Oto Jezus, Syn Maryi, czterdziestego dnia po narodzeniu zostaje zgodnie z prawem Starego Zakonu ofiarowany w świątyni jerozolimskiej. A gdy wchodzą do tej świątyni Maryja i Józef, aby dopełnić obrzędu ofiarowania, starzec Symeon bierze Dziecię w swoje ręce i wypowiada prorocze słowa, które Kościół co wieczór powtarza w kompletorium. W tych słowach starzec wielbi Jezusa jako „światło na oświecenie pogan i chwałę ludu twego" (Łk 2,32), a równocześnie, zwracając się do Maryi, wypowiada o Nim inne jeszcze słowa. „Oto ten – mówi Symeon – przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą" (Łk 2,34).
Minęło już prawie dwa tysiące lat, a słowa wówczas wypowiedziane wciąż na nowo zyskują na swej aktualności. Coraz bardziej też staje się oczywiste, że te właśnie słowa streszczają w sposób szczególnie trafny całą prawdę o Jezusie Chrystusie, jego posłannictwie i jego Kościele. „Znak, któremu sprzeciwiać się będą".
Czyż czasy, w których żyjemy, nie potwierdzają w szczególnej mierze prawdy zawartej w słowach Symeona? Czyż Jezus nie jest dzisiaj światłością na oświecenie ludzi, a zarazem znakiem, któremu się sprzeciwiają? A jeżeli obecnie, po Soborze Watykańskim Drugim i wobec straszliwych doświadczeń, przez jakie przeszła i wciąż przechodzi wielka (jak nigdy dotąd) rodzina ludzka, Jezus Chrystus jawi się ludziom na nowo jako światłość świata – to czyż w tym samym okresie dziejów nie stał się On także owym znakiem, któremu bardziej niż kiedykolwiek okazują sprzeciw?
Pomyślmy o wszystkim, co przeżywa świat i człowiek współczesny – o wszystkim, co z pewnością nurtuje w sposób szczególny duszę Następcy św. Piotra, któremu Pan dał klucze Królestwa niebieskiego: „Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie" (Mt 16,19). „Tyś jest Piotr (czyli Skała)" (Mt 16,18). Ta ziemia stała się dzisiaj jakby mniejsza, przybliżyły się odległości, które dzielą kontynenty, nawet Księżyc – satelita Ziemi, został już dotknięty stopą ludzką. I oto w tym przybliżeniu wzajemnym, za pomocą środków komunikacji i przekazu myśli, lepiej widać, jakimi drogami chadza ten sprzeciw wobec Jezusa Chrystusa, Jego Ewangelii i Kościoła. Trudno zebrać i porównać wszystkie formy, którymi potwierdza się proroctwo Symeona, ale przynajmniej niektóre spróbujemy tu określić i zestawić.
Jest z pewnością w ludzkości współczesnej taka postać sprzeciwu, którą najlepiej można by wyrazić za pomocą przypowieści o bogaczu i Łazarzu. Jezus jest po stronie Łazarza, Królestwo Jego na tym świecie realizuje się wedle programu ośmiu błogosławieństw, a wiadomo, że błogosławieni są ubodzy, ubodzy duchem, cisi i ci, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, i ci, którzy płaczą. I błogosławieni są także miłosierni. Wielkie ubóstwo ludów, przede wszystkim tzw. Trzeciego Świata, głód, wyzysk ekonomiczny, kolonializm, który nie tylko tam ma miejsce – wszystko to mówi także o jakimś sprzeciwianiu się Chrystusowi ze strony bogaczy, i to bez względu na to, jakie reprezentowaliby światopoglądy, ustroje czy tradycje kulturalne. Ta forma sprzeciwiania się Chrystusowi idzie często w parze z pośrednią akceptacją religii, chrześcijaństwa, Kościoła – z pośrednią akceptacją Chrystusa jako elementu kultury, moralności, nawet wychowania. Ewangeliczny bogacz powoływał się na Abrahama i wołał do niego jako do Ojca.
