Louis Even zawsze starał się podkreślać, w jaki sposób zasady Kredytu Społecznego, opracowane przez szkockiego inżyniera Clifforda Hugh Douglasa, doskonale sprawdzają się w zastosowaniu nauczania Kościoła na temat sprawiedliwości społecznej, znanego jako „doktryna społeczna Kościoła". Douglas powiedział, że Kredyt Społeczny można podsumować w dwóch słowach: chrześcijaństwo stosowane.
Nauczanie Kościoła na temat sprawiedliwości społecznej pociągało wielu świętych, którzy starali się zastosować je w praktyce. Jednym z nich jest ojciec Albert Hurtado Cruchaga, chilijski jezuita, który zmarł w 1952 r. i został kanonizowany przez papieża Benedykta XVI w 2005 r. Oto podsumowanie życia tego świętego, opublikowane w liście z maja 2006 r. w Abbaye Saint-Joseph de Clairval.
Dom Antoine Marie osb.
Podczas swojej podróży do Chile w 1987 roku papież Jan Paweł II wypowiedział następujące pełne nadziei słowa: „Czy Duch Święty może wzbudzić w naszych czasach apostołów kalibru ojca Hurtado, którzy poprzez heroiczny przykład miłości okazują żywotność Kościoła? Jesteśmy przekonani, że może i prośmy Go o to z wiarą".
Alberto Hurtado Cruchaga urodził się 22 stycznia 1901 roku w Viña del Mar w Chile. Miał zaledwie cztery lata, gdy zmarł jego ojciec. Jego matka, Ana, pogrążona w rozpaczy z powodu nagłego wdowieństwa, które pozostawiło ją bez środków do życia, schroniła się wraz z dwoma synami w stolicy, Santiago. Bezdomni musieli chodzić od domu do domu zdani na łaskę mniej lub bardziej życzliwych krewnych. Alberto bardzo cierpiał z powodu tej niepewnej sytuacji rodzinnej. Mimo wszystko udało mu się zdobyć wykształcenie i w marcu 1918 roku rozpoczął studia prawnicze na Katolickim Uniwersytecie Chile.
Trudne dzieciństwo głęboko naznaczyło młodego Alberto. Przez resztę życia był zmuszony opiekować się biednymi. Poświęcił się działalności apostolskiej na ich rzecz i zaangażował się w politykę, aby uzyskać dla nich pomoc rządową. W rzeczywistości nie był w stanie widzieć cierpienia ani żadnej potrzeby bez szukania ulgi. Później napisał: „Kogo mam kochać? Wszystkich moich ludzkich braci. Cierpią swoje niepowodzenia, swoje nieszczęścia, ucisk, którego są ofiarami. Cieszyć się z ich radości. Zacznę od wspomnienia wszystkich, których spotkałem na swojej drodze. Tych, od których otrzymałem życie, światło i chleb. Tych, z którymi dzieliłem dach i chleb... Tych, z którymi walczyłem, na których sprowadziłem cierpienie, tych, których zawiodłem, tych, których skrzywdziłem... Wszystkich, którym pomogłem, którym pomagałem, którym mogłem podać mocną rękę... Tych, którzy byli przeciwko mnie, pogardzali mną, wyrządzali mi krzywdę... Wszystkich, którzy mieszkają w moim mieście, w moim kraju... Wszyscy na świecie są moimi braćmi".
Czy jednak taka miłość bliźniego jest możliwa? Tak, wyjaśnia papież Benedykt XVI: „Dzięki temu staje się możliwa miłość bliźniego w sensie wskazanym przez Biblię, przez Jezusa. Miłość bliźniego polega właśnie na tym, że kocham w Bogu i z Bogiem również innego człowieka, którego w danym momencie może nawet nie znam lub do którego nie czuję sympatii. Taka miłość może być urzeczywistniona jedynie wtedy, kiedy jej punktem wyjścia jest intymne spotkanie z Bogiem, spotkanie, które stało się zjednoczeniem woli, a które pobudza także uczucia. Właśnie wtedy uczę się patrzeć na inną osobę nie tylko jedynie moimi oczyma i poprzez moje uczucia, ale również z perspektywy Jezusa Chrystusa. Jego przyjaciel jest moim przyjacielem. Przenikając to, co zewnętrzne w drugim człowieku, dostrzegam jego głębokie wewnętrzne oczekiwanie na gest miłości, na poświęcenie uwagi... Mogę dać drugiemu o wiele więcej niż to, czego konieczność widać na zewnątrz: spojrzenie miłości, którego potrzebuje." (Encyklika Deus caritas est, 25 grudnia 2005, nr 18).
