Homilia kard. Stefana Wyszyńskiego
Stajemy dziś tutaj, we wspaniałej bazylice, która jest owocem ludzkiej pracy i wiary, aby podziękować za jeszcze jedno światło, jeszcze jedną iskrę, jaka poszła w świat na skutek potężnego uderzenia Bożego serca. Dziękujemy za encyklikę Rerum novarum, jak również za związane z nią encykliki Quadragesimo anno i Quinquagesimo anno. Dziękujemy też za encykliki Jana XXIII – Mater et magistra i Pacem in terris – oraz za encyklikę Pawłową De progressione populorum promovenda. Oto iskry, które pod uderzeniem żywej wiary w Ewangelię nieustannie rozpalają się i zadziwiają nas swym światłem aż do czasów dzisiejszych. (…)
Dzisiaj, gdy Kościół wrocławski postanawia uczcić pamięć 80-tej rocznicy encykliki Leona XIII zaczynającej się od słów: Rerum novarum cupiditas, czyli Pragnienie nowych czasów, nowych spraw i rzeczy – encykliki poświęconej bytowaniu pracowników, najwspanialszym interpretatorem może być święty Jakub Apostoł. Właściwie zamiast przemówienia wystarczyłoby przeczytać jego List, aby poznać ducha, jakim w okresie dziejów rządzi się Kościół. List ten jest wykładnią Ewangelii językiem Jakubowym, podobnie jak Rerum novarum jest wykładnią Ewangelii przez Leona XIII.
Ewangelia i dzisiaj ma wiele do powiedzenia człowiekowi. Wczytując się w nią, widzimy Chrystusa, uzdalniającego człowieka do życia i współżycia na każdym odcinku, a więc także na odcinku społecznym i gospodarczym. Możemy powiedzieć, że Ewangelia jest kolebką, w której rodzi się wszystko, co jest użyteczne dla człowieka. W tej kolebce, wśród ziaren ewangelicznych, został wykołysany również owoc czasów naszych, tak doniosły dla uładzenia życia i współżycia społeczno-gospodarczego, jakim jest kodeks pracy. Genetycznie kodeks pracy wiąże się z Ewangelią. Żadnej z ustaw, składających się na kodeks pracy, żadnych rozporządzeń z nim się wiążących nie zrozumiemy bez podkładu ducha Ewangelii. Dlatego możemy powiedzieć, że Ewangelia Chrystusowa – a więc Chrystus – uzdalnia też współczesnego człowieka do życia społeczno-gospodarczego. Chrześcijaństwo przemienia człowieka, a to jest istotne dla wszelkiej przemiany. Można bowiem dokonać zmiany ustroju, ale jeżeli nowy ustrój będzie rządzony przez człowieka obciążonego starymi grzechami, tak zwanymi kapitalistycznymi narowami i nałogami – to on rozwali nowy ustrój. (…)
Już dawno skonała doktryna, która oddzielała ekonomię od etyki, sądząc że życie moralne nie ma żadnego znaczenia dla życia gospodarczego. Oczywiście, nie zastąpi ono trudu gospodarczego, ale o owocach pracy często rozstrzyga sama osobowość – „jakość" człowieka. Dlatego pod wpływem Ewangelii filozofia jakości zwycięża filozofię ilości. Kościół nie mówi: „więcej, więcej!", Kościół mówi: „lepiej, lepiej!" – i to w każdej dziedzinie. Nie idzie o aktywizm, idzie o wartość czynu. Nie idzie o sukcesy ilościowe. Nie idzie o to, aby sto szpilek powstało w sekundę. Idzie o to, aby chociaż jedna z nich była do użycia, aby się do czegoś nadawała. Tak jest w każdej dziedzinie. Cóż z tego, gdy człowiek będzie przynaglany i popędzany, aby pracował więcej, jeżeli jego wytrzymałość psychiczna i fizyczna nie pozwoli mu pracować lepiej?
Pius XII w jednej z encyklik mówi, że człowiek nie może wyjść gorszy z warsztatu pracy, gdy z jego rąk materia wychodzi uszlachetniona. Fabryka nie jest po to tylko, aby przepracowywać i udoskonalać materię, ale po to również, aby człowiek przez pracę stawał się lepszy, szlachetniejszy, bardziej rozumny, wolny wewnętrznie, świadomy swej godności i wzniosłego posłannictwa.
