kościoła i dojściem do władzy światowego dyktatora.
Oto, co katolicki komentator Michael Brown (www.spiritdaily.com) napisał na ten temat, przedstawiając przy tym doskonałe streszczenie powieści.
Michael Brown
Komentator ostatnio stwierdził, że mocna publiczna aprobata Papieża dla proroczej powieści „Pan świata" może wyjaśniać, dlaczego wydaje się on spieszyć, by działać, zmieniać i reformować tak wiele rzeczy.
Nie myślimy, że jest to koniecznie prawda. On jest tylko takim typem człowieka – nie mieli słów. Przechodzi do rzeczy (reformując urzędy czy zwołując konferencje prasowe; nie jest to żaden rozwlekły pontyfikat).
Myślimy jednak, po przeczytaniu tej powieści, że to wsparcie książki (którą Papież określił jako „proroczą") oznacza, że ma on bardziej konserwatywne i bardziej apokaliptyczne spojrzenie na przyszłość świata niż ma wielu, a być może większość kardynałów, biskupów i księży (i z pewnością więcej niż wielu członków jego własnego zakonu jezuitów, osadzonych, tak jak oni są, w bardziej intelektualnym i filozoficznym podejściu). Tematem książki jest bowiem ostrzeżenie, że pewnego dnia władca podobny do Napoleona czy Cezara – antychryst – mógłby przejąć władzę nad zjednoczoną Europą, a stąd nad całym światem. Co więcej, powieść wiąże to wszystko z czymś innym, czym konserwatyści często się przejmują – z mocnym masońskim wpływem na przyszłe wypadki. Nie jest to książka, której promocji ze strony Ojca Świętego mogłoby oczekiwać wielu z nas, konserwatystów.
Ale promował ją ostatnio w czasie lotu powrotnego z Manili. „– Czytając to" – mówił Papież – „zrozumiecie, co mam na myśli mówiąc o ideologicznej kolonizacji". Terminu tego użył do opisania dokonywanej przy użyciu przemocy próby narzucania przez rządy takich rzeczy jak małżeństwa homoseksualne i zmiana definicji „rodziny". W 2013 r. Ojciec Święty wspomniał także tę książkę mówiąc, że przedstawia ona „ducha świata, który prowadzi do apostazji prawie tak, jakby to było proroctwo".
Mówiąc inaczej: stałe ostrzeżenia Ojca Świętego na temat zamiłowania do rzeczy ziemskich (dotyczące zwłaszcza księży i biskupów) faktycznie wiodą do strachu, który będzie prowadził nas do końca czasów i złego władcy przywłaszczającego sobie i przejmującego władzę religijną pośród głębokiej, powszechnej apostazji. Są to ważne słowa przeczucia!
Pora na kilka fragmentów.
„Pan Templeton odetchnął zawartością przyrządu, trzymanego w ręce", czytamy w powieści, napisanej przez księdza Roberta Hugh Bensona w 1907 r. „Po czym mówił:
– Krótko mówiąc, istnieją obecnie trzy siły: katolicyzm, humanitaryzm i religie Wschodu. O tych ostatnich nic powiedzieć nie mogę, jakkolwiek sądzę, że sufimi zwyciężą. Wszystko zdarzyć się może…
Nie ulega natomiast wątpliwości, że w Europie i Ameryce walka rozegra się między katolicyzmem i humanitaryzmem. […] Z drugiej wszelako strony musicie pamiętać, że, wbrew wszelkim przewidywaniom, humanitaryzm zaczyna sam zamieniać się powoli w religię istotną, acz nie nadprzyrodzoną.
Tymczasem – nie zapominajcie – my, katolicy, ponosimy tylko straty. Tracimy stale od lat przeszło pięćdziesięciu. Obecnie jedna czterdziesta Ameryki należy nominalnie do nas i to dzięki jeszcze ruchowi katolickiemu na początku wieku dwudziestego. We Francji i Hiszpanii jakbyśmy nie istnieli. W Niemczech liczba katolików zmniejszyła się znacznie".
To było powiedziane sto lat temu! Psychologia będzie zajmować miejsce sił nadprzyrodzonych, włączając katolików – ostrzega autor.
Tak samo materializm.
Z całą pewnością jesteśmy świadkami tego.
Ale to tylko na początek.
Wzorując się na Rewolucji Francuskiej, kiedy kościoły były profanowane, powieść przewiduje czasy, gdy władza świecka zajmie wielkie katedry i będzie używała ich do swoich własnych celów (tak jak to się działo w Rosji Sowieckiej). Antychryst ustanawia kult posągu nagiej kobiety w katedrze św. Pawła tak, jak to się stało w 1793 r., kiedy Bogini Rozumu1 była czczona wewnątrz katedry Notre Dame.
„W tych czasach poszukiwania nikt z wyjątkiem osób pokornych i zachowujących czystość nie mógłby wytrzymać tej próby przez dłuższy czas", ostrzega powieść, „gdyby faktycznie nie byli oni chronieni przez cud nieświadomości. Związek psychologii i materializmu, widziany pod jednym kątem, wydawał się rzeczywiście odpowiadać za wszystko".
Wielka rozmowa między kapłanami w powieści jest „nadzwyczajnym propagowaniem masonerii" (lub co najmniej jej zasad).
