French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Zapłata za pracę domową kobiet

w dniu niedziela, 01 sierpień 2010.

Czy gratyfikowanie (publiczne docenienie, pła­cenie) pracy domowej kobiet jest po­trzebne?

Tak. Ale raczej nie „gratyfikacja" to jest płace­nie ZA COŚ, lecz płacenie NA COŚ. Ekonomiści powtarzają – za F. A. von Hayekiem1 – jakby man­trę, że „nie ma czegoś takiego jak darmowy obiad. Zawsze ktoś zań płaci". Ileż słuszniejsze jest to stwierdzenie w odniesieniu do domowej pracy, szczególnie do wychowywania dzieci.

Czy istnieje jakakolwiek działalność ludzka ści­śle prywatna, nie mająca wpływu na społeczeń­stwo? Prywatna praca jest przecież tylko myślową abstrakcją, pożyteczną, ale często bardzo mylącą. Co dopiero, gdy chodzi o wychowywanie dzieci. Mało która praca może się z tym równać pod względem znaczenia społecznego. Ten wydatek energii trzeba podtrzymywać. Jakoś nikt nie liczy, że samochód pojedzie bez paliwa i zabiegów kon­serwacyjnych. Każdy wolontariat wymaga pod­trzymania, jeśli ma się utrzymać. Działalność cha­rytatywna też nie jest możliwa za darmo. Jedynie nie przynosi ZYSKU. Podtrzymanie energetycz­nych wydatków może być dokonywane realnymi dobrami na zaspokojenie potrzeb w naturze lub za pośrednictwem pieniędzy, stanowiących uprawnie­nie do pobierania z rynku dóbr według własnego wyboru.

Jeśli uznajemy, że dobre wychowanie dzieci jest konieczne, to pokrywanie kosztów jest też konieczne, ze względu na prawo zachowania energii.

Dlaczegóżby KOSZTÓW pracy społecznie nie­zbędnej nie miało pokrywać społeczeństwo? Nie ma takich wątpliwości w przypadku instytucji wy­chowawczych. Czy efektywność pracy rodziców nie jest oczywiście większa niż wychowawców instytucjonalnych? Czy rodzicielskie uwarunkowa­nia fizjologiczne i psychologiczne nie są pewniej­sze niż dyplomy pedagogicznych kwalifikacji? Czy nie zapewniają większej efektywności? Można chyba mówić wręcz o „mnożnikowym efekcie" wła­śnie rodzicielskich postaw w stosunku do nakła­dów. Wprawdzie u rodziców zdarzają się patologie, ale przecież trafiają się one także u zawodowych pedagogów. Czy nawet nie częściej?

Co jest najważniejsze: emerytury, pensje, od­pisy podatkowe z wyraźnym wskazaniem, że to za pracę domową, czy jakieś inne formy wy­nagradza­nia?

Najważniejsze jest, moim zdaniem, potrakto­wanie serio zasady zachowania energii. Samocho­dowi nie „wynagradza się" za jazdę. Paliwo wlewa się na czas jazdy. Myślę, że prawdziwym wyna­grodzeniem rodziców jest zaspokojenie ich rodzi­cielskich impulsów. Dlatego mówienie o WYNA­GRODZENIU nie wydaje mi się w tym przypadku właściwe, podobnie jak wspieranie dzieł charyta­tywnych nie jest WYNAGRODZENIEM wolontariu­szy, lecz fizycznym umożliwieniem im skutecznego działania. I tutaj znów „mnożnik emocjonalny" za­pewnia efektywność nieporównanie większą niż w przypadku instytucjonalnym.

Dlatego sądzę, że rodzic wychowujący dzieci nie powinien otrzymywać „pensji", lecz BEZPO­DATKOWE POKRYCIE niezbędnych KOSZTÓW, zatem przynajmniej w wysokości minimum socjal­nego na głowę, wliczając jego osobę, ilość dzieci, z uwzględnieniem ich ewentualnego inwalidztwa.

