French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

trafiona przez piorun cz. 1

w dniu czwartek, 01 maj 2008.

Stałam u bram nieba i piekła

Wprowadzenie

Jeśli ktoś z Was wątpi albo sądzi, jakoby Bóg nie istniał i że życie po śmierci to dobry materiał dla twórców filmów, lub jeśli ktoś uważa, jakoby wraz ze śmiercią wszystko się kończyło, niech raczy przeczytać to świadectwo. Tylko przeczytaj­cie je dokładnie od początku do końca. Wasze zdanie, jakkolwiek sceptyczne w tej kwestii, z pew­nością się zmieni.

świadectwo traktuje o pewnym fakcie, zdarze­niu, które zostało dobrze udokumentowane, a miało miejsce w 1995 r. Pani dr Gloria Polo jest Kolumbijką, dentystką, która wskutek wypadku „umarła", to znaczy była tak poważnie ranna, że przez kilka dni znajdowała się w śpiączce i przy życiu podtrzymywały ją tylko szpitalne urządzenia medyczne. Gdyby je wyłączono, natychmiast umarłaby. Opiekujący się nią lekarze spisali ją już całkowicie na straty i chcieli odłączyć aparaturę. Jedynie jej siostra, która również jest lekarzem, obstawała za tym, by urządzenia nadal pracowały.

Podczas śpiączki Gloria Polo znajdowała się po drugiej stronie rzeczywistości, w zaświatach i mogła następnie powrócić do życia, by dać świa­dectwo tym, którzy nie potrafią uwierzyć. Przynio­sła nam stamtąd ważne orędzie. Zresztą najlepiej przeczytajcie je sami na następnych stronach, bezpośrednio z jej ust.

Pani Gloria mogła, podczas tego mistycznego przeżycia, które bardzo dokładnie opisuje, zajrzeć do swojej „Księgi Życia". To doświadczenie tak nią wstrząsnęło, że na polecenie Pana stała się głosem wołającym na „pustyni wiary" naszych współczesnych czasów. Ponadto istotą jej orędzia jest nic innego jak niezmierzona Miłość Boga do nas ludzi i Jego wielkie Miłosierdzie. Tym samym pani Gloria wypowiada się na ten sam temat, co nasz obecny papież Benedykt XVI w swojej ency­klice „DEUS CARITAS EST" („Bóg jest miłością").

Bóg ciągle daje nam dowody, my jednak mimo tego zaprzeczamy Jego istnieniu.

Osobiste świadectwo Glorii Polo

Dzień dobry, szczęść Boże, drodzy Bracia i Siostry!

To dla mnie wielka radość, że mogę być tutaj, by podzielić się z Wami tym wielkim darem, jakiego udzielił mi Bóg. To, co wam opowiem, wydarzyło się 5 maja 1995 r. na Uniwersytecie Narodowym w Bogocie, stolicy Kolumbii, koło godziny 16.30.

Jestem dentystką. Ja i mój 23-letni siostrze­niec, z zawodu również dentysta, zajmowaliśmy się właśnie dysertacją. W tym dniu – był to desz­czowy piątek – szliśmy razem z moim mężem w stronę wydziału stomatologii, by wypożyczyć parę potrzebnych nam książek. Ja i mój siostrzeniec szliśmy razem pod małym parasolem. Mój mąż miał płaszcz nieprzemakalny i szedł wzdłuż muru głównej biblioteki, by uchronić się przed deszczem. Podczas gdy omijaliśmy kałuże, nie zauważyliśmy, jak zbliżyliśmy się do alei drzew i gdy przeskakiwa­liśmy większą kałużę, trafił w nas piorun, który był tak silny, że się zwęgliliśmy. Mój siostrzeniec zgi­nął na miejscu.

Piorun trafił go od tyłu i spalił jego całe wnętrz­ności. Na zewnątrz pozostał nienaruszony. Mimo swego tak młodego wieku całkowicie oddany był Bogu. Czcił w sposób szczególny Dzieciątko Je­zus. Nosił na szyi medalik z Jego wizerunkiem w kwarcowym krysztale. Biegli medycyny sądowej powiedzieli, że to kwarc ściągnął piorun, który wniknął bezpośrednio w jego serce. Natychmiast ustała jego praca. Spaliły się wszystkie organy, po czym prąd pioruna opuścił ciało przez nogi. Próby reanimacji były nadaremne. Na zewnątrz jednakże nie miał żadnych oparzeń.

Co do mnie, piorun przeszedł przez ramię i w straszliwy sposób spalił całe moje ciało, wewnątrz i na zewnątrz. To moje odnowione ciało, które wi­dzicie teraz przed sobą, zawdzięczam Bożemu Miłosierdziu – to wyraz Miłosierdzia naszego do­brego i kochającego nas ponad wszystko Boga. Całe moje ciało było wskutek tego silnego uderze­nia pioruna zwęglone, moje piersi zniknęły, przede wszystkim po lewej stronie, gdzie wcześniej znaj­dowała się pierś, była teraz wielka dziura. Nie miałam już ciała; zarówno żebra, brzuch, podbrzu­sze, nogi i wątroba były całkowicie zwęglone.

Piorun opuścił moje ciało przez lewą nogę. Moje nerki doznały poważnych oparzeń, podobnie jak płuca i jeden z moich jajników. Używałam spi­rali jako środka antykoncepcyjnego. Ta była z mie­dzi, a miedź jest przecież dobrym przewodnikiem prądu. Dlatego też moje jajniki zostały tak mocno spalone. Były tak małe jak dwa winogrona. Moje serce przestało bić i byłam praktycznie bez życia. Moje ciało drgało i wibrowało wskutek elektrycz­nych wstrząsów, które wytworzył piorun. Sama mokra ziemia była pod napięciem elektrycznym, toteż początkowo nikt nie mógł mi pomóc, gdyż przez dłuższy czas niemożliwością było dotknięcie mnie.

