Marcin Kubicki
W narzędziowni, w której pracowałem jako ślusarz, dyskutowałem ze szlifierzem pracującym w tejże narzędziowni na temat jego zarobków. Szlifował on wałki, których przy ówczesnej technice mógł oszlifować w ciągu 8 godzin tylko określoną liczbę. Ponieważ pracował na akord, pytałem go, o ile może zwiększyć w tym samym czasie swoją produkcję, szlifując te same wałki. Odpowiedział, że gdyby zrezygnował z przerwy śniadaniowej i przerwy na papierosa oraz z pogaduszek z kolegami, mógłby zwiększyć swoją wydajność w sztukach, a zatem i swój zarobek, o 10%. Tylko o 10%? Tylko, ponieważ na więcej nie pozwalają parametry techniczne jego szlifierki i technologii. Dalsze zwiększenie produkcji w tych warunkach powodowałoby przypalanie wałków, ich brakowanie, zmniejszenie produkcji dobrej, straty materiałowe, a co za tym idzie, zmniejszenie jego zarobku.
- Co trzeba zrobić, żeby mógł pan zwiększyć swoją produkcję?
- Trzeba zakupić nowoczesną, bardziej wydajną szlifierkę i zmienić technologię szlifowania.
I w taki oto sposób możliwości osobiste mojego kolegi szlifierza ustąpiły miejsca postępowi technicznemu.
W owym czasie taką nowoczesną szlifierkę do wałków wyprodukowali Japończycy. Szlifierka ta nie tylko skracała czas szlifowania wałków o połowę, ale także poprawiała ich gładkość, ponieważ jej konstruktorzy wyeliminowali drgania w czasie jej pracy. Chcę dodać, że chodzi tu nie o wałki do wałkowania ciasta, lecz o precyzyjnie szlifowane metalowe wałki do montażu precyzyjnych przyrządów produkcyjnych.
Narzędziownia zatrudniała dwóch precyzyjnych szlifierzy szlifujących te wałki na jednej szlifierce na dwie zmiany. Stara, mało wydajna szlifierka ulegała fizycznemu zużyciu i trzeba było kupić nową. Na rynku szlifierek starego typu już nie było. Trzeba więc było kupić szlifierkę japońską. Ale gdy ją kupiono, okazało się, że przy niezmienionej wielkości produkcji wystarczy tylko jeden
szlifierz. Drugi jest zbędny. Gdyby chodziło tylko o tego jednego zbędnego szlifierza, to mógłby on, po przekwalifikowaniu, znaleźć pracę na innym wydziale lub w innym zakładzie pracy. Ale, jeżeli postęp techniczny zaczyna wkraczać totalnie do wszystkich sfer produkcji, a liczba zbędnych pracowników zaczyna tworzyć liczną grupę trwale bezrobotnych, to pojawia się poważny problem ekonomiczny i społeczny.
Mój kolega szlifierz, który pracy nie stracil, a na nowej szlifierce szlifuje teraz dwa razy więcej wałków, uważa, że powinien również zarabiać dwa razy więcej niż poprzednio. Pracodawca z tym się nie zgadza. Uważa, że szlifierzowi większy zarobek się nie należy, bo do wzrostu jego wydajności pracy nie on się przyczynił, lecz konstruktorzy nowej szlifierki i technolodzy. Ponieważ pracodawca sprzedaje swoje wyroby dalej po niezmienionych cenach i w takich samych ilościach, to ma większy zysk wynikający z oszczędności na funduszu płac. Ale czy ten dodatkowy zysk należy się pracodawcy? On też przecież nie przyczynił się do ulepszenia nowej szlifierki. Można więc powiedzieć, że stał się on mimowolnym właścicielem nadzwyczajnej premii wytworzonej przez postęp techniczny. Coś jednak z tą nadzwyczajną premią trzeba zrobić. Pracodawca w wydatkowaniu jej ma szeroki wybór. Czy wyda ją racjonalnie? Może obniżyć ceny swoich wyrobów, zainwestować w nowe miejsca pracy, ale może też podnieść płace swoim pracownikom.
Opisałem wyżej przypadek ewidentny, namacalny i poddający się ewidencji. Jest to dowód na to, że postęp techniczny, technologiczny i organizacyjny jest konkretnym źródłem dodatkowego dochodu, z którego nie korzysta bezpośrednio jego prawdziwy twórca, np. konstruktor, technolog czy organizator pracujący na etacie i pobierający umowne wynagrodzenie, lecz znacznie szerszy ogół społeczeństwa, który powinien być faktycznym jego beneficjentem. Szkoda tylko, że ten dochód z postępu nie poddaje się całościowej i konkretnej ewidencji jak w przytoczonym wyżej przykładzie. Najczęściej jest to dochód pozostający poza wszelką ewidencją i dlatego może się wydawać, że go nie ma. Jest tak dlatego, że przedsiębiorstwa nie odnoszą swoich dochodów i zysków do szczegółowych źródeł postępu, a do ponoszonych kosztów i do cen sprzedawanych przez siebie wyrobów i usług. Dlatego wyniki tej niewiedzy są takie, że zatrudnienie spada, na rynku powstaje luka w popycie, co powoduje w całej gospodarce objawy stagnacji lub nawet kryzysu. A więc, przyczyną kryzysów niekoniecznie musi być ilościowa nadprodukcja. Kryzys może być wywołany także przez pracooszczędny postęp techniczny, organizacyjny i technologiczny.
