Table of Contents Table of Contents
Previous Page  21 / 32 Next Page
Information
Show Menu
Previous Page 21 / 32 Next Page
Page Background

pieniądz jest czymś w rodzaju plonu upraw, który mo-

żemy zrywać z drzew lub zbierać z pól, którego wysyp

zależy od słońca, deszczu i innych sił przyrody? A może

jest on darem z nieba i jego rozmiar zupełnie nie zale-

ży od woli człowieka i od jego pragnień? Ach wiem, że

ludzkość trzymana jest stale w zupełnej niewiedzy od-

nośnie pieniądza: ma on być jakąś tajemniczą rzeczą,

której profan powinien okazywać bojaźliwy podziw i po-

wstrzymywać innych od zgłębiania jej tajemnic. To wła-

śnie buduje potęgę Finansjery. Ci przebiegli faceci wiążą

ręce jednostkom i blokują całe narody tak skutecznie, że

współczesny człowiek w cywilizowanym kraju jęczy jak

biedak żyjący pośród obfitości towarów. Dobra, których

tak pilnie potrzebuje, są w zasięgu ręki, można by je na-

wet łatwo produkować masowo. Ale nie ma on prawa po-

siąść ich na własność. Ludzie potrzebują chleba, butów,

odzieży, schronienia, leków, usług; ale nie można swo-

bodnie produkować butów, budować domów, świadczyć

usług medycznych, zawodowych, socjalnych, bo władcy

pieniądza obstają przy ograniczaniu ilości tego środka

wymiany.

Z tej krytyki ograniczania ilości pieniędzy proszę nie

wyciągać wniosku, że Kredyt Społeczny proponuje infla-

cję. Słowo „inflacja” jest rzucane jako oskarżenie prze-

ciwko Kredytowi Społecznemu przez tych właśnie, którzy

powodują na przemian inflację i deflację, ze szkodą dla

ludzi i dla własnych osobistych korzyści. Kredyt Społecz-

ny nie jest ani inflacją, ani deflacją, ale matematycznym

i samoczynnie regulującym się stanem równowagi. Ci,

którzy mówią inaczej, albo nie znają jego zasad albo kła-

mią – często oba te przypadki idą w parze!

Zakończmy ten artykuł krótkim opowiadaniem. (

Zę-

by rekina

) Właściwie bajką, jeśli wolicie, ale mogącą dać

nadzieję tym, którzy byli przekonani, że depresja, która

trwała ponad sześć lat, jest nieuniknionym zjawiskiem.

Zęby rekina

Opowieść dla dzieci i dorosłych

Pewien kontynent, leżący daleko stąd, którego ani ty,

ani ja nigdy nie odwiedziliśmy, bo chyba jest on stracony

na zawsze dla współczesnej geografii, cieszył się obfi-

tością bogactw naturalnych. Jego mieszkańcy, chociaż

nie mieli maszyn takich jak nasze ani naszej wiedzy na-

ukowej, urządzili ten kontynent jak tylko można najlepiej.

Korzystny klimat, dobroczynne deszcze, lasy pełne zwie-

rzyny łownej zrobiły z tego miejsca istny raj na ziemi. Ale

– bo niestety zawsze się znajdzie jakieś ale – zjednoczo-

ne plemiona tego raju doświadczyły, tak jak my, okresów

kryzysu na przemian z czasem dobrobytu. Jak to się sta-

ło? To ciekawa historia. Jeden podróżnik, samotnie oca-

lały z rozbitego statku, odkrył, jak to było. Zanotował to

w starym rękopisie, którego tylko część się zachowała,

wzbudzając w nas żal z powodu brakujących stronic.

Nasz człowiek zastał tubylców – skądinąd całkiem

niezłych ludzi – pogrążonych w wielkim strapieniu. Ich

cywilizacja nie była w początkach swego rozwoju, ponie-

waż znali oni już to, co jak sądzę, nazywamy podziałem

pracy. Nie produkują wszystkich rzeczy niezbędnych

do swojego utrzymania, ale specjalizują się wzajemnie

w różnorodnej produkcji. Następnie wymieniają owoce

swej pracy, nie przez prymitywny handel wymienny, po-

wolny i uciążliwy, ale za pośrednictwem środka wymiany,

pieniądza.