Alberto wahał się pomiędzy kapłaństwem, życiem konsekrowanym i małżeństwem. Na koniec, po intensywnej modlitwie, ofiarował się Panu: „Oddaję Ci wszystko, czym jestem i co mam. Chcę Ci wszystko oddać, służyć Ci tam, gdzie nie będzie ograniczeń w całkowitym darze z siebie". Następnie zdecydował się zostać nowicjuszem w Towarzystwie Jezusowym. 7 sierpnia 1923 roku młody człowiek znakomicie zdał egzamin końcowy na Uniwersytecie Katolickim i otrzymał tytuł prawnika. Mimo perspektyw obiecującej przyszłości wstąpił do zakonu jezuitów. Napisał do przyjaciela: „W końcu jestem tu jezuitą, szczęśliwy i zadowolony, jak to tylko możliwe na tym świecie. Dziękuję Bogu, który poprowadził mnie do tego Raju, gdzie można być całkowicie Jego 24 godziny na dobę".
Został wysłany do Kordoby w Argentynie, gdzie 15 sierpnia 1925 roku złożył śluby. Duch służby skłonił go do poproszenia o wykonywanie skromnych prac w kuchni. Przyłożył się do praktykowania cnót, szczególnie w stosunku do innych: „Nie krytykujcie moich braci, ukrywajcie ich wady, mówcie o ich cnotach. Zawsze mów dobrze o przełożonych i ich decyzjach." W istocie „Cześć jest świadectwem społecznym składanym godności człowieka i każdy ma naturalne prawo do czci, do dobrego imienia i do szacunku. Tak więc obmowa i oszczerstwo naruszają cnoty sprawiedliwości i miłości" (Katechizm Kościoła Katolickiego, 2479).
Alberto Hurtado został wysłany do Hiszpanii na studia teologiczne. Jednak w 1931 roku niepokoje polityczne, które szalały na Półwyspie Iberyjskim, zmusiły go do podjęcia studiów na uniwersytecie w Louvain w Belgii. Świadectwa jego braci zgodnie przedstawiały go jako radosnego, pracowitego i służącego wszystkim. 24 sierpnia 1933 r. przyjął święcenia kapłańskie. „Oto jest, widzicie mnie odtąd jako kapłana Pańskiego!" pisał do przyjaciela... „Bóg obdarzył mnie wielką łaską bycia szczęśliwym we wszystkich domach, w których mieszkałem, ze wszystkimi towarzyszami, których miałem. Ale teraz, gdy zostałem księdzem na zawsze, jestem przepełniony radością. Odtąd nie pragnę niczego innego, jak tylko wykonywać swoją posługę z jak najintensywniejszym życiem wewnętrznym i odpowiednią aktywnością zewnętrzną. Sekret tej harmonii i jej powodzenia tkwi w nabożeństwie do Najświętszego Serca Jezusa, to znaczy w przepełnionej miłości naszego Pana".
Pomógł założyć Wydział Teologiczny na Uniwersytecie Katolickim w Chile i dołożył wszelkich starań, aby znaleźć profesorów, książki i czasopisma. 10 października 1935 roku znakomicie obronił pracę doktorską z pedagogiki na Uniwersytecie w Louvain, po czym odwiedził szereg instytucji dydaktycznych w całej Europie. Po powrocie do Chile w lutym 1936 roku, ojciec Alberto uczył w jezuickim liceum. Pociągał do siebie młodych ludzi, których prowadził w akcjach charytatywnych i społecznych. Podczas rekolekcji głoszonych według Ćwiczeń św. Ignacego nawoływał dusze do coraz głębszego spotkania z Panem i pomagał im gorliwie szukać woli Bożej: „Rekolekcje są dla dusz, które chcą wznieść się jak najwyżej. Są dla tych, którzy zrozumieli znaczenie słowa ‚miłość'i zrozumieli, że chrześcijaństwo jest miłością, że pierwszym przykazaniem jest kochać".