Ale jeżeli postęp jest oczywistym dobrem, to dlaczego jest tak źle? Czy można temu zaradzić?
Można. Pod warunkiem wszakże, że postęp obejmie również sferę działalności państwa. Ganić przedsiębiorców za to, że chcą produkować taniej, a oszczędzając na sile roboczej, zwalniają ludzi z pracy, nie ma sensu. Oni robić to będą, bo zmusza ich do tego konkurencja. Nie można też z tego powodu nakazywać im wstrzymywania postępu i utrzymywania na etatach pracowników już im niepotrzebnych. Tymi ludźmi, wyrzuconymi z produkcji, musi się zająć państwo, bo nikt inny tego zrobić nie zdoła, a państwo zrobić to musi i powinno, ponieważ ma takie możliwości. Postęp w działalności państwa musi wkroczyć w sferę jego działalności finansowej i socjalnej, bo te możliwości drzemią właśnie tutaj.
Jeżeli wartość tworzona przez postęp w sferze działalności produkcyjnej nie jest możliwa do ogólnego, matematycznego ujęcia i skonsumowania w całości, to dla ogólnej równowagi gospodarczej i społecznej powinna być odtworzona w niezbędnej części przez państwo w drodze emisji pieniądza przez narodowy bank emisyjny i przetworzona w wydatki z budżetu państwa i kredyty bankowe. Tymi pieniędzmi w pierwszym rzędzie muszą być finansowane te sfery działalności i te usługi, które mają największe znaczenie dla życia obywateli, takie jak budownictwo mieszkaniowe, gospodarka żywnościowa, ochrona życia i zdrowia, oświata, dodatki rodzinne, emerytury i renty, bezpieczeństwo wewnętrzne, kultura, rozwój fizyczny młodzieży i ochrona przed powodziami i pożarami. Są to wydatki, które nie zastępują bezpośrednio działalności przemysłowej i usług materialnych, ale je wydatnie wspierają wykreowanym popytem, którego polski rynek jest w dużej mierze pozbawiony przez antynarodową, globalistyczną i liberalną politykę rządu, sejmu, senatu i NBP.
Proponowana przeze mnie zmiana polityki finansowej państwa nie jest nowością. Była ona stosowana z powodzeniem w latach trzydziestych ubiegłego stulecia i w latach powojennych. To dzięki niej gospodarka światowa wyszła z wielkiego kryzysu i walnie przyczyniła się do odbudowy ze zniszczeń wojennych.
Polityka interwencjonizmu państwowego może być pozytywnie skuteczna tylko wtedy, gdy zaistnieją do jej realizacji niezbędne warunki. Do nich należy istnienie niepodległego i suwerennego państwa narodowego, państwowa kontrola przepływów walorów rzeczowych, ludności i kapitałów, istnienie rządowych i pozarządowych struktur organizacyjnych oraz prawa regulującego stosunki pomiędzy państwem, przedsiębiorstwami i obywatelami. Żeby to państwo mogło działać sprawnie, musi też mieć sprecyzowany cel i sposób jego realizacji. Takie są warunki państwa zorganizowanego.
Globaliści i liberałowie zanegowali i pogrzebali zasady działań efektywnych, racjonalnych i zorganizowanych sprzyjających ludziom. Celem ich działań jest totalne i brutalne rządzenie światem i wynaturzone, chorobliwe gromadzenie wirtualnego bogactwa. W ich rachubach bogactwo rzeczywiste, zaspokajające potrzeby ludzi nie istnieje. W ich mniemaniu ludzi można przecież zastąpić automatami i komputerami. Zamiast fabryk wystarczą im banki na każdym rogu ulicy. W ich planach ludzie są potrzebni tylko do uruchamiania automatów jako bezduszny do nich dodatek. Wystarczy co piąty człowiek z dzisiejszej populacji albo jeszcze mniej. Co zrobić z tymi, którzy żyją? Zniszczyć bombami, chorobami i zagłodzić. To jest właśnie ta cywilizacja śmierci.