(…) Niektórzy asceci chrześcijańscy, zwłaszcza Franciszek, Antonin z Florencji, a dalej – posuwając się ku naszym czasom – Jan Bosco, Józef Cattolengo, jak również założycielek zakonów opiekuńczych – swoim życiem, przykładem i pracą pouczają, że chrześcijaństwo jest Ewangelią ubogich, biednych, zapomnianych, opuszczonych. Nie jest to nauka dobra dla kapitalistów. Trudno jest bogaczowi wejść do królestwa niebieskiego, chociaż wiemy, że Chrystus umarł i za bogaczy, za kapitalistów i bankierów, za oszustów i wyzyskiwaczy, za demagogów społecznych i politycznych.
Chrześcijaństwo ustanawia we współczesnym świecie nową ocenę wartości człowieka. Kryteria tej oceny są pozaekonomiczne. Chrześcijaństwo nie ocenia człowieka według tego „ile masz", tylko według tego „kim jesteś", „jaki jesteś". Czy jesteś człowiekiem, czy może już nie… Jest to wielka przysługa oddana życiu społeczno-gospodarczemu. Taka ocena i takie kryterium nigdy się nie przeżyje. Ono zawsze będzie wołaniem. Czytajcie gazety, przekonacie się, jak nieustannie narzeka się tam na człowieka. Wszystko dorasta: programy, plany, aparatura produkcyjna, tylko człowiek nie dorasta do potrzeb. Mniejsza z tym, czy to jest ocena słuszna, ale jednak jest postulatem i wymaganiem. Można wyciągnąć wnioski po bolesnych doświadczeniach i zawodach, że człowiek nie dorasta.
Dlatego chrześcijaństwo przez Ewangelię i wypływającą z jej ducha katolicką naukę społeczną oddaje i dziś ogromną przysługę światu. Jeżeli przed wiekiem, a nawet wcześniej, był on uwrażliwiony na warunki bytowania człowieka, a zwłaszcza proletariatu – trzeba przyznać, że jest to zasługa właśnie Ewangelii. Ona była tym „zaczynem", nie powiem – rewolucyjnym, ale ewolucyjnym, uwrażliwiającym powoli na warunki bytowania człowieka. Świadczy o tym nie tylko nauka Kościoła Chrystusowego, ale i codzienna praktyka.
Nie sposób mówić w krótkiej homilii o tym, jak wielkie dzieło sprawuje Ewangelia dla odnowy rodziny, podstawowej komórki życia społecznego, dla której właściwie pracuje cały olbrzymi aparat społeczno-gospodarczy. W Ewangelii widzimy rehabilitację kobiety. Czytajcie, drogie mamy i siostry, Ewangelię. Znajdziecie tam obronę waszej godności kobiecej i obronę dzieci. Chrystus mówił: Dopuśćcie dzieciom przyjść do mnie, a nie zabraniajcie (Mt 19, 14).
Ostatecznie każdy i w każdym systemie gospodarczym pracuje dla dzieci. Robotnik, majster, rzemieślnik, technik, inżynier, architekt czy – daj Boże! – minister. Wszyscy wiedzą, że ekonomia o tyle jest wyrównana w społeczeństwie, o ile ma wdzięcznych „spożywców" i wspaniałych „niszczycieli" wyprodukowanych dóbr, jakimi są dzieci. Wtedy nie ma nadprodukcji, nie potrzeba szukać rynków zbytu, bo są one w każdej piąsteczce dziecięcej. Dziecko ciągle woła: mamusiu, daj mi jeść, jestem głodny; daj mi sukienkę, bo jestem nie ubrana. To „daj", powiedziane maleńkimi usteczkami, jest bodźcem przynaglającym i ojca, który wrócił z kopalni, i matkę, wracającą ze szkoły, i profesora z katedry akademickiej, i wszystkich innych rodziców. Jeżeli jest więcej takich „wołających głosem wielkim" do matek i ojców, wtedy nie tylko usprawnia się aparat wytwórczy, ale jest też komu tak zwaną nadprodukcję wdzięcznie sobie przyswajać. Równowaga gospodarcza, o której mówił wybitny katolicki ekonomista mediolański profesor Toniolo, polega na tym, że dobra ekonomiczne zyskują na wartości nie wtedy, gdy są nagromadzone, lecz gdy są równomiernie rozprowadzone i zaspokajają potrzeby. Oczywiście, według praw, zasad i hierarchii miłości, która zaczyna się zawsze od najbliższych.
