Przedstawiamy kazanie radiowe wygłoszone 26 stycznia 1947 r. przez Sługę Bożego arcybiskupa Fultona J. Sheena. Wyraźnie przedstawia ono proroczy wgląd w obecny kryzys naszego świata, z jego dążeniem do globalnego społeczeństwa; społeczeństwa bez granic państwowych czy tożsamości narodowej − społeczeństwa bez Boga. Jego słowa pozostają aktualne w naszych czasach, chociaż zostały wypowiedziane w 1947 r
Chcę, żeby to były moje pierwsze słowa powitania skierowane do was, tak jak będą one słowami kończącymi każdą moją audycję radiową. Zawierają one trzy myśli: Bóg jest miłością; Bóg cię kocha; i ponieważ miłość jest odwzajemniana, obyś kochał Boga w zamian. (...)
Dlaczego tak niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z powagi naszego obecnego kryzysu? Częściowo, ponieważ ludzie nie chcą wierzyć, że ich własne czasy są niegodziwe, częściowo dlatego, że pociąga to za sobą zbyt wiele samooskarżenia i przede wszystkim, ponieważ nie mają mierników poza sobą do oceny swoich czasów.
Jeśli nie ma ustalonej koncepcji sprawiedliwości, w jaki sposób ludzie mają wiedzieć, że jest ona naruszona? Tylko ci, którzy żyją wiarą, wiedzą naprawdę, co się dzieje na świecie.
Wielkie masy bez wiary są nieświadome istnienia procesów destrukcyjnych. Tragedią nie jest to, że nasza cywilizacja się postarzała, ale raczej nasza niezdolność, by zobaczyć, że tak jest. Tego dnia, w którym Sodoma została zniszczona, Pismo św. opisuje słońce jako pełne światła; królestwo Baltazara dobiegło końca w ciemności; ludzie widzieli Noego przygotowującego się na powódź sto dwadzieścia lat wcześniej zanim ona nastąpiła, ale nie uwierzyli. Pośród pozornego dobrobytu, jedności świata, zostaje wydany wyrok na aniołów, ale masy trwają w swoich brudnych rutynach. Jak powiedział nasz Pan: „Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego”. (Mt 24, 38-39)
Niech nasz Zbawiciel powie nam to, co powiedział do saduceuszy i faryzeuszy w Swoim czasie: « Wieczorem mówicie: „Będzie piękna pogoda, bo niebo się czerwieni”, rano zaś: „Dziś burza, bo niebo się czerwieni i jest zasępione”. Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie? ». (Mt 16, 2-3)
Czy rozpoznajemy znaki tych czasów wyznaczonych? Większość z nas jest w stanie uznać przykry fakt, że ani jeden pozytywny główny cel, za które walczyliśmy w tej wojnie [II wojna światowa], nie został osiągnięty. Niewielu zdaje sobie sprawę, że barbarzyństwo jest nie tylko na zewnątrz nas, ale jest poniżej naszej godności, że nauka poprzez czynienie z nas obserwatorów rzeczywistości zaciemnia konieczność bycia przez nas aktorami, podczas gdy bomba atomowa przez oddanie ludzkiej mocy w nasze ręce ukryła słabość naszych serc.
Znaki naszych czasów wskazują dwie nieuchronne prawdy, z których pierwszą jest to, że doszliśmy do końca post-renesansowego rozdziału historii, który uczynił człowieka miarą wszystkich rzeczy. W szczególności rozwijają się przed naszymi oczami trzy podstawowe dogmaty współczesnego świata. Jesteśmy świadkami:
1) Likwidacji człowieka ekonomicznego, czy założenia, że człowiek, który jest wysoce rozwiniętym zwierzęciem, nie ma innej funkcji w życiu, niż wytwarzać i nabywać bogactwo, a potem jak bydło na pastwisku, przeżyć swoje lata i umrzeć.
2) Likwidacji idei naturalnej dobroci człowieka, który nie potrzebuje Boga, dającego mu prawa, lub Odkupiciela ratującego go od poczucia winy, ponieważ postęp jest automatyczny dzięki nauce, edukacji i ewolucji, które pewnego dnia uczynią człowieka rodzajem boga, jak powiedział Herbert George Wells, z nogami na ziemi i rękami wśród gwiazd.