Karol Marks pisał, że gdy koncentracja kapitału osiągnie szczyt i gdy na tym szczycie zostanie tylko garstka właścicieli, to dla dobra ludzkości trzeba będzie tych pasożytów utopić w oceanie, a fabryki oddać proletariatowi. Nie przewidział jednak tego, że ci właściciele świata i kapitału namnożą tylu biurokratów, że to oni staną się największym zagrożeniem dla ludzi. Ale Marksowi nie ma się co dziwić. On nie był przecież ekonomistą ani magistrem organizacji.
Wracając do warunków skuteczności polityki gospodarczej i kontroli przepływów granicznych, to chcę podkreślić ich konieczność. Bez kontroli tych przepływów korzystanie z wytwarzanych dóbr i usług w danym państwie będzie utrudnione lub wręcz niemożliwe. Szczególnie niekorzystny może być niekontrolowany wywóz zysków i kapitałów, dóbr deficytowych i dumpingowy import dóbr konsumpcyjnych.
Wywóz kapitałów ma wpływ na inwestycje. Z doświadczenia wynika, że dla ciągłego rozwoju gospodarczego kraju na inwestycje produkcyjne powinno się przeznaczać w ciągu roku około 22% dochodu narodowego. Istnieją tu ewidentne relacje pomiędzy tymi wydatkami a spożyciem obywateli. Jeżeli na inwestycje gospodarcze, a szczególnie przemysłowe, przeznacza się więcej niż 22% dochodu narodowego, to dzieje się to kosztem aktualnych dochodów ludności. Jeżeli inwestuje się mniej, pogarsza się sytuację dochodowości ludności w przyszłości, ponieważ brak inwestycji oznacza mniejszy przyrost miejsc pracy, albo zahamowanie postępu i wydajności w produkcji. Na hamowanie inwestycji ma wpływ również koszt kredytów inwestycyjnych przekraczający 5% w stosunku rocznym.
Otwarcie granic na niekontrolowany i nie regulowany import towarów z całego świata, a szczególnie towarów po cenach znacznie niższych od cen takich samych towarów produkowanych w kraju, jest zagrożeniem dla produkcji krajowej, która wskutek nierównej konkurencji może ulec likwidacji i spowodować katastrofalne bezrobocie i równie katastrofalne obniżenie dochodów ludności i państwa.
Otwarcie granic na niekontrolowaną migrację ludności z innych krajów może ten stan bezrobocia i spadku dochodów pogłębić, ponieważ dochód narodowy na mieszkańca może ulegać dalszemu spadkowi. Piszę o dochodzie narodowym, żeby nie mylić go z tzw. produktem krajowym brutto, czy z produkcją globalną w PRL, która szybko rosła przy jednoczesnym spadku realnych dochodów ludności. Dochód narodowy wytworzony w kraju powinien być w całości inwestowany i konsumowany w kraju. Ludność każdego niepodległego i suwerennego państwa powinna wytwarzać dla siebie i sama korzystać z efektów swojej pracy. Do efektów tej pracy trzeba zaliczyć także efekty eksportu, importu i współpracy z zagranicą.
Jeżeli mowa o organizacji, to trzeba mieć na uwadze także instytucje państwowe, gospodarcze, samorządowe, społeczne i polityczne. Tu nie może być żadnej dezorganizacji w wydaniu peerelowskim ani okrągłostołowym.
Z nauki organizacji wynika, że organizacja dotyczy względnie odosobnionych systemów tworzących ściśle określoną całość składającą się z zależnych od siebie części. Takim względnie odosobnionym systemem jest państwo. Najlepszym przykładem takiego systemu jest jednolite narodowo państwo polskie. Takim państwem są również Niemcy, Francja, Włochy i Austria. Takim systemem może też być państwo wielonarodowe, jakim jest np. Wielka Brytania, USA czy Kanada i jakim była Jugosławia i Czechosłowacja.
Z nauki o organizacji i systemach wiemy również, że w systemach organizacyjnych, stanowiących całość i składających się z części istnieje podstawowa zasada, która polega na tym, że każda część tej całości znajduje się w takim stosunku do pozostałych części i do całości, że przyczynia się do powodzenia tej całości. A więc, odnosząc to do takiego systemu, jakim jest państwo, to wszystkie instytucje, które w nim istnieją, powinny działać tak, aby państwo to mogło realizować swój cel główny, tj. stwarzać warunki dobrobytu i bezpieczeństwa narodowego.
Następną ważną zasadą jest zasada takiego podziału pracy pomiędzy tymi częściami, aby ich zadania się nie dublowały, nie przenikały na obszary działań innych części i żeby nie powodowały sprzeczności z działaniami innych części oraz żeby te części współpracowały ze sobą i sobie nawzajem pomagały.
