Table of Contents Table of Contents
Previous Page  3 / 24 Next Page
Information
Show Menu
Previous Page 3 / 24 Next Page
Page Background

MICHAEL Journal: 1101 Principale St., Rougemont QC, J0L 1M0, Canada •

Tel.: (450) 469-2209

Fax (450) 469-2601

Dwumiesięcznik MICHAEL: ul. Komuny Paryskiej 45/3A, 50-452 Wrocław, Polska •

Tel.: (071) 343-6750

www.michael.org.pl

maj-czerwiec-lipiec 2007

Spis treści nr 42:

Krótka opowieść o Antychryście

– Włodzimierz Sołowjow

.......................... 1-2-3-4-5

Co trzeba zmienić!

– Louis Even

............................................................. 6

Poświęcać się każdego dnia

– Gilberte Côté-Mercier

............................................ 6

Nauczyciel wiary - ks. Roman Hoppe

– opr. redakcyjne

...................................................... 7

Różaniec - najcenniejszym banknotem banku...

– br. Bogumił Marian Adamczyk

............................ 8-9

Propozycje Kredytu Społecznego. Lekcja 4

– Alain Pilote

........................................... 10-11-12-13

Pionki w grze (21). Międzynarodowa konspiracja

– William Guy Car

......................................... 14-15-16

Ojciec Ko be i doktryna Kościoła wobec masonerii

– o. Zbigniew Suchecki, OFMConv.

............. 17-18-19

Encyk ika DALL’ ALTO

– Leon XIII

............................................... 20-21-22-23

RFID. Ś edzenie wszystkiego wszędzie

– Katherine Albrecht

............................................... 24

podejmuje wyprawę morską przeciw Ameryce i Au­

stralii. Przez lat pięćdziesiąt dźwiga Europa nowe

jarzmo mongolskie. (…)

Wzrasta czynność międzynarodowa tajnych or-

ganizacji, tworzących olbrzymie sprzysiężenie eu-

ropejskie, które dąży do wypędzenia Mongołów i

uzyskania na nowo niezależności Europy.

To potężne sprzysiężenie, w którym przyjmują

udział różne rządy narodowe, o ile na to pozwala

dozór wicekrólów mongolskich, przygotowane ręką

mistrza udaje się znakomicie. W chwili umówionej

zaczyna się rzeź żołnierzy mongolskich. Robotni-

cy azjatyccy zostają przez Europejczyków albo wy­

mordowani, albo wypędzeni.

Rozproszone szczątki armii mongolskiej po­

wracają w głąb Azji. Europa jest oswobodzona! Jej

półwiekowy podbój pod jarzmo azjatyckich barba­

rzyńców spowodowała niezgoda państw

zajętych wyłącznie własnymi interesami

narodowymi – natomiast jej wielkie i pełne

chwały wyzwolenie było owocem między-

narodowej organizacji, w której się zjedno-

czyły siły wszystkich ludów europejskich.

Naturalnym skutkiem tego oczywistego

faktu był ten, że tradycyjny stary ustrój

oddzielnych narodów traci wszędzie zna­

czenie i niemal powszechnie rozpadają się

ostatnie resztki dawnych instytucji monar-

chicznych.

W wieku XXI przedstawia Europa unię

państw mniej lub więcej demokratycznych:

Stany Zjednoczone Europy.

* * *

Żył wówczas wśród małej liczby wie-

rzących spirytualistów człowiek niepospo-

lity – wielu nazywało go nadczłowiekiem

– równie daleki od dziecięctwa ducha jak

od dziecięctwa serca. Jakkolwiek miał do-

piero lat 33, posiadał jednak dzięki swe-

mu geniuszowi rozgłośne imię wielkiego

myśliciela, pisarza i działacza społeczne-

go. Świadomy swej wielkiej siły ducha był

zawsze spirytualistą z przekonania. Jego

jasny umysł ukazywał mu zawsze prawdę

tego, w co trzeba wierzyć, jak: Dobro, Bóg,

Mesjasz. On wierzył w to wszystko, ale ko-

chał tylko siebie samego.

Wierzył w Boga, ale w głębi duszy mimowolnie i

nieświadomie przekładał siebie nad Niego. Wierzył

w Dobro, ale wszechwiedzące oko Wieczności wi-

działo, że ten człowiek skłoni głowę przed potęgą

zła, jeżeli tylko go podkupi – nie przez nikczemność

uczuć i niskich namiętności, ani nawet nie przez

wysoką ponętę władzy – ale przez połechtanie jego

bezgranicznej miłości własnej.

Zresztą ta miłość własna nie była ani nieświa­

domym instynktem, ani uroszczeniem bez sensu.