3) Likwidacji racjonalizmu lub koncepcji, że przeznaczeniem ludzkiego rozumu nie jest odkrycie znaczenia i celu życia, mianowicie zbawienia duszy, ale tylko wymyślenie nowych osiągnięć technicznych, żeby uczynić na tej ziemi miasto człowieka, które ma zastąpić miasto Boga.
Jesteśmy świadkami śmierci liberalizmu historycznego (będę w tych audycjach zawsze rozumiał liberalizm jako taki), który jak zegar słoneczny nie jest w stanie określić czasu w ciemności i który może funkcjonować tylko w społeczeństwie, którego podstawą jest moralność, i kiedy szczątki chrześcijaństwa wciąż dryfują po świecie.
Liberalizm historyczny jest pasożytem cywilizacji chrześcijańskiej i kiedy to ciało, do którego przywiera, przestaje być zaczynem społeczeństwa, wtedy sam liberalizm musi zginąć. Indywidualne wolności, które podkreśla liberalizm są bezpieczne tylko wtedy, gdy społeczność jest moralna i może dać etyczne podstawy dla tych swobód. Może być tak, że liberalizm historyczny jest tylko epoką przejściową w historii między cywilizacją, która była chrześcijańska, a tą, która będzie zdecydowanie antychrześcijańska.
Drugą wielką prawdą, którą zwiastują znaki czasu jest to, że znajdujemy się zdecydowanie u końca niereligijnej ery cywilizacji, która uważała religię za dodatek do życia, pobożny dodatek, budowniczego morale człowieka, ale bez znaczenia społecznego, ambulans, który zatroszczył się o wraki porządku społecznego dopóki nauka nie osiągnie momentu, w którym nie będzie już wraków; który wzywał Boga tylko jako obrońcę narodowych ideałów lub jako milczącego partnera, którego imię było używane przez firmę, żeby wyrazić szacunek, ale który nie miał nic do powiedzenia na temat tego, jak firma powinna być zarządzana.
Nową erę, w którą wchodzimy, można nazwać religijną fazą ludzkiej historii. Ale nie zrozumcie źle; mówiąc religijną nie mamy na myśli tych ludzi, którzy zwrócą się do Boga, ale raczej to, że obojętność wobec absolutu, która charakteryzowała liberalną fazę cywilizacji zostanie zastąpiona przez pasję do absolutu. Odtąd walka nie będzie się toczyła o kolonie i prawa narodowe, ale o dusze ludzi. Nie będzie więcej w połowie wyciągniętych mieczy, podzielonych lojalności, silnych ciosów niedojrzałej tolerancji, nie będzie już więcej nawet wielkich herezji, ponieważ opierają się one na częściowej akceptacji prawdy.
Linie bitewne są już wyraźnie wyznaczone i nie ma wątpliwości co do podstawowych zagadnień. Odtąd ludzie podzielą się na dwie religie, rozumiane ponownie jako poddanie się absolutowi. Konflikt przyszłości będzie się rozgrywał między absolutem, którym jest Bóg-człowiek i absolutem, którym jest człowiek Bóg; Bóg, Który stał się człowiekiem i człowiek, który czyni się Bogiem; bracia w Chrystusie i towarzysze w Antychryście.
Antychryst nie będzie się tak nazywał, inaczej nie miałby wyznawców. Nie będzie nosił czerwonych rajstop, ani wymiotował siarką, czy nosił trójząb, ani machał ogonem jak Mefistofeles w Fauście. Ta maskarada pomogła diabłu przekonać ludzi, że nie istnieje, bo wie, że nigdy nie jest tak silny, jak wtedy, gdy ludzie wierzą, że on nie istnieje. Kiedy nikt go nie uznaje, tym większą władzę sprawuje. Bóg zdefiniował Siebie, jako „Jestem, Który Jestem”, a diabeł jako „Jestem, którego nie ma”.