Cuda, jakie Bóg mi uczynił

Właśnie te poważne obrażenia i oparzenia, jak i zatrzymanie pracy serca, którego doświadczyłam i które z powodu swego długiego trwania – w pierwszych momentach nikt nie mógł mnie dotknąć wskutek elektrycznego naładowania mojego ciała – zagrażało memu życiu, w nadzwyczajny sposób udowadniają wielką dobroć, nieskończone miło­sierdzie naszego Pana i Boga, który zamknął nas wszystkich w Swoim Sercu i nieustannie zaprasza każdego z nas do powrotu do Niego.

Poprzez trzy pojedyncze fakty, o których za­świadcza moje ciało, chciałabym Wam ukazać owe cuda zdziałane przez Pana. Po pierwsze: ustanie pracy serca, wskutek czego tlen nie dociera do mózgu i tym samym powstają trwałe jego uszko­dzenia...

Podobnie rzecz się ma z kolejnym cudem: moje zwęglone nerki i płuca zaczęły ponownie funkcjonować. Lekarze nie przeprowadzili u mnie żadnej dializy, gdyż sądzili, że moje nerki nie będą mogły już więcej funkcjonować. Byli bowiem zda­nia, że sztuczne zastąpienie pracy nerek nie jest u mnie zabiegiem koniecznym, ponieważ i tak nie miałam szans na przeżycie. Na przekór ich me­dycznemu osądowi moje zwęglone nerki zaczęły od nowa pracować.

Za równie wielki cud należy uznać regenerację mojej skóry. Moje całe ciało stanowiło jedną wielką żywą ranę po tym, jak usunięto i zeskrobano moją zwęgloną skórę. Widać było żywą tkankę. Bolało nieopisanie. Paliło, jak gdybym znajdowała się w ogniu. Paliło mnie wewnątrz i na zewnątrz, za każ­dym oddechem. Wszystko mnie bolało, tylko od kostek w dół nie miałam czucia. Kiedy oczyszczali moje otwarte rany, w nogach nie czułam zupełnie niczego, podczas gdy oczyszczanie moich pozo­stałych miejsc na ciele sprawiało mi niesamowite bóle. Moje stopy przypominały dwa zwęglone kije. Były zupełnie czarne.

Po miesiącu lekarze przyszli do mnie i powie­dzieli: „Zobacz, droga Glorio, jak wielki i niewiary­godny cud uczynił Bóg tobie. To po prostu wspa­niałe, że prawie cała skóra zregenerowała się. Wprawdzie to cienki naskórek, który tu i ówdzie się wytworzył i jest jeszcze wiele odkrytych miejsc, ale te miejsca z utworzoną delikatną skórą dają nam powody do nadziei, że całe ciało pokryje się nie­bawem ochronną skórą. Martwią nas jednak twoje nogi. Nie jesteśmy w stanie tu już nic zrobić. Mu­simy niestety je amputować."

Byłam wcześniej wysportowana, byłam fanem aerobiku. I gdy mi powiedzieli, że muszą mi obciąć stopy, pomyślałam tylko: Muszę jak najszybciej uciec z tego szpitala. Muszę się stąd zabrać, aby uratować moje stopy. Lekarze wyszli z sali, a ja podniosłam się ze szpitalnego łóżka, by podjąć ucieczkę. Ale już przy pierwszym kroku moje nogi nie ustały i upadłam na brzuch niczym żółw lub żaba, która skacze po raz pierwszy i ląduje brzu­chem na ziemi. Musieli więc mnie podnieść z pod­łogi i zanieśli mnie z piątego piętra na siódme. I wiecie, kogo tam spotkałam? Kobietę, której am­putowano nogi od kolan w dół. A teraz czekała na to, aż jej amputują nogi powyżej, od bioder w dół. I gdy patrzyłam na tę kobietę, myślałam o tym, ile pieniędzy potrzeba by było na zakup nowych nóg.

Za żadne skarby świata nie możesz sobie sprawić nowych nóg. Jakim cudem są stopy. Gdy chcieli mi obciąć nogi, ogarnął mnie nieopisany smutek i po raz pierwszy przyszła mi do głowy myśl, że nigdy nie podziękowałam Panu za cud, jakim są moje nogi. Wręcz przeciwnie; maltreto­wałam moje całe ciało, aby przeciwdziałać moim tendencjom do tycia i przybierania na wadze. Gło­dowałam jak wariatka, wydawałam masę pieniędzy na diety i inne kuracje, by tylko widzieć siebie szczupłą i mieć szczupłe nogi. Nie kosztowało mnie to tylko jeden majątek; wydałam na to niewy­obrażalnie dużo pieniędzy. I teraz widzę moje stopy bez mięśni, chude jak szczapy, zupełnie czarne, pełne dziur ze wszystkich stron. I teraz dziękuję Bogu za te zniekształcone nogi. Nagle stały się dlamnie tak cenne. Nie był dla mnie ważny ich wygląd, ale funkcja. Ważne było dla mnie to, że je po prostu miałam. I za to podzięko­wałam Panu. Powiedziałam do kochanego Boga: „Dziękuję Ci Panie za tę drugą szansę, którą mi dałeś! Dziękuję Ci ogromnie za tę szansę, na którą sobie nie zasłużyłam. Ale, kochany Boże, proszę Cię z całego serca o jedną przysługę, o bardzo małą przysługę. Pozwól mi zachować przynajmniej te zniekształcone nogi! Pozostaw mi je, abym mogła się poruszać jako tako, abym mogła się choć częściowo podnieść. Pozostaw mi je, proszę, pozostaw mi je przy­najmniej takimi, jakimi są. Będę Ci za to na zawsze wdzięczna."

