Ufność w miłosierdzie Boże jest szczególnie konieczna w naszych czasach, w świecie, który jest znany z naukowych i technicznych osiągnięć, lecz który w tym samym czasie jest naznaczony głębokim kryzysem moralnym; staje się to oczywiste w kwestiach ludzi dzisiejszych, co zostało zawarte w przemówieniu wygłoszonym przez kardynała A. Rouco Verula, arcybiskupa Madrytu, na synodzie biskupów europejskich:
„Oprócz Jezusa Chrystusa, nie wiemy, czym Bóg, życie, śmierć albo my sami naprawdę jesteśmy. Nie jest zaskakujące, że kultura bez Boga staje się kulturą bez nadziei, bo tylko w Nim, który jest wieczną i stwórczą Miłością, serce człowieka odnajduje swoje korzenie i swój prawdziwy cel". (8 października 1999 r.)
Jezus Chrystus pragnął przypomnieć temu światu w niebezpieczeństwie o miłości Jego miłosiernego serca, poprzez głos skromnej, nieznanej kobiety, która wykonywała obowiązki kucharki, ogrodnika i furtianki w jej klasztorze. Zwrócił się do niej tymi słowami, jednocześnie zdumiewającymi i pocieszającymi: „Dziś wysyłam ciebie do całej ludzkości z Moim miłosierdziem. Nie chcę karać zbolałej ludzkości, ale pragnę ją uleczyć, przytulając ją do Swego miłosiernego serca... Mów światu całemu o niepojętym miłosierdziu Moim". Ta pokorna zakonnica, siostra Faustyna Kowalska, została kanonizowana w dniu 30 kwietnia 2000 roku przez papieża Jana Pawła II.
Helena Kowalska, trzecie z dziesięciorga dzieci, urodziła się 25 sierpnia 1905 roku w Głogowcu. Żywa, spontaniczna, szczęśliwa jak skowronek, Helena bawiła się jak wszystkie inne dzieci w mieście. Gdy miała siedem lat, Bóg wezwał ją po imieniu: „Usłyszałam pierwszy raz," napisze później, „głos Boży w duszy, czyli zaproszenie do życia doskonalszego, ale nie zawsze byłam posłuszna głosowi łaski" (Dzienniczek, 7). W szkole wyróżniała się inteligencją. Jednak wkrótce potrzebna była do pomocy w domu i w wieku dziewięciu i pół lat zamieniła swój tornister na pasterski kij. W wieku czternastu lat Helena poszła do pracy w sąsiednim gospodarstwie. Po roku oddanej służby, będąc sympatyczną i sumienną osobą, oświadczyła matce: „Mamo, chcę zostać zakonnicą!". Odpowiedzią było kategoryczne „nie". Rodzina Kowalskich nie mogła sobie pozwolić na koszty posagu, co było w tym czasie warunkiem wstąpienia do klasztoru. Helena wróciła do pracy w Łodzi. Gdy skończyła 18 lat, znowu usilnie prosiła rodziców, żeby pozwolili jej zrealizować swoje powołanie. Jej prośby spotkały się z taką samą odmową.
„Po tej odmowie" pisała: „oddałam się próżności życia, nie zwracając żadnej uwagi na głos łaski… Unikałam wewnętrznie Boga, a całą duszą skłaniałam się do stworzeń. Jednak łaska Boża zwyciężyła w duszy. W pewnej chwili byłam z jedną z sióstr swoich na balu. Kiedy się wszyscy najlepiej bawili, dusza moja doznawała wewnętrznych [udręczeń].
W chwili kiedy zaczęłam tańczyć, nagle ujrzałam Jezusa obok. Jezusa umęczonego, obnażonego z szat, okrytego całego ranami, który mi powiedział te słowa: 'Dokąd cię cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz?'. W tej chwili umilkła wdzięczna muzyka, znikło sprzed oczu moich towarzystwo, w którym się znajdowałam, pozostał Jezus i ja. Usiadłam obok swej drogiej siostry, pozorując to, co zaszło w duszy mojej, bólem głowy.
Po chwili, opuściłam potajemnie towarzystwo i siostrę, udałam się do katedry Św. Stanisława Kostki. Godzina już zaczęła szarzeć, ludzi było mało w katedrze; nie zwracając [uwagi] na nic, co się wokoło dzieje, padłam krzyżem przed Najświętszym Sakramentem i prosiłam Pana, aby mi raczył dać poznać, co mam czynić dalej. Wtem usłyszałam te słowa: 'Jedź natychmiast do Warszawy, tam wstąpisz do klasztoru'. Wstałam od modlitwy... i załatwiłam rzeczy konieczne... i tak w jednej sukni, bez niczego przyjechałam do Warszawy".