Nigdzie w Piśmie Świętym nie znajdziemy uzasadnienia dla popularnego mitu diabła jako kabotyna, który jest ubrany jak pierwszy „czerwony”. Jest on raczej opisywany jako upadły anioł z nieba i jako „Książę tego świata”, którego zadaniem jest mówić nam, że nie ma innego świata. Jego logika jest prosta: jeśli nie ma nieba, nie ma piekła; jeśli nie ma piekła, nie ma grzechu; jeśli nie ma grzechu, to nie ma sędziego i jeśli nie ma wyroku, wtedy zło jest dobrem, a dobro złem.
Ale poza tymi wszystkimi opisami, Nasz Pan mówi, że Antychryst będzie tak bardzo podobny do Niego, że oszuka on nawet wybranych, a z pewnością nie widzieliśmy nigdy diabła w książkach z obrazkami, który mógłby oszukać nawet wybranych.
W jaki sposób przyjdzie on w tym nowym wieku, aby zdobyć zwolenników dla swojej religii? Przyjdzie upozorowany na Wielkiego Humanistę; będzie mówił o pokoju, dobrobycie i obfitości, nie jako środkach prowadzących nas do Boga, ale jako celach samych w sobie; będzie pisał książki o nowej idei Boga, pasującej do sposobu, w jaki ludzie żyją; wzbudzi wiarę w astrologię, żeby uczynić gwiazdy odpowiedzialnymi za grzechy, a nie wolę; usprawiedliwi psychologicznie winę jako skrępowany erotyzm, by ludzie płonęli ze wstydu, jeśli ich bliźni stwierdzą, że nie są oni tolerancyjni i liberalni; będzie on tak tolerancyjny, żeby utożsamiać tolerancję z obojętnością na dobro i zło, prawdę i błąd; będzie szerzył kłamstwo, że ludzie nigdy nie będą lepsi, dopóki nie uczynią społeczeństwa lepszym, a zatem dopóki nie skupią się na sobie, żeby zapewnić paliwo do następnej rewolucji; będzie wspierał naukę, ale tylko, by producenci uzbrojenia używali jednego cudu nauki do zniszczenia innego; będzie sprzyjał większej ilości rozwodów pod pozorem, że inny partner jest „niezbędny”; będzie zwiększał miłość do miłości i zmniejszał miłość do osoby; powoła [nową] religię do zniszczenia prawdziwej religii; będzie nawet mówił o Chrystusie i o tym, że był On największym człowiekiem, który kiedykolwiek żył; jego misją − będzie mówił − będzie wyzwalanie ludzi z niewoli przesądów i faszyzmu, czego nigdy nie zdefiniuje; będzie organizował zabawy dla dzieci, mówił ludziom, kogo powinni i nie powinni poślubić i nie poślubić, kto powinien mieć dzieci, a kto nie powinien; będzie życzliwie wyjmował czekoladę ze swoich kieszeni dla małych dzieci i butelki mleka dla [głodujących niemowląt]; będzie kusił chrześcijan tymi samymi trzema pokusami, którymi kusił Chrystusa: pokusą zamiany kamieni w chleb, kiedy ziemski Mesjasz stanie się pokusą do sprzedania wolności za bezpieczeństwo, jak chleb stał się polityczną bronią i tylko ci, którzy myślą w jego sposób, mogą jeść; pokusa cudu przez lekkomyślne rzucenie Się z wieży stanie się pretekstem do porzucenia wzniosłych szczytów prawdy, gdzie panują wiara i rozum, dla tych niższych głębokości, gdzie masy żyją sloganami i propagandą. Nie chce on żadnego głoszenia niezmienności zasad z wyniosłych szczytów Kościoła, ale masowej organizacji poprzez propagandę, gdzie tylko zwykły człowiek kieruje nawykami zwykłych ludzi. Opinie nie prawdy, komentatorzy nie nauczyciele, ankiety Gallupa nie zasady, natura nie łaska − i dla tych złotych cielców będą się ludzie uwalniać od swojego Chrystusa.
Trzecia pokusa, w której szatan zażądał od Chrystusa, aby oddał mu pokłon, a wszystkie królestwa świata będą Jego, stanie się pokusą, by mieć nową religię bez krzyża, liturgię bez świata, który nadejdzie, miasto człowieka bez miasta Boga, religię do odwoływania się do religii czy politykę, która jest religią − taką, która oddaje Cezarowi nawet te rzeczy, które należą do Boga.