I naraz zaczynam czuć swoje stopy. To było w piątek. Od piątku do poniedziałku te moje czarne kikuty, które były obumarłe i wyglądały jak szklanka ciemnej lemoniady z bąbelkami powie­trza, zaczerwieniły się i rozjaśniły. Czułam jedno­cześnie, jak krew poczęła krążyć w tych zwęglo­nych nogach. Coraz bardziej czułam je, moje wła­sne nogi. I kiedy w poniedziałek lekarze podeszli do mojego łóżka, by przeprowadzić ostatnie oglę­dziny przed amputacją, zdziwili się, gdy wstałam i stanęłam na własnych stopach i do tego jeszcze nie przewracałam się. Badali mnie, dotykali moich stóp i nie mogli po prostu uwierzyć, nie wierzyli własnym oczom. Pokazałam im ruchy, które mo­głam wykonać moimi nogami. Wprawdzie zada­wały mi ogromny ból, ale myślę, że jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa z powodu tego bólu, jaki w tamtej chwili odczuwałam w nogach. Moje nogi powróciły do ciała. I to wszystko stało się w spo­sób, którego medycyna nie jest w stanie wyjaśnić i który był przyczyną zdumienia lekarzy...

Inny wielki cud uczyniony przez Pana jest taki: nie miałam piersi. Wyobraźcie sobie, byłam bardzo dumną, próżną kobietą. Moim motto było: „Ko­bieta musi ukazywać i korzystać ze swych uro­ków, jakie dostała w prezencie od natury".

I tak sobie mówiłam, bo najlepsze, co mam – moje piersi, nogi i w ogóle moja sylwetka – są moim kobiecym ciałem i będę je eksponować. Ukazywałam moje kobiece wdzięki bardzo osten­tacyjnie. Podkreślałam okrągłości mojej figury i ekstrawagancko poruszałam biodrami. W ten spo­sób zawsze zwracałam na siebie uwagę. Nosiłam zawsze ubrania z dużym rozcięciem, by wyekspo­nować mój duży biust. Wmawiałam sobie piękno moich nóg. I popatrzcie, drodzy Bracia i Siostry w Panu, właśnie ci wszyscy „faworyci i faworytki" mojej próżności były najbardziej spalone. Właśnie to wszystko zwęgliło się i było całkowicie brzyd­kie...

Drugi aspekt zdarzenia

Teraz posłuchajcie mnie dobrze! To był ciele­sny, materialny, fizyczny aspekt mojego wypadku. Ale drugi aspekt tego zdarzenia był znacznie pięk­niejszy – to było niewyobrażalne, cudowne przeży­cie. Musicie bowiem wiedzieć, że najpiękniejsze, najcudowniejsze w tym moim wypadku było to, co spróbuję teraz opowiedzieć ludzkimi słowami, mimo że nie da się tego przedstawić za pomocą ziemskich sformułowań.

Bo gdy moje zwęglone ciało leżało, znajdowa­łam się (moja dusza) w cudownie białym tunelu. Wokół mnie było białe światło, które dawało mi taką rozkosz, pokój i szczęście – uczucia, których nie można opisać ludzkimi słowami. Nie ma po prostu takich wyrażeń, by oddać wielkość tej chwili. To była szalenie wielka ekstaza, nie dająca się opisać rozkosz. Nie rozumiem, dlaczego przed­stawia się nam śmierć jako swego rodzaju karę. Uwolniona zostałam od czasu i przestrzeni.

W świetle tym poruszałam się naprzód, niesa­mowicie szczęśliwa i przepełniona radością. Nic mnie nie trapiło. Gdy spojrzałam do góry, ujrzałam na końcu tunelu coś jakby słońce, białe światło, mówię „białe" by podać kolor, ponieważ koloru światła i jego jasności nie da się opisać; koloru tego nie dało się porównać z kolorami, jakie ist­nieją na tym świecie. Światło było po prostu wspa­niałe. Było dla mnie źródłem tej całkiem wielkiej miłości, tego pokoju we mnie i dookoła mnie; to była nieopisana miłość i pokój, jakiego nie znałam na ziemi.

Gdy tak poruszałam się do przodu w tym tu­nelu, powiedziałam do siebie samej: „O rany! Umarłam…" I w tej chwili pomyślałam o moich dzieciach i lamentowałam: „O mój Boże, moje dzieci! Co na to moje dzieci?"

Byłam zawsze zajętą i zestresowaną matką, która nigdy nie miała dla nich czasu. Wychodziłam z domu wczesnym rankiem, aby podbić świat i wracałam dopiero późnym wieczorem. Z tej przy­czyny nie byłam w stanie właściwie zatroszczyć się o moją rodzinę i dzieci. Wówczas ujrzałam nędzę mojego własnego życia w całej prawdzie, bez żad­nych retuszy i ogarnął mnie wielki smutek.

W tym momencie wewnętrznej pustki z po­wodu nieobecności moich dzieci straciłam poczu­cie czasu i przestrzeni. Znowu spojrzałam ku górze i zobaczyłam coś bardzo pięknego. W jednej chwili ujrzałam wszystkie osoby mojego życia, naprawdę w jednej chwili, żyjące i zmarłe. Objęłam moich pradziadków, moich dziadków, moich rodziców, którzy już nie żyli, po prostu wszystkich! To była taka doniosła chwila; było cudownie.

