Poniższe opowiadanie o życiu ojca Maksymiliana Marii Kolbego zostało zaczerpnięte z książki ojca Jeremiaha Smitha zatytułowanej „Rycerz Niepokalanej", opublikowanej w 1952 r. przez Conventual Franciscan Publications, St. Anthony-on-Hudson, Renslear, N.Y., USA.
o. Jeremiah Smith
Na listę wielkich Apostołów Najświętszej Marii Panny możemy wpisać jeszcze jedno nazwisko. Obok tak znakomitych czcicieli Błogosławionej Dziewicy, jak św. Bernard1, bł. Jan Duns Szkot2, św. Ludwik Maria Grignion de Montfort3 i bł. William Chaminade4 stoi także ojciec Maksymilian Kolbe.
Jego wyróżniający się wkład w szerzenie chwały Maryi znamionuje tytuł, jaki nadał on jednemu ze swoich czasopism: „Rycerz Niepokalanej". W tytule tym połączona jest cudownie praca jego życia z jego ideałem. W jego prawdziwych dokonaniach szerzył on chwałę Niepokalanej z godnością rycerskości najbardziej gorliwych rycerzy średniowiecznych. Miał on jedną „niewzruszoną ideę": pokazać wszystkim ludziom na całym świecie, jak kochać Niepokalaną bez granic. Dla realizacji tej idei żadne poświęcenie nie było zbyt wielkie: ciężka praca, nieprzespane noce, niezrozumienie, prześladowanie, a nawet sama śmierć.
W jednej ze swoich prac ojciec Maksymilian pozostawił nam notę biograficzną, w której mówi: „Byłem ciągle młodym chłopcem, kiedy przyrzekłem sobie ruszyć w pole dla Błogosławionej Dziewicy, nie wiedząc wtedy, jak mógłbym to zrobić i jakiej broni miałbym użyć." Miał on wtedy 13 czy 14 lat. Kiedy umierał w 1941 r., w wigilię Wniebowzięcia (14 sierpnia) w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu mógł spojrzeć na swoje życie z satysfakcją i uświadomił sobie, że wypełnił to przyrzeczenie tak wiernie, jak było to możliwe. Sama jego śmierć była męczeństwem...
W swoim 47-letnim życiu założył on dwa miasta, które dedykował Pani swojej miłości, Niepokalanej. Idąc za jego zaraźliwym przykładem, setki młodych mężczyzn ofiarowało swoje życie Synowi Bożemu Maryi w ubóstwie, czystości i posłuszeństwie. Szerzył on chwałę Niepokalanej nie tylko pomiędzy duszami konsekrowanymi Bogu, ale także w sercach milionów świeckich przez założenie jego Milicji Niepokalanej. Pisał o Niej w swoich wielu czasopismach i przeglądach. Głosił o Niej kazania w Europie i w Azji. Nade wszystko żarliwie oddawał tylko to, co sam czuł. Był Rycerzem Niepokalanej.
7 stycznia 1894 r. urodził się Rajmund Kolbe, przyszły ojciec Maksymilian. W rodzinie Kolbów było czterech chłopców, z których dwóch zmarło w młodym wieku. Pozostałych dwóch byli to: Franciszek, starszy od Rajmunda i Józef, najmłodszy w rodzinie, który jako ojciec Alfons, został stałym towarzyszem i współpracownikiem ojca Maksymiliana.
Kiedy urodził się Rajmund rodzina Kolbów mieszkała w Zduńskiej Woli koło Łodzi. Niedługo potem ojciec Juliusz Kolbe, tkacz z zawodu, przeniósł się z rodziną do Pabianic w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Jednak przemysł tkacki nie rozwijał się tam lepiej, dlatego rodzina Kolbów otworzyła sklep delikatesowy, który głównie prowadziła pani Kolbe i jej synowie.
Oboje rodziców byli ludźmi mocno religijnymi. Faktycznie pani Kolbe, z domu Maria Dąbrowska, jako młoda dziewczyna, kilka lat przed zamążpójściem, zamierzała zostać zakonnicą. Po tym, jak ich synowie byli już usamodzielnieni, matka i ojciec wybrali się na pielgrzymkę na Jasną Górę do Częstochowy i tam przez wzajemną umowę dokonali ślubu czystości u stóp statuy Niepokalanej.