Jego wyjątkowy talent, jego piękność, jego szla­

chetność, a prócz tego uderzające dowody wstrze-

mięźliwości, bezinteresowności, dobroczynności,

które dawał, usprawiedliwiały poniekąd dostatecznie

niezmierną miłość własną, która cechowała wielkie-

go spirytualistę, ascetę i filantropa. Czyż obwiniać

go za to, że tak hojnie obsypany darami Bożymi wi-

dział w tym szczególne oznaki wyjątkowej łaskawo-

ści Nieba względem swej osoby, że uznawał siebie

za drugiego po Bogu, za jedynego w swoim rodzaju

syna Bożego? Jednym słowem, przyznawał sobie

prawdziwy charakter Chrystusa. Ale ta świadomość

jego wysokiej godności nie wyrażała się w nim w

formie moralnego zobowiązania względem Boga

i względem świata – tylko przeciwnie, w formie

przywileju i pierwszeństwa wobec bliźnich, a prze-

de wszystkim wobec Chrystusa Pana. Z początku

nie czuł on też zasadniczej nieprzyjaźni względem

Jezusa. On uznawał w nim znaczenie i dostojność

mesjaniczną, ale szczerze mówiąc, widział w nim

jedynie swego czcigodnego poprzednika. Moralne

dzieło Chrystusa Pana i Jego bezwzględna wyjątko-

wość były niepojęte dla tego rozumu omroczonego

miłością własną.

Rozumował tak: „Chrystus przyszedł przede

mną – ja ukazuję się jako drugi, ale przecież to,

co w porządku czasów zjawia się później, to w po­

rządku idei jest wyższe. Ja przychodzę jako ostatni,

na końcu dziejów właśnie dlatego, że jestem zbaw-

cą ostatecznym i doskonałym. Pierwszy Chrystus

jest moim przesłańcem. Jego posłannictwo pole-

gało na tym, aby poprzedzać i przygotować moje

przyjście.”

I w tej myśli wielki człowiek XXI wieku stosował

do siebie wszystko, co mówi Ewangelia o drugim

przyjściu Chrystusa Pana, tłumacząc to przyjście

nie jako powrót pierwszego Chrystusa, ale jako za-

stąpienie Chrystusa Poprzednika przez Chrystusa

ostatecznego, doskonałego – to znaczy przez niego

samego.

W owym stadium ma nadczłowiek jeszcze nie­

wiele szczególnej oryginalności. Wszak w podobny

sposób patrzał na swój stosunek do Chrystusa na

przykład Mahomet, człowiek jak i drudzy, którego

nie można obwiniać o żadną złą intencję.

Samolubne wywyższenie się nad Chrystusa

Pana usprawiedliwia ten człowiek jeszcze następu-

jącym rozumowaniem: „Chrystus przepowiadając

i objawiając przez swoje życie Dobro Moralne, był

r e f o r m a t o r e m ludzkości, ja zaś jestem powo-

łany na d o b r o c z y ń c ę tejże ludzkości w części

zreformowanej, w części niepoprawnej. Ja dam

wszystkim ludziom wszystko, co im jest potrzebne.

Chrystus jako moralista rozdzielał ludzi dobrem i

złem. Ja ich zjednoczę przez dobrodziejstwa, które

są równie potrzebne dobrym i złym. Ja będę praw­

dziwym przedstawicielem tego Boga, który każe

słońcu świecić na dobrych i złych i który spuszcza

deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.

Chrystus przyniósł miecz, ja przyniosę pokój. On

groził światu strasznym sądem ostatecznym. Do­

brze – tym ostatnim sędzią – będę ja; a mój sąd nie

będzie tylko sądem samej sprawiedliwości, ale tak-

że sądem dobroci. Sprawiedliwość będzie w moim

sądzie; nie sprawiedliwość wynagradzająca, ale

sprawiedliwość rozdzielająca. Ja rozróżnię jednych

od drugich i dam każdemu to, co mu jest potrzeb-

ne”. (…)

Ten pyszny sprawiedliwiec czeka najwyższej

sankcji, aby zacząć swoje dzieło zbawienia ludz­

kości i – nie może się doczekać. (…)

I wówczas na miejsce dawnego rozumowego,

zimnego uznania dla Pana Boga i Chrystusa Pana

rodzi się i wzrasta w jego sercu najpierw jakieś

przerażenie, potem paląca z a z d r o ś ć , która po­

gnębia i kurczy całe jego jestestwo; wreszcie dzi-

ka n i e n a w i ś ć owłada jego ducha: „Ja, ja, a nie

on! – Nie zmartwychwstał, nie zmartwychwstał, nie

zmartwychwstał! – Zgnił, zgnił w grobie, zgnił jak

ostatnia...”

I z pianą na ustach, w konwulsyjnych podsko­

kach wybiega z domu, z ogrodu i w głuchą, czarną

noc pędzi po skalistej ścieżce. (…)

I rzucił się z urwiska do przepaści. W tej chwili

coś elastycznego, do wodnistego słupa podobne

podtrzymało go w powietrzu. Uczuł wstrząśnienie

jakoby od prądu elektrycznego i jakaś siła odrzuciła

go nazad.