Kierowany ogromnym zapałem kapłańskim, ojciec Hurtado był wzorem pobożności eucharystycznej; misjonarz kapucyński powiedział, że gdyby księża odprawiali Mszę św. jak ojciec Hurtado, staliby się świętymi. W 1941 roku został mianowany kapelanem Młodzieżowego Ruchu Akcji Katolickiej w mieście Santiago, który rozszerzył jego apostolat na uczniów publicznych szkół średnich. Zachęcał do powołań. W książce Czy Chile jest krajem katolickim? otworzył oczy swoim współczesnym na sytuację w ich kraju, wskazując na poważny problem braku powołań kapłańskich. Trudność ta nie przeszkodziła jednak w jego głęboko zakorzenionym optymizmie i wkrótce sukcesy duszpasterskie zapewniły mu awans na kapelana krajowego Ruchu Młodzieżowego Akcji Katolickiej. Przemierzał cały kraj, wszędzie głosząc rekolekcje.
Podczas wielkiej procesji z pochodniami ku czci Najświętszej Maryi Panny, na szczycie wzgórza górującego nad Santiago, ojciec Albert krzyczał do tysięcy obecnych młodych ludzi: „Gdyby Chrystus zstąpił dziś wieczorem, powtarzałby wam, patrząc na to miasto:'Żal mi tego'; i zwracając się do ciebie, mówiłby ci z wielką czułością:'Jesteś światłością świata. Musisz oświetlić tę ciemność. Kto chce ze mną pracować? Czy chcecie być Moimi apostołami?'".
Powtórzył w ten sposób słowa św. Ignacego, który w swoich Rekolekcjach duchownych kazał Jezusowi powiedzieć: „Moją wolą jest zwyciężyć cały świat i wszystkich moich wrogów i w ten sposób wejść do chwały mojego Ojca. Kto więc chce iść ze Mną, musi ze Mną pracować, aby podążając za Mną w cierpieniu, mógł także podążać za Mną w chwale" (nr 95). A ojciec Hurtado skomentował to, wkładając te słowa w usta Jezusa:
„Potrzebuję Cię... Nie zmuszam Cię, ale potrzebuję Cię, abyś zrealizował Moje plany miłości. Jeśli nie przyjdziesz, dzieło pozostanie niewykonane, a tylko ty, tylko ty, możesz to zrealizować. Nikt inny nie może podjąć się tej pracy, ponieważ każdy ma swoją rolę do wypełnienia. Spójrz na świat. Zbiory są już dojrzałe; jaki głód, jakie pragnienie! […] Wielu pragnie religii, duchowości, zaufania, sensu życia".
Ale nie wszyscy rozumieli gorliwość ojca Hurtado. Zarzucano mu niepodporządkowanie się hierarchii, posiadanie nadmiernie zaawansowanych idei w sferze społecznej, a także zbytnią niezależność od innych gałęzi Akcji Katolickiej. Szczególnie sprzeciwił się mu kapelan generalny ds. młodzieży. W listopadzie 1944 r. ks. Hurtado zdecydował, że najlepiej będzie zrezygnować ze stanowiska kapelana Akcji Katolickiej, co spowodowało u niego głębokie cierpienie. Niemniej nie stracił z oczu owocności tej próby:
„W pracy chrześcijańskiej" – pisał – „triumfują porażki! Opóźnione triumfy! W świecie niewidzialnym najskuteczniejsze jest to, co wydaje się bezużyteczne. Całkowita porażka zaakceptowana całym sercem daje więcej nadprzyrodzonego sukcesu niż jakikolwiek triumf. Siej, nie martwiąc się o to, co wyrośnie. Mimo wszystko siej dalej. Dziękujcie Panu za apostolskie owoce niepowodzeń. Kiedy Chrystus rozmawiał z bogatym młodzieńcem w Ewangelii, poniósł porażkę, ale ilu innych ludzi wyciągnęło z tego naukę! A kiedy ogłosił Eucharystię, jak wielu uciekło – a jednak ilu przybiegło! Będziesz pracował! Wasza gorliwość będzie wydawać się martwa, ale ilu przeżyje dzięki wam!".