Papież może być postrzegany jako „liberał" w pewnych kwestiach, ale nie wtedy, kiedy chodzi o proroctwa.
Najwyraźniej sądzi on, że siły świata będą próbowały położyć kres katolicyzmowi poprzez „ideologiczną kolonizację", która w książce przyjmuje formę powszechnej, obowiązkowej eutanazji.
„Mabel odetchnęła głęboko", czytamy w jednym z rozdziałów, „i stała, wpatrując się w upalny opar, wznoszący się już z miasta, położonego niżej. Wyobraźnia jej jednak sięgała dalej i widziała przed sobą całą Europę, rozpościerającą się jak ruchliwy ul. Widziała w błękitnej dali Francję, miasta niemieckie, Alpy, dalej jeszcze Pireneje, a za nimi spieczoną przez słońce Hiszpanię. Wszystkie te krainy wysilały się w jednym kierunku: chciały posiąść tę dziwną osobistość, która wyrosła ponad światem.
Stateczna Anglia także pałała entuzjazmem. Żadne państwo nie pragnęło niczego więcej, jak tylko, żeby on nimi rządził".
„Człowiek" – przywódca jednego świata, pan świata – to Julian Felsenburgh z Vermont, senator, który pojawił się jako samotna i dramatyczna postać, przyrzekająca pokój na świecie w zamian za ślepe posłuszeństwo.
Fascynacja nim nie zna końca. Pod jego władzą zostaje położony kres wojnie. Jest wysławiany jak Cezar. Zmiażdżył opozycję, włączając Kościół, jak Napoleon. Z początku kontroluje on zjednoczoną Europę, ale wkrótce zdobywa świat przez powszechne (i niewytłumaczalne) uznanie.
Tymczasem większość biskupów i księży przechodzi na jego stronę, kiedy Papież zostaje zredukowany do roli lidera enklawy w rodzaju Hong Kongu. Papież wzywa kardynałów do Rzymu, a Felsenburgh w odwecie rozkazuje jego zburzenie i zabija „papieża Jana i wszystkich kardynałów z wyjątkiem trzech, którzy byli gdzie indziej".
Tylko Irlandia (poza Rzymem) pozostaje katolicka. Ostatecznie wszystkie pozostałe znaki wiary zostają zniszczone.
Ostatni Papież ucieka do Ziemi Świętej, do miejsca apokaliptycznej bitwy przepowiedzianej w Piśmie Świętym.
Stąd amerykański polityk – w wieku „trzydziestu dwóch czy trzech lat" – jest „najwyższą siłą na świecie". Rada Narodów. Miejsce w Europie. Kongres mocarstw. Apostazja. Socjalizm. Rytuały oparte na masonerii (jeśli nie sama masoneria formalnie rzecz biorąc). Powrót takich posągów jak figury starożytnych, pogańskich bożków. Jedyny azyl: Najświętszy Sakrament. Teraz wysławiana jest idea Człowieka, bez chrześcijaństwa.
Dla chorych, niepełnosprawnych i starych nakazana jest eutanazja. Rzeczy mrożące krew w żyłach.
Włącza się alarm. To było w 1907 roku – przed Fatimą.
„– Ach, panowie, co za nowiny!", mówi jedna z postaci powieści. „Minęliśmy właśnie dwieście płatowców, podążających do Rzymu. W Londynie wykryto spisek katolików…
– No i cóż?
– Zamierzających zniszczyć opactwo, ruszono więc, aby…
– Ach!
– Tak panie – aby zniszczyć Rzym".
Julian Felsenburgh…
Pojawiający się, jakby znikąd.
Tak szybko.
„Kroczył poważnie wśród głębokiej ciszy po czerwonym dywanie, majestatycznie samotny i przekraczając kilka stopni przy wejściu, przesunął się przed nią. Miał na sobie powłóczyste szaty czarno-szkarłatne sędziów angielskich, ale ledwie że zauważyła ten szczegół. W tej chwili nie było już nikogo prócz Niego. Całe to olbrzymie zgromadzenie ludu przestało istnieć, zrównało się, zamieniło w jakąś niepodzielną atmosferę olbrzymiego wzruszenia ludzkiego. W całym tym gmachu panował tylko Julian Felsenburgh. Spokój i światło płonęło dokoła Niego jak aureola".
Świat uczynił skok naprzód. Wiedza społeczna zapanowała nad wszystkim. Czy nie widzicie tego – braku nadprzyrodzonej duchowości – nawet wśród katolików? Papież – ukryty.
Anioł światła.
„Żeby podsumować", pisał Benson, „świat katolicki wiedział, że jego Papież istnieje pod imieniem Sylwester, ale trzynaście tylko osób z całego rodu ludzkiego było wtajemniczonych w to, że nazywa się Franklin i że tron Piotrowy znajduje się tymczasowo w Nazarecie".
Proroctwo!
Tę powieść, jako ostrzeżenie, poleca papież Franciszek. Ostateczny atak następuje, kiedy resztki wiernych, którzy przysięgli umrzeć w imię wiary, śpiewają Tantum Ergo.
Powieść kończy się słowami: „I przeminął ten świat, a z nim sława jego".
Michael Brown
spiritdaily.com
1.) Boginię Rozumu uosabiała kobieca postać w trójkolorowej szacie (są to dziś kolory francuskiej flagi narodowej) z frygijską czapką na głowie (przyp. wikipedia)