Pojęłam, że oszukano mnie odnośnie reinkar­nacji. Tym samym praktycznie strzeliłam sobie gola do własnej bramki, ponieważ zawsze fana­tycznie broniłam reinkarnacji. Powiedziano mi kie­dyś, że pewna osoba jest inkarnacją mojej pra­babci, ale nie powiedziano mi kto, i ponieważ wró­żenie kosztowało zbyt dużo, dałam sobie z tym spokój i nie dociekałam, kim jest ta osoba. Ja sama spotykałam ciągle ludzi, o których sądziłam, że są inkarnacją mojego pradziadka i dziadka. A teraz obejmowałam dziadka i pradziadka. Uściska­liśmy się gorąco i spotkałam wszystkich w jednej chwili; było tak ze wszystkimi osobami, które zna­łam i które pochodziły ze wszystkich stron, gdzie niegdyś byłam, ze zmarłymi i żyjącymi – a to wszystko w jednym momencie.

...W tym cudownym stanie czas się zatrzymał, nie odczuwałam ciężaru ciała.

Nie postrzegałam już ludzi, tak jak wcześniej. Podczas mojego życia zwracałam uwagę na to, czy ktoś jest gruby, szczupły, brzydki, ciemnoskóry czy był dobrze ubrany, czy nie. Według tych kryte­riów dzieliłam osoby i byłam z tego powodu pełna uprzedzeń i cynicznej krytyki. Zawsze, gdy mówi­łam o innych, krytykowałam ich. Teraz, tutaj, było inaczej. Teraz widziałam również wnętrze ludzi i jak pięknie było widzieć to ich wnętrze, ich myśli, uczucia, gdy ich obejmowałam. I gdy tak przytula­łam wszystkich, równocześnie poruszałam się coraz to wyżej. W ten sposób czułam się coraz to pełniejsza pokoju i szczęścia. I im wyżej się uno­siłam, tym bardziej byłam świadoma, że przypadła mi w udziale cudowna wizja. Na końcu tej drogi zobaczyłam jezioro, cudowne jezioro, otoczone tak wspaniałymi drzewami, tak pięknymi, że nie da się tego opisać. Podobnie kwiaty; były tutaj we wszystkich kolorach, o zapachu, który dawał roz­kosz – wszystko było inne, wszystko było tak piękne w tym cudownym ogrodzie, w tym wspa­niałym miejscu. Nie ma słów, by to opisać. Wszystko było miłością. Były tam dwa drzewa, które tworzyły coś na kształt bramy. Wszystko to różni się od tego, co znamy. Nawet kolory nie są podobne do tych naszych. Tam wszystko jest nie­wypowiedzianie piękne. W owej chwili ujrzałam mojego siostrzeńca, który wraz ze mną uległ wy­padkowi, jak wszedł do tego cudownego ogrodu. I wiedziałam, czułam, że nie mogłam jeszcze tam wejść.

Pierwszy powrót

W tym momencie usłyszałam głos mojego męża. Krzyczał, płakał ze złamanym sercem i wo­łał z całej duszy: „Gloria! Gloria! Proszę nie zo­stawiaj mnie samego. Popatrz, twoje dzieci potrzebują cię. Gloria, wróć! Nie bądź tchórzem i nie zostawiaj nas samych!".

W tamtej chwili widziałam wszystko – jednym spojrzeniem. Miałam wgląd na wszystko i widzia­łam nie tylko jego, jak tak boleśnie płakał. Był cały we krwi, gdyż on także odniósł obrażenia. Wpraw­dzie nie został trafiony przez piorun, ale energia pioruna porwała go i rzucała nim na prawo i lewo. Nasze ciała podskakiwały jak gumowe piłeczki, jak na jakiejś trampolinie. Z tego powodu mój mąż został zraniony i krwawił. W owym momencie Pan pozwolił mi wrócić. Ja jednak tego nie chciałam. Ten pokój, ta radość, ta rozkosz, jakimi byłam otu­lona, zachwycały mnie. Ale stopniowo i coraz bar­dziej zaczęłam się poruszać wstecz w kierunku mojego ciała, które leżało martwe na ziemi. Wszy­scy za wyjątkiem tych, którzy sami odbierają sobie życie, doświadczają uścisku Boga Ojca. Dlatego też widzą owe światło i czują ową ogromną miłość, która tam wszystko wypełnia. Bóg Ojciec obejmuje nas wszystkich, gdyż kocha nas wszystkich w do­skonały sposób. Tak oto ukazuje nam, jak bardzo nas kocha. Ale ponieważ Bóg nikogo nie zmusza, dlatego często bywa tak, że dobrowolnie decydu­jemy się żyć bez Boga. W ten sposób to my wybie­ramy sobie ojca w naszym życiu. Bierzmy Boga za ojca i dostosowujmy nasze życie do Niego i Jego przykazań miłości, albo decydujmy się na szatana, „ojca kłamstwa" i przyczyny grzechu oraz zepsu­cia, który zna tylko nienawiść, pogardę i szerzy je na tej ziemi.

Po tym uścisku Boga Ojca dusza pozostaje przy Nim, albo przekazywana jest szatanowi, któ­rego z własnej woli wybrała sobie na ojca w swoim życiu.  Ponieważ, jeśli na ziemi zdecydowaliśmy się żyć bez Boga Ojca, to nie zmusza nas On do spędzenia z Nim wieczności.

Widziałam, jak moje nieruchome ciało leżało na noszach na oddziale uniwersytetu medycznego w Bogocie. Widziałam lekarzy, jak się o mnie sta­rali i aplikowali mi elektrowstrząsy, by wznowić pracę serca. Przedtem ja i mój siostrzeniec leżeli­śmy ponad dwie godziny na ziemi, ponieważ nie można nas było dotknąć z powodu wyładowań, jakie wychodziły z naszych naładowanych prądem ciał. Dopiero teraz mogli się nami zająć i dopiero teraz podjęto moją reanimację.