W ostatecznym rozrachunku powinno to być kosztowo bardziej efektywne niż poczynania in­stytucjonalne. W koszty te trzeba wliczyć ubezpie­czenie zdrowotne i emeryturę rodzica. Oszczędno­ści budżetowe polegałyby na uznaniu gospodar­stwa domowego za już istniejące miejsce pracy, zasadniczo z bardzo małymi kosztami inwestycyj­nymi. Rynkowy koszt inwestycyjny miejsca pracy wytwórczej czy usługowej wynosi od kilkudziesię­ciu do kilkuset tysięcy złotych. Ponadto można by zapewne uzyskać bezinwestycyjnie miejsca pracy, zwolnione przez osoby decydujące się poświęcić parę lat na wychowanie dzieci. Jeśli taki proces zmiany warty na istniejących pozadomowych miej­scach pracy byłby podtrzymywany, powinno to dać, ostrożnie licząc, około milionową redukcję bezrobocia, mniejszym kosztem pieniężnym i spo­łecznym niż w przypadku instytucjonalnych poczy­nań. Pytanie „co ważniejsze – emerytura, pensje, odpisy podatkowe?" czyni wrażenie troski o jeden aspekt bardzo złożonej, nierozdzielnej całości. Uważam, że wynika to z natury myśli, która nie umie sobie radzić z całościami inaczej niż frag­mentarycznie. Ta fragmentaryczność jest abstrak­cyjna. Pomaga myśleć, lecz myślenie jest tylko małym fragmentem egzystencji. Prawo zachowa­nia energii jest bardzo realne, nie abstrakcyjne.

Trzeba zauważyć, że żyjemy nie DZIĘKI pie­niądzom, lecz dzięki obecności dóbr i pracy na zaspokojenie potrzeb egzystencjalnych, wyprodu­kowanych w KRAJU lub importowanych za KRA­JOWE usługi, towary. W obecności rezerwowego nadmiaru, ograniczania produkcji podstawowych dóbr, brak pieniędzy nie jest istotny. Wobec istnie­jących wielkich rezerw nie trzeba zabierać z talerza Jana, żeby dać Pawłowi. Dlaczego ktoś ma umniejszać podatkami swoje spożycie, jeśli pro­dukcja i rezerwowe moce produkcyjne prawie wszystkiego na zaspokojenie podstawowych po­trzeb pozostają nie wykorzystane?

Dlatego nie jest konieczne zwiększanie podat­ków na „wydatki socjalne", lecz dobre przemyśle­nie, jak wyemitować adekwatną informację o ist­niejących rezerwach, stanowiącą też uprawnienie do korzystania z nich. Nie nalewajmy młodego wina do starych bukłaków…

Co trzeba zrobić najszybciej, żeby kobiety wy­chowujące dzieci nie żyły w poczuciu, że są nic niewarte?

Potrzeba, by rodzice wychowujący dzieci, przeważnie kobiety, uświadomiły sobie swoją god­ność, pierwszorzędną ważność swej pracy domo­wej i zażądały uznania jej przez społeczeństwo. Dowodem uznania jest dostarczenie im energii potrzebnej na jej wykonywanie. Trzeba, aby ko­biety uświadomiły sobie, że są do dyspozycji, wciąż nie wykorzystane, marnowane, krajowe re­zerwy realnych dóbr na pokrycie co najmniej ich podstawowych realnych potrzeb i należy tylko wy­razić je w pieniądzu. To stanowi już problem tech­niczny, możliwy do rozwiązania, jeśli będzie odpo­wiednia wola polityczna.

W Anglii roczny budżet na zbrojenia jest tylko około 9% wyższy niż roczny koszt pracy domowej kobiet. Czy kobieta musi wytworzyć bombę, aby móc dać dzieciom i sobie chleb? Czy trzeba wylać pół litra krajowego mleka, aby móc zaimportować je, na kredyt, spłacany podatkami?

Trzeba, aby kobiety zdały sobie sprawę, że brak możliwości fizycznych POZAPODATKO­WEGO zaspokojenia ich energetycznych potrzeb jest mitem. „Nie ma innej możliwości" (TINA –'There is no alternative'), to wypróbowana socjo­technika wysokopłatnych operatorów obecnego systemu finansowego, wewnętrznie sprzecznego, niespójnego. Potrzeba, aby kobiety wyzwoliły się z hipnozy niższości i niemożności. Jeśli tylko kobiety wezmą się za to na serio…

Mit niemożności realizacji czegoś całkiem możliwego paraliżuje nawet podstawowe odruchy obrony własnej biologicznej egzystencji.

Szczęsny Górski


1- Friedrich August von Hayek (1899-1992), ekonomista austriacki, profesor London School of Economics i uniwersytetu w Chicago, wybitny przedstawiciel tzw. nowej szkoły wiedeńskiej. Powołują się nań często ekonomiści liberalni, nurtu monetarystycznego. 1974 Nagroda Nobla. 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com