Oto jak – patrząc oczyma współczesnymi – Chrystus uzdalnia człowieka do życia społeczno-gospodarczego, a nawet wywiera bezpośredni wpływ na życie gospodarcze, choć nie bierze w nim udziału. Był wprawdzie Oraczem, interesował się pracą rybaków, obserwował pracujących w winnicach – to prawda, ale wiemy, że nie po to przyszedł na świat. Chrystus ocenia pracę ludzką, zachęca do niej, a jednocześnie przypomina, że Ojciec niebieski wie, iż tego wszystkiego, co byśmy jedli, co byśmy pili, czym byśmy się odziewali, pilno potrzebujemy (por. Mt 6, 31-32). To „pilno" jest rozsadnikiem w życiu społeczno-gospodarczym nawet wśród społeczeństw nasyconych.
Chrystus ustala naprzód hierarchię wartości. Więcej jest warta dusza człowieka i sam człowiek aniżeli rzecz. Jednakże dobra przyrodzone są dobrami, których nie można lekceważyć. Nie można ich niszczyć, dlatego że są nam niepotrzebne. Nauka o własności prywatnej nie daje prawa człowiekowi do zniszczenia rzeczy. Bezwartościowa dla nas rzecz może zaspokoić pierwszą potrzebę innych ludzi, może jeszcze innym się przydać. Chrystus określa obowiązek bogatych i sposoby używania własności. To właśnie nauka chrześcijańska wprowadziła łagodniejsze obyczaje Imperium Romanum i w całym Basenie Śródziemnomorskim, gdzie w czasach niewolnictwa był prawdziwy proletariat. Chrystus nauczył nas do tego stopnia doceniać dobra przyrodzone, abyśmy je zawsze mieli nie tylko dla siebie, ale i dla tych, którzy ich potrzebują. Stąd bierze początek nauka o obowiązkach społecznych ciążących na własności.
Począwszy od czasów apostolskich – widzimy to w Liście świętego Jakuba, czytanym dziś w liturgii – poprzez wszystkie synody diecezjalne i prowincjonalne aż do wieku XVIII Kościół toczy nieustanną walkę z lichwą, z nadmiernym procentem, z oprocentowanymi pożyczkami spożywczymi. Kościół walcząc z lichwą opóźniał wykształtowanie się nieludzkiego kapitalizmu. Nie mógł, oczywiście, całkowicie mu się przeciwstawić, bo któż był w stanie go przezwyciężyć? Ale dokonał wiele.
Chrystus, nazwany „synem rzemieślnika", sam będąc rzemieślnikiem, podniósł pracę ludzką do wysokiej godności. Można by długo snuć z Ewangelii „złotą przędzę", która od czasów Chrystusa dociera do serc współczesnych ludzi. Zobaczylibyśmy wtedy, jak Chrystus, Jego Ewangelia i Kościół wychowuje w człowieku usposobienie społeczne, ukazując mu, że nie jest tylko indywiduum, jednostką, ale osobą, ukierunkowaną społecznie.
Człowiek jest tak ukierunkowany, gdy jego dłonie wyciągają się do brata, gdy jego serce rwie się do serca ludzkiego, szukając drugiego serca. Człowiek nie może być zamknięty w sobie; jest zawsze ukierunkowany ku innym: ku rodzinie, ku narodowi i Kościołowi, ku dobru społecznemu – bonum commune. Nie może być ukierunkowany tylko ku cząstce, ale ku całemu organizmowi życiowemu. Można by pewnie „pociąć" człowieka na partes – cząstki – ale życie ewangeliczne popycha go ku całości – ku całemu człowiekowi, ku całej rodzinie, ku całemu narodowi, ku całemu organizmowi politycznemu.
Dlatego zdrowej ekonomii przyświeca zawsze bonum commune totius universi. Tak mówili średniowieczni myśliciele i dziś za nimi to słusznie powtarzamy. Nie to, co ma na względzie tylko dobro cząstkowe, lecz cały naród, całe państwo, całą rodzinę, całego człowieka – wymaga uwagi, wrażliwości i pomocy. Chrystus powiedział: Żal Mi tego ludu (Mt 15, 32) – całego ludu! Człowiek musi być wrażliwy na innych, musi okazywać czynną miłość społeczną, bo społeczność chrześcijańska jest społecznością wszystkich dzieci Bożych. Powiecie może: encyklika ma osiemdziesiąt lat, jest przestarzała. Niewątpliwie, niektóre jej zdania na skutek rozwoju społeczno-ekonomicznego nie są już aktualne. Ale myśli przewodnie w niej zawarte i zdrowe idee, wzięte z chrześcijaństwa, sprawiają, że encyklika jest nadal aktualna.
Kard. Stefan Wyszyński