Stracił na chwilę przytomność, a gdy się ocknął,

klęczał o parę kroków od urwiska.

Przed nim rysowała się w mglistym, fosforycz­

nym świetle migocząca postać, której dwie źrenice

przenikały mu duszę tak ostrym światłem, że znieść

ich nie mógł.

Widzi te dwoje ócz przenikliwych i nie mogąc ro-

zeznać czy to pochodzi od niego samego, czy z ze-

wnątrz, słyszy głos dziwny, głuchy, jakby zdławiony

i zarazem wyrazisty, metaliczny i zupełnie bezdusz-

ny, podobny do głosu wychodzącego z fonografu.

I ten głos mówi mu: „Synu mój najmilszy, w tobie

upodobałem sobie. Dlaczego nie zwróciłeś się do

mnie? Dlaczego czciłeś tamtego, tego głupca i jego

ojca? Ja Bóg i ojciec twój! A ten żebrak ukrzyżowany

– tobie i mnie obcy. Tyś jest jedyny, jednorodzony,

równy mnie. Ja ciebie kocham i niczego od ciebie

nie żądam. Tyś i tak najpiękniejszy, wielki, potężny.

Wykonuj twoje dzieło w imię t w o j e, a nie w moje.

Ja ci nie zazdroszczę. Ja ciebie miłuję. Niczego od

ciebie nie potrzebuję. T e n, któregoś uważał za

Boga, żądał od S w e g o syna posłuszeństwa, i to

posłuszeństwa bezgranicznego, aż do śmierci krzy-

żowej i nie pomógł mu na krzyżu. Ja ciebie będę

wspierał, nic w zamian nie żądając od ciebie. Dla

ciebie samego, dla twej własnej godności i dostoj-

ności, z czystej i bezinteresownej miłości do ciebie

– będę cię wspierał: Przyjm ducha mego. Jak ongi

duch mój zrodził ciebie w p i ę k n o ś c i , tak teraz

rodzi ciebie w mocy”.

Na te słowa nieznajomego wargi nad-

człowieka mimowolnie rozchyliły się, dwoje

przenikliwych ócz zbliżyło się tuż do jego

twarzy i uczuł, jakby jakiś ostry i lodowaty

prąd wstąpił weń i napełnił całe jego jeste-

stwo. Jednocześnie poczuł się niezwykle

silnym, odważnym, lekkim i pełnym entuzja-

zmu. W tej chwili zniknął nagle świetlny cień

i dwoje ócz, a jakaś siła uniosła nadczłowie-

ka nad ziemię i spuściła go bezpośrednio w

ogrodzie u drzwi jego mieszkania.

* * *

Nazajutrz nie tylko goście, ale i służba

wielkiego człowieka była zdumiona jego

osobliwym, jakby natchnionym wyglądem.

Ogarnęłoby ich zdumienie, gdyby go byli

mogli widzieć, jak zamknięty w swej praco-

wici pisał z szybkością i łatwością nadprzy-

rodzoną swoje sławne dzieło zatytułowane:

„Otwarta droga do powszechnego pokoju i

szczęśliwości”. (…)

Tę zadziwiającą książkę tłumaczą natych-

miast na wszystkie języki narodów cywilizo-

wanych, a nawet wielu ludów dzikich. Przez

cały rok tysiące dzienników we wszystkich

częściach świata są pełne reklam wydaw-

ców i entuzjazmu krytyków. Wydania popu-

larne ozdobione portretem autora rozchodzą

się w milionach egzemplarzy. Cały świat

cywilizowany – to znaczy naówczas niemal

cały glob ziemski – śpiewa chwałę tego czło-

wieka nieporównanego, wielkiego, jedynego.

Nikt nie odpowiada na tę książkę. Ona zdaje się

być dla wszystkich objawieniem prawdy zupełnej.

(…) I ten dziwny pisarz nie tylko porywa wszystkich,

ale jest p r z y j e m n y dla każdego (…) Wszelako

niektórzy pobożni ludzie przy wielkich pochwałach

nie szczędzonych tej książce pytają się, dlaczego

Chrystus Pan nie jest wspomniany w niej ani razu?

* * *

Niedługo po ogłoszeniu „Otwartej drogi”, któ-

ra uczyniła jej autora najpopularniejszym człowie-

kiem w dziejach świata, miał się odbyć w Berlinie

międzynarodowy sejm ustawodawczy Unii Państw

Europejskich.

Po długim paśmie wojen zewnętrznych i we­

wnętrznych odnoszących się do zrzucania jarzma

mongolskiego, które bardzo znacznie zmieniły kartę

Antychryst na grzbiecie Lewiatana, miniatura niderlandzka z Liber Floridus

(1448) Lamberta z Saint-Omer

(ciąg dalszy na str. 4)