Pewnej zimnej i deszczowej nocy spotkał biednego człowieka, chorego i drżącego, który podszedł do niego i powiedział, że nie ma gdzie się zatrzymać. Takie nieszczęście przyprawiało go o dreszcze. Kilka dni później, głosząc rekolekcje grupie kobiet, mówił o ubóstwie, jakie panowało w Santiago: „Chrystus wędruje po naszych ulicach w osobie tak wielu biednych, cierpiących, chorych, wyrzuconych ze swoich nędznych nor... Chrystus nie ma domu! Czy nie moglibyśmy ofiarować Jemu tego, my, którzy możemy mieć wygodny dom, mnóstwo jedzenia, środki na edukację naszych dzieci i zapewnienie im przyszłości? Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" – powiedział Jezus (Mt 25,40).
Na zakończenie rekolekcji otrzymał działkę ziemi, trochę biżuterii i kilka czeków, które pozwoliły na narodziny „Hogar de Cristo" (Domu Chrystusa). Sześć miesięcy później arcybiskup Santiago pobłogosławił jego pierwszą placówkę. Od tego czasu to dzieło nie przestaje się rozwijać, aby przyjmować najbiedniejszych, tworząc ruch solidarności, który przekroczył granice kraju. Ale jego cel jest przede wszystkim duchowy: „Jedną z pierwszych dobrych rzeczy, jakie musimy dać naszym biednym, jest świadomość ich osobistej wartości, ich godności jako obywateli, a co więcej, jako synów i córek Bożych".
Doświadczenie ojca Hurtado dobrze ilustrują słowa papieża Benedykta XVI z jego wielkopostnego przesłania w 2006 roku: „Wobec strasznego wyzwania, jakim jest ubóstwo wielkiej części ludzkości, obojętność i zamknięcie się we własnym egoizmie stanowią niedopuszczalne przeciwieństwo „spojrzenia" Chrystusa... Również dziś, w czasach wzajemnej globalnej zależności, można dojść do wniosku, że żaden ekonomiczny, socjalny czy polityczny plan działania nie zastąpi owego daru z siebie dla drugiego, w którym wyraża się miłosierna miłość. Kto działa według tej ewangelicznej logiki, przeżywa wiarę jako przyjaźń z Bogiem wcielonym i, jak On, bierze na siebie ciężar potrzeb materialnych i duchowych bliźniego. Patrzy na niego jako na niezmierzoną tajemnicę, godną nieskończonej troski i uwagi. Wie, że kto nie daje Boga, daje zbyt mało, jak mówiła błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty:'Pierwszym ubóstwem narodów jest nieznajomość Chrystusa'. Dlatego trzeba pomagać w odnajdywaniu Boga w miłosiernym obliczu Chrystusa: bez tej perspektywy nie można stworzyć cywilizacji o solidnych fundamentach".
W 1947 r. ojciec Hurtado wraz z kilkoma młodymi naukowcami założył Chilijskie Stowarzyszenie Związków Zawodowych (ASICH), aby „powołać organizację, która uobecnia Kościół w środowisku zawodowym". Organizacja oferuje pracownikom formację chrześcijańską skupioną na społecznej nauce Kościoła, mającą na celu obronę godności pracy ludzkiej, wolną od wszelkich wpływów ideologicznych. „Są ludzie – pisał Ojciec – którzy chcą postępować w świętości, ale bez cierpienia. Nie rozumieli, co to znaczy rosnąć. Chcą się rozwijać poprzez śpiew, naukę, przyjemności, ale nie głód, udrękę, niepowodzenia, codzienną ciężką pracę, ani przez akceptację bezsilności, która uczy nas polegać na mocy Bożej, ani przez pozwolenie na realizację naszych własnych planów, co pozwala nam rozpoznać plany Boga. Cierpienie jest pożyteczne, ponieważ pokazuje mi moje ograniczenia, oczyszcza mnie, sprawia, że wyciągam się na krzyżu Chrystusa, zmusza mnie do zwrócenia się do Boga".
Wykonując tę pracę, Ojciec odwiedził Stany Zjednoczone i Europę, uczestnicząc m.in. w 34. Tygodniu Sprawiedliwości Społecznej w Paryżu i Międzynarodowym Tygodniu Jezuitów w Wersalu. W Lyonie brał udział w kongresie teologów moralności na temat relacji Kościół-Państwo. Jego opinia o socjalnym ruchu katolickim we Francji była pozytywna, choć zawierała pewne zastrzeżenia, zwłaszcza co do propozycji, które usłyszał na kongresie w Lyonie. Zaobserwował tam „nadmierne pragnienie odnowy i pewną tendencję do zapominania o prawdziwych wartościach Kościoła, o tradycyjnej wizji". Tendencja ta powoduje, że Kościół pozostaje „bez przywódców autentycznie chrześcijańskich, a jedynie z mistykami społecznymi, a nie socjalchrześcijańskimi". Niemniej zauważył, że istniało „wielkie pragnienie służenia Kościołowi i bardzo prawdziwa pobożność". Podczas pielgrzymki do Rzymu w październiku tego samego roku otrzymał zachętę od Przełożonego Generalnego Jezuitów oraz papieża Piusa XII.
