Droga krzyżowa dla małżeństw w MICHAELU. Dlaczego? Chociażby dlatego, że nasi rodzice są lub - niestety - byli małżeństwem, a my modlimy się w ich intencji. Może warto raz na jakiś czas pomodlić się w trochę inny sposób. Stąd też uznaliśmy za uzasadnione, aby zamieścić u nas rozważania napisane przez Jacka Stojanowskiego, które wprost niby nie są przeznaczone dla młodych. Młodzi mogą się nimi jednak posługiwać w dwojaki sposób: sami bądź proponując je swoim rodzicom.
Małżeństwo. Zaproszenie drugiej osoby do pójścia przez życie tą samą drogą. Niektórzy mówią: „wyrok dożywocia, koniec wolności". Mówią też - jedni w żartach, a inni całkiem poważnie: „Teraz to już przed tobą tylko coraz większe i cięższe krzyże". Po paru latach wspólnego życia słychać często pytanie: „Za jakie grzechy ja tak cierpię?" Z pewnością łatwo nie jest i nie będzie. Jezus też przeszedł bardzo trudną drogę. Ale podjął ten wysiłek w konkretnym celu – dla drugiego człowieka. Kochać to poświęcać się dla drugiego człowieka.
Jezus, biorąc na ramiona krzyż, wziął odpowiedzialność za grzechy ludzi. To świadomy wybór, za którym nie kryła się korzyść własna, a troska o drugiego człowieka. Małżeństwo jest również wyborem świadomym. Od momentu sakramentalnego „tak" jestem ja i ktoś jeszcze: żona, mąż, dzieci. To początek prawdziwej odpowiedzialności. A miłość to odpowiedzialność.
Koniec pięknego snu, nadchodzi szara rzeczywistość. Druga połówka ma również wady. Dawniej one tak bardzo nie przeszkadzały. Mówiło się, że jakoś to będzie, skoro się kochamy. Okazuje się, że nie będzie wcale tak prosto. Szybko przychodzi pierwsza pokusa – „A może zostawić to wszystko? Może jeszcze udałoby się wycofać." W takiej chwili warto przypomnieć sobie, co zrobił Jezus. Wstał i ruszył w dalszą drogę.
Życie z drugim człowiekiem to dzielenie z nim wszelkich kłopotów. Moje zmartwienie jest też twoim zmartwieniem. To bardzo trudne, szczególnie kiedy widzimy, że najbliższa nam osoba wpada w coraz większe tarapaty. Często nie rozumiemy jej postępowania, a co najgorsze nie możemy jej w żaden sposób pomóc. Podobnie było podczas milczącego spotkania dwóch kochających się osób – Jezusa i jego Matki. Tak bardzo cierpieli, bo kochali.
Jedna praca, druga, dzieci, zakupy, remont. W codziennym zabieganiu tak łatwo się pogubić. „Dlaczego to ja mam znowu odebrać dziecko ze szkoły? Dlaczego nie mogę chociaż raz odpocząć?" Nagle to, co sprawiało radość, staje się smutnym przymusem. W takiej sytuacji chociaż niesiemy krzyż razem, to jakby osobno. Niestety, zawsze kończy się to bezsensowną szarpaniną, która sprawia, że krzyż staje się o wiele cięższy. Szymon tak naprawdę pomógł Jezusowi dopiero w momencie, kiedy zobaczył sens drogi na Golgotę.
Małe gesty, a tak istotne. Najważniejsza dla nas osoba często nie chce przyjąć pomocy. Mało tego, nie chce pomocy właśnie od nas. Duma, wstyd, zażenowanie. W takich momentach nie są ważne słowa. One nic nie zmienią. Prosty gest, spojrzenie, obecność. I jasny komunikat: „Jestem z tobą mimo beznadziejnego położenia, w jakim się znalazłeś, bo jesteś dla mnie ważny". To właśnie zrobiła Weronika dla Jezusa. Zrobiła naprawdę wiele.
