Jeremy Rifkin
Coraz większa ilość czołowych ekonomistów jest zmuszonych uznać, że to, co Douglas i Louis Even pisali przez lata jest prawdą: postęp nieuchronnie eliminuje miejsca pracy, a więc musi istnieć inne źródło dochodu dla uzupełnienia utraconych zarobków i wypłat. Poniższy artykuł napisany przez Jeremy'ego Rifkina, został opublikowany 2 marca 2004 r. w brytyjskim piśmie The Guardian. Rifkin jest przewodniczącym Fundacji Trendów Ekonomicznych w Waszyngtonie.
Tracimy miejsca pracy na całym świecie. Osiągnęliśmy teraz proporcje kryzysu. W roku 1995 mieliśmy 800 milionów ludzi niezatrudnionych lub zatrudnionych w zmniejszonym wymiarze czasu. Dziś więcej niż miliard osób mieści się w jednej z tych kategorii.
Nawet w Ameryce i w Europie miliony pracowników pracują w zmniejszonym wymiarze czasu lub pozostają bez pracy i mają niewielką nadzieję na otrzymanie pełnoetatowego zatrudnienia. Stany Zjednoczone utraciły od 1998 r. 12% swoich miejsc pracy w fabrykach, podczas gdy w tym samym czasie Wielka Brytania straciła 14% swoich miejsc pracy w przemyśle. Prace w przemyśle w dalszym ciągu znikają w Wielkiej Brytanii, chociaż ten sektor odnotowuje największy swój wzrost w ostatnich czterech latach.
Gdzie się podziały wszystkie te prace fabryczne? Stało się ostatnio modne zrzucanie winy za wysokie bezrobocie na przedsiębiorstwa przenoszące swoją produkcję do Chin. Prawdą jest, że Chiny produkują i eksportują dużo większy procent towarów przemysłowych, ale nowe studia przeprowadzone przez Alliance Capital Management wskazują, że miejsca pracy w przemyśle są w Chinach eliminowane nawet szybciej niż w jakimkolwiek innym kraju. W latach 1995-2002 Chiny straciły więcej niż 15 milionów miejsc pracy w przemyśle, co stanowi 15% ich całkowitej przemysłowej siły roboczej.
Jest więcej złych wiadomości. Według Alliance Capital, w 20 największych gospodarkach świata w latach 1995-2002 zostało wyeliminowanych 31 milionów miejsc pracy w przemyśle. Zatrudnienie w przemyśle spadało każdego roku w ostatnich siedmiu latach we wszystkich regionach świata. Spadek zatrudnienia pojawił się w okresie, kiedy światowa produkcja przemysłowa wzrosła o więcej niż 30%.
Jeśli obecny wskaźnik spadku utrzyma się – a jest więcej niż prawdopodobne, że będzie on wzrastał zatrudnienie w przemyśle zmniejszy się z obecnych 164 milionów miejsc pracy do zaledwie kilku milionów w roku 2040, kończąc faktycznie erę masowej pracy fabrycznej.
Obecnie sektor prac biurowych i sektor usług doświadczają podobnej utraty miejsc pracy, kiedy inteligentne technologie zastępują coraz więcej pracowników. Bankowość, firmy ubezpieczeniowe, hurtownie i handel detaliczny wprowadzają technologie elektroniczne w każdy aspekt swojej działalności, szybko eliminując personel pomocniczy z procesu pracy. Internetowa kompania bankowa Netbank w Stanach Zjednoczonych posiada 2,4 miliarda dolarów złożonych w depozytach. Typowy bank tych rozmiarów zatrudnia 2000 ludzi. Netbank prowadzi wszystkie swoje operacje zatrudniając tylko 180 osób.