Ich pieniądze jednak nie były ze złota, ani ze srebra,

ani z papieru, ani nawet w formie pisemnych zaświad-

czeń

bankierów, jakie były praktykowane u nas w począt-

kach lichwiarstwa.

Ale kto dba o to, z czego zrobione są

pieniądze, skoro spełniają swoje zadanie. Ostatecznie,

czyż nie jest to zwykły znak, reprezentacja wartości!?

Zatem nasi przyjaciele przyjęli, a ich finansiści na-

rzucili im, zęby rekina jako pieniądze.

Z jakichś przy-

czyn, których nie mogę dociec,

martwe ciała tych dra-

pieżników morskich czasami wyrzucane były w dużych

ilościach na brzeg tego kontynentu, a krajowi finansiści

mieli pieczę nad nimi.

Dzięki stabilnie dobrym warunkom życia, kraj ten,

chociaż nieznany imigrantom ze środkowej Europy i

wysp brytyjskich, zaludnił się sam poprzez wystarczają-

cą liczbę urodzeń. Dlatego szczęśliwie się złożyło, że ko-

lejne wysypy zębów rekinów zwiększyły pieniężną cyr-

kulację.

Lecz w tym roku, już po raz szósty z rzędu, oce-

an okazał się znów raczej skąpy. Wielka nędza wszę-

dzie, powszechne bezrobocie, wygnana z życia radość,

rzadko zawierane małżeństwa i częste przypadki samo-

bójstw.

I podróżnik był zdumiony naiwnością tych ludzi.

„Dla-

czego” pytał któregoś, „twoja ziemia nie jest tak dobra,

jak była sześć lat temu? Masz mniej pracowników? Wi-

dzę, że średnio trzy osoby na dziesięć nie mają pracy,

jednak nie z powodu lenistwa, bo przecież zabiegają o

pracę wszędzie. Dlaczego wstrzymujecie swoją aktyw-

ność i zgadzacie się na swój upadek?”.

I można było usłyszeć różnych mądrych ludzi, jak

mówili: „Nie możemy nic zrobić!

Jest kryzys!

Brak zę-

bów rekinów. Nie ma pieniędzy, nie ma zakupów; nie ma

zakupów, nie ma sprzedaży; nie ma sprzedaży, nie ma

aktywności. Czy mamy produkować na półki i do maga-

zynów? Jesteśmy biedni pośród naszego bogactwa z po-

wodu braku zębów rekinów. Niebo karze nas. Jeślibyśmy

mogli przynajmniej eksportować swoje wyroby do sąsia-

dów, co mieszkają za tymi górami, które widzisz na za-

chodzie!

Ale tam jest tak samo jak tutaj.

Ich finansiści i

nasi są zgodni.

To j

est powszechny kryzys!”.

I podróżnik poczuł się bezradny. Ale wzięła górę je-

go dobra natura: „Dlaczego” powiedział im, „nie można

wprowadzić innego pieniądza, który mógłby być tworzo-

ny wystarczająco obficie, aby zaspokoić potrzeby waszej

wzajemnej wymiany?”.

„Niemożliwe, nasi finansiści i ekonomiści zabraniają

nam tego zrobić. Boją się inflacji!”

„To nie jest kwestia inflacji, ale zrównoważenia; moż-

na dostosować pieniądze do własnych potrzeb. Ale gdzie

są wasi rządzący?”

„Nasze władze nie zrobią nawet jednego kroku bez

zgody naszych finansistów.”

* * *

Autorze tej opowieści, wracaj tu, bo kontynent, o któ-

rym piszesz nie jest wcale tak daleko!

Louis Even

www.michael.org.pl

marzec-kwiecień 2013

21