Po powrocie do Chile ojciec Hurtado mocno zakorzenił dzieło ASICH na fundamencie Chrystusa i Kościoła. W 1948 r. wygłosił kilka bardzo dobrze przyjętych przemówień, gromadzących czasami nawet do czterech tysięcy osób, które były retransmitowane w radiu. Mimo to był obiektem niezrozumienia i nieuzasadnionej krytyki. Napisał: „Jeśli ktoś zacznie żyć dla Boga, w wyrzeczeniu się siebie i miłości do innych, wszystkie możliwe trudności zapukają do jego drzwi". Zauważył: „Często jestem jak skała, którą ze wszystkich stron uderzają ogromne fale. Nie ma innego wyjścia, jak tylko w górę. Przez godzinę, przez dzień, pozwalam falom rozbijać się o skałę; nie patrzę w stronę horyzontu, oczy wznoszę ku Bogu. Błogosławione życie czynne, całkowicie poświęcone mojemu Bogu, całkowicie oddane bliźniemu. Już sama jego radykalność zmusza mnie do zwrócenia się do Boga, aby odnaleźć siebie! On jest jedyną możliwą drogą wyjścia z moich zmartwień, moim jedynym schronieniem".
Ale ojciec Hurtado, który był święty, twardo stąpał po ziemi. Wiedział, że człowiek nawet w służbie Bogu musi oszczędzać energię. „Nie należy przesadzać i marnować sił w nadmiarze zwycięskiej siły. Człowiek hojny ma tendencję do zbyt szybkiego posuwania się do przodu: chce przywrócić dobro i zniszczyć niesprawiedliwość, ale zarówno w ludziach, jak i w rzeczach panuje bezwład, z którym musi się liczyć. Mistycznie jest to kwestia chodzenia krokami za Bogiem, dokładnego dopasowania się do planu Bożego. Wszelkie wysiłki, aby działać szybciej niż Bóg, są bezużyteczne, a co gorsza, szkodliwe. Aktywność zastępuje aktywizm uderzający do głowy jak szampan, dążący do celów nieosiągalnych i nie pozostawiający czasu na kontemplację; człowiek nie jest już panem swojego życia.... Niebezpieczeństwo nadmiernego działania jest rekompensatą. Wyczerpany człowiek z łatwością tego szuka. Jest to tym bardziej niebezpieczne, gdy ktoś do pewnego stopnia utracił panowanie nad sobą. Ciało jest zmęczone, nerwy wzburzone, wola chwiejna. W takich chwilach możliwe są największe głupoty. Trzeba po prostu zwolnić tempo, odnaleźć spokój wśród naprawdę dobrych przyjaciół, mechanicznie odmówić Różaniec i słodko zasnąć w Panu".
W styczniu 1950 r. biskupi boliwijscy zaprosili go do udziału w pierwszym „Krajowym Spotkaniu Dyrektorów Apostolstwa Społeczno-Ekonomicznego". Na ogólnokrajowe spotkanie zaprosiła go także młodzież Boliwijskiej Akcji Katolickiej. „Nadeszła godzina" – powiedział młodzieży – „aby nasze działania społeczno-gospodarcze przestały zadowalać się powtarzaniem ogólnych zaleceń zaczerpniętych z encyklik papieskich, a zaczęły proponować rozwiązania przemyślane, nadające się do natychmiastowego zastosowania na polu społeczno-gospodarczym". W międzyczasie zainteresowanie apostolstwem intelektualnym doprowadziło go do założenia pisma Mensaje (Przesłanie), pisma, które chciał, aby było „na wysokim poziomie" i oferowało formację religijną, filozoficzną i społeczną.