Jednak dopiero po I wojnie światowej pani Kolbe mogła jasno ujrzeć swoją drogę wstąpienia do religijnego zgromadzenia zakonnic. Do jej śmierci w 1946 r. widziano ją ciągle żebrzącą dla swojej wspólnoty na ulicach, w biurach i w fabrykach Krakowa. Pan Kolbe, tak jak jego synowie przed nim, wstąpił do zakonu Franciszkanów Braci Mniejszych Konwentualnych. Opuścił on jednak zakon i poszedł na I wojnę światową. Został potem prawdopodobnie stracony jako polski szpieg w 1917 lub 1918 r.
Dzieciństwo Rajmunda nie różniło się zbytnio od dzieciństwa innych normalnych polskich dzieci...
Oczywiście chłopak często próbował cierpliwości matki swoimi chłopięcymi psikusami. Pewnego razu tak mocno zadziałał na jej nerwy, że krzyknęła ona w odruchu zdenerwowania: „ – Nie wiem, co z ciebie będzie, moje biedne dziecko!"
Po tym wypadku nastąpiła wyraźna zmiana w całym jego zachowaniu. Wydawał się bardzo inny i niekiedy nawet tajemniczy. Matka zaczęła dziwić się tej nagłej zmianie. Zauważyła także, że bardzo często potem zaczął on wślizgiwać się do pokoju, w którym Kolbowie umieścili ołtarz Matki Bożej i tam modlił się przez długi czas. Często widziała też, że kiedy wracał z tego pokoju miał oczy czerwone od łez. Matka była tym zaintrygowana. Powstrzymywała się od swojej kobiecej ciekawości przez jakiś czas, zanim ostatecznie nie zapytała go otwarcie: „ – Rajmundzie, co się z tobą dzieje? Dlaczego płaczesz, jak mała dziewczynka?" Chłopiec opuścił głowę i wyraźnie pokazał, że nie chce odpowiadać na to pytanie. Pani Kolbe nie była matką, którą można byłoby tak łatwo zbyć. Naciskała więc dalej: „ – Moje dziecko, powinieneś mówić swojej matce wszystko, inaczej okazujesz jej nieposłuszeństwo."
Chłopiec szczerze oświadczył, że nie miał zamiaru być nieposłuszny. We łzach i prawie dygocząc przyszedł, żeby jej powiedzieć: „ – Mamo, kiedy powiedziałaś mi:'- Rajmundzie, nie wiem, co z ciebie będzie', zatrwożyło mnie to bardzo i dlatego poszedłem zapytać Błogosławionej Dziewicy, kim właściwie będę. Później w kościele zapytałem jej jeszcze raz. Potem pokazała mi się, trzymając dwie korony, białą i czerwoną. Czule spojrzała na mnie i zapytała, którą wybiorę; biała oznaczała, że zawsze będę czysty, czerwona, że umrę jako męczennik. Wtedy odpowiedziałem Błogosławionej Dziewicy:'– Wybieram obie!'Uśmiechnęła się i znikła."
Matka i syn patrzyli na siebie. Była to chwila ciszy. Potem chłopiec kontynuował, naiwnie tłumacząc, że kiedy szedł do kościoła z mamą i ojcem, wydawało mu się, że nie idzie z nimi, ale raczej z Matką Bożą i św. Józefem!
Rzeczywiście, matka była pod wrażeniem tego wszystkiego. Nie wahała się, by uwierzyć chłopcu. Później, kiedy opowiadała tę historię, dodawała, że radykalna zmiana była wystarczającym dowodem, iż jej syn mówił prawdę.
„ - Od tego dnia – powiedziała – nie był on już ten sam. Często z promieniującą twarzą mówił mi o męczeństwie. To było jego największe marzenie."
Rajmund miał dziesięć lat, kiedy to wszystko się wydarzyło. Trzy lata później w Pabianicach odbyły się misje prowadzone przez ojców Franciszkanów Konwentualnych. Na zamknięcie misji jeden z księży ogłosił, że jego przełożeni otworzyli niższe seminarium we Lwowie dla młodych, którzy chcą się poświęcić Panu Jezusowi w zakonie św. Franciszka.
