Poniżej publikujemy historię opowiedzianą przez kolumbijskiego księdza, który wygrał konkurs na „Opowiadanie klerykalne", zorganizowany w marcu przez portal Internetowy catholic.net. Na 820 historii nadesłanych z 78 krajów, 20-osobowe jury wybrało tę przesłaną przez księdza Manuela Juliana Quinceno Zapatę, z diecezji Carthage.
Ale zanim posłuchacie tej spowiedzi…
Będąc proboszczem małej wioski wychodziłem często w niedzielę na ulicę, żeby przywitać się z ludźmi, dać im tekst katechezy, zwłaszcza tym, którzy nie mieli w zwyczaju chodzenia na Mszę. W tej parafii poświęconej św. Józefowi wielu mieszkańców miało inny zwyczaj, który nabożnie kultywowali – chodzili do pobliskiej kawiarni „na klina". Z łatwością więc domyślałem się, gdzie mogę ich znaleźć.
Pewnego razu, gdy już kończyłem przemierzać moją trasę, pewna dama spytała mnie, czy rozpoznałem „diabła". „Tak, tak, diabeł to ten mężczyzna, któremu ojciec powiedział: Dzień dobry! Nawet mu ojciec dał tekst katechezy". Ale ja nie widziałem ani diabła, ani nikogo, kto by go przypominał.
Upłynęło niewiele czasu, jak miałem jechać do sąsiedniej wioski, by pomóc księdzu – współbratu, ale samochód parafialny był zepsuty. Kiedy szukałem kogoś, kto mógłby mnie tam zawieźć, dziecko z parafii podeszło do mnie i powiedziało: „Jeśli ojciec chce, zapytam diabła czy może ojca zawieźć". Myśląc, że to żart, zgodziłem się i tak go poznałem…
Z początku nie śmiałem otworzyć ust – pierwszy raz jechałem w takim towarzystwie. Myślałem: „O czym ja mogę rozmawiać z diabłem?". Ale po chwili rozpocząłem dialog, który przypominał raczej przesłuchanie niż konwersację. Zanim wyszedłem z samochodu, nic nie mówiąc, zostawiłem w środku różaniec Matki Bożej z Karmelu.
Od tego dnia widywałem go wszędzie i za każdym razem zapraszałem go na Msze, na co on odpowiadał: „Nie dzisiaj, innym razem. Mam swoje powody".
Od tego zdarzenia upłynęło wiele czasu, jak dziecko zatrzymało mnie w drzwiach kościoła mówiąc, że ktoś bardzo chory chce mnie natychmiast widzieć. Chwyciłem swój neseser i pobiegłem za dzieckiem. Jakie było moje zdziwienie, gdy wchodząc do mieszkania rozpoznałem „diabła", rolnika Ramona. Ramon nie przypominał sobie, kiedy i dlaczego tak go nazwano, ale tak już zostało.
W ostatniej fazie raka, leżał na łóżku. „Czy ojciec mnie pamięta? – jestem diabłem. Ale chcę moją duszę oddać Bogu! Ojcze, proszę, wyspowiadaj mnie."
Pomyślałem sobie, że to najpiękniejsza chwila w moim życiu, gdy zobaczyłem w jego trzęsących się rękach różaniec – ten, który mu zostawiłem w samochodzie. A Ramon chciał go wziąć w swoją ostatnią podróż. Po jego śmierci znalazłem kartkę z katechezą, którą mu dałem którejś niedzieli. Była na temat spowiedzi.
Jakże wielki i niepojęty jest Bóg. Działa w cichości i prostocie, i pozwala nam dzielić się ze wszystkimi darem, którego z Jego woli jesteśmy częścią. Tego dnia cała wieś nie mogła wyjść z podziwu: „On wyspowiadał diabła!".
Ks. Manuel Julian Quiceno Zapata
za: Zenit.org, Rzym, czwartek 10 czerwca 2010 r.