K ażde prawo ma swojego autora, zwykle prawnika z wykształcenia, który je pisze na czyjeś zamówienie. (No, Napoleon sam napisał swój kodeks, może dlatego jest to jeden z najlepiej sformułowanych kodeksów.) Potem jakiś władca, Hammurabi, Asioka, czy jakieś ciało zbiorowe przyklepuje ten kodeks i mamy tak zwane prawo stanowione, czyli ludzkie, które potrafi też być nieludzkie.
Niezależnie od tego prawa istnieje prawo boskie, czyli naturalne, wpisane w samą strukturę świata. Tak jak człowiek ma wzrok, słuch, węch, dotyk, które ostrzegają go o niebezpieczeństwie (jak się nazywa zmysł informujący nas o kierunku siły grawitacyjnej), tak ma również zmysł znany jako sumienie, który ostrzega go przed podjęciem niewłaściwej decyzji – z punktu widzenia jego dalszej przyszłości – również tej po śmierci. Anglicy mają jeszcze prawo zwyczajowe (common law), które uważają za jedno ze źródeł prawa pisanego. Jest ono właściwie tożsame z prawem naturalnym.
Jan Paweł II w encyklice Evangelium Vitae podkreślił dobitnie: „Nie ulega wątpliwości, że zadanie prawa cywilnego jest inne niż prawa moralnego, a zakres jego oddziaływania jest węższy. Jednak w żadnej dziedzinie życia prawo cywilne nie może zastąpić sumienia, ani narzucać norm, które przekraczają jego kompetencje".
Starzy Polacy nie mieli wątpliwości, że sumienie ma pierwszeństwo przed prawem, z czego wynikała niezapisana nigdzie zasada konfederacji. Jeżeli obywatele uznali, że legalna władza narusza prawa boskie i gwałci sumienia, zawiązywali konfederację, żeby władzę obalić, lub zmusić ją do przyzwoitego zachowania. To było nasze prawo zwyczajowe. Przedwojenna encyklopedia Gutenberga pisze… „dążyły konfederacje w pewnych wypadkach do zastąpienia niedołężnie zorganizowanej działalności administracji państwowej". Amen, amen.
Prawa te mogą współistnieć w pełnej zgodzie pod warunkiem, że uznaje się prawo naturalne za źródło prawa stanowionego. „Ludzkie prawo stanowione tylko wówczas prostuje ścieżki, jeśli wyraża się w nim prawo moralne, które jest wobec wszystkich ludzkich ustanowień nadrzędne. Ustanowienie ludzkie sprzeczne z prawem moralnym zamiast prostować ścieżki prowadzi na manowce", mówił Jan Paweł II. Prawo boskie pozostaje niezmienne, prawo stanowione musi się do niego stale dostosowywać. Twórcy Konstytucji 3 Maja postanowili, że konstytucja ma być zmieniana i uchwalana na nowo, co dwadzieścia pięć lat, konstytucja Stanów Zjednoczonych jest uzupełniana tak zwanymi „poprawkami". W Anglii można się powoływać na prawo zwyczajowe (common law), w Polsce mieliśmy niepisane, ale powszechnie akceptowane prawo do zwoływania konfederacji, jeżeli odpowiednia liczba obywateli uznała, że władza gwałci prawo naturalne. Pisze Benedykt XVI: „Istnieją niesprawiedliwe prawa; istnieje zła władza państwowa, wobec której wskazany jest opór". Nasi przodkowie wiedzieli to od zawsze.
Ja większość życia spędziłem w systemach, w których prawo działało przeciwko człowiekowi, a w najlepszym razie – tak jak teraz – ma mu utrudniać życie i pracę. Na szczęście należę do tych, którzy mają swoje niezmienne Dziesięcioro Przykazań. Pierwsze trzy lata życia przeżyłem nieświadomie pod doskonałym kodeksem Drugiej Rzeczypospolitej. Potem przyszła okupacja niemiecka z innymi prawami w Generalnej Guberni i innymi na ziemiach wcielonych do Reichu. Potem wkroczyli Sowieci i podlegałem bandyckiemu Małemu Kodeksowi, a potem innym prawom peerelowskim, włącznie z prawem stanu wojennego. Dziś większość ludzi uważa, że nie trzeba znać prawa, tylko trzeba znać sędziego.
Prawo pisane może się zmieniać z dnia na dzień, czego dobrym przykładem są przepisy celne. Pamiętam, jak w przedunijnej Europie wolno było przewozić przez granicę najpierw pół litra alkoholu. Potem przepis zmieniono na jedną butelkę, po czym Francuzi natychmiast zaczęli produkować koniak w butelkach pięciolitrowych.
Wcześniej, w czasach rozbiorów, mieliśmy na obszarze Polski prawo austriackie i pruskie, a w zaborze rosyjskim dwa, z osobnym na terenie byłego Królestwa Polskiego. Było tych praw pisanych przez różne władze do diabła i trochę. Po Kongresie Wiedeńskim mieliśmy nawet kawałek Polski z prawem węgierskim. (Spisz i Orawy).
Widać z tego jasno, że prawo stanowione przez ludzi jest czymś nietrwałym i ulotnym, na czym z całą pewnością nie można budować światopoglądu. Chyba, że się jest „człowiekiem gry", który budzi się rano i sprawdza, jakie tego dnia obowiązuje prawo. Człowiekowi zasad trudno się powstrzymać od pogardliwego stosunku do tych wszystkich wymysłów. Jak zauważył pewien kpiarz, jedyne prawa niewymagające odwołania, to prawa, odwołujące poprzednie prawa.
Dziś, w upadającej cywilizacji europejskiej, prawo stanowione uwolniło się od rygoru prawa naturalnego i często staje w opozycji do niego. Takie prawo, depczące głos sumienia, jest prawem złym i godnym pogardy. Tę opozycję już przerabialiśmy – pomyślmy tylko – wszyscy ci męczennicy i męczennice, których imiona nosimy i którzy mają swoje dni w kalendarzu, postawili kiedyś sumienie ponad prawem.
Łamiąc obowiązujące w danym dniu prawo pisane, narażamy się na to, że skoro świt wpadnie do mieszkania gromada zbirów i zaciągnie nas do aresztu. Jeżeli zaś wykroczymy przeciwko sumieniu, usłyszymy tylko cichy dzwonek ostrzegawczy. Prawdopodobnie coraz częściej będziemy musieli wybierać, czego się bardziej lękamy.
P.S. Włoskie słowo sbirri oznaczało policjantów, powinno więc być stosowane tylko do przedstawicieli władzy.
Lech Jęczmyk
Autor jest dziennikarzem, eseistą i tłumaczem. Przełożył m. in. takie książki jak „Paragraf 22" Josepha Hellera, „Człowiek z wysokiego zamku" Philipe'a K. Dicka, „Kocia kołyska", „Śniadanie mistrzów" i „Rzeźnia numer pięć" Kurta Vonneguta.