Tam, trochę zdezorientowana, rozmawiała z księdzem, który ją pocieszył i umieścił jako służącą w domu bardzo pobożnej kobiety, dopóki nie zostanie przyjęta do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Zgromadzenie to, założone przez Francuzkę, Matkę Thérèse Rondeau (1793-1866), pomaga kobietom i młodym dziewczętom, które wpadły w grzeszne życie, powrócić na właściwą drogę, i uczy unikania niebezpieczeństw tego świata młode kobiety, potrzebujące szczególnej ochrony. W każdym klasztorze istnieją trzy kategorie osób: przełożeni, koadiutorzy i zakonnicy. Helena została przyjęta do koadiutorów, którzy dbają o materialne prace w domu.
Szczęśliwa początkowo postulantka wkrótce się rozczarowała – była całkowicie pochłonięta pracą fizyczną i miała niewiele czasu na modlitwę, medytację, prywatny czas z Jezusem. „Po trzech tygodniach", pisała, „postanowiłam wstąpić do zakonu więcej ściślejszego. Myśl ta bardzo się utrwaliła w duszy, że postanowiłam sobie w pewnym dniu… stanowczo wystąpić... Przyszłam do celi… rzuciłam się na ziemię i zaczęłam się gorąco modlić o poznanie woli Bożej… Po chwili jasno się zrobiło w mojej celi i ujrzałam na firance oblicze Pana Jezusa bolesne bardzo. Żywe rany na całym obliczu i duże łzy spadały na kapę mojego łóżka. Nie wiedząc, co to wszystko ma znaczyć, zapytałam Jezusa: 'Jezu, kto Ci wyrządził taką boleść?'– A Jezus odpowiedział:'Ty mi wyrządzisz taką boleść, jeżeli wystąpisz z tego Zakonu. Tu cię wezwałem, a nie gdzie indziej, i przygotowałem wiele łask dla ciebie'... Od tej chwili, czuję się zawsze szczęśliwa i zadowolona". Uspokojona, Helena starała się żyć jej ideałem jedności z Bogiem, z naczyniami kuchennymi, kopaniem w ogrodzie, czy sprzedawaniem chleba przychodzącym i wychodzącym na furcie.
Po otrzymaniu pozwolenia na założenie habitu w dniu 30 kwietnia 1926 roku, przyjęła imię Siostry Faustyny. Ale wkrótce czekała ją poważna próba. „Pod koniec pierwszego roku nowicjatu zaczęło się ściemniać w duszy mojej", pisała. „Umysł mój dziwnie był przyćmiony, żadna prawda nie wydawała mi się jasną. Kiedy mi mówiono o Bogu, serce moje było jak skała. Nie mogłam wydobyć z serca ani jednego uczucia miłości ku Niemu. Nie czułam żadnej pociechy w modlitwie... Nieraz całą Mszę św. walczyłam z myślami bluźnierczymi, które się cisnęły na usta moje... Kiedy mi kapłan tłumaczył, że to są doświadczenia Boże i że – w tym stanie, w jakim jesteś, nie tylko nie obrażasz Boga, ale jesteś mu bardzo miła, to jest znak, że cię Bóg niezmiernie miłuje… Jednak nic mnie te słowa nie pocieszały, zdawało mi się, że one wcale się do mnie nie stosują...
Wtenczas padałam twarzą na ziemię przed Najświętszym Sakramentem i powtarzałam te słowa:'Chociażbyś mnie zabił, ja Ci ufać będę'". Dotkliwość próby, która trwała dwa i pół roku, była równa misji, jaka miała być powierzona Siostrze Faustynie. Ta, która miała przypomnieć światu, często w bólach agonii, o zaufaniu w nieskończone Miłosierdzie, miała poznać wszystkie stopnie pokusy rozpaczy.
22 lutego 1931 roku Pan Jezus ukazał się jej, ubrany we wspaniałą białą szatę, z jedną ręką podniesioną w geście rozgrzeszenia, a drugą spoczywającą nad Jego Boskim Sercem. Z Jego szaty, spod której można było dostrzec Jego Serce, wychodziły dwie wiązki światła, jedna czerwona, druga biała. „W milczeniu wpatrywałam się w Pana", pisała, „dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: 'Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie. Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także, już tu na ziemi, zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. Ja sam bronić ją będę jako swej chwały'".