I jeszcze jedna ważna zasada organizacyjna. Gospodarcze i inne działania państwa mają charakter wieloszczeblowy i wielopłaszczyznowy. Zasada ta mówi o tym, że wszystkie zadania powinny być realizowane na tym szczeblu i na tym obszarze, na którym powstają najważniejsze informacje, które umożliwiają ich wykonywanie. I odwrotnie. Żaden szczebel wyższy nie powinien podejmować decyzji, do których wykonania informacje ma tylko szczebel niższy. Dotyczy to również obszarów działania. Szczebel wyższy powinien podejmować decyzje wtedy, gdy szczeble niższe mają tylko informacje cząstkowe i muszą je przesyłać do kompletu na szczebel wyższy, zgodnie z jego kompetencjami. W przypadkach realizacji zadań obejmujących działania na kilku szczeblach lub na kilku obszarach występuje również zasada koordynacji. Funkcja ta, wynikająca z kompetencji, należy do szczebla wyższego, nadrzędnego.
Jeżeli w państwie te zasady organizacji są lekceważone, nie są przestrzegane, nie są wcielane w życie, to takie państwo nie może działać ani sprawnie, ani efektywnie. Nie jest ono zdolne do realizacji swoich zadań i osiągania swoich celów. Takim państwem, działającym pod lewicową okupacją, jest Polska. Wszystko tu działa na opak.
Na zakończenie jeszcze trzy uwagi.
Pierwsza dotyczy wydatków z budżetu państwa. Polska ograniczona w swoim działaniu finansowym przez organizacje międzynarodowe nie ma prawa do zwiększania deficytu budżetowego, jeżeli miałby on przekroczyć 3/5 wartości rocznego produktu krajowego brutto. Polska nie może pokrywać deficytu budżetowego przez zaciąganie zobowiązania w centralnym banku państwa. Oba te ograniczenia wciśnięte zostały do konstytucji Polski z 1997 r. Ograniczenia te nie mają uzasadnienia ekonomicznego. Ze względu na treść mają one wyłącznie charakter polityczny, a ze względu na czas, w którym konstytucja z tymi ograniczeniami była uchwalona, mają także charakter jednostronnie partyjny i jako takie powinny być zniesione w drodze zmiany konstytucji, w drodze wypowiedzenia szkodliwych dla Polski umów i przez zmianę polityki finansowej państwa. Konstytucja jest dokumentem, który najmniej nadaje się do regulowania procesów gospodarczych, ponieważ ulegają one częstym zmianom i wymagają podejścia elastycznego, a do tego najbardziej kompetentny jest rząd i podległe mu agendy. Sejm powinien kontrolować rząd, rozliczać, a jeżeli rządzi on źle, to powinien go zdymisjonować.
Druga uwaga dotyczy zadłużenia wewnętrznego państwa. Na ten temat jest wiele nieporozumień. Najczęściej ujawniają się one w mediach. Zadłużenie państwa, z wyjątkiem zadłużenia zagranicznego, wpycha się tu do jednego worka pod nazwą zadłużenia wewnętrznego lub publicznego. Zadłużenie państwa wobec pożyczkodawców, które pociąga za sobą konieczność spłaty długów wraz z odsetkami nie jest zadłużeniem wewnętrznym. Przesądzają o tym zobowiązania finansowe państwa wobec jego wierzycieli. Zadłużeniem wewnętrznym jest zadłużenie rządu wobec własnego, narodowego banku emisyjnego, które może być przez rząd i bank anulowane lub, używając języka księgowości, wystornowane. Ten typ zadłużenia jest dla państwa i obywateli najbardziej korzystny. Daje budżetowi pieniądze na jego konieczne wydatki, nasyca rynek w niezbędny popyt i nie tworzy kosztownych zobowiązań wobec banków prywatnych krajowych i zagranicznych. Rząd, który ma do spełnienia swoją misję wobec własnego narodu. musi mieć własny bank, który będzie mu w tej misji pomagal. Skąd ma pochodzić wartość wyemitowana przez narodowy bank emisyjny? Ona ma pochodzić z postępu technicznego, technologicznego i organizacyjnego, który sam ujawnić się na rynku nie może.
Uwaga trzecia dotyczy zapobiegania bezrobociu.
Tworzenie nowych miejsc pracy dla ludzi odchodzących z produkcji w innych dziedzinach, a szczególnie w usługach, jest wskazane, pożyteczne, a nawet konieczne. Jeżeli jednak postęp techniczny będzie dalej wypierał ludzi z produkcji i tworzył coraz więcej nowych dóbr, to w tych dziedzinach, gdzie będzie on najbardziej dynamiczny trzeba się będzie zdecydować na trzydniowy tydzień pracy lub na system dwuzmianowy po cztery godziny dziennie. Wprowadzenie wolnych sobót jest rozwiązaniem doraźnym, ale, jak widać, niewystarczającym.
Marcin Kubicki
(Autor jest ekonomistą i specjalistą
w dziedzinie organizacii i zarzadzania)