Miejsca pracy utracone w Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii na rzecz centrów telefonicznych w Indiach, jakkolwiek ważne, tracą na znaczeniu w porównaniu z miejscami pracy likwidowanymi każdego dnia na rzecz technologii rozpoznawania głosu. Przyjrzyjmy się amerykańskiej kompanii telefonicznej Sprint, która stale wymienia telefonistki, stosując zamiast tego powyższą technologię. W roku 2002 wydajność Sprintu wzrosła o 15%, a dochody o 4,3%, podczas gdy firma zmniejszyła zatrudnienie o 11500 osób.
W końcu lat 1980-ych analitycy przemysłowi ostrzegali, że automatyzacja będzie eliminować coraz więcej miejsc pracy. Ponieważ okazało się, że ich przewidywania były nieco przedwczesne, społeczeństwo zostało uśpione, sądząc, że automatyzacja nie stanowi problemu. Jednak dziś rewolucja komputerowa, telekomunikacyjna i rewolucja w dziedzinie oprogramowania komputerowego, a także rozmnażanie się inteligentnych technologii powodują spustoszenie na rynku pracy w każdym kraju.
Obserwatorzy gospodarczy oczekują, że spadek miejsc pracy w sektorze biurowym przesłoni utratę miejsc pracy w przemyśle w ciągu następnych czterdziestu lat, kiedy kompanie i całe gałęzie przemysłu i światowej ekonomii zostaną połączone w globalną sieć nerwową.
Dawne przekonanie, że technologia zwiększając i przyspieszając wydajność likwiduje stare miejsca pracy, ale tworzy równie wiele nowych, nie jest dłużej prawdziwe. Stany Zjednoczone przeżywają najostrzejszy wzrost wydajności od lat 1950tych. W trzecim kwartale 2003 r. wydajność wzrosła aż o 9,3%, jednak wskaźniki bezrobocia pozostają wysokie.
Ekonomiści przez długi czas argumentowali, że wydajność pozwala firmom wytwarzać więcej towarów i usług po niższym koszcie. Tańsze towary i usługi z kolei pobudzają popyt. Wzrost popytu prowadzi do zwiększonej produkcji i usług oraz większej wydajności, co z kolei powoduje nawet większy wzrost popytu, w nigdy nie kończącym się cyklu. Zatem, nawet jeśli technologiczne innowacje wyrzucą pewną ilość ludzi z pracy na krótką metę, natężenie popytu na tańsze produkty i usługi zapewni dodatkowe zatrudnienie, wychodząc naprzeciw rozwijającej się produkcji.
Problem polega na tym, że teoria ta nie może być dłużej zastosowana. Przemysł stalowy w USA jest typowym przykładem zmiany, jaka teraz zachodzi. W ciągu ostatnich 20 lat produkcja stali wzrosła z 75 milionów ton do 102 milionów ton. W tym samym okresie 1982-2002 liczba hutników spadła w Stanach Zjednoczonych z 289 000 do 74000. "Nawet jeśli przemysł nie zmienia swojego udziału w PKB", mówi Donald Grimes, ekonomista z Uniwersytetu Michigan, "będziemy prawdopodobnie nadal tracić miejsca pracy z powodu wzrostu wydajności". Ubolewa on nad tym, że niewiele możemy tu zrobić. "Jest to jak walka z olbrzymim czołowym wiatrem."
Tu właśnie jest problem. Jeśli dramatyczny postęp wydajności może zastąpić coraz więcej ludzkiej pracy, powodując wyparcie coraz większej ilości pracowników z ogółu siły roboczej, skąd będzie się brał popyt konsumentów na zakup wszystkich potencjalnych nowych produktów i usług? Jesteśmy zmuszeni stawić czoło wrodzonej sprzeczności tkwiącej w samym sercu naszej ekonomii rynkowej, która była tam obecna od samego początku, ale dopiero teraz nie daje się pogodzić.
Zmniejszająca się siła robocza oznacza zmniejszający się dochód, zmniejszony popyt konsumentów i ekonomię niezdolną do wzrostu. Jest to nowa struktura rzeczywistości, którą rządy i kierownicy gospodarki, a także tak wielu ekonomistów niechętnie uznaje.
Jeremy Rifkin