Jest też na pewno w tym świecie olbrzymi ładunek wiary, duży margines wolności dla posłannictwa Kościoła. Choć tylko margines. Wystarczy przyjrzeć się głównym tendencjom, jakie dominują w środkach przekazu, wystarczy zwrócić uwagę na to, o czym milczą, i na to, o czym mówią najgłośniej. Wystarczy posłuchać, czemu najbardziej się sprzeciwiają, żeby zobaczyć, że tam nawet, gdzie akceptują Chrystusa, równocześnie sprzeciwiają się Chrystusowi w tym, co należy do całej prawdy Jego Osoby, Jego posłannictwa, Jego Ewangelii. Chcieliby Go „dokroić", dostosować do swej miary: do miary człowieka ery postępu i programu współczesnej cywilizacji, który jest programem konsumpcji środków, a nie stawiania transcendentnych celów. Z tych pozycji Mu się sprzeciwiają – i nie znoszą prawdy głoszonej w Jego Imieniu, i przypominanej w Jego Imieniu. Ten sprzeciw wobec Chrystusa, który idzie często w parze z powoływaniem się na Chrystusa – a więc czynią to także ci, którzy zwą się Jego uczniami – jest szczególnym symptomem czasów, w których żyjemy.
Nie jest to wszakże jedyna forma sprzeciwiania się Chrystusowi. Jest obok tej formy, która w sobie kryje zresztą wiele odmian i wiele odcieni i którą można by nazwać „sprzeciwem nie wprost", forma inna, wyrosła chyba historycznie na tym samym podłożu, co i tamta – a poniekąd wyrosła po prostu z tamtej. Jest to forma sprzeciwiania się Chrystusowi wprost, odrzucania Ewangelii, negowania tej prawdy o Bogu, człowieku i świecie, którą ona głosi. Ta negacja przybiera nieraz zupełnie brutalny charakter. Wiadomo przecież, że są jeszcze takie kraje, w których pozamykano świątynie wszystkich wyznań, w których za udzielenie chrztu wykonuje się na kapłanie wyrok śmierci. Może na tamtej ziemi prześladowań znajdują się jeszcze jakieś ślady starochrześcijańskich katakumb i cyrków, w których rzucano wyznawców Chrystusa dzikim zwierzętom na pożarcie. Jednakże to współczesne prześladowanie ma zupełnie inny kontekst jak tamtostarożytne – i dlatego też zupełnie inne ma znaczenie.
Żyjemy przecież w epoce, w której cały świat deklaruje wolność sumienia i wolność religijną. Żyjemy także w epoce, w której walka z religią – z religią, którą nazywa się „opium dla ludu" – ma się toczyć i dokonywać bez kreowania nowych męczenników. Tak więc programem epoki jest prześladowanie z zachowaniem wszystkich pozorów, że nie ma prześladowania, że jest pełna wolność religii. Co więcej, cały ten program potrafił sobie pozyskać u wielu opinię, że właśnie on jest po stronie Łazarza – przeciw bogaczowi. A więc po tej samej stronie, po której stanął Chrystus, będąc całkowicie przeciw Chrystusowi. Czy możemy tak powiedzieć? Bardzo chcielibyśmy móc tak nie powiedzieć. Jednakże fakty wskazują wyraźnie na to, że walka z religią jest jak dotąd nienaruszalnym dogmatem tego programu. I wygląda na to, jakby najpotrzebniejszym do realizacji „raju na ziemi" środkiem było odebranie człowiekowi tej siły, jaką czerpie z Chrystusa. Bo ta „siła" została zdecydowanie potępiona jako słabość niegodna człowieka. Niegodna, a przede wszystkim niewygodna. Człowiek związany z tą siłą, jaką daje mu wiara, niełatwo pozwala się wepchnąć w anonimowy kolektyw.
Rekolekcje w Watykanie, 12 marca 1976 r.
Kardynał Karol Wojtyła ● Papież Jan Paweł II