Upadki się zdarzają. A już upadki we dwoje wyjątkowo często. Ale w chwilach naprawdę trudnych trzeba przypomnieć sobie jedno słowo - odpowiedzialność. Kiedy upadasz, dzieje się nieszczęście. Kiedy jednak upadasz i pociągasz za sobą drugiego człowieka, nieszczęście jest zwielokrotnione. Dlatego jeżeli osoba, która jest obok, zaczyna tonąć, twoim zadaniem jest pomóc jej utrzymać się na powierzchni. Zrób wszystko, żeby mieć twardy grunt pod nogami. Masz dla kogo się starać, tak jak Jezus miał dla kogo cierpieć na krzyżu.
Bardzo często trudno nam zrozumieć osobę, z którą razem kroczymy pośród trudów życia. Wytchnieniem mogą być wtedy spotkania ze znajomymi. Można ponarzekać do woli na swój ciężki los. To pomaga, zwłaszcza gdy rozmówcy przytakują ci i wylewają razem z tobą łzy. Podsuwają również rady: „On nie zasługuje na ciebie", „Zostaw ją, nie męcz się". Najłatwiej jest krytykować i załamywać ręce, o wiele trudniej szukać porozumienia. Jezus jednak zawsze wybierał te trudniejsze rozwiązania.
Za dużo tych upadków. Jeden za drugim. I nie ma perspektyw, żeby kiedyś się one skończyły. Każde kolejne potknięcie boli coraz bardziej. Nawet Jezus na tym etapie był już u kresu wytrzymałości. „A może to jednak nie dla mnie? Może dać sobie spokój?" Może... Ale miej świadomość, że jest ktoś obok, kogo twój upadek również bardzo mocno dotyka i kto wierzy w ciebie mimo kolejnego błędu. Jezus, wycieńczony i zalany krwią, szedł dalej, bo widział sens podejmowanego trudu.
Są ludzie, którzy w pewnym momencie mówią: „dość". „Dość krzyków, kłótni, szarpania się. Chcę spróbować innego życia. Samemu albo z kimś nowym." Nie jest łatwo się rozstać. Emocje są tak wielkie. Obrzucanie się oskarżeniami, dzielenie majątku i wspomnień, sprawa sądowa. Publiczne roztrząsanie najbardziej intymnych szczegółów z życia. Wzajemnie pozbawianie się resztek godności. Chęć zemsty, zadania bólu, cierpienia... Oprawcy Jezusa chcieli poprzez publicznie odarcie Go z godności zaspokoić swoje najniższe instynkty.
Najbardziej ranimy tych, których kochamy, choć tak bardzo tego nie chcemy. Jezus był uwielbiany przez tłumy. Nie minęło wiele czasu, a te same tłumy krzyczały: „Na krzyż z nim". Dlaczego ranisz osobę, którą kochasz? Wiesz dobrze, jak bardzo ją to boli. Wiesz, że przy Tobie może być bardzo szczęśliwa, ale możesz także zgotować jej prawdziwe piekło na ziemi. Raniąc przy tym również siebie.
Miłość... Była tak wielka, silna, gorąca. A potem ogień się wypalił... I nic się nie da zrobić. Ale przecież miłość nigdy nie umiera. Mogą ją przesłonić złe uczucia - zazdrość, nienawiść, zawiść. Mogą ją zagłuszyć inni ludzie, kierując się tymi złymi uczuciami. Możemy ją zdeptać my sami przez nie docenianie jej. Ale prawdziwa miłość nigdy nie ustaje. To dzięki Tobie, Jezu...
Nieodłączną częścią miłości jest cierpienie. Upadki, choroby, ból. Wreszcie strata: męża, żony. A bywa, że i dziecka. Pozostaje smutek, żal, cierpienie. Pozostają jednak także ci, którzy kochają. Jezus nie umierał zupełnie sam. Najbliżsi byli przy nim, kiedy bardzo cierpiał i przeżywał najtrudniejsze chwile. Byli do końca. Kochali.
Jaki to ma sens? Poznajesz kogoś, zakochujesz się. Potem ślub, dzieci. Radości, ale i smutki, rodzinna sielanka i niekończące się kłótnie. Cierpienie. A potem grób... Jaki to wszystko ma sens? Nie miałoby żadnego, gdyby nie Jezus... To Jezus pokonał śmierć, pokonał grzech. To Jezus zbawił świat. To dzięki Jezusowi śmierć nie ma nad nami władzy. Miłość naprawdę nigdy nie umiera...
Jacek Stojanowski
Tezeusz - www.tezeusz.pl