I patrzcie: podchodzę (moja dusza) do mojego ciała i poruszam stopami mojej duszy owo miejsce na mojej głowie (pani Gloria wskazuje na miejsce na swojej głowie). Dusza jest obrazem naszego ludzkiego ciała w swojej właściwej formie. W tym momencie przeskoczyła na mnie z wielką siłą iskra. I tak oto wciskam się w swoje ciało. Zdawało mi się, że wciąga mnie ono w siebie. To wejście strasznie bolało, gdyż ze wszystkich stron ciało wysyłało iskry. Czułam, jak gdybym wciskała się w coś małego, ciasnego. To było jednak moje ciało. Miałam wrażenie, jak gdybym będąc normalnej wielkości wciskała się w dziecięce ciuszki, które zdawały się być zrobione z drutu. To był potworny ból. Od tej chwili zaczęłam odczuwać bóle mojego całkiem spalonego ciała; to spalone podbrzusze tak bardzo bolało, tak niewymownie, paliło strasz­nie, wszystko dymiło i parowało...

Próżność

Największy i najbardziej nieznośny ból stano­wiła moja próżność. To był inny rodzaj cierpienia we mnie, to była próżność światowej kobiety, ze­mancypowanej, samodzielnej, pewnej siebie spe­cjalistki, profesjonalistki, wykształciuszki, intelektu­alistki, naukowca, bizneswoman, kogoś, kto chciał znaczyć coś w społeczeństwie. Jednocześnie by­łam niewolnicą mojego ciała, niewolnicą urody, mody. Codziennie spędzałam cztery godziny na aerobiku, masażach, dietach i zastrzykach, i na wszystkim, co tylko możecie sobie wyobrazić.

Najważniejszą rzeczą, moim bożkiem było piękno mojego ciała. Dlatego ponosiłam wiele wyrzeczeń. To było moim życiem: bałwochwalstwo dla mojej zewnętrznej urody. Zwykłam mawiać, że piękny biust jest po to, by go pokazywać. Dlaczego miałabym go ukrywać? To samo mówiłam o moich nogach, gdyż wiedziałam, że były atrakcyjne i że w ogóle miałam bardzo dobrą figurę.

W pewnym momencie z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że przez całe życie pielęgnowałam tylko moje ciało. To było centrum mojego życia i jedyne, co mnie interesowało: miłość do niego...

W szpitalu

Następnie zabrano mnie do szpitala. Tam za­częto mnie szybko operować i zeskrobywać miej­sca ze spaloną tkanką. W czasie narkozy po raz drugi opuściłam ciało i przyglądałam się, co robili ze mną lekarze, jak byli zatroskani o moje życie i usilnie starali się mnie reanimować wszelkimi spo­sobami... Gdy nagle wydarzyło się coś przerażają­cego..

Muszę wam, kochani Bracia i Siostry wyznać, że także w sprawach religii byłam „na diecie". W relacjach z Bogiem byłam „stosującą dietę kato­liczką". Ważne jest, abyście wiedzieli, że byłam złą katoliczką. Moja cała relacja z Bogiem polegała na tym, że uczęszczałam na niedzielną Mszę św., która trwała zaledwie 25 minut. Wyszukiwałam sobie zawsze takie Msze święte, gdzie ksiądz naj­mniej mówił, ponieważ nudziło mnie jego gadanie. Jaką męką byli dla mnie księża, którzy wygłaszali długie kazania. To była moja relacja z Bogiem! Była słaba i dlatego też wszystkie światowe prądy i nowe trendy w modzie miały nade mną taką wła­dzę. Byłam prawdziwą chorągiewką na wietrze. Co właśnie uchodziło za najnowsze, najnowocześniej­sze z racjonalizmu czy wolnej myśli, tam garnęłam się z zapałem.

Brakowało mi ochrony modlitwy, brakowało mi wiary. Brakowało mi także wiary w siłę łaski, w moc Ofiary Mszy Świętej. I właśnie gdy kształciłam się i specjalizowałam w zawodzie, ta moja chwiejność wydała najgorsze owoce. W tamtym czasie na uniwersytecie usłyszałam pewnego dnia, jak jeden katolicki ksiądz powiedział, że nie ma diabła i tak samo nie ma piekła. To było właśnie to, co chciałam usłyszeć! Natychmiast pomyślałam sobie w duchu: jeśli więc nie ma diabła i piekła, to wszy­scy dostaniemy się do nieba. Kto w takim razie musi się obawiać? Mogę zatem robić to, co mi się podoba...

To było właśnie ostatecznym powodem, dla którego całkowicie oddaliłam się od Pana. Oddali­łam się od Kościoła i zaczęłam kląć na niego i nazywałam go głupim oraz zacofanym itp. Nie obawiałam się już grzechu i zaczęłam niszczyć moją relację z Bogiem. Grzech nie pozostawał tylko we mnie, lecz zaczął rozprzestrzeniać się ze mnie na zewnątrz i zarażać innych. Stałam się aktywna; w złym znaczeniu tego słowa. O tak, nawet sama zaczęłam opowiadać wszystkim, że diabeł nie istnieje, że jest wymysłem duchowień­stwa – także kolegom na uniwersytecie zaczęłam mówić, że Boga też nie ma i że jesteśmy produk­tem ewolucji itp.

I tak oto udało mi się wpłynąć na wielu ludzi.

Diabeł istnieje naprawdę

A teraz słuchajcie, co się zdarzyło, gdy znaj­dowałam się w tej straszliwej sytuacji: co za po­tworny strach! Nagle zobaczyłam, że demony ist­nieją; przybyły teraz, by mnie zabrać. Widziałam przede mną te diabły w całej ich potworności. Ża­den z wizerunków, jakie dotychczas widziałam na ziemi, nie może nawet w najmniejszym stopniu przedstawić tego, jak straszliwie wyglądają.

