Zwycięstwo Victora Orbána w 2010 r. oznaczało dla nas początek wychodzenia z postkomunizmu. Zaczęliśmy przecinać niewidzialne nici krępujących nas pajęczyn. Stopniowo zrzucaliśmy niesprawiedliwe zależności od Wschodu i od Zachodu, powoli wyrąbując sobie w Europie coraz więcej suwerenności. Uchwaliliśmy nową konstytucję, która uwolniła nas od krępującego gorsetu przeszłości, zapisaliśmy w niej m. in. odwołanie do Boga, status forinta jako naszej waluty narodowej, limit zadłużania się państwa czy zakaz upraw GMO na terytorium całego kraju; wprowadziliśmy wiele reform ustrojowych zrywających z postkomunizmem; postawiliśmy na reindustrializację kraju, po tym jak nasz przemysł niemal całkowicie zanikł; wspomagaliśmy klasę średnią, zrzucając z jej barków nadmierne obciążenia podatkowe, obłożyliśmy zaś podatkami wielkie koncerny zagraniczne, które dotychczas tego unikały; odzyskaliśmy kontrolę nad większością systemu bankowego; zainicjowaliśmy politykę prorodzinną i pronatalistyczną; uchwaliliśmy ustawę ograniczającą wykup naszej ziemi przez cudzoziemców; przewalutowaliśmy kredyty dewizowe, wyzwalając 200 tys. rodzin z pętli toksycznych pożyczek; zmniejszyliśmy o 20 proc. opłaty komunalne dla naszych obywateli, którzy na skutek zmowy cenowej zagranicznych oligopoli płacili zawyżone ceny.
Wbrew międzynarodowym kręgom finansowym, które chciały narzucić nam swoją politykę ekonomiczną, osiągnęliśmy sukces gospodarczy. Spłaciliśmy długi wobec MFW, a misję tej organizacji na Węgrzech uznaliśmy za zakończoną. Ważniejsze niż interesy banków i korporacji okazało się dobro naszych obywateli.
Nowa władza przywróciła nam poczucie godności i wiary we własne siły. Odrzuciliśmy slogan socjalistów „Odważmy się być małymi", by wybrać hasło wolnych Węgrów „Odważmy się być wielkimi", a więc nie bać się stawiać przed sobą wielkich zadań i wymagać od sobie więcej, choćby nikt od nas tego nie oczekiwał. Pokazaliśmy, że nie ulegamy kompleksowi niższości oraz szantażowi dotyczącemu naszego wizerunku w Europie. Kto ma poczucie własnej wartości, nie może się kierować opinią europejskich salonów. Nie może być chorągiewką na wietrze, ale musi mieć swoją wewnętrzną busolę.
Victor Orbán powtarza, że obecny kryzys Europy da się przezwyciężyć jedynie wracając do chrześcijańskich korzeni naszego kontynentu. Opowiada się zdecydowanie za Unią jako wspólnotą ojczyzn, a nie superpaństwem, w którym władza kumuluje się w Brukseli lub Berlinie. Nie ma (…) takiego tworu jak naród europejski, tak więc każda próba stworzenia scentralizowanej władzy dla naszego kontynentu musi się skończyć dyktatem silniejszych wobec słabszych.
Z powodu polityki obranej przez Węgry po 2010 r. nasz naród jest obiektem stałej krytyki ze strony eurobiurokracji, wpływowych kręgów politycznych i biznesowych Zachodu, lewicowej międzynarodówki oraz wielkich mediów socliberalnych. Mimo bezpardonowych ataków z ich strony trwamy niezłomnie przy naszym programie. Wiemy, że większość Polaków myśli podobnie jak my.
Wy także doświadczacie opłakanych skutków postkomunizmu skrępowani licznymi więzami uzależnienia ze Wschodu i Zachodu. Dlatego najlepszym rozwiązaniem byłoby dla nas powołanie wspólnego sojuszu państw Europy Środkowej położonych między Rosją a Niemcami. Gdybyśmy zjednoczyli kraje naszego regionu, stanowilibyśmy siłę, z którą musiałyby się liczyć największe potęgi w Europie.
Życzymy wam pozbycia się garbu postkomunizmu, wyzwolenia się z gospodarczego neokolonializmu, zlikwidowania pasożytniczych grup interesu oraz odzyskania przez państwo podmiotowości wewnętrznej i zewnętrznej. Mam nadzieję, że będziemy na tej drodze kroczyć razem. Polak, Węgier − dwa bratanki.
Imre Kovács
Fragmenty listu węgierskiego patrioty do polskich przyjaciół z okazji święta 11 listopada 2015 r.