Pośród wszystkiego − jego pozornej miłości do ludzkości i jego elokwentnego mówienia o wolności i równości − będzie miał jedną wielką tajemnicę, której nie wyjawi nikomu; nie będzie wierzył w Boga. Ponieważ jego religia będzie braterstwem bez ojcostwa Boga, oszuka on nawet wybranych.
Ustanowi on kontr-kościół, który będzie udawał Kościół, ponieważ on diabeł, udaje Pana Boga. Będzie miał wszystkie oznaki i cechy Kościoła, ale na odwrót i będzie oczyszczony z jego boskiej zawartości. Będzie to mistyczne ciało Antychrysta, które będzie we wszystkich czynnikach zewnętrznych podobne do mistycznego ciała Chrystusa. W rozpaczliwej potrzebie Boga, któremu mimo wszystko odmawia uwielbienia, współczesny człowiek w jego samotności i frustracji będzie coraz bardziej łaknął przynależności do społeczeństwa, które umożliwi mu rozszerzenie celu, ale za cenę utraty siebie w jakiejś niejasnej zbiorowości. Zostanie tam potwierdzony paradoks, że te same zarzuty, przez które ludzie w ubiegłym wieku odrzucili Kościół, będą powodem, dla którego będą oni teraz akceptować kontr-Kościół.
Kościół był w poważny sposób odrzucany w ciągu ostatnich kilku stuleci, ponieważ twierdził, że był on katolicki i powszechny, jednocząc wszystkich ludzi na podstawie jednego Boga, jednej wiary i jednego chrztu. Żaden człowiek, twierdził wiek XIX, nie mógł być dobrym Amerykaninem, Francuzem czy Niemcem, jeśli akceptował prowadzenie ludzi przez przywódcę duchowego. Ale w nowej erze, współczesna zagubiona dusza będzie szczególnie lubiła w kontr-Kościele to, że jest katolicki czy międzynarodowy. Burzy on wszystkie granice państwowe, wyśmiewa patriotyzm, uwalnia ludzi od współczucia dla kraju, co nakazywał Chrystus, czyni ludzi dumnymi, że nie są Amerykanami, Francuzami czy Brytyjczykami, ale członkami klasy rewolucyjnej pod rządami jej wikariusza, który nie rządzi z Watykanu, ale z Kremla. (...)
Od czasu do czasu w historii diabeł otrzymuje długą linę, albowiem nigdy nie wolno nam zapominać, że Nasz Pan powiedział do Judasza i jego popleczników: „To jest twoja godzina”. Bóg ma Swój dzień, ale zło ma swoją godzinę, gdy pasterz zostanie uderzony, a owce rozproszone. (...)
Chociaż mówimy o pojawieniu się Antychrysta przeciw Chrystusowi, nie myślcie, że to dlatego, iż boimy się o Kościół. Nie, my boimy się o świat. To nie o nieomylność martwimy się, ale o upadek świata w omylność; nie drżymy o to, że Bóg może zostać zdetronizowany, ale o to, że może królować barbarzyństwo; to nie transsubstancjacja [przemiana chleba i wina w Ciało i Krew Pańską] może zginąć, ale dom; nie sakramenty, które mogą zniknąć, ale prawo moralne.
Kościół nie może mieć innych słów dla płaczącej kobiety, niż słowa Chrystusa po drodze na Kalwarię: „nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi”(Łk 23,28). Kościół przeżył inne wielkie kryzysy w swoich dziewiętnastu wiekach istnienia i będzie żył, aby zaśpiewać requiem dla zła obecnych czasów. Kościół może mieć swoje Wielkie Piątki, ale to tylko preludia do Niedziel Wielkanocnych, ponieważ Boska obietnica nigdy nie zostanie unieważniona: „...a bramy piekielne go nie przemogą. − A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”(Mt 28,20). „Każdy, kto upadnie na ten kamień, rozbije się”(Łk 20,18).