Rajmund i jego starszy brat Franciszek byli zachwyceni tą wiadomością, ponieważ obaj żywili ideę zostania księżmi. Bez zwłoki przedstawili tę propozycję matce i ojcu. Nie znamy szczegółów tego wydarzenia, ale wiemy, że ich rodzice nie stawiali przeszkód na drodze swoich dwóch starszych synów do kapłaństwa. Obaj byli wystarczająco wykształceni, żeby pozwalało im to wstąpić do seminarium. Franciszek, starszy, miał okazję uczęszczać do lokalnej szkoły handlowej. Rajmund nie miał takiego szczęścia. Był potrzebny w domu. Lecz z pomocą księdza z miejscowej parafii i farmaceuty z sąsiedztwa był wystarczająco dobrze przygotowany, żeby zdać egzamin z drugiej klasy w szkole handlowej w tym samym czasie, co jego brat.
Od drugiej połowy osiemnastego stulecia Polska była podzielona między trzech zaborców: Prusy, Austrię i Rosję. Teraz Pabianice znajdowały się w zaborze rosyjskim, podczas gdy seminarium było w zaborze austriackim. Ponieważ swobodne przekraczanie granic było zabronione, chłopcy musieli to zrobić potajemnie. Po raz pierwszy w życiu wybrali się sami w podróż, ale ich młodzieńczy duch przygody i wzruszenie z powodu wstąpienia do seminarium pozwalało pokonać im wszystkie przeszkody. Na szczęście ich podróż nie została przez nikogo przerwana. W krótkim czasie znaleźli się we Lwowie, gdzie zostali przez następne kilka lat i gdzie otrzymali podstawowe przygotowanie do kapłaństwa.
Rajmund miał wtedy 13 lat. Był to rok 1907.
11 września 1911 r. brat Maksymilian złożył swoje śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa na 3 lata. Rok później jego przełożeni, uznając jego wyjątkowy talent zdecydowali się wysłać go na Uniwersytet Gregoriański w Rzymie. Zwykle taki honor mógłby uradować studenta seminarium. Ale nie brata Maksymiliana!... Poprosił on swojego prowincjała, żeby wykreślił jego nazwisko z listy studentów wybranych do Rzymu.
Była to jego własna decyzja. Tej samej nocy, kiedy leżał w łóżku, zdał sobie sprawę w duchowej męce, że w tej decyzji umieścił on swoją własną wolę przed wolą Bożą, która została mu ukazana przez pragnienie jego przełożonego. „Z pewnością, myślał, lepiej jest oddać się w ręce Boga i być mu ślepo posłusznym."
Następnego ranka poszedł do Prowincjała i złożył całą sprawę wyłącznie w jego ręce, stwierdzając pokornie i szczerze, że był przygotowany zaakceptować wszystko, czego sobie życzy przełożony.
Prowincjał podtrzymał to, że powinien on jechać do Rzymu i brat Maksymilian okazał bezwzględne posłuszeństwo. Później, przypominając ten incydent, Maksymilian zadawał takie pytania: „Po prawdzie, co by się stało, gdyby ojciec Prowincjał zdecydował zgodnie z moimi racjami? Czy mielibyśmy dzisiaj „Rycerza Niepokalanej"? Czy byłoby takie miejsce, jak Miasto Niepokalanej? Czy mielibyśmy szczęście pracować, żeby uczynić znaną chwałę Niepokalanej? Czy nie jest chlubą posłuszeństwa ślepe poddanie się Panu?"
Przez całe swoje życie pokazywał on to samo sumienne uznanie dla świętego posłuszeństwa. Stało się to jego charakterystyczną cnotą.
Potrzeba organizacji poświęconej Niepokalanej była wynikiem kilku incydentów, jakie wydarzyły się w Rzymie w 1917 r. Był to rok obchodów 200-lecia masonerii i zgodnie z formą masoni wybrali Święte Miasto Rzym, jako teatr świętokradzkich demonstracji. Naprzeciwko Watykanu masoni paradowali z transparentami, na których można było przeczytać: „Szatan musi zapanować nad Watykanem. Papież będzie jego sługą." Wśród ludzi rozprowadzane były obelżywe ulotki skierowane przeciwko Ojcu Świętemu. Brat Maksymilian, który nie był jeszcze wtedy księdzem, widział to wszystko i natychmiast wpadł na pomysł utworzenia stowarzyszenia, które walczyłoby nie tylko z masonerią, ale także ze wszystkimi zwolennikami diabła.
