12
styczeń-luty 2010
Dwumiesięcznik MICHAEL Journal: 1101 Principale St., Rougemont QC, J0L 1M0, Canada • Tel.: (450) 469-2209 • Fax (450) 469-2601
Dwumiesięcznik MICHAEL: ul. Traugutta 107/5, 50-419 Wrocław, Polska • Tel.: (071) 343-6750 •
www.michael.org.pl•
redakcja@michael.org.pldo przejścia przez śmierć . Nic, oczywiście, nie za
stąpi dobrego życia, które samo w sobie jest przy
gotowaniem do dobrej śmierci, możemy jednak
ponadto skorzystać z doświadczenia świętych i zna
nych ludzi oraz wskazówek od nich otrzymanych.
a.
Noszący z pobożnością
Szkaplerz karmeli
tański
oraz wypełniający związane z tym praktyki
otrzymują obietnice: 1) nie zaznają ognia piekiel
nego, 2) cieszą się opieką Matki Bożej w życiu oraz
szczególną Jej opieką w godzinie śmierci, 3) zo
staną wybawieni z czyśćca w pierwszą sobotę po
swojej śmierci, jeśli zachowają czystość właściwą
dla ich stanu, 4) mają w życiu i po śmierci udział w
dobrach duchowych zakonu karmelitańskiego.
Jest rzeczą zastanawiającą, że 13 października,
w czasie ostatniego z objawień fatimskich, dzieci
ujrzały (między innymi) Maryję w habicie karmeli
tańskim, a przecież Szkaplerz jest symbolem ha
bitu tegoż zakonu, a więc i szaty Matki Bożej. Na
temat Szkaplerza wypowiedział się dość obszernie
Jan Paweł II w Liście Apostolskim wydanym na 750.
rocznicę jego ustanowienia, świadcząc wobec Koś
cioła, że sam „od bardzo długiego czasu nosi Szka
plerz na swoim sercu”.
b.
Należący do stowarzyszenia o charakterze
międzynarodowym, którego głównym celem jest
przygotowanie członków do dobrej śmierci, po
twierdzają, że ta przynależność pomogła im lepiej
żyć oraz z wielkim spokojem i ufnością w Boże mi
łosierdzie przybliżać się do kresu ziemskiego życia.
Chodzi o
Apostolstwo Dobrej Śmierci
, prowa
dzone przez Misjonarzy Świętej Rodziny, którego
głównym ośrodkiem w Polsce jest Górka Klasztorna
(89-310 ŁOBŻENICA, tel. 67-268-0848). Już pierw
szy stopień przynależności daje, w dniu przyłącze
nia się, możliwość zyskania odpustu zupełnego na
godzinę śmierci oraz udział w dobrach duchowych
Zgromadzenia (zwłaszcza w owocach codziennej
Mszy św. za żywych i zmarłych). Stopień drugi wy
maga określonej modlitwy rano i wieczorem, trzeci
– comiesięcznego uczestnictwa w sakramentach
świętych. Apostolstwo Dobrej Śmierci obrało sobie
za patronów Matkę Bożą Bolesną oraz świętego Jó
zefa.
c.
Mamy prawo oczekiwać, że Matka Boża, świę
ty Józef, święta Barbara, jak też i inni
nasi patro
nowie
(z aniołami włącznie, ze świętym Michałem
Archaniołem oraz Aniołem Stróżem na czele), będą
nam
towarzyszyć w drodze na sąd Boży i do bra
my Nieba
. Trzeba Ich o to prosić z ufnością przez
całe ziemskie życie. Życiorysy niektórych świętych
są potwierdzeniem tej prawdy. I tak np. św. Dominik
Savio, ukazując się swemu wychowawcy św. Jano
wi Bosko w gronie zbawionych chłopców, oznajmił,
że największą dla niego pociechą i umocnieniem w
chwili umierania była obecność przy nim Najświęt
szej Maryi Dziewicy.
d.
Pobożne odmawianie
Koronki do Miłosier
dzia Bożego
wiąże się z wielkimi obietnicami Pana
Jezusa, który sam nas jej nauczył za pośrednictwem
św. Faustyny (Święta widziała np., jak w czasie jej
odmawiania Anioł – wykonawca Bożej kary nie mógł
wypełnić swojej misji, zob.
Dzienniczek
474). Oto
niektóre z obietnic:
Ktokolwiek będzie ją odmawiał, dostąpi wiel
kiego miłosierdzia w godzinę śmierci. Kapłani będą
podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku;
chociażby był grzesznik najzatwardzialszy, jeże-
Nie wszystkie ze znanych i rozpowszechnianych mo
dlitw i praktyk są godne polecenia, zwłaszcza gdy nie
mają aprobaty prawowitej Władzy Kościoła (uznanie,
jakim cieszą się ze strony księży, np. proboszcza czy spo-
wiednika osoby mającej rzekomo „przekazy z Nieba”,
oczywiście nie wystarczy!). Namnożyło się wiele koro-
nek, nowenn, tekstów zawierających mnóstwo fałszy-
wych obietnic, na mocy których wszyscy za określone
modlitewki mogą przyczynić się do zbawienia (nawró-
cenia, uwolnienia z czyśćca) tylu to a tylu dusz, ze swoją
włącznie. Powstaje pytanie: czy piekielny Przeciwnik nie
współdziała z wydawcami i propagatorami, by wprowa-
dzać ludzi w błąd? Czy nie zabiera im przy tym czasu,
który mógłby być spożytkowany na modlitwy i nabożeń-
stwa polecane od wieków przez Kościół, z Różańcem na
poczesnym miejscu…? Autor spotkał mężczyznę żyją-
cego w rodzinie, który codziennie „musiał” odczytywać
przez sześć godzin pozbierane przez siebie modlitwy, a
gdy tego zaniedbał, ukazywało mu się zwierzę, nasuwa-
jące myśl o zdradzie Boga!