Nigdy wcześniej w historii nie pojawił się tak silny argument na potrzebę chrześcijaństwa, odkąd ludzie odkrywają, że ich nędza i nieszczęścia, ich wojny i rewolucje rosną w bezpośrednim stosunku i proporcji do lekceważenia chrześcijaństwa. Zło jest samo zwyciężające; dobro samo jest samozachowawcze.
Oto trzy praktyczne zalecenia na zakończenie:
Jako chrześcijanie musimy zrozumieć, że moment kryzysu nie jest czasem rozpaczy, ale szansą. Im bardziej możemy przewidzieć nieszczęście, tym bardziej możemy tego uniknąć. Kiedy uznamy, że podlegamy gniewowi Bożemu, stajemy się uprawnieni do Miłosierdzia Bożego. To z przyczyny głodu syn marnotrawny powiedział: „Zabiorę się i pójdę do mego ojca...” (Łk 15,18). Same kary Boże stwarzają nadzieję. Złodziej po prawej stronie przyszedł do Boga przez ukrzyżowanie. Chrześcijanin znajduje podstawy do optymizmu w najbardziej skończonym pesymizmie, bo jego Wielkanoc ma miejsce w ciągu trzech dni od Wielkiego Piątku.
Kiedy patrzymy na świat i widzimy jak nowe barbarzyństwo wprowadza całe populacje w niewolę, możemy zapytać: „Dlaczego tak wielu niewinnych ludzi cierpi? Bóg powinien ulitować się nad nimi”. Bóg to robi. Jedną z niespodzianek Nieba będzie ujrzenie, jak wielu świętych zostało ustanowionych w środku chaosu, wojny i rewolucji. Kiedy Jan zobaczył „...wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: « Zbawienie u Boga naszego, Zasiadającego na tronie i u Baranka ». A wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga Zwierząt, i na oblicza swe padli przed tronem, i pokłon oddali Bogu”(Ap 7, 9-11). „A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: « Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli? ». I powiedziałem do niego: « Panie, ty wiesz ». I rzekł do mnie: « To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili »” (Ap 7,13, 14).
Potem nasz Pan Jezus przedstawił katastrofy, które mogą spaść na moralnie bezładną cywilizację, po tym, gdy przepowiedział, jak wojsko „przejmie to, a ich święte miejsca będą znienawidzone”. On nie powiedział „Strach”, ale „A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”(Łk 21,28).
Zarówno żydzi, protestanci i katolicy, jak i ludzie dobrej woli, muszą zdać sobie sprawę, że świat przynosi waszym duszom straszne wezwania − wezwania do bohaterskich wysiłków na rzecz uduchowienia.
Katolicy powinni rozpalać swoją wiarę, zawieszać krucyfiks w swoich domach, aby przypominał im, że my też musimy dźwigać krzyż; każdego wieczora gromadzić rodzinę, żeby odmawiać Różaniec i przez zbiorową modlitwę móc zyskać wstawiennictwo dla świata; chodzić codziennie na Mszę św., żeby duch miłości i ofiary mógł zostać zasiany w naszym biznesie, naszym życiu społecznym i w wypełnianiu naszych obowiązków. Silniejsze dusze mogą codziennie podjąć się odprawiania Godziny Świętej, szczególnie w parafiach świadomych potrzeby modlitw zadośćuczynienia jak również jako błaganie, prowadząc takie praktyki religijne w swoich kościołach.
Jeśli chodzi zarówno o żydów, protestantów jak i katolików, konieczny jest sojusz, nie żeby walczyć z zewnętrznym wrogiem, ponieważ „nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12), ale raczej jedność na bazie ludzi dobrej woli, którzy wierzą w prawo moralne, rodzinę, Boga i w Boskość Chrystusa.
To nie za jednością religii orędujemy, bo jest to niemożliwe, kiedy mamy zapłacić cenę jedności prawdy, ale za jednością ludów religijnych, kiedy każdy maszeruje oddzielnie według światła własnego sumienia, ale uderza razem dla moralnego polepszenia świata, poprzez modlitwę, a nie nienawiść.