Jeszcze inny czynnik umocnił jego decyzję utworzenia Milicji Niepokalanej. Była to rozprawa, jaką przedstawił studentom seminarium ojciec Stefan Ignudi. Rektor seminarium franciszkańskiego opowiedział historię objawienia się Matki Bożej sławnemu Żydowi, Alfonsowi Ratisbonne'owi i po tym jego nawrócenia. Wszystko to stało się dzięki Cudownemu Medalikowi, który Ratisbonne nosił na sobie. Kiedy Maksymilian usłyszał to, pomyślał, że jeśli Maryja mogła zmiękczyć serce tego nie-chrześcijanina przez swój Cudowny Medalik, dlaczego nie mogłaby tego samego uczynić dla wszystkich upartych serc.
17 października 1917 r., cztery dni po objawieniu się Matki Bożej dzieciom z Fatimy, ojciec Maksymilian wraz z sześcioma innymi zakonnikami założyli „Milicję Niepokalanej". Ceremonia była prosta. Stali oni przed figurą Błogosławionej Dziewicy z dwiema jej zapalonymi świecami. Maksymilian przeczytał program Milicji, zapisany na małej kartce papieru. Potem poprosił on wszystkich swoich kolegów o podpisanie go. Kiedy skończyli, weszli do kaplicy, gdzie ksiądz pobłogosławił Cudowne Medaliki i założył je pierwszym członkom Milicji.
Program zarysowany dla nowego stowarzyszenia przez siedmiu franciszkanów był wspaniały w sensie duchowym, chociaż prosty w słowach. Było to ogromne przedsięwzięcie.
Podbić dla Chrystusa wszystkie dusze na całym świecie do końca czasów przez Niepokalaną Matkę.
W jaki sposób mieli nadzieję tego dokonać? Ich plan był prosty i rozsądny. Każdy członek miał oddać się dobrowolnie i zupełnie Niepokalanej Maryi, żeby należeć do Niej całkowicie, jako Jej własność i posiadłość. Następnie w wyniku swojego osobistego uświęcenia i uświęcenia innych mieli oni pracować, każdy zgonie z łaską daną mu dla nawrócenia grzeszników, heretyków, schizmatyków i niewierzących, faktycznie – komunistów, dla nawrócenia wszystkich wrogów Kościoła.
Każdy członek miał starać się nakłonić innych do wstąpienia do Milicji. Ci nowi rekruci mogli być po prostu zapisani przez wciągnięcie ich nazwiska na listę kanonicznie założonego związku. Wtedy, po tym, jak dokonali oni aktu konsekracji Matce Bożej zgodnie z ustanowioną formą, zakładali Cudowny Medalik i odmawiali co najmniej raz dziennie następującą modlitwę:
„O Maryjo, bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy i za tymi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za nieprzyjaciółmi Kościoła Świętego i poleconymi Tobie."
Brat Maksymilian miał wizję idei ogólnoświatowej. Nie wyobrażał sobie Milicji ograniczonej do franciszkanów, albo do Polaków, czy Włochów, ale jego intencją było raczej objęcie nią wszystkich krajów. Miał nadzieję, że Rycerze Maryi będą napełnieni „niewzruszoną ideą": żyć, pracować, cierpieć i jeżeli zajdzie potrzeba umrzeć dla Niepokalanej Maryi.
Pierwszy okres działalności „Milicji Niepokalanej Maryi" składał się z modlitwy i rozprowadzania Cudownego Medalika. Do końca 1917 r. było już 25 członków, w 1920 r. ich liczba wzrosła do 450, w 1926 r. było ich 84 225, a w 1939 r. – 691 219. Dziś ich liczba wynosi ponad dwa miliony.