Ks. Jerzy Nemo
*
Odpowiedzi na pewne pytania
1. Jak to jest ze zbawieniem – lub potępie
niem – samobójców oraz tych, którzy umierają
bez pojednania się z Bogiem?
Stawiających to pytanie można odesłać do „kro
ków w kierunku sądu Bożego”, wskazujących wy
raźnie na to, że śmierć to wzniesienie się ponad
czas ziemski i jego reguły. Umierając można więc w
jednym momencie dojrzeć duchowo i jakby wspiąć
się na sam szczyt swojego (dogasającego) doczes
nego życia, widząc je już bardziej z Bożej niż z włas
nej perspektywy. Można, doświadczając (przy kona
niu) Bożej miłości, zapragnąć odpowiedzieć na nią
pozytywnie, nawet jeśli na ziemi się jej nie znało lub
wprost ją odrzucało.
Jeżeli na każdym z powyższych etapów Bóg
otrzyma od kogoś odpowiedź odmowną, napotka
na opór i bunt – jest rzeczą oczywistą, że odrzucona
Miłość Stwórcy i Ojca pozostanie bezradna wobec
nienawiści stworzenia-przybranego dziecka. Może
już tylko zatwierdzić ten wolny wybór nieszczęśnika,
odwracającego się plecami i rzucającego się na za
wsze w kierunku królestwa ciemności, buntu i roz
paczy.
Jak można się domyślać, nawet tak straszny wy
bór, podyktowany zapiekłą nienawiścią, wzbudza
zadowolenie idącego na potępienie, że dał Miłości
w twarz, że Jej „pokazał” , iż potrafi się obejść bez
Niej, a nawet Ją zasmucić…
∗
Pseudonimpolskiego Księdza, który jest autoremksiąż-
ki pod powyższym tytułem. „Nemo” (z łaciny: „Nikt”).
Ksiądz pisze we wstępie do swojej książki: „Nie bez
wpływu na ten fakt [
przyjęcie pseudonimu
] miały jego
osobiste przeżycia, w świetle których wszystko, co ziem-
skie (a więc i ziemska chwała) wydało mu się prochem.
Pseudonimem nawiązał do postaci bohatera Vernowskiej
powieści ‘200 000 mil podmorskiej żeglugi’; o ile jed-
nak tamten uratował rozbitka, przyjmując go na pokład
swego podwodnego statku, ks. Jerzy Nemo czyni wręcz
przeciwnie: każe swojemu ‘rozbitkowi’ – Czytelnikowi
– zanurzyć się odważnie w oceanie śmierci fizycznej, by
pomóc mu przejść przezeń do prawdziwego życia. Au-
tor posługuje się w tej drodze głównie tekstem włoskiej
mistyczki Marii Valtorty, zapisanym w jej
Quaderni
pod
datą 14 lipca 1946 roku. Niekiedy cytuje go dosłownie
(wtedy ujęty jest w cudzysłów), często jednak przetwarza
go w taki sposób, by Czytelnik mógł odnosić go wprost
do siebie, co pozwoli mu na głębokie przeżywanie kolej-
nych etapów swojej własnej śmierci oraz na tworzenie
czegoś w rodzaju jej scenariusza”.
Słowom: „Ja ci pokażę!!!” towarzyszy często na ziemi
wymachiwanie komuś pięścią przed nosem.
Ludzie wrażliwi uczuciowo, wyobrażając sobie pie-
kło, mogą być przejęci litością dla potępionych i dziwią
się, że nie zdobędą się oni na skruchę wobec Boga i proś-
bę o przebaczenie. Cóż jednak znaczy nasza litość wobec
Miłosierdzia Bożego, nasłuchującego jakby od strony
piekła choćby najcichszego wołania? Nie doczeka się
go nigdy, gdyż potępieni są cali zanurzeni i utwierdzeni
w złu, które nosi dla nich pozór dobra. W czasie egzor
cyzmowania złe duchy nazywały wieczną otchłań „naszą
chwałą dolną”… a więc odwrotnością chwały Nieba, lecz
jednak „chwałą”! Tak,
ich chwała w tym, czego winni się
wstydzić
(Flp 3,19).