I tak oto widzę, jak naraz wychodzi ze ścian sali operacyjnej wiele ciemnych postaci. Wydają się być normalnymi i zwyczajnymi ludźmi, ale wszystkie mają to przeraźliwe, okropne spojrzenie. Nienawiść emanuje z ich oczu. I natychmiast poj­muję, że jestem im coś winna. Przybyły, by mnie „zainkasować", ponieważ przyjmowałam ich pro­pozycje do grzechu, i teraz musiałam za to zapła­cić, a ceną byłam ja sama. Zaprzedałam diabłu moją duszę. Dobiłam z nim interesu. Moje grzechy miały bowiem swoje konsekwencje. Grzechy na­leżą do szatana, nie są czymś za darmo od niego, trzeba za nie zapłacić. Ceną jesteśmy my sami. Kiedy więc robimy zakupy w jego sklepie – że się tak wyrażę – będziemy musieli zapłacić za towar. Bądźmy tego świadomi. Ujrzałam naraz wszystkie me grzechy, które popełniłam od mojej ostatniej spowiedzi, to znaczy od ostatniej spowiedzi u kato­lickiego księdza i jego rozgrzeszenia, jak stawały się żywe...

Największym kłamstwem, największą sztuczką diabła jest to, że szerzy bajki, jakoby go w ogóle nie było.

Te straszne, ciemne postaci okrążają mnie i oczywistą rzeczą jest, że przybyły tylko w jednym celu: zabrać mnie ze sobą. Prawdopodobnie nie macie wyobrażenia, jaka to była trwoga, okropny strach, do tego stopnia, że w tej sytuacji na nic mi się zdał mój intelekt, wiedza, moje akademickie tytuły i ukończone kształcenie zawodowe. Były całkowicie bez wartości. Te grzechy wciągają więc nas w głąb, w dół, do „ojca kłamstwa". Ale gdy my, nieudacznicy, przynosimy Bogu nasze grzechy w sakramencie pokuty i pojednania, wtedy to On płaci cenę. On zapłacił ją na krzyżu Swoją własną Krwią i życiem. I On ponownie płaci za każdym razem, gdy grzeszymy. Zniósł dla nas potworne męki, które sobie sami zgotowaliśmy i które były zobowiązaniem wobec właściciela grzechów (sza­tana)...

Na nic mi się zdała moja wiedza, rozum i pozy­cja społeczna. Zaczęłam tarzać się po ziemi, rzu­cać się na moje ciało, ponieważ chciałam uciec do niego ale ono już mnie nie wpuszczało; to napa­wało mnie przerażającym strachem. Zaczęłam biec i uciekać. Nie wiem jak, ale przedarłam się przez ścianę sali operacyjnej. Nie chciałam nic innego, jak tylko uciec, ale gdy przeszłam przez ścianę, trafiłam w próżnię. Zostałam zaciągnięta w jeden z tych tuneli, które nagle się pojawiły i prowadziły w dół.

Na początku było jeszcze trochę światła, przy­pominało wosk pszczeli. I roiło się tu jak w ulu, tak wielu ludzi tu było. Dorośli, starcy, mężczyźni, ko­biety krzyczący głośno, przenikliwie zgrzytający zębami. Byłam wciągana coraz głębiej i zmierza­łam nieprzerwanie w dół, mimo że ciągle starałam się stamtąd wydostać. Światło stawało się coraz bardziej skąpe, a ja leciałam tym tunelem, aż stało się niezwykle ciemno. Góra była spowita w świetle, na dole natomiast robiło się coraz ciemniej. Może­cie sobie wyobrazić, jak się rozradowałam, gdy zobaczyłam swą matkę w tym świetle? Była cała jasna. Umarła wiele lat temu. Naraz zrozumiałam, że tymi białymi szatami, w które moja matka ni­czym słońce była ubrana, były wszystkie te Msze święte, w których uczestniczyła w swoim życiu. Nie miałam możliwości dostać się do niej i pozostać przy niej. Bezbronna zapadłam w tę ciemność, której nie da się z niczym porównać. Najciemniej­sza ciemność tej ziemi jest przy tej ciemności ja­snym południem. Ale tamtejsza ciemność zadaje straszne cierpienia, horror i wstyd. I strasznie cuchnie. Widziałam coraz więcej strasznych po­staci i istot, zniekształconych w taki sposób, któ­rego nie możemy sobie wyobrazić.

Grzech, moi Bracia i Siostry w Panu, pozosta­wia w naszych duszach ślady. Te ślady nazna­czają nasze dusze jak blizny, pęcherze powstałe wskutek oparzenia, nieforemne dziury. I najgor­szym doświadczeniem przy tym było dla mnie to, gdy zorientowałam się, że ten okropny odór po­chodził ode mnie. Ile pieniędzy wydawałam w ca­łym swoim życiu na perfumy i odświeżacze powie­trza, gdyż niczego tak bardziej nie nienawidziłam, jak smrodu. I tak oto spostrzegłam, że moje grze­chy nie były gdzieś poza moją duszą, ale były we mnie, wewnątrz mojej duszy, i stamtąd rozprze­strzeniał się ów nieznośny smród...

Wiecie, tam, po tamtej stronie, widzi się całe swoje życie, jak jest zapisane w „Księdze życia", każdy szczegół. Przy tym nie tylko słowa się poja­wiają, które się wypowiada, lecz towarzyszą im również myśli, jakie się wówczas ma. Wszystko jest odkryte i jasne dla każdego. Często wzdrygnąć się można widząc różnicę między słowem i myślą. Grzechy, które popełniamy, nie pociągają konse­kwencji tylko dla nas, lecz również dla naszego otoczenia. Są one niczym zgniłe owoce, które za­rażają każdy znajdujący się w pobliżu zdrowy owoc i doprowadzają go do gnicia. Stanowi to wielkie cierpienie w tym drugim świecie, gdy widzisz, jak bardzo grzech szkodzi nie jedynie tobie, ale roz­przestrzenia się wokół ciebie i wszystko niszczy. Kiedy więc oddaję się grzechowi, dotyka on tych, którzy są najbliżej mnie? Moje dzieci. I tak szkodzę swoimi grzechami najpierw moim dzieciom i rodzi­nie.

