Jest to wstrząsające wyznanie jednego z pracowników KGB, opisującego barbarzyńskie metody, jakimi rozprawiano się z'wrogami ludu'– chrześcijanami, na terenie byłego Związku Radzieckiego.
Jego autor, po ucieczce z kraju, zamieszkał w Stanach Zjednoczonych. Swoje „nowe życie poświęcił jednemu celowi: pragnął wyczulić lud Ameryki Północnej na tragiczny los chrześcijan w Związku Sowieckim. Prosił o nowe Biblie i o wszelką pomoc dla nich. Od stycznia do kwietnia 1972 r. w wielu kościołach Kanady opowiadał swoją historię. Pierwszego maja tegoż roku przystąpił do organizacji „Underground Evangelism", która organizowała pomoc i wysyłała Biblie do krajów, gdzie prześladowano chrześcijan. W styczniu 1973 r., wkrótce po wydaniu książki „Przebacz mi, Nataszo", Siergiej Kurdakow został zamordowany. Jak się przypuszcza, sprawcami byli pracownicy sowieckich służb specjalnych. W dniu swojej śmierci miał 22 lata.
Często przemawiał w kościołach, w telewizji, w obecności członków rządu, udzielał wywiadów dziennikarzom, mówił o prześladowaniu chrześcijan i o metodach prześladowania. Rozpoczął studia nad Biblią, pracował wiele nad jej tłumaczeniem. Chciał również zwrócić się przez radio do młodzieży radzieckiej, ale niestety, niespodziewana śmierć przeszkodziła mu w zrealizowaniu tego planu.
Sierioża przewidywał, że może mu się coś przydarzyć, coś w rodzaju „wypadku", ale jednak do końca pozostawał optymistą. Zyskał sobie szybko przyjaciół.
Kilkakrotnie wyznawał, że jest śledzony. 1 stycznia 1973 r. zginął od strzału pistoletu. W całym świecie rozniosła się wieść o samobójstwie. Ale wkrótce teoria ta została obalona. 1 marca 1973 r. po dochodzeniu stwierdzono, że jego śmierć nie była przypadkowa.
Siergiej Kurdakow został skaptowany w 1969 r. przez szefa KGB Kamczatki, Azarowa, do pracy w milicji. Miał wtedy 18 lat i był przewodniczącym Komsomołu. Nie był przeciętnym człowiekiem, tylko sportowcem, uprawiającym dżudo, dobrze zbudowanym. W Pietropawłowsku miał powstać specjalny oddział milicji, złożony z młodych silnych mężczyzn. To właśnie Kurdakowowi powierzono utworzenie takiego oddziału z ludzi, jego kolegów z akademii wojskowej, których namówi do takiej „pracy". Mieli otrzymywać po 25 rubli za kilkugodzinną „akcję". Było to bardzo dużo pieniędzy w tamtym czasie, bo jako uczeń szkoły oficerskiej Kurdakow otrzymywał wtedy 7 rubli na miesiąc. Mówił: „Nawet po ukończeniu studiów i po otrzymaniu stopnia oficera marynarki otrzymywałbym zaledwie 70 rubli miesięcznie. A tutaj zaledwie trzy'akcje'pozwolą mi zarobić więcej niż miesięczna służba w marynarce!".
Oddział miał liczyć 20 ludzi. Kurdakow wykonał to zadanie i oddział skierowano najpierw do akcji przeciwko ludziom rozrabiającym w restauracjach i barach, którzy urządzali tam bójki. Ludzie Kurdakowa byli wysyłani, żeby zaprowadzać tam porządek. Tłukli się z bandziorami, wygrywając wszystkie pojedynki, bo byli to silni, wielcy i specjalnie dobrani koledzy autora. Wkrótce okazało się, że prawdziwe zadania oddziału będą zupełnie inne. Miał on być używany do likwidacji chrześcijan, którzy odprawiali swoje praktyki w podziemiu. Na spotkaniach w prywatnych domach, czy podczas chrztu daleko od miasta, nad rzeką blisko lasu. Prowadzącym grupę ze strony milicji był kapitan Dymitr Nikiforow. Kurdakow pisze:
„Wypady do tajnych kościołów były coraz częstsze. Średnio raz na cztery dni.