Jednak głębia duszy ojca Hurtado ujawniła się przede wszystkim podczas jego ostatniej choroby i śmierci. Wiedząc, że cierpi na raka trzustki, wykrzyknął: „Jak mógłbym nie być szczęśliwy! Jestem za to całkowicie wdzięczny Bogu! Zamiast gwałtownej śmierci, dał mi długą chorobę, abym mógł się przygotować... Zaprawdę Bóg był dla mnie kochającym Ojcem, pełnym czułości; najlepszym z ojców".
Już od dawna nasz święty kierował swoją intensywną działalność z myślą o tej godzinie: „Człowiekowi zostało dane życie, aby mógł współpracować z Bogiem w realizacji Jego planu; śmierć jest jedynie zakończeniem tej współpracy, powrotem wszystkich naszych mocy w ręce Stwórcy. Niech każdego dnia przygotowuję się na śmierć, poświęcając się w każdej chwili na współpracę z tym, o co prosi mnie Bóg, wypełniając w ten sposób moją misję, to, czego Bóg ode mnie oczekuje, co tylko ja mogę zrobić".
Zawsze pragnął życia wiecznego, czyli ostatecznego spotkania z Chrystusem: „A ja? Przede mną wieczność. Jestem strzałą wystrzeloną w stronę wieczności" – napisał. „Niech nie jestem tu do niczego przywiązany, ale we wszystkim patrzę na życie, które ma nadejść. Niech wszystkie stworzenia będą dla mnie przejrzyste, abym zawsze widział Boga i wieczność. Kiedy stają się nieprzejrzyste, staję się ziemski i zagubiony. Po mnie wieczność. To właśnie tam zmierzam i to już wkrótce... Gdy pomyślimy, jak szybko zakończy się obecny czas, dochodzimy do wniosku: bądź obywatelem Nieba, a nie ziemi. Obraz strzały ukazuje jednocześnie przemijalność życia i jego koncentrację na jednym celu – wieczności. Co więcej, właśnie ta perspektywa wieczności nie pozwalała mu pozostać obojętnym na cierpienie człowieka. „Zamknij i trzymaj wszystkich ludzi razem w moim sercu" – napisał. „Każdy ma swoje miejsce, bo w sercu człowieka są różne miejsca... Zjednocz wszystkie moje miłości w Chrystusie. Wszystko to jest we mnie jako ofiara, dar, który sprawia, że serce eksploduje; poruszenie Chrystusa we mnie, które budzi i rozpala moją miłość; ruch ludzkości przeze mnie ku Chrystusowi. Oto, co znaczy być księdzem!".
Ojciec Hurtado zmarł świętą śmiercią 18 sierpnia 1952 roku w otoczeniu braci ze swojej wspólnoty. Krótko wcześniej napisał: „Odchodząc, wracając do mojego Ojca, chciałbym wam przekazać: za każdym razem, gdy dają się wam poznać potrzeby i niedole ubogich, szukajcie sposobu, aby im pomóc, tak jak Gospodarz". Jego Msza pogrzebowa była prawdziwym triumfem. Gdy uczestnicy opuszczali kościół, na niebie utworzył się krzyż chmur, co było imponującym wydarzeniem, o którym donosiły ówczesne gazety.
Ojciec Hurtado został beatyfikowany przez Jana Pawła II 16 października 1994 r., a kanonizowany 23 października 2005 r. przez Benedykta XVI, który zauważył: „Posługa kapłańska Alberta Hurtado wyróżniała się wrażliwością i dyspozycyjnością wobec innych, będąc prawdziwie żywym obrazem Mistrza cichego i pokornego serca. U schyłku swoich dni, mimo wielkich cierpień spowodowanych chorobą, miał jeszcze siły powtarzać: « Jestem szczęśliwy, Panie, jestem szczęśliwy », wyrażając w ten sposób radość, jaką zawsze żył".
Prośmy św. Alberta Hurtado, aby wyjednał nam łaskę głębokiej radości w służbie Bogu i bliźniemu, pomimo cierpień, jakie narzuca to nabożeństwo.
Dom Antoine Marie osb.
Artykuł ten został przedrukowany za zgodą opactwa Clairval we Francji, które co miesiąc publikuje duchowy biuletyn o życiu świętego w języku angielskim, francuskim, włoskim i holenderskim. Ich adres pocztowy to Abbaye Saint-Joseph de Clairval, 21150 Flavigny sur Ozerain, Francja. Strona internetowa to: www.clairval.com