A teraz posłuchajcie mnie dobrze i nie zatykaj­cie swoich uszu. Gdy człowiek popełnia ciężki grzech, diabeł ma go w swym ręku i zmusza go niczym windykator do podpisania mu weksla, który natychmiast czyni go jego własnością. Najsmut­niejsze jest to, co jest pierwszym poleceniem sza­tana skierowanym do nas: „Idź zatem teraz i przyprowadź mi wszystkich, którzy cię ota­czają, i z którymi utrzymujesz relacje!".

Matka, która kogoś nienawidzi albo która nie­ustannie szerzy plotki o swoich bliźnich, albo oj­ciec, brutalny lub uzależniony od alkoholu, który wraca zawsze pijany do domu i nie wzdraga się przed kradzieżą cudzej własności, mają zazwyczaj w swoim otoczeniu swoje własne dzieci. Jest to nadużyciem rodzicielskiego zadania, którym po­winna być troska o przyszłość dzieci. Rodzicie tym swoim złym postępowaniem dają zły przykład swoim dzieciom. Tylko życie sakramentami Ko­ścioła może przełamać takie „błędne koło" w łań­cuchu, jaki łączy różne pokolenia. Tylko łaska sa­kramentów i moc modlitwy mogą odsunąć grzech i unicestwić go.

To była żywa ciemność. Tam nic nie jest mar­twe lub nieruchome. Po tym jak bezradna i bez­bronna przemierzałam te tunele, dotarłam niespo­dziewanie na równe podłoże. Byłam w tym mo­mencie całkowicie zrozpaczona, ale i ogarnięta silną wolą ucieczki. Była to ta sama silna wola, co wcześniej, by osiągnąć coś w życiu, co teraz było dla mnie bez znaczenia, gdyż teraz byłam tutaj i nie mogłam się uwolnić. Nic mi nie pozostało z wielkich wyobrażeń i marzeń, które wcześniej miałam. Nagle stałam się całkiem mała, maleńka.

Wtedy nagle ujrzałam, że podłoże otwarło się. Wyglądało jak wielka gęba, jak przeraźliwie wielki pysk, otchłań. To podłoże żyło, trzęsło się!!! Czu­łam się strasznie pusta, a pode mną była ta napa­wająca strachem, przerażająca otchłań, której po prostu nie jestem w stanie opisać ludzkimi sło­wami. Najgorsze było to, że nie czuło się tutaj nic z obecności i miłości Boga; tutaj nie było niczego, ani promyka nadziei. Ta dziura miała coś w sobie, co mnie nieodparcie wsysało w dół. Krzyczałam jak szalona. Śmiertelnie przestraszyłam się, gdy za­uważyłam, że nie mogłam zapobiec upadkowi, że nieprzerwanie wciągana byłam w dół. Wiedziałam, że jeśli spadnę, to nigdy stamtąd nie wrócę i że bez końca będę spadać coraz to głębiej i głębiej. To była śmierć mojej duszy, duchowa śmierć mojej duszy, bezpowrotnie zatraciłabym się.

W czasie tego przerażającego horroru, na skraju przepaści, poczułam nagle jak św. Michał Archanioł chwycił mnie za stopy. Moje ciało wpa­dło do tej dziury, ale ja przytrzymywana byłam za stopy. To była chwila strasznego bólu i potwornego strachu. Gdy tak wisiałam nad przepaścią, skąpe światło, które miałam jeszcze w swojej duszy, zi­rytowało demony i wszystkie te stwory rzuciły się na mnie.

Te okropne kreatury przypominały larwy, pi­jawki, chcące ostatecznie ugasić we mnie owo światło. Wyobraźcie sobie moje obrzydzenie i prze­rażenie, gdy ujrzałam siebie pokrytą tymi odrażają­cymi kreaturami. Krzyczałam, wrzeszczałam jak szalona. Te istoty paliły. O, moi Bracia i Siostry, chodzi o żywą ciemność, to nienawiść pali, połyka nas, ograbia i wysysa. Nie ma takich słów, które oddałyby ten horror.

Sakrament małżeństwa

Chciałabym tutaj poruszyć kwestię małżeństwa. Chciałabym Wam również opowiedzieć o wielkiej łasce płynącej z sa-kramentu małżeństwa. Gdy ktoś przyjmuje w kościele sakrament małżeństwa i mówi swoje „tak" i tym samym zobowiązuje się dochować wierności, być wiernym w dobrych i złych chwilach, wtedy obiecuje to samemu Bogu Ojcu. On jest tym jedy-nym świadkiem, gdy składamy sobie obietnice. Kiedy umrzemy, ujrzymy ten moment zapisany w księdze naszego życia...

Pokutowanie za popełnione grzechy i zadość­uczynienie to jedna z tych rzeczy, o których tak łatwo zapominamy. Właściwie to bardzo mało o tym myślimy. I jest też tak, że my sami z siebie bardzo mało możemy zadośćuczynić. Ale Jezus w Najświętszym Sakramencie może nam udzielić łaski, abyśmy mogli pokutować. Gdy Go odwie­dzamy w Najświętszym Sakramencie i uwielbiamy Go, otrzymujemy często ten dar pokuty, zadość­uczynienia za skutki naszych grzechów. Właśnie w tym drugim świecie Bóg ukazuje nam, czym nasze grzechy skutkują dla innych. Cierpi On bardziej z powodu skutków naszych grzechów dotykających inne osoby, aniżeli z powodu samego grzechu, ponieważ te skutki są zazwyczaj bezpośrednim atakiem przeciwko Jego miłości. Bóg sam w Sobie jest miłością.