Wiele z tych wypadów miało na celu nie to, aby przeszkadzać w tajnych zebraniach, lecz aby wyszukiwać i zabierać pisma, wydawane potajemnie w kraju lub kopiowane przez chrześcijan.
Często zastanawiałem się jak te bazgroty mogą być tak wielkim zagrożeniem dla państwa sowieckiego. Nigdy nie byłem przekonany o tym wielkim zagrożeniu. Lecz Nikiforow ciągle mi powtarzał, że ono jest, i to bardzo duże.
'– No dobrze – pomyślałem. Skoro chce pism, to mu je dostarczymy'. Znaleźliśmy ich wiele. Najczęściej wpadał nam w ręce zeszyt, coś w rodzaju tygodnika, drukowany na fotokopiarce. Przeznaczony był dla chrześcijan z regionu Syberii. Kiedy go po raz pierwszy zobaczyłem, pomyślałem:'No, chrześcijanie stają się coraz bardziej niebezpieczni'.
Wierzący bardzo łatwo przekazywali sobie takie pismo, gdyż nawiązywali kontakty z innymi wierzącymi Związku Sowieckiego. Pewnego razu Nikiforow wziął jeden z tygodników, który przyniosłem z naszej akcji. Potrząsnął nim i powiedział rozwścieczony:
– Zobacz! Są takie same jak te z Baku, Ukrainy, Kijowa, Leningradu i z całego Związku Sowieckiego! Tu chodzi już o konspirację, która nas chce zniszczyć! Nadal nie przestawał przeklinać.
Pisma te mają związek z naszym życiem w Związku Sowieckim. Treści nie czerpią jedynie z literatury chrześcijańskiej, manuskryptów, lecz również z dzieł sławnych pisarzy, takich jak Aleksander Sołżenicyn. Mimo, że rząd kontroluje wszystkie publikacje, to jednak Samizdat, który jest dużą organizacją, ciągle się rozwija i wydaje na cały kraj manuskrypty, które są kopiowane ręcznie lub przepisywane na maszynach, a które są aktualnie na indeksie. Mimo, że są stanowczo zakazane, jednak cieszą się ogromną popularnością również wśród oficerów i studentów akademii. Ja sam miałem tego rodzaju książki i czytałem je. Cieszą się one wielką popularnością wśród studentów.
Teraz zrozumiałem, że wierzący zorganizowali się w podobny sposób. Przekazywali sobie wersety z Biblii pisane na maszynie lub ręcznie. Pewnego razu znaleźliśmy nawet nowe Biblie, które były wydane na Zachodzie. Nie dowiedziałem się, w jaki sposób przedostały się do naszego kraju. Wiedziałem tylko, że w Moskwie została utworzona pewna organizacja, która miała uniemożliwić przemycanie owych Biblii do Związku Sowieckiego. Nie wiem, jakich metod używała, aby zahamować przemyt. Ale wiem, że nie spełniła swojego zadania".
Jedna z akcji, to było barbarzyńskie pobicie grupy chrześcijan, którzy mieli przyjąć chrzest nad rzeką. Milicja miała swoich szpiegów, którzy dowiadywali się o terminach takich spotkań. W czasie tej akcji zabito kapłana, uderzając go pałką w głowę. Masakrowano kobiety i mężczyzn, a potem aresztowano ich i zawożono ciężarówką, którą jeździli na „akcję", do aresztu. Wielu chrześcijan umierało potem w wyniku odniesionych ran, a Kurdakow zabił przynajmniej jedną z kobiet. Najczęściej spotkania chrześcijan odbywały się w prywatnych domkach, gdzie zbierało się od ośmiu do piętnastu osób.