Pisma Maksymiliana obfitują w odniesienia do całkowitego zawierzenia, jakie powinno być dane Niepokalanej, szczególnie kiedy wszystko wydaje się być stracone. Zdanie „porzucić siebie dla Niepokalanej" możemy znaleźć powtórzone w jego pismach i kazaniach. W jego własnym życiu nigdy nie było chwili, żeby nie wzywał on Niepokalanej. Napisał kiedyś znamienne słowa:
„Kiedy stało się jasne, że wszystkie inne środki były bezsilne, kiedy byłem uważany za zgubionego i moi przełożeni znaleźli mnie niezdolnego do żadnej pracy, to wtedy właśnie Niepokalana pojawiła się na scenie, żeby zebrać to biedne rumowisko, które nie mieściło się nawet w koszu na śmieci. Wzięła ona tego nicponia i użyła do szerzenia chwały Bożej. Wyobraźcie sobie przez chwilę wielkiego malarza, który namalował swój najlepszy obraz zużytym pędzlem: tym malarzem jest Matka Boża, a ja jestem pędzlem."
Było to zawsze jego niezachwianym przekonaniem, że
„nie ma takiego heroicznego czynu, którego moglibyśmy dokonać bez pomocy Niepokalanej."
Ojciec Maksymilian pozostawał przez dłuższy czas w sanatorium, ponieważ był zawsze bardzo chory.
Kiedy przebywał w sanatorium nie tylko wykonywał swoje obowiązki kapłańskie, ale także planował, w głowie i na papierze, przyszłość „Milicji Niepokalanej Maryi".
Jakkolwiek w swoich listach do brata, stale przypominał mu, że nie potrzeba zbyt wiele planować; bardziej owocna będzie raczej mocniejsza wiara w Matkę Bożą. W liście z 1 listopada 1920 r. przypominał on ojcu Alfonsowi (swojemu bratu): „Pozwólmy Niepokalanej czynić to, czego Ona sobie życzy i cokolwiek, co Jej się podoba, ponieważ ja jestem Jej własnością i pozostaję całkowicie do Jej dyspozycji."
Nieco ponad miesiąc później pisał:
„Co do Milicji, jesteśmy w rękach Niepokalanej i musimy robić wszystko, czego Ona sobie życzy i jest to jasne dla nas przez posłuszeństwo... Uważajmy, żeby nie robić niczego wokół'Milicji Niepokalanej Maryi', z wyjątkiem tego na co zezwala posłuszeństwo, ponieważ w przeciwnym razie nie będziemy działać jako instrumenty Niepokalanej."
To przywiązanie do posłuszeństwa ożywiało każdy dzień jego życia.
W 1922 r. ojciec Maksymilian założył miesięcznik „Rycerz Niepokalanej". Nie miał ani grosza na początku. Później zawsze wydawał wszystko, co posiadał.
Nakład miesięcznika wzrastał bardzo szybko:
w 1923 r.: 5 000
w 1926 r.: 45 000
w 1927 r.: 50 000
w 1928 r.: 81 000
w 1929 r.: 117 000
w 1930 r.: 292 750
w 1931 r.: 432 000
w 1935 r.: 700 000
w 1938 r.: 800 000
w 1939 r.: milion
„Rycerz Niepokalanej" nie był jedynym czasopismem wydawanym przez ojca Maksymiliana. Było jeszcze dziewięć innych.
W 1933 r. rozpoczął on wydawanie „Małego Rycerza Niepokalanej" dla młodzieży. Jego nakład osiągnął 250 000.
Następne było 40 000 egzemplarzy „Kroniki Milicji Niepokalanej", która ukazywała się co miesiąc od 1935 r. i była przeznaczona do kierowania członkami „Milicji Niepokalanej Maryi".
Również w 1935 r. zaczęła wychodzić gazeta pt. „Mały Dziennik". Codzienny nakład wynosił 150000. Wydanie niedzielne było sprzedawane w ilości 200 000 egzemplarzy.
Od 1937 r. ukazywało się wydanie „Rycerza Niepokalanej" dla dzieci w nakładzie 35 000 egz. co miesiąc.
Potem był kwartalnik dla księży po łacinie, „Miles Immaculatǽ".
W Japonii ukazywał się kwartalnik „Biuletyn Misyjny Ogrodu Niepokalanej" na temat działalności misji w Japonii.