Jednym słowem, jeśli Antychryst ma swoich towarzyszy podróży, dlaczego nie mieliby ich mieć Bóg i Jego Boski Syn? Rzymski sierżant, który zbudował świątynię dla Żydów był ich towarzyszem podróży w ich wierze w Boga. Kobieta z Tyru i Sydonu stała się towarzyszem podróży Chrystusa. Siły zła są zjednoczone; siły dobra są podzielone. Możemy nie być w stanie się spotkać w tej samej ławce − czy zrobilibyśmy to Bogu − ale możemy się spotkać na naszych kolanach.
Możesz być pewien, że żadne brudne kompromisy czy niesienie wody na obu ramionach nie będą cię wspierały. Ci, którzy mają wiarę, powinni lepiej zachować stan łaski, a ci, którzy jej nie mają, powinni lepiej upewnić się, co mają na myśli, bo w nadchodzącym wieku będzie tylko jeden sposób na powstrzymanie drżenia waszych kolan, a będzie to upaść na nie i modlić się.
Najważniejszym problemem w dzisiejszym świecie jest wasza dusza, ponieważ to o nią toczy się walka. Jak mówił św. Piotr Rzymianom w dniach uniesienia: „Skoro to wszystko w ten sposób ulegnie zagładzie, to jakimi winniście być wy w świętym postępowaniu i pobożności?”(2 P 3,11).
Jedynym wyjściem z tego kryzysu jest wyjście duchowe, ponieważ problem nie leży w tym, w jaki sposób prowadzimy nasze księgi, ale w jaki sposób utrzymujemy nasze dusze. Czas jest bliższy niż myślimy. W 1917 r. Lenin przemawiając do grupy studentów w Szwajcarii powiedział: „Ta rewolucja może nie nadejść w czasie mojego życia”. W ciągu trzech miesięcy został jej przywódcą.
Walka jest tak zasadniczo duchowa, tak bardzo zajmuje się siłami Chrystusa i Antychrysta, że istnieje konkretna planowana polityka wprowadzona w życie przez komunistów w Korei. Chodzą do chrześcijańskich domów nawróconych przez misjonarzy i pytają: „Czy wierzycie w Chrystusa?”. Jeśli właściciel domu odpowiada twierdząco, komunista mówi, że przyjdzie w przyszłym tygodniu. Jeśli wtedy odpowiada: „Wierzę w Stalina”, zatrzymuje swój dom i swoją ziemię. W przeciwnym razie zostają one skonfiskowane, a on zostaje zlikwidowany. A wy myślicie, że toczy się walka między indywidualizmem a kolektywizmem!
Ponieważ walka toczy się pomiędzy królestwem masowego ateizmu a Królestwem Bożym, jest dwoje istot szczególnych, których wstawiennictwa bardzo wzywamy, ponieważ oboje są zwycięzcami zła. Do pierwszego, św. Michała, modlimy się:
„O, Michale, Księciu Poranka, który kiedyś pokonałeś Lucyfera, który chciał uczynić się Bogiem, ocal nas od naszego świata małych bogów. Gdy świat kiedyś pękł z powodu szyderstwa w niebie, ty wywołałeś powstanie i pociągnąłeś w dół z siedmiu niebios dumę, która patrzyła z góry na najwyższych”. Więc teraz: „Michale, Michale od ujarzmienia, Michale od marszu po górach Pana, Marszałku świata i oczyszczenie ze zgnilizny i zamieszek, Rządź światem, aż cały stanie się spokojny: Ugruntuj tylko, kiedy świat jest zepsuty, to, co jest niezłomne − Słowo”.
Do drugiej, Matki Bożej, modlimy się:
„Ty, jako Kobieta otrzymałaś moc zmiażdżenia głowy węża, który okłamał ludzi, że będą jak bogowie.
Obyś Ty, która znalazła Chrystusa, kiedy zaginął przez trzy dni, znalazła Go ponownie, bo nasz świat Go zgubił.
Daj starczej niepowściągliwości naszego gadulstwa Słowo.
Tak jak utworzyłaś Słowo, które ciałem się stało w Twym łonie, uformuj Go w naszych sercach.
Bądź pośród nas jako języki ognia, zstąp na nasze zimne serca, a jeśli nastąpi noc, przyjdź.
O Pani Błękitnego Nieba, pokaż nam jeszcze raz Światło Świata w sercu dnia”.
Bóg cię kocha!
Abp Fulton J. Sheen