Siostra Faustyna zwierzyła się swojemu spowiednikowi z tej wizji. Ksiądz nie zwrócił na to zbyt dużej uwagi. Ponieważ miesiące mijały, rozkazy Pana stały się jaśniejsze i bardziej naglące: „Pragnę, ażeby kapłani głosili to wielkie miłosierdzie moje względem dusz grzesznych. Niech się nie lęka zbliżyć do mnie grzesznik. Palą mnie płomienie miłosierdzia… Im większy grzesznik, tym ma większe prawa do miłosierdzia mojego. Dla grzeszników zstąpiłem na ziemię… dla nich przelałem krew. Na ukaranie mam wieczność, a teraz przedłużam im czas miłosierdzia. Jeszcze więcej mnie boli nieufność duszy wybranej; pomimo niewyczerpanej miłości Mojej – nie dowierzają Mi. O, jak bardzo mnie rani niedowierzanie duszy".
Wiadomości o wizjach Siostry Faustyny rozprzestrzeniły się w klasztorze i choć jej życie było wzorowe, została zasypana powodzią sprzeciwów. „Wszystko było jeszcze do zniesienia.", pisała, „Ale kiedy Pan zażądał, abym malowała ten obraz, już teraz naprawdę zaczynają mówić i patrzeć na mnie jako na jakąś histeryczkę i fantastyczkę… I widziałam przed sobą jakby dwie grupy sędziów". Przez dwa lata żaden kapłan nie odważył się wydać jednoznacznej opinii na temat tych objawień. Wreszcie, w czasie rekolekcji przed jej ślubami wieczystymi, w kwietniu 1933 r., ks. Józef Andrasz, SJ, ojciec duchowy, powiedział jej: „Moja Siostro, nie dowierzasz Panu Jezusowi, bo On traktuje cię tak blisko. Bądź spokojna. Jezus jest twoim Nauczycielem, a twoje kontakty z Nim nie wynikają z histerii, z marzeń lub iluzji. Ufaj Bogu, na dobrej drodze jesteś. Staraj się być wierna łasce Bożej". Natychmiast dusza Siostry Faustyny została wypełniona głębokim, nadprzyrodzonym pokojem, a ona została uwolniona z wątpliwości.
1 maja złożyła śluby wieczyste z wielką żarliwością. Cztery dni później weszła do kaplicy, żeby odprawić Godzinę Świętą. „Po chwili", pisała, „ujrzałam Pana, całego ranami pokrytego – i rzekł do mnie: 'Patrz, kogoś zaślubiła'... Wpatrywałam się w rany Jego święte i czułam się szczęśliwa cierpiąc z Nim. O Boże mój, jak słodko jest cierpieć dla Ciebie, cierpieć w najtajniejszych tajniach serca, w największym ukryciu... Jezu, dziękuję Ci za codzienne drobne krzyżyki, za przeciwności w moich zamiarach, za trud życia wspólnego, za złe tłumaczenie intencji, za poniżanie przez innych, za cierpkie się obchodzenie z nami, za posądzenia niewinne, za słabe zdrowie i wyczerpanie sił... Dziękuję Ci, Jezu, za cierpienia wewnętrzne, za oschłości ducha, za trwogi, lęki i niepewności, za ciemność i gęsty mrok wewnętrzny, za pokusy i różne doświadczenia... Dziękuję Ci, Jezu, któryś wpierw wypił ten kielich goryczy, nim mnie, złagodzony, podałeś. Niechaj się stanie ze mną to, co zakreśliła mądrość Twoja przed wiekami".
Pod koniec maja 1933 roku Siostra Faustyna wyjechała do Wilna. Tam poznała Ojca Sopoćkę (beatyfikowanego w 2008 r.), który stał się jej duchowym kierownikiem. Po wielu wahaniach, podjął decyzję o namalowaniu wizerunku Jezusa miłosiernego, ale chciał zrozumieć znaczenie białych i czerwonych promieni wychodzących z Serca Pana Jezusa. Siostra Faustyna zapytała Boskiego Nauczyciela, który odpowiedział: „Te dwa promienie oznaczają krew i wodę – biały promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz… Te dwa promienie wyszły z wnętrzności miłosierdzia Mojego wówczas, kiedy konające serce Moje zostało włócznią otwarte na Krzyżu. Te promienie osłaniają dusze przed zagniewaniem Ojca Mojego". Innymi słowy, przed karą, na którą zasługujemy przez nasze grzechy. W niedzielę po Wielkanocy 1935 roku obraz został publicznie wystawiony w sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej, a wkrótce Miłosierdzie Boże objawiło się poprzez wiele łask nadzwyczajnych nawróceń.