Jedną z młodych chrześcijanek była Natasza Zdanowa, którą dwukrotnie podczas „akcji" na dwóch różnych zebraniach ciężko pobił Sierioża. Była bardzo piękna. Potem ją przesłuchiwał i tłumaczył zło wiary w Boga, który nie istnieje i zagrożenie, jakim są chrześcijanie dla komunistycznego państwa. Kiedy w czasie kolejnej akcji znowu po raz trzeci spotkali ją oprawcy z oddziału Kurdakowa, jeden z nich zamiast ją skatować podobnie jak innych chrześcijan, zaczął jej bronić, a potem Kurdakow pozwolił jej wyjść. Wiktor, bo to był on, mówił: „Ona coś ma, czego my nie mamy! Nikt jej nie dotknie, nikt!". Kurdakow był dowódcą oddziału i wziął udział w ponad 150 akcjach. Natasza wkrótce potem wyjechała z Kamczatki (tam rozgrywały się te wszystkie wydarzenia) na Ukrainę, skąd pochodziła. Nigdy więcej Kurdakow jej nie widział. Był to jednak początek jego przemiany. Podczas jednej z akcji, kiedy oprócz bicia, celem była konfiskata wszelkich materiałów religijnych, wydań Biblii, pochodzących głównie z Zachodu oraz ręcznie przepisywanych fragmentów Biblii i modlitw, Kurdakow zabrał ze sobą kilka zapisanych kartek. Potem w domu zaczął je czytać i ten człowiek, wychowany w bezbożnej ideologii komunistycznej, oprawca i funkcjonariusz systemu, rozpoczął swoją drogę ku nawróceniu.
„Słowa Jezusa ciągle stawały mi przed oczami. Nie mogłem o nich zapomnieć. Po co je czytałem?! Wszystko w moim życiu tak świetnie się układało. Aż tu nagle takie ogromne załamanie. Od tej chwili zaczęły się we mnie wyzwalać jakieś trudne do zrozumienia uczucia. Zachowałem więc te kartki. Przez wiele tygodni odczytywałem je ponownie. Kiedy niektóre wersety były dla mnie już całkowicie jasne, ponownie stawały się wielką tajemnicą. Miałem wrażenie, że znajduję się na ogromnej plaży, pogrążonej w kłębiącej się mgle, z której wyciągnąłem rękę po pomoc. Wiedziałem, że poza tą nieprzebytą mgłą znajduje się Ktoś, kogo można dosięgnąć i poznać. Lecz ciągle oddala się ode mnie. Widziałem Go tylko przez mgłę".
Skończył studia na akademii wojskowej i wyjechał z Kamczatki na urlop. Miał dużo zarobionych na akcjach pieniędzy i rozpoczął podróż samolotem po Związku Sowieckim. Udał się do Moskwy i na placu Czerwonym podjął w lipcu 1970 r. decyzję o ucieczce ze Związku Sowieckiego. Chciał uciekać przez różne granice, przez granicę węgierską, później przez turecką. Wszędzie tam dolatywał samolotem, ale kiedy znajdował się przy granicy, okazywało się, że były one tak strzeżone, że ucieczka tamtędy była niemożliwa.
Potem wrócił do Pietropawłowska i poszedł na jeszcze jedną akcję. Tam, kiedy miał już masakrować jedną z chrześcijanek podczas ich zebrania, chciał ją zabić, kiedy podniósł na nią rękę z metalową milicyjną pałką, ta ręka została tak boleśnie przez kogoś wykręcona do tyłu, że już nie mógł nic więcej zrobić. Chciał się przekonać, kto mu tę rękę wykręcił i kiedy się obejrzał do tyłu, nikogo nie było. Nikt go nie mógł złapać za rękę, a jednak odczuwał „ogromny ból". Wtedy zostawił wszystko i zaczął uciekać daleko od tego miejsca i zaczął płakać.