Eucharystia i adoracja Najświętszego Sakra­mentu to jedyna droga, która nas bezpośrednio prowadzi do Nieba. Zapamiętajcie to sobie! To bardzo ważne dla nas wszystkich...

Przebiegłość diabła

Kto oglądał film „Pasja Chrystusa" Mela Gib­sona, ten przypomni sobie, że szatan był ukazany podczas biczowania Pana jako dziecko, które pa­trzyło na Jezusa i uśmiechało się do Niego. Wie­cie, dziś szatan nie jest już dzieckiem, jest potwo­rem, przyczyną i sprawcą wszelkiego zła, perwer­syjnym, wstrętnym typem, który zniewolił wielu ludzi żądzą ciała, czarami i fałszywymi naukami, np. jak ta, gdzie diabeł twierdzi, jakoby w ogóle nie istniał. Wyobraźcie sobie, jaki jest sprytny, że daje się zanegować. Wmawia nam, że go nie ma, aby mógł spokojnie czynić z nami wszystko, co chce. Samych wierzących okłamuje na wszelki możliwy sposób. Sieje zamęt wśród ludzi na tysiąc sposo­bów i u każdej pojedynczej osoby wykorzystuje jej słabe punkty. Tak więc wielu jest praktykujących katolików, którzy chodzą na Mszę św. i jednocze­śnie do wróżbitów. Zły bowiem wmawia im, że to nic złego i że i tak pójdziemy do Nieba, gdyż nie czynimy nikomu niczego złego. Demon zwodzi, wykorzystuje i dyryguje wszystkim za pomocą świetnie przemyślanego planu: podstępem.

Mówię Wam jednakże, że jeśli wybieracie się do wróżki, nieważne co tam robicie, lub czego nie robicie; bestia tak czy inaczej odciśnie na Was swoją pieczęć, jeśli zwracacie się ku okultyzmowi, chodzicie do tarocistów, wywołujecie duchy, para­cie się okultyzmem i astrologią, bierzecie udział w seansach z wirującymi stolikami – przy tych wszystkich „hobby", które w dzisiejszym świecie są w modzie, zły wyciska na Was swoją pieczęć...

Dusze Czyśćcowe

Powracam teraz do tego strasznego miejsca, w którym się znajdowałam, na skraju tej okropnej przepaści. Musicie wiedzieć, że byłam bezboż­niczką, w praktyce ateistką. Nie wierzyłam już w istnienie diabła, a tym samym w istnienie Boga. Tutaj jednakże – w tych okolicznościach – zaczę­łam krzyczeć: „O, wy Biedne Dusze Czyśćcowe, proszę was, wyciągnijcie mnie stąd, wydostań­cie mnie. Proszę, pomóżcie mi!".

Gdy tak krzyczałam, przepełnił mnie dotkliwy ból. Wówczas zauważyłam, jak miliony, wiele mi­lionów ludzi płakało i szlochało. Ujrzałam nagle, że były tu niezliczone rzesze ludzi, młodych, przede wszystkim młodych osób, wszyscy pośród niewy­mownych cierpień. Pojęłam, że w tym strasznym miejscu, w tym bagnie pełnym nienawiści i cierpie­nia zgrzytali zębami i wydawali z siebie takie ryki i wrzaski z bólu, że przyprawiało mnie to o dresz­cze, tego nigdy nie zapomnę.

Macie pojęcie? To jest nieobecność Boga, to są grzechy, to ich konsekwencje. Czy rozumiecie czym jest grzech? To całkowite przeciwstawienie się Bogu, który jest nieskończoną miłością. Grzech jest czymś tak przerażającym, że ma takie straszne skutki. A my żartujemy sobie z tego. Żar­tujemy z grzechu, piekła i demonów. Jednocześnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, co robimy...

Przepełniona strachem, zrozumiałam teraz, że dusze te nie mogły mi pomóc. W obliczu tego stra­chu i paniki ponownie zaczęłam wołać: „Kto się pomylił? To musi być jakiś błąd! Spójrzcie, jestem święta, wszyscy nazywali mnie w moim życiu świętą. Nigdy nie kradłam i nigdy nie za­biłam. Nikomu nie zadałam cierpień. Zanim zbankrutowałam, za darmo leczyłam zęby i często nie żądałam pieniędzy, gdy nie mogli mi zapłacić. Robiłam paczki dla biednych… Co ja tu robię?".

Domagałam się moich „praw"! Ja, która prze­cież byłam taka dobra, która powinnam trafić pro­ściutko do nieba. „Co tu robię? Chodziłam w każdą niedzielę na Mszę świętą, mimo że po­dawałam się za ateistkę i nie zważałam na to, co mówił ksiądz. Nigdy nie opuściłam Mszy świętej. Jeśli w całym moim życiu nie było mnie na niej pięć razy, to wszystko, nie więcej. Co ja tutaj zatem robię? Uwolnijcie mnie stąd! Wy­ciągnijcie mnie stąd!".

Krzyczałam i wrzeszczałam, pokryta tymi ohyd­nymi stworzeniami, które się mnie uczepiły: „Je­stem wyznania rzymsko-katolickiego, jestem praktykującą katoliczką, proszę, uwolnijcie mnie stąd!".

(dokończenie w następnym numerze)

Gloria Polo

(Przekład z niemieckiego:

Agnieszka Zuba & Witold Wojciechowski)

© Copyright 2008 by Agnieszka Zuba

Świadectwo w całości i/lub w innych językach do­stępne jest na stronie: www.gloriapolo.net

Pani Gloria Polo znana jest redakcji MICHAELA osobi­ście, jak również należy do grona prenumera­torów naszego pisma w jęz. hiszpańskim.

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com