W swoim Dzienniczku Siostra Faustyna napisała: „Największym przymiotem jest miłość i miłosierdzie". Ksiądz Sopoćko, początkowo zakłopotany, odkrył tę prawdę w pracach św. Augustyna i św. Tomasza z Akwinu. Rzeczywiście, żaden inny przymiot Boga nie jest tak mocno podkreślony w Biblii jak Miłosierdzie. Bóg nie jest odległym bytem, obojętnym na przeznaczenie człowieka, ale jest On Przyjacielem, Zbawicielem, Dobrym Pasterzem, w którego oczach każda osoba jest cenna. Po upadku człowieka przez grzech pierworodny, tym upadku, który miał tak wiele tragicznych konsekwencji (cierpienie, śmierć...), Bóg w pełni objawił nam Swoje Miłosierdzie w tajemnicach Wcielenia i Odkupienia. Całe życie Chrystusa na ziemi, Jego słowa i czyny, Jego przypowieści i cuda, Jego śmierć na Krzyżu i Jego Zmartwychwstanie – fundament Jego Kościoła, prowadzonego poprzez wieki przez Ducha Świętego, głoszą całemu światu Boże Miłosierdzie.
Być miłosiernym to mieć serce poruszone smutkiem na widok cudzego nieszczęścia, jakby to było nasze własne, i próbować, tak jak to możliwe, usunąć je lub mu ulżyć. Największą chorobą, która dotyka człowieka, jest grzech. Bóg leczy go przez Swoje Miłosierdzie. O tyle, o ile to obraża Boga, grzech wywołuje niewyobrażalne szkody, których wieczne konsekwencje zostały ukazane Siostrze Faustynie. „Ja, Siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest". Inna wizja odsłaniała Siostrze Faustynie ludzkie grzechy: „Dał mi Pan poznać w jednym momencie", zanotowała 9 lutego 1937 roku, „grzechy świata całego w dniu tym popełnione. Zemdlałam z przerażenia i pomimo, że znam całą głębię miłosierdzia Bożego, zdziwiłam się, że Bóg pozwala istnieć ludzkości. I dał mi Pan poznać, kto podtrzymuje istnienie tej ludzkości: to są dusze wybrane".
Ale bez względu na ilość i wagę grzechów, Miłosierdzie Boże jest zawsze w gotowości na ziemi. „Jestem Święty po trzykroć", powiedział Jezus Siostrze Faustynie, „i brzydzę się najmniejszym grzechem. Ale kiedy grzesznicy okazują skruchę, Moje Miłosierdzie jest nieograniczone... Najwięksi grzesznicy dochodziliby do wielkiej świętości, gdyby tylko zaufali Mojemu miłosierdziu... Łaski z Mojego miłosierdzia czerpie się jednym naczyniem, a nim jest – ufność. Im większa jest czyjaś ufność, tym większe miłosierdzie może zyskać... Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce Moje, gdy oni wracają do Mnie". W dniu 10 października 1937 r. nasza Święta napisała: „W tej chwili promień światła oświecił mą duszę i poznałam całą otchłań swej nędzy; w tym samym momencie przytuliłam się do Najświętszego Serca Jezusa z tak wielką ufnością, że choćbym miała na sumieniu grzechy wszystkich potępionych, nie zwątpiłabym o Bożym miłosierdziu – ale z sercem na proch skruszonym rzuciłabym się w przepaść miłosierdzia Twego. Wierzę, o Jezu, że nie odrzuciłbyś mnie od siebie, ale rozgrzeszył ręką zastępcy swego". Miłosierdzie Boże jest dane grzesznikom głównie poprzez spowiedź. „W sakramencie tym", pisał św. papież Jan Paweł II, „każdy człowiek może w sposób szczególny doświadczyć miłosierdzia, czyli tej miłości, która jest potężniejsza niż grzech" (encyklika Dives in misericordia, 30 listopada 1980 roku, nr 13).
Miłosierdzie Boże – silna podstawa nadziei – jest także wezwaniem do nawrócenia. Bez szczerej skruchy za grzechy i mocnego postanowienia poprawy, Miłosierdzie nie może być wylane na grzesznika. „Ograniczyć je [miłosierdzie] może tylko od strony człowieka brak dobrej woli, brak gotowości nawrócenia, czyli pokuty, trwanie w oporze i sprzeciwie wobec łaski i prawdy, a zwłaszcza wobec świadectwa krzyża i zmartwychwstania Chrystusowego" (Dives in misericordia, nr 13). Święty Alfons Liguori zauważa, że Miłosierdzie Boga rozciąga się na tych, którzy się Go boją (Łk, 1,50). Innymi słowy, „Pan stosuje miłosierdzie wobec tych, którzy obawiają się Go obrazić, ale nie wobec tych, którzy liczą na Jego miłosierdzie, żeby dalej Go obrażać" (Droga zbawienia, część 1, 8. medytacja).