Był też tygodnik „Echo Niepokalanowa" skierowany do samych braci, zawierający informacje na temat Niepokalanowa. Dla szkół wydawano ilustrowany periodyk – „Dziennik sportowy".
Równolegle z tymi publikacjami bracia podejmowali inne „specjalne roboty". Drukowali książki, broszury, ulotki propagandowe nie tylko po polsku, ale w wielu innych językach – nawet po arabsku.
Wykonywali też małe figurki Matki Bożej i wysyłali je do wszystkich zakątków świata razem z wodą z Lourdes, Cudownymi Medalikami i innymi przedmiotami nabożeństwa do Matki Bożej.
Niepokalanów, czyli „Miasto Niepokalanej" składa się z wielu budynków, wszystkich związanych z pracą ojca Maksymiliana. Znajduje się ono pod Warszawą. Całe zostało zbudowane przez braci.
Nowe miejsce zostało oczywiście poświęcone Matce Bożej w grudniu 1927 r. Rozrosło się ono do sporych rozmiarów. Pierwsze budynki, które powstały po części mieszkalnej i kaplicy, były to zabudowania drukarni dla „Rycerza Niepokalanej".
W 1929 r. zastała wybudowana szkoła dla kandydatów do zakonu, potem budynek nowicjatu i budynek dla członków będących po ślubach. W odpowiednim czasie powstał szpital na sto łóżek, elektrownia i budynek straży pożarnej, obsługiwanej przez braci – wszystko to do 1932 r. Rozgłośnia radiowa została uruchomiona w 1938 r., a w następnym roku lotnisko!
Ze wzrostem miasta rosła także społeczność religijna. Kiedy pierwsi bracia przybyli do Niepokalanowa w listopadzie 1926 r. było tam dwóch księży, ojciec Maksymilian i ojciec Alfons i 17. braci świeckich. W maju 1933 r. ich liczba sięgała 364, w 1934 r., 500. W 1938 r. było tam 762 franciszkanów konwentualnych. Trzynastu z nich było księżmi, 140 – nauczycielami, a 609 braćmi świeckimi – wszyscy specjaliści na swoich własnych polach. Niepokalanów był największą na świecie wspólnotą religijną.
Z trudem można sobie wyobrazić wir działalności, jaka była prowadzona w tym „Mieście Niepokalanej". I wszystko to zostało wprawione w ruch przez skromnego zakonnika cierpiącego na gruźlicę, ojca Maksymiliana! Ale ta aktywność nie powinna wprowadzić w błąd. Ojciec Maksymilian, jak jego wzór – Franciszek z Asyżu, nie był działaczem w żadnym sensie tego słowa.
Jego listy, kazania i inne pisma wypełnione są ideą użycia całej aktywności tylko do głoszenia chwały Bożej i osobistego uświęcenia. Nie ważne, jak były to zmechanizowane środki, czy to była prasa, film, radio czy samoloty, intencją jego było uświęcenie tych rzeczy i użycie ich dla dobra.
Lecz ten dwudziestowieczny Franciszek z Asyżu nie utracił poczucia wartości pośród aktywności i postępu. Powiedział on:
„Nasze zewnętrze, widoczna aktywność, czy to w klasztorze, czy na zewnątrz niego nie stanowi Niepokalanowa, ale prawdziwym Niepokalanowem są nasze dusze. Wszystko inne, nawet nauka, ma znaczenie drugorzędne. Postęp jest duchowy albo nie istnieje. Zatem nawet, jeśli będziemy musieli zawiesić naszą pracę, nawet jeśli wszyscy członkowie Milicji opuszczą nas, nawet jeśli będziemy rozproszeni jak liście zmiecione przez jesienny wiatr – jeżeli w naszych duszach ideał Niepokalanowa będzie rósł, możemy powiedzieć, moje małe dzieci, że jesteśmy w pełnym postępie."
Racją bytu, głównym powodem istnienia Niepokalanowa i całej jego działalności, zawsze to podkreślał, było najpierw osobiste uświęcenie, a potem uświęcenie innych. Nawrócenie i uświęcenie dusz pod opieką i przez pośrednictwo Niepokalanej! Każdy wie, że Dziewica jest pośredniczką wszystkich łask.