Nie wiemy, czy nie zdarzają się sytuacje, w któ
rych zbliżenie się szatana, który miałby być wiecz
nym panem i towarzyszem nieszczęsnego człowie
ka, czyni na konającym takie wrażenie, że w ostatnim
porywie rzuca się on ku Bogu i zdobywa się na żal,
wystarczający do zbawienia. Twarz zmarłego może
wtedy nosić na sobie ślad tej ostatniej walki, zacho
wując wyraz lęku czy przerażenia.
Są żyjący w grzechu, na których „koncie” przed
Bogiem inni przez lata nagromadzili tyle duchowych
ofiar i dóbr, że ze względu na ten skarbiec grzeszni
cy ci, konając, mogą otrzymać łaskę szczerego żalu
i nawrócenia, choćby nawet zewnętrzne znaki do
ostatniej chwili tego nie potwierdzały.
Z powyższych więc, między innymi, względów
nikt z nas nie jest powołany do osądzania umiera
jących, a wszyscy mamy być ich wspomożycielami
na ostatnim etapie drogi do Nieba. Gdyby nawet po
szli na potępienie, nasze duchowe ofiary nigdy nie
pójdą na marne, gdyż z naszej pomocy skorzystają
inni .
Jednym ze znaków Bożego wybrania są różne
cierpienia na ziemi, przyjęte bez buntu przeciwko
Bogu. Powinniśmy natomiast niepokoić się o los
tych, którzy żyją w niezgodzie z Bożym prawem, a
do końca powodzi im się dobrze. Być może otrzy
mują oni doczesną nagrodę za jakieś niewielkie do
bro, a po śmierci spotka ich wieczna kara.
2. Co zrobić, by na ziemi osiągnąć szczyt swo
ich możliwości, duchowego wzrostu, oczyszcze
nia, i już bez lęku, a nawet z radością, myśleć o
czekającym nas Niebie? Może na tym „szczycie”
śmierć stanie się naszą przyjaciółką…?
A.
Różni święci w ciągu wieków, opierając się na
Chrystusowej ewangelii, pod natchnieniem Ducha
Świętego wypracowali swoje własne reguły na doj
ście do takiej duchowej dojrzałości. Czyż więc lektu
ra ich życiorysów oraz pism nie powinna być dla nas
dobrą szkołą życia i pobożnego umierania?
Nie musimy szukać daleko. Oto niedawne ogło
szenie przez Papieża świętej Teresy od Dzieciątka
Jezus doktorem Kościoła miało wyraźnie na celu
zwrócenie naszej uwagi na przebytą i opisaną przez
nią „małą drogę” jako na drogę dostępną dla wszyst
kich. Stawanie się „dzieckiem”, prawdziwe ubóstwo
duchowe, wykorzystanie wszystkich licznych okazji
w ciągu dnia do sprawiania radości Jezusowi, do
składania Mu drobnych ofiar niedostrzegalnych dla
otoczenia, bezwzględna ufność i nadzieja pokłada
na w Bogu – oto niektóre z kamieni milowych wyty
czających tę „małą drogę” .
B.
Nikt nie może marzyć o dojściu do Nieba bez
swojego osobistego codziennego krzyża, jak uczy
nas Chrystus Pan. Im ktoś odważniej, bardziej zde
cydowanie, z zapominaniem o sobie, a za to w tro
sce o zbawienie innych (czyli w duchu apostolstwa
na rzecz żyjących na ziemi i zmarłych) podejmuje i
niesie swój krzyż, tym szybciej osiąga wysoki poziom
świętości i przechodzi swój czyściec na ziemi. Jako
dusza-ofiara od razu po śmierci rozwija skrzydła w
locie ku swemu najpiękniejszemu przeznaczeniu, z
radością stając przed tronem Boga .
Kościół przez wieki wzbogacał się w praktyki,
które mogą pomóc w dobrym przygotowaniu się
Tym bardziej, że sytuacja odwrotna może nas zmy-
lić: przy zewnętrznych oznakach pojednania z Bogiem
dusza może pozostać w śmierci grzechu ciężkiego. Moż-
na tu powołać się na znany fakt z życia św. Ojca Pio.
Pewna kobieta w czasie spowiedzi zapytała go o miej-
sce przebywania duszy swojego zmarłego męża. Święty
zbladł, a potem bardzo wzruszony odrzekł: „Powiem ci,
bo wiem, że to zniesiesz spokojnie: twój mąż jest potę-
piony na wieki”. „Ale przecież w szpitalu wyspowiadał
się i przyjął namaszczenie chorych. Ojciec się pomylił!”
– odpowiedziała. „Niestety, nie pomyliłem się. Wpraw-
dzie to uczynił, ale nieszczerze, tylko dla oka ludzkiego,
bez wewnętrznej przemiany”.
„Doktor” to ten, kto uczy, jak wskazuje na to łaciński
źródłosłów. Teresa uczy nas przez swoje pisma, ale też
uczymy się przez refleksję nad nimi, podjętą przez auto
rów tak licznych książek, wydanych w związku z ogło
szeniem jej doktorem Kościoła.
Chrystus sam siebie nazywa Duszą-Ofiarą, pytając Ga-
brielę Bossis, czy chce być Jego siostrą (Gabriela Bossis
,
On i ja
, Michalineum 1992, t. 3, s. 100, nr 109).
Idę do domu Ojca