Jeśli, dzięki Męce Chrystusa, Miłosierdzie Boże zapewnia najmocniejsze lekarstwo na grzech, największe zło, które dotyka człowieka, to także rozszerza się ono na wszystkie inne rodzaje cierpienia, fizycznego czy moralnego, które go dotykają. Czasami je likwiduje; ale częściej, przejawia się w swoim właściwym i prawdziwym aspekcie, „kiedy wydobywa dobro spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku" (Dives in misericordia, nr 6). W tym odnajdujemy fundamentalne znaczenie mesjańskiego przesłania Jezusa Chrystusa, którego misja ujawnia „sprawdzian tej miłości, która'nie daje się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwycięża'" (Rz 12,21) (ibidem, nr 6). Aby przezwyciężyć zło, Miłosierdzie Boga daje wszystkim, którzy odwołują się do niego, siłę i cierpliwość w doświadczeniach, ucząc ich zjednoczenia swoich cierpień z cierpieniami Boga Ukrzyżowanego. „To krzepiące orędzie [miłosierdzia] jest skierowane przede wszystkim do człowieka, który [jest] udręczony jakimś szczególnie bolesnym doświadczeniem", mówi św. papież Jan Paweł II. „Takiemu człowiekowi ukazuje się łagodne oblicze Chrystusa, a promienie wychodzące z Jego Serca padają na niego, oświecają go i rozpalają, wskazują drogę i napełniają nadzieją. Jakże wielu sercom przyniosło otuchę wezwanie'Jezu, ufam Tobie'" (homilia podczas Mszy kanonizacyjnej).
Boże miłosierdzie budzi również prawdziwą braterską miłość między osobami. „Nie jest łatwo miłować miłością głęboką, która polega na autentycznym składaniu daru z siebie", kontynuował św. papież Jan Paweł II. „Tej miłości można nauczyć się jedynie wnikając w tajemnicę miłości Boga. Wpatrując się w Niego, jednocząc się z Jego ojcowskim Sercem, stajemy się zdolni patrzeć na braci nowymi oczyma, w postawie bezinteresowności i solidarności, hojności i przebaczenia. Tym wszystkim jest właśnie miłosierdzie!" (ibid.). Jezus napomina Swoich uczniów, żeby znaleźli się „w szkole Boga", tak by zdobyli dla siebie Miłosierdzie Boże. „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią" (Mt 5, 7).
Do końca swojego życia Siostra Faustyna wykonywała dzieła miłosierdzia wobec jej sąsiadów. Od 1933 roku chorowała na gruźlicę. Jej przełożeni z początku nie zdawali sobie sprawy z powagi tej choroby, którą ona znosiła w milczeniu. W grudniu 1936 roku, kiedy choroba była już w zaawansowanym stadium, Siostra została wysłana do sanatorium. Przebywała tam cztery miesiące, a potem, w 1938 roku, została wysłana tam jeszcze raz na pięć miesięcy.
Modliła się żarliwie za cierpiących ludzi, których nawrócenie często uzyskiwała, nawet w po ludzku rozpaczliwych okolicznościach. W ich intencjach odmawiała „Koronkę do Miłosierdzia Bożego", modlitwę, która została jej objawiona w dniu 14 września 1935 r. Po powrocie do klasztoru we wrześniu 1938 r. Siostra Faustyna spokojnie odeszła na swój wieczny odpoczynek w wieku 33 lat, w dniu 5 października tego roku. W pięknej modlitwie Siostra Faustyna ukazuje swój sposób praktykowania miłosierdzia (zobacz: „Ćwiczenia ogólne" z 1937 r. w Dzienniczku, nr 163).
Prośmy Najświętszą Dziewicę, Matkę Miłosierdzia i świętego Józefa, aby uczyli nas bycia miłosiernymi, jak nasz Ojciec w Niebie, tak, by uzyskać Jego Miłosierdzie i życie wieczne.
Dom Antoine Marie, OSB
Artykuł ten publikujemy za zgodą Opactwa Clairval we Francji, które co miesiąc publikuje duchowy biuletyn na temat życia świętych, w językach angielskim, francuskim, włoskim i holenderskim. Adres pocztowy: Dom Antoine Marie, Abbe, Abbaye Saint-Joseph de Clairval 21150 Flavigny sur Ozerain, Francja. Strona internetowa: http: // www.clairval.com.