Ojciec Maksymilian założył również Miasto Niepokalanej w Japonii, dokładnie w Nagasaki, w 1930 r. W 1945 r. Nagasaki zostało zrównane z ziemią przez bombę atomową. Ale Błogosławiona Dziewica uchroniła jej ukochane miasto od jakiegokolwiek zniszczenia w ogóle.
W 1932 r. ojciec Maksymilian wyruszył do Indii, żeby założyć następny Niepokalanów.
1 września 1939 r. cały świat został wstrząśnięty atakiem armii niemieckiej na Polskę. W ciągu trzech tygodni Niemcy zajęli Warszawę. Niepokalanów znajdował się tylko 42 kilometry od stolicy. Ojciec Maksymilian widział jasno, że był to początek końca.
Nie miał wątpliwości, że miasto zostanie zajęte przez Niemców. „Rycerz Niepokalanej" znany był jako pismo antynazistowskie i antykomunistyczne. Hitlerowcy nie mogli tego przeoczyć. Ojciec Maksymilian zdecydował, że bracia muszą opuścić Niepokalanów. Pozostało tylko sześćdziesięciu, pięciu z nich było księżmi.
Niemcy, którzy przechodzili przez Niepokalanów zabierali, co chcieli. Ojcowie, którzy zostali, patrzyli, jak ich ciężka praca była niszczona.
19 września duża grupa niemieckiej policji weszła do miasta. Aresztowali oni zakonników i wywieźli do obozu koncentracyjnego Amitz w Niemczech. Kiedy życie w okupowanej przez Niemców Polsce wróciło do pewnego rodzaju normalnych proporcji, więźniowie zostali uwolnieni i ojciec Maksymilian znalazł się 8 grudnia w Niepokalanowie.
Drugie aresztowanie nastąpiło 17 lutego 1941 r., kiedy to Gestapo przybyło po raz drugi do miasta. Pięciu księży, wśród nich i ojca Maksymiliana, wywieziono na Pawiak. W Warszawie Maksymilian przebywał do maja, skąd został przywieziony 28. do obozu śmierci w Oświęcimiu, który był uważany za jeden z najstraszniejszych niemieckich obozów koncentracyjnych.
30 czy 31 lipca z bloku 14, gdzie kilka dni wcześniej został przeniesiony ojciec Maksymilian, uciekł więzień. Karą za to była powolna śmierć głodowa 20 wybranych osób z bloku. Skazańców wybierał komendant obozu Fritsch. Kiedy 10 wybranych stało już z przodu, jeden z nich, Franciszek Gajowniczek, zaczął płakać, że już nigdy nie zobaczy swoich dzieci i żony. Wtedy do Fritscha podszedł wyczerpany, „mały ojciec Maksymilian" i powiedział bardzo cicho: „Chcę umrzeć zamiast tego ojca rodziny." Fritsch się zgodził.
Komora śmierci mieściła się w bloku nr 13, gdzie ojciec Maksymilian wszedł 31 lipca 1941 r. Cela, w której przebywał z pozostałymi skazańcami stała się jakby kaplicą: słychać tu było odmawiany Różaniec św. i hymny do Matki Bożej. Dni mijały i ludzie umierali jeden po drugim. Drugiego tygodnia zostało już tylko czterech więźniów, wśród nich ojciec Maksymilian. Ponieważ cela była potrzebna dla następnych ofiar, tych czterech dobito przy pomocy zastrzyku z kwasu karbolowego. Ojciec Maksymilian zmarł 14 sierpnia w wigilię Wniebowzięcia Niepokalanej.
o. Jonathan Smith
1- św. Bernard (1090-1153) – opat, doktor Kościoła, kanonizowany przez papieża Aleksandra III w 1174 r.
2- bł. Jan Duns Szkot (ok. 1266-1308) – szkocki teolog i filozof, franciszkanin, beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II 20 III 1993 r.
3- św. Ludwik Maria Grignion de Montfort (1673-1716), kapłan, napisał Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Matki Najświętszej, kanonizowany przez papieża Piusa XII w 1947 r.
4- bł. William Chaminade (1761-1850), ksiądz francuski, założyciel Towarzystwa Maryi w Bordeaux, którego członkowie zostali nazwani później Marianistami, beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II – 3 IX 2000 r.