Potem odmawiał już Nikiforowi udziału w akcjach. Kiedy skończył studia został asystentem porucznika marynarki sowieckiej. Pewnego dnia wezwał go Nikiforow i zaproponował w imieniu milicji studia w prestiżowej, najważniejszej uczelni KGB w Tomsku, gdzie studiowali najlepsi oficerowie milicji ZSRR. Jednak po kilku dniach Kurdakow odpowiedział, że chce wypłynąć w morze. W styczniu 1971 r. skończył akademię w stopniu oficera radiowego i został mianowany aspirantem drugiej klasy marynarki sowieckiej. Został zaokrętowany na niszczycielu i wypłynął w morze. Po miesiącu, kiedy zawinęli do bazy na dwa tygodnie, poprosił przyjaciela, żeby przydzielono go na statek płynący do Stanów Zjednoczonych. Zostało to załatwione i Kurdakow został przydzielony na statek podwodny pływający wzdłuż brzegów Stanów Zjednoczonych jako oficer radiowy. Wtedy postanowił uciec do USA. W czerwcu nadarzyła się okazja, kiedy został przeniesiony na pokład rosyjskiej łodzi rybackiej pływającej na powierzchni. Tu potajemnie w nocy zrobił sobie tratwę z kawałków drewna, żeby, kiedy nadarzy się okazja, uciec na niej ze statku. Jednak w nocy odebrał wiadomość z Moskwy, która mówiła, że jeden z rybaków sowieckich, Litwin Sima Kurdika, wyskoczył 23 listopada 1970 r. ze statku i został zabrany przez okręt amerykański. Amerykanie jednak wydali go Sowietom, a właściwie wydał go admirał amerykański bez porozumienia z rządem amerykańskim, pod pretekstem porozumienia podpisanego między obu krajami, a jak się okazało, żadnego takiego porozumienia nie było. Kurdik został w Związku Sowieckim skazany na 10 lat więzienia. Wtedy Kurdakow zrozumiał, że nie uda mu się uciec do USA. Rozebrał swoją tratwę i postanowił uciec do Kanady.
W sierpniu przeszedł na sowiecki statek „Koliwan", a następnie u wybrzeży Vancouver na inny statek „Elagin", którym wpłynęli na wody kanadyjskie. Podczas burzy szalejącej na morzu, wyskoczył do wody 3 września 1971 r. w nocy o 22.30. Jak pisał:
„Po pięciu godzinach walki z lodowatą wodą, wdrapałem się wreszcie na skalistą wysepkę o wysokości około 200 stóp. Jednak zsunąłem się ze śliskiej skały, zdzierając sobie przy tym skórę. Skazany zostałem na zimno, wiatr i deszcz. Cały drżałem. Kolana, ręce i nogi miałem zbroczone krwią. Przepłynąłem zaledwie połowę zatoki oddzielającej mnie od miasta. Zaczęła mnie boleć głowa. Byłem niesamowicie zmarznięty i wyczerpany przepłyniętym odcinkiem. Przed całkowitą utratą świadomości zdążyłem jeszcze raz podnieść głowę i spojrzeć w kierunku upragnionego celu – miasta. Jedyna rzecz, którą sobie przypominam, to światło w małym miasteczku.'Muszę tam dojść'. I nagle zniknęły mi z oczu palące się światła. Później już nic nie pamiętam. To wszystko było niesamowite. W stanie nieświadomości znaleźli mnie ludzie z pobliskiego miasta Tasu. Zabrali mnie do siebie i wszystko mi opowiedzieli".
Kobieta, która miała iść rano do pracy, tego dnia nie poszła do niej. Jej domek był oddalony ok. 20 m od morza i to ona zobaczyła Kurdakowa idącego plażą, prawie nagiego i zakrwawionego. Wezwała pomoc i zabrano go do szpitala. Wtedy zaczęła się walka o pozostanie w Kanadzie. Kiedy przez tłumacza władze dowiedziały się, o co chodzi Kurdakowowi, po kilku dniach pobytu w szpitalu, dowiedział się, że władze kanadyjskie zdecydowały się przekazać go władzom sowieckim. Zawieziono go samolotem do Vancouver i osadzono tam w więzieniu. Tam zaczął się modlić. Dostał adwokata. Pewnej nocy zabrano go do samochodu i przez dwie godziny pokazywano mu nocny Vancouver. Potem zawieziono go na lotnisko. Nad ranem odlecieli do Montrealu. Tam miał zostać przekazany na sowiecki statek, który miał go zabrać do ZSRR.
Kanadyjczycy, którzy dowiedzieli się o tej sprawie, zaczęli walczyć o niego. Poprzez media i rząd w Ottawie trafiono do Pierre'a Trudeau, rząd po nagłośnieniu sprawy nie mógł już go wydać. Wtedy poinformowano go, że może zostać w Kanadzie. Potem opuścił więzienie w Quebeku. Poszedł do kościoła, gdzie przez trzy godziny się modlił. Ale był cały czas śledzony przez urzędnika ambasady sowieckiej. Postanowił wyjechać do Toronto, gdzie został skierowany na kurs angielskiego. Tam trafił też do kościoła, gdzie od pastora otrzymał Biblię i nawiązał współpracę z organizacją „Underground Evangelism". Zaczął występować w telewizji, w kościołach, wygłaszał odczyty i mówił o prześladowaniu Kościoła w Związku Sowieckim. W Toronto, kiedy wychodził ze stacji metra „Dundas West" zatrzymało go pewnego razu trzech mężczyzn. Jeden z nich czystym rosyjskim powiedział:
„- Pomyśl, co jest dla ciebie lepsze, Kurdakow. Musisz się zamknąć! Jeszcze raz otworzysz usta, a zginiesz w'wypadku'. Przypomnij sobie, że już raz cię upominano".
Tak kończy się ta książka:
„Doszedłem do wniosku, że skoro byłem sprawcą śmierci tylu ludzi, to teraz muszę to wynagrodzić. Postanowiłem więc, nie zważając na zagrożenie, dalej dzielić się moimi przeżyciami z innymi.
Chciałem rozpocząć nowe życie, założyć rodzinę. Ale nie mogłem zapomnieć o tych, których zostawiłem w kraju. Ukazywałem całemu światu prawdę o życiu w Związku Sowieckim. Chciałem przekonać innych, a zwłaszcza ludzi młodych, że Bóg naprawdę istnieje, że może przemienić serce największego grzesznika.
Dusza wielkiego ludu sowieckiego jeszcze nie umarła. Jeszcze nie została całkowicie zniszczona bezbożną i wrogą ideologią komunistyczną. I nie umrze dopóty, dopóki będą żyli ludzie pokroju Aleksandra Sołżenicyna, Nataszy Zdanowej i tysiąca innych, podobnych do nich, w których płonie jeszcze iskierka wiary.
Pragnę zwrócić się do tych wszystkich wierzących w ZSRR, którzy przyczynili się do przemiany mojego życia. Piszę to w tej książce w nadziei, że pewnego razu będą mieli okazję ją przeczytać, a wtedy z pewnością wszystko zrozumieją.
Zwracam się do pani Litowczenko, sparaliżowanej małżonki pastora, którego zabiliśmy w niedzielę po południu nad brzegiem rzeki w Elizowie. Chciałbym jej powiedzieć, że jest mi bardzo przykro.
Zwracam się do Niny Rudenko, młodej i pięknej dziewczyny, której życie zrujnowała całkowicie nasza ekipa: − Przebacz nam, bardzo cię proszę.
Na koniec zwracam się do Nataszy, którą w tak okropny sposób dwukrotnie biłem. Jednak jej głęboka wiara sprawiła, że nie zważając na poprzednie maltretowanie, po raz trzeci przybyła na spotkanie. Chcę jej powiedzieć: Nataszo, to dzięki twojej postawie zmieniłem swoje życie i stałem się twoim bratem w Chrystusie. Przede mną otwiera się nowe życie. Bóg mi przebaczył. Sądzę, że i ty mi przebaczysz.
Gdziekolwiek jesteś, Nataszo, dziękuję ci.
Nigdy, nigdy o tobie nie zapomnę".
Niedługo po wydaniu książki Kurdakow został zabity w Toronto przez nieznanych